Duchowość
2020.04.14 13:12

Mistyka prostego spojrzenia

A w miejscu tym było wiele trawy (J 6,10), mówi Pismo. Prosta, niewiele znacząca część rzeczywistości, zauważona akurat w momencie, w którym trwa wielkie oczekiwanie na cud rozmnożenia chleba na pustkowiu. I pewnie da się wyjaśnić wspomnianą „trawę” duchowo i alegoryczne, sięgając po traktaty mistyczne oraz typologię, ale może fakt ten mieści w sobie także wystarczająco sporo głębi w dosłownej prostocie. Jest cud rozmnożenia chleba i cud życia krążącego w stworzeniu. Jeden cud zachwyca tym, że okazuje się w porządku natury czymś niezwykłym, a drugi – cicho czeka na ponowne odkrycie, będąc niezwykłością ukrytą i pokorną, taką, którą dobrze znamy, chłoniemy w każdym czasie od dnia narodzin. A jednak Pismo natchnione przez Boga zawiera także objawienie zwyczajnej i zarazem niezwyczajnej dla ciekawskiego, zdumiewającego się dziecięcego ducha i dla otwartych oczu, dla „oczu ku patrzeniu”, prawdy, że oto w miejscu, w którym Jezus Chrystus rozdzielił głodnym mnóstwo chleba i ryb, było także wiele trawy. Czy nie jest to ważne? Tak, to ważne; to także cudowne rozmnożenie.

Prawda Objawienia, proste intuicje serca oraz poezja istotnie „życiodajna” okazują się tutaj zgodne. Majestat przyrody jest cichy i milczący, nie narzuca się, zwyczajnie „jest tutaj i teraz”, od wieków, przez wieki, wciąż niedający się całkowicie okiełznać, a przez to wzywający do pokory. Przypomina o odchodzeniu wszystkiego pod osłoną wieczności, tego bezkresnego poranka, który nadchodzi. Zarazem jednak uczy zwycięskiego trwania wobec zmierzchu czy uwiądu tego, co się narodziło i wzeszło. Obecność gór, drzew i jezior jest potężna, a przecież pozostaje cicha. Krzykliwe okazują się zazwyczaj iluzje. Przyroda jawi się wobec nich jako przestrzeń otwierająca na rzeczywistość i jaśniejąca oczywistością. To dlatego starotestamentowy mędrzec, stając przed ogromem stworzenia, zawołał: Wspominać będę dzieła Pana i opowiadać będę to, co widziałem; chwała Pana napełnia Jego dzieło (Syr 42,15.16). A przecież chwała ta nigdy się nie wynosi, nie pragnie uwagi. Ona po prostu jest, oczekując jedynie skromnej postawy słuchania, widzenia i przyjęcia. Na pewno w jakimś stopniu rozumiał to Adam Asnyk, skoro przekazał te prawdy w wierszu łączącym w sobie dziecięcą naiwność z prostotą ludowej przyśpiewki:

 

Siedzi ptaszek na drzewie
I ludziom się dziwuje,
Że najmędrszy z nich nie wie,
Gdzie się szczęście znajduje;

 

Bo szukają dokoła
Tam, gdzie nigdy nie bywa,
Pot się leje im z czoła,
Cierń im stopy rozrywa;

 

Trwonią życia dzień jasny
Na zabiegi i żale:
Tylko w piersi swej własnéj
Nie szukają go wcale!

 

W nienawiści i kłótni
Wydzierają coś sobie —
Aż zmęczeni i smutni
Idą przespać się w grobie.

 

A więc, siedząc na drzewie,
Ptaszek dziwi się bardzo;
Chciałby przestrzedz ich w śpiewie...
Lecz przestrogą pogardzą[1].

 

A więc obecność, nasłuchiwanie, przebudzenie do rzeczywistości. Czy nie tego samo uczył Jezus Chrystus, kiedy przemawiał prosto, a za punkt wyjścia dla swoich nauk obierał bezpośredni kontakt ze stworzeniem? Tak oto zachęcał: Przypatrzcie się ptakom w powietrzu (Mt 6,26), patrzcie na drzewo figowe i na inne drzewa (Łk 21,29), przypatrzcie się liliom na polu, jak rosną (Mt 6,28). Po prostu „patrzcie”. Jest w tym więcej duchowego aktu, niż można by sądzić. Ale pierwszy krok do ciągle rozszerzającego się horyzontu mistyki to patrzenie, ewangeliczne „czuwanie” czyli „czujność” na przejawy życia, prawdy i łaski. Wieczne Królestwo odsłania się przecież w małym ziarnie, w korzeniach drzew, w zasiewie, w sennym powrocie owiec do swych zagród. A najlepszy jest zapach ziemi zaraz po tym, gdy spadł na nią deszcz. Dziś tak właśnie było. Albo zapach jeziora po tym, gdy przeszła tędy burza. Te chłodne podmuchy to także radość, ale inna niż w pełnym słońcu, bliższa ciemnemu skupieniu drzew i traw, przeciągła, idąca w głąb, raczej w studnię milczenia, aniżeli wzwyż (tutaj melancholia jest pogodą ducha, odmienną, ale jednak pogodą, podobnie jak samotność jest napełnieniem). Jest również trwanie, zatrzymanie się, bez żadnego wysiłku, ze zwykłego „upodobania duszy”. Kłosy są zgięte, horyzont to granat i złoto, włosy stają się poskręcane od wilgotnego powietrza, cisza otwiera się jak olbrzymia przestrzeń. I wtedy, w „czasie wyznaczonym”, wraz z zapachem ziemi i jeziora, przychodzi Jezus, i pyta: „Czy chcesz zostać, czy przeprawić się na drugi brzeg”. Nie czeka, ale powoli idzie dalej.

Michał Gołębiowski

----- 

Drogi Czytelniku, skoro jesteśmy już razem tutaj, na końcu tekstu prosimy jeszcze o chwilę uwagi. Udostępniamy ten i inne nasze teksty za darmo. Dzieje się tak dzięki wsparciu naszych czytelników. Jest ono konieczne jeśli nadal mamy to robić.

Zamów "Christianitas" (pojedynczy numer lub prenumeratę)

Wesprzyj "Christianitas"

 

[1] A. Asnyk, Siedzi ptaszek na drzewie [w:] tegoż, Dzieła poetyckie. Wydanie zupełne, oprac. Z. Michałowski, t. III, Warszawa 1910, s. 130.


Michał Gołębiowski

(1989), doktor nauk humanistycznych, filolog, historyk literatury, eseista, pisarz, tłumacz. Stały współpracownik pisma „Christianitas”. Autor książek, m.in. „Niewiasty z perłą” (Kraków, 2018) czy „Bezkresu poranka” (Kraków, 2020), za którą został uhonorowany Nagrodą Specjalną Identitas. Jego zainteresowania obejmują zarówno dawną poezję mistyczną, jak również kulturę tworzoną w atmosferze tzw. „śmierci Boga” oraz dzieje ruchów kontrkulturowych lat 60. XX wieku.