Wybierając studia teologiczne należy przygotować się na rozliczne próby wiary. Jest to niestety wliczone w ryzyko studiowania świętej teologii: w sali wykładowej usłyszy się bowiem nie tylko rozliczne nauki niezatwierdzone powagą Kościoła, ale i jawne herezje. Gdy zapytaliśmy się kiedyś naszego mentora, o. Jacka Salija, co zrobić w przypadku, gdy na egzaminie dostaniemy pytanie, na które egzaminator oczekuje odpowiedzi sprzecznej z naszą wiarą, o. Profesor odpowiedział, że w czasami trzeba dać świadectwo wiary także i na egzaminie z teologii. Niezdany egzamin to ledwie cień tych prób, które musieli przechodzić wielcy święci wyznawcy i męczennicy. Nie dramatyzuję pisząc te słowa, taki dialog naprawdę miał miejsce na katolickiej uczelni.
Jednak nie przejmowałam się stanem współczesnej teologii tak bardzo dopóki nie przekonałam się, że on nie dotyczy tylko wąskiego grona specjalistów. Dość późno zawitałam w mury duszpasterstwa dominikańskiego i z najwyższym zdumieniem usłyszałam tam z ust młodych, gorliwych studentów dokładnie te same postrahnerowskie slogany, które słyszałam przedtem w gronie teologów. Okazuje się, że ci młodzi ludzie usłyszeli na cyklu konferencji, czy może na rekolekcjach, że Pan Jezus w swoim ziemskim życiu wcale nie zdawał sobie sprawy z tego, że jest Bogiem, a także wcale nie wiedział o tym, że zmartwychwstanie. Tu następował zwrot retoryczny żywcem wzięty z nowoczesnej teologii: „Przecież gdyby wiedział o tym, że zmartwychwstanie, to nie bałby się tak bardzo w Ogrójcu, wzruszyły tylko ramionami, że przecież i tak za trzy dni zmartwychwstanie”.
Najbardziej bolesne było dla mnie wtedy to, że ci młodzi ludzie daliby się pokrajać za tę „naukę”, którą chciwie spijali z ust swoich duszpasterzy i brali za najświętszą prawdę…
Nie wiem, czy byli na tyle wprowadzeni w ten tok rozumowania, że potrafiliby odeprzeć cynicznie argumenty z Pisma Świętego przytaczające wielokrotne zapowiedzi samego Pana Jezusa o Jego zmartwychwstaniu tym, że są to późniejsze dopiski „pierwszych gmin popaschalnych”. Nikt im pewnie nie wytłumaczył, że to mieszanina bultmannowskiego nurtu „demitologizacji” Pisma Świętego sprowadzająca się w ostateczności do jego kompletnej relatywizacji, z antropologicznym zwrotem chrystologicznym Karla Rahnera. Ten w ostateczności sprowadza się z kolei do współczesnego arianizmu, a od tego już tylko jeden krok do całkowitej apostazji.
Z podobnym niepokojem reaguję też na propagowywanie innej współczesnej „herezji”, z którą zetknęłam się w ramach studiowania teologii, a mianowicie z teorią zmartwychwstania w momencie śmierci. Atrakcyjnie podana, bez odpowiedniego komentarza „z Tradycji” może ona uwieźć niejednego katolika. Trzeba dodać, że teoria ta zakłada, że człowiek umiera cały, wraz z duszą i ciałem, a więc stoi ona w sprzeczności z prawdą wiary, że dusza ludzka jest nieśmiertelna. Należy również dodać, że nauka ta stanowi całkowite novum w Kościele i jest wymysłem XX wieku. Brakuje jej też zakorzenienia w Tradycji, co wystarczy by ją dyskwalifikuwać. Teoria ta bazuje również na rozdziale greckiej metafizyki od ujęcia biblijnego, a więc praktycznie na rozdziale Pisma Świętego od Tradycji. Skoro nie ufamy Tradycji, a ta mówi przecież wyraźnie o duszy w stanie odłączonym od ciała po śmierci, relatywizujemy Tradycję. Co zatem pozostaje jeszcze pewnego i stałego? Przecież nie Pismo Święte, bo ono zostało już zrelatywizowane przez Bultmanna i biblistykę protestancką…
To, że teologowie w swoim gronie uprawiają tego rodzaju teologię liberalną, to jest oczywiście znak wielkiego upadku teologii, jednak prawdziwe zgorszenie dokona się wówczas, gdy ta teologia zacznie być głoszona z ambon.
W tym kontekście warto przypomnieć wywiad o. Jacka Salija, którego udzielił on niedługo po głośnym ogłoszeniu apostazji przez ks. Węcławskiego:
http://www.dziennik.pl/opinie/article121509/Z_Bogiem_warto_sie_zaprzyjaznic.html
Na koniec przywołam komentarz, z jakim spotkałam się, gdy poskarżyłam się w pewnej dyskusji, na sytuację z czasów moich studiów. Chodziło właśnie o to, że na katolickiej uczelni musieliśmy słuchaliśmy nauki zgoła niekatolickiej. Ktoś skomentował, że to słowa świadczące o ciasnocie umysłów studentów teologii, którzy znieść nie mogą dywagacji umysłu wybitnego. Przypomniało mi to wypowiedź Marcina Lutra, cytowaną przez Alberta Schweitzera w jego sławnej monografii Bacha:
A gdy pewnego razu wykonano w jego domu jeden z motetów Senfla, zawołał: „Takiego motetu nie zdołałbym zrobić, choćbym pękł, jako i on zresztą nie mógłby kazania na psalm jaki wygłosić takiego jak ja”[1]
Boże, miej miłosierdzie nad wybitnymi umysłami!
Antonina Karpowicz-Zbińkowska
[1] A. Schweitzer, Bach, tłum. M. Kurecka i W. Wirpsza, Wydawnictwo Naukowe PWN SA, 2011, t. 1, s. 43.
(1975), doktor nauk teologicznych, muzykolog, redaktor „Christianitas”. Publikowała w „Studia Theologica Varsaviensia”, "Christianitas", na portalu "Teologii Politycznej" oraz we "Frondzie LUX". Autorka książek "Teologia muzyki w dialogach filozoficznych św. Augustyna" (Kraków, 2013), "Zwierciadło muzyki" (Tyniec/Biblioteka Christianitas, 2016) oraz "Rozbite zwierciadło. O muzyce w czasach ponowoczesnych"(Tyniec/Biblioteka Christianitas, 2021). Mieszka w Warszawie.