Recenzje
2017.08.31 13:09

Marek S. Huberath – katolicka SF?

Czy możliwe jest połączenie takich dwóch odmiennych gatunków, jak SF oraz powieść katolicka? Były już tego rodzaju próby, na rodzimym gruncie przykładem takiego, dość ryzykownego przecież połączenia, jest powieść Jana Dobraczyńskiego Wyczerpać morze, w której kreśli on wizję świata post-nuklearnego. Jednak dla niego sytuacja takiej katastrofy jest tylko pretekstem do rozważania możliwości dalszego rozwoju Kościoła. Nie była to zatem powieść stricte SF.

Szalenie zatem oryginalnym autorem jest Marek S. Huberath, piszący pod pseudonimem, fizyk z Krakowa, który tworząc pełnokrwiste powieści i opowiadania SF, czerpie jednocześnie pełnymi garściami z dziedzictwa chrześcijańskiego. I tak Druga podobizna w alabastrze jest wizją świata, w którym Chrystus się nie narodził. To oczywiście straszliwie przygnębiająca wizja, a jednak mimo to oszałamiająca intuicjami dotyczącymi metafizyki historii. Rzecz dzieje się współcześnie, a jednak w świecie, w którym w pełni jego czasu nie dokonało się Najważniejsze Wydarzenie, więc jego historia zatrzymała się, nastąpił jej koniec. A więc w dalszym ciągu istnieje Cesarstwo Rzymskie, trwa ono w stagnacji, postęp techniczny uległ zatrzymaniu, świat stygnie, dosłownie i w przenośni. I w tym właśnie stygnącym świecie, Huberath widzi jedyny ratunek dla ludzkości w chrzcie.

Oczywiście nie doszukujmy się spójności teologicznej w wizjach Huberatha, jak bowiem chrzest w takim świecie może wszczepiać nas w Kościół, w śmierć i w zmartwychwstanie Chrystusa, jeśli Chrystus się nie narodził, a więc również nie umarł i nie zmartwychwstał. Sugestywność tej wizji jednak sprawia, że po oderwaniu się od lektury, zaczynamy intensywniej doceniać ten luksus, który jest naszym udziałem.

W powieści Vatran Auraio przewija się wątek skażenia ludzkiego ciała (a nie tylko ducha) przez grzech pierworodny. W powieści Miasta pod skałą pojawia się wątek stworzenia człowieka. Zresztą w obu tych powieściach, jak i w całej twórczości Hubertaha bardzo mocno jest podkreślony aspekt cielesności. Być może nawet jest on przedstawiony zbyt posępnie i naznaczony przesadnym naturalizmem czy wręcz turpizmem.

Ważnym wątkiem w twórczości Huberatha jest też tematyka etyczna, niektóre jego opowiadania są swego rodzaju manifestem, mającym wstrząsnąć czytelnikiem, otworzyć mu oczy na krzyczące okrucieństwo i niesprawiedliwość mające miejsce już teraz, bądź grożące nam w niedalekiej przyszłości. Do tego nurtu zalicza się oczywiście jego debiutanckie opowiadanie Wrocieeś Sneogg, wiedziaam..., dzięki któremu Huberath wygrał konkurs na opowiadanie i zaistniał jako pisarz SF na łamach czasopisma „Fantastyka” w 1987 r. Opowiadanie to jest wstrząsającą wizją świata, w którym po wojnie jądrowej sto procent ludzkości rodzi się z mniejszymi lub większymi deformacjami i upośledzeniami. Aby więc zapewnić lepszy standard życia tym najmniej zdeformowanym, reszta służy za żywe banki organów do pobrania. Huberath zdaje się tu tym, który woła, ostrzega. Jego głos brzmi rzeczywiście tak dramatycznie, że staje się porównywalny z głosem autorów literatury obozowej. To głos wołającego na zgliszczach humanitaryzmu. Jest jak Jeremiasz siedzący na ruinach Jerozolimy i opłakujący jej dzieci, z tym, że Huberath nie odwołuje się tutaj do Boga, a jedynie kreśli mocny obraz śmierci człowieczeństwa. Być może depresyjność twórczości Huberatha wynika właśnie ze świadomości bezsilności humanitaryzmu.

Podobnym w wyrazie opowiadaniem jest Kara większa, gdzie kara czekająca grzeszników po śmierci została przedstawiona w formie wielkiego obozu koncentracyjnego. Co ciekawe, to właśnie w tym opowiadaniu Huberath podejmuje wątek aborcji, również we właściwy sobie, wstrząsający sposób. Porównać można to opowiadanie z innym sławnym głosem literatury SF przeciwko aborcji – opowiadaniem Philipa K. Dicka Przedludzie, w którym amerykański pisarz opisuje świat, gdzie granica dopuszczalności aborcji została przesunięta do 12 roku życia. Huberath jednak podejmuje ten temat oryginalnie, z perspektywy świata „po tamtej stronie”, z jednej strony jako krzyczącą niesprawiedliwość wyrządzoną zupełnie bezbronnym, z drugiej słychać u niego echo teologicznej dysputy na temat pośmiertnego losu dzieci nieochrzczonych.

Kolejnym wątkiem obecnym w twórczości Huberatha są inspiracje malarskie, zwłaszcza średniowiecznym malarstwem religijnym. W Miastach pod skałą opisane są dwa rodzaje piekła, jednym z nich jest piekło współczesne, cyberpunkowe, drugim zaś piekło bardziej „retro”, urządzone dokładnie na wzór wizji piekielnych mąk z obrazów Hieronima Boscha.

Jednak największą fascynację malarstwem i symboliką chrześcijańską pokazał Huberath w najbardziej chyba pomysłowej swojej powieści – Portalu zdobionym posągami. Książka ta jest bowiem opisem piekła, jako niekończącej się międzynarodowej konferencji historyków sztuki na temat średniowiecznych przedstawień Sądu Ostatecznego. To w tej właśnie powieści przedstawia wstrząsająco scenę Sądu Ostatecznego przenosząc dosłownie do akcji scenę z obrazu Hansa Memlinga.

Wyraźnie w centrum zainteresowań Huberatha znajduje się zło, oczywiście nie wyczuwa się u autora ani grama akceptacji czy sprzyjania złu, lecz raczej każdy z jego utworów zbudowany jest na pesymistycznej wizji próby przetrwania mimo zła. Jednocześnie jesteśmy świadkami świetnej analizy różnych taktyk zła, jak chociażby w różnych stylach niszczenia jednostki w dwóch piekłach z Miast pod skałą, albo absolutnie genialnej analizie przemocy psychicznej wywieranej przez „diabła stróża” na swoich podopiecznych w Portalu zdobionym posągami. W tej ostatniej książce Huberath dokonał tak błyskotliwej analizy psychologicznej szatana, że aż byłabym ciekawa, czy nie interesował się on głębiej mechanizmami przemocy w opisach psychologów.

Rzadko kiedy Huberathowi zdarza się spojrzenie w kierunku Światłości, raczej - jeśli już - to obecna jest ona jako tęsknota za Wielkim Nieobecnym, jak to ma miejsce np. w Drugiej podobiźnie w alabastrze.

Właściwie można powiedzieć, że głównym wątkiem, przewijającym się przez wszystkie dzieła Huberatha jest opis prób zaadaptowania się w skrajnie nieprzyjaznych warunkach, przetrwanie, stopniowe osiąganie stanu znośności życia. Choć właśnie ten wątek w Karze większej został przez niego samego  zakwestionowany, gdy okazuje się tam, że największą karą dla człowieka jest uświadomienie sobie daremności tego moszczenia się własnymi siłami w tej „małej stabilizacji”.

Jednak moją ulubioną powieścią Huberatha jest Gniazdo światów. To również książka przesycona pesymizmem, kolejna wizja świata totalitarnego. A jednak książka ta różni się od pozostałych po pierwsze wyrafinowaną szkatułkową formą, a po drugie metafizycznym podtekstem. W ramach stworzonej w niej wizji świata, jego wewnętrznej konstrukcji, autor, wszak fizyk, konstruuje bardzo przekonującą próbę stworzenia wzoru na istnienie Boga. Właśnie taka, a nie inna konstrukcja świata pozwala na wyprowadzenie tego wzoru.

Czy można Huberatha do końca nazwać pisarzem chrześcijańskim? Z jego pesymistyczną wizją będzie to trudne, jednak dla wyrobionego czytelnika-katolika, który sam sobie może dopowiedzieć wszystkie te treści, których autor nie dopowiada,  lektura jego dzieł będzie bardzo inspirująca, chociażby jako pomoc w uświadomieniu sobie wyjątkowości orędzia chrześcijańskiego. Wielkie wrażenie zrobiło na mnie np. opowiadanie Maika Ivanna. To jest  z kolei wizja planety, na której współistnieją dwie rasy, ludzka i jaszczurza. Ludzie są tutaj katolikami, część jaszczurów zresztą też, ale ludzie są przez nich oskarżeni o zabicie Chrystusa i nazywani z tego powodu „diabłami”. Wśród ludzi nie ma już ostatniego biskupa, który zginął w nieszczęśliwym wypadku, nie ma też księży, ostatniego z nich jaszczury trzymają u siebie w niewoli jako zakładnika i rękojmię pokoju pomiędzy rasami.

Po przeczytaniu tego opowiadania w człowieku pozostaje, oprócz oczywiście zgrozy wywołanej beznamiętnym opisem okrucieństw wyobrażonego świata, także poczucie ulgi, że my żyjemy jeszcze w świecie, w którym takie nieszczęście jak przerwanie sukcesji apostolskiej, a co za tym idzie – możliwości wyświęcania nowych kapłanów i sprawowania nieprzerwanie sakramentów świętych, pozostaje jedynie w sferze fikcji literackiej, horroru religijnego.

Dla wrażliwego czytelnika mocno turpistyczne opisy, czy właśnie przygnębiający nastrój dzieł Huberatha będą pewnie odrzucające, jednak jest to kawał świetnej literatury. Wiele z jego ujęć będzie mi towarzyszyć już zawsze, jak chociażby genialne opowiadanie Ostatni, którzy wyszli z raju. Będę do niego wracać jeszcze wielokrotnie, ze względu na niepowtarzalny nastrój i ciekawy pomysł rozwiązania zagadki pochodzenia ludzkości, zręczne granie motywem holokaustu, mistrzowskie wyczarowanie klimatu doby globalnego kryzysu. Opowiadanie to byłoby też wdzięcznym obiektem do sfilmowania, niewiele bowiem ustępuje klimatem, wizjonerstwem i suspensem kultowej powieści Dicka Człowiek z Wysokiego Zamku

 

Antonina Karpowicz-Zbińkowska


Antonina Karpowicz-Zbińkowska

(1975), doktor nauk teologicznych, muzykolog, redaktor „Christianitas”. Publikowała w „Studia Theologica Varsaviensia”, "Christianitas", na portalu "Teologii Politycznej" oraz we "Frondzie LUX". Autorka książek "Teologia muzyki w dialogach filozoficznych św. Augustyna" (Kraków, 2013), "Zwierciadło muzyki" (Tyniec/Biblioteka Christianitas, 2016) oraz "Rozbite zwierciadło. O muzyce w czasach ponowoczesnych"(Tyniec/Biblioteka Christianitas, 2021). Mieszka w Warszawie.