W XII wieku w Prowansji powstaje nurt poezji (śpiewanej), tworzonej przez tzw. trubadurów (od słowa trobar – twórca, wynalazca, czyli ten, który tworzy poezję wraz z muzyką). Mówi się, że ich sztuka ma swoje źródła w antycznej poezji łacińskiej, można też dopatrzeć się w niej wpływów arabskich. Prowansja to południe Francji, dodatkowo są to także czasy pierwszych krucjat. Trubadurzy piszą w języku oksytańskim, czyli inaczej prowansalskim.
Najsławniejsi trubadurzy to m.in.: Bernard de Ventadour (inaczej: Bernart de Ventadorn), Raimbaut de Vaqueiras, Giraut de Borneil, Marcabru, Peire Vidal, Arnaut Daniel, Giraut Riquier. Każdy z nich to osobna opowieść, ich życie było przedmiotem legend krążących po całej Europie, niektórych Dante umieścił w swojej „Boskiej komedii” (jednych w niebie, innych w czyśćcu, a jeszcze innych w piekle). Wielu spośród nich było katarami, co się przekładało również na to co pisali i jaką mieli wizję miłości. Wiadomo przecież, że poezja trubadurów opiewa przede wszystkim ziemską miłość, ta zaś, zgodnie z gnostycką koncepcją świata, powinna być wyidealizowana i nie mieć nic wspólnego z cielesnością. Dama serca jest więc nieosiągalna i daleka. Od cielesnej miłości (ciało jest przecież siedliskiem zła) są bardziej przyziemne obiekty, np. wieśniaczki. Stąd wyraźny podział na pieśni opiewające wyidealizowaną duchową miłość i rubaszne piosenki opiewające miłosne przygody z.. wieśniaczkami.
Mówi się o tym, że krucjata przeciwko katarom zniszczyła wspaniały świat poezji trubadurów, jednak i tak zachowało się tych muzycznych zabytków wyjątkowo wiele. Trzeba jednak wiedzieć, że zapis muzyczny obejmuje jedynie melodię, którą śpiewa głos z tekstem. Akompaniament był całkowicie improwizowany, zwykle wykonywano go na jakimś instrumencie strunowym i polegał - na ogół - na towarzyszeniu głównej melodii, ale nie akordowo, tylko poprzez modyfikację głównej melodii.
Istnieje w związku tym obecnie całe mnóstwo różnych wykonań pieśni trubadurów, każde w innym stylu i inaczej opracowane. Wszystkie one bowiem są rekonstrukcją, stworzoną według gustu, smaku i wizji wykonawcy. Może to być wykonanie solowe, chóralne, z towarzyszeniem jednego instrumentu akompaniującego lub bez, albo przy udziale zespołu różnych instrumentów. Do wyboru mamy całą gamę rozmaitych instrumentów, które, przypuszczalnie, mogły być używane do wykonywania tych pieśni: harfy, liry korbowe, rebeki, fidele, instrumenty perkusyjne, rozmaite instrumenty pochodzenia arabskiego (co jest akurat bardzo prawdopodobne, biorąc pod uwagę, że trubadurzy jeździli na krucjaty i mogli sobie takie instrumenty sprowadzać) itd.
Bezpośrednią kontynuacją twórczości trubadurów stanowi twórczość truwerów. Truwerzy tworzyli na przełomie XII i XIII wieku, pisali po francusku, rekrutowali się spośród rycerzy, królów, a nawet księży. Najsławniejsi truwerzy to Gace Brule, Thibaut IV z Szampanii, opat Gautier de Coincy i sam król Ryszard Lwie Serce (który pisał poezję w języku francuskim i oksytańskim, Anglię zaś, swoje królestwo traktował po macoszemu, a za swoją ojczyznę uważał Francję, nigdy też nie nauczył się mówić po angielsku).
Jako pierwszy utwór chciałabym zaprezentować albę Girauta de Borneil: Reis glorios. To wyjątkowy utwór i w wyjątkowym wykonaniu Paula Hilliera[1], który śpiewa aksamitnym barytonem, a każda fraza jest u niego doskonale dopracowana. Mam do niego sentyment, bo pierwsza płyta CD, którą w życiu kupiłam, to było właśnie nagranie pieśni trubadurów w jego wykonaniu.
Alba, to szczególny gatunek poezji – pieśń na powitanie słońca i poranka. Zazwyczaj treść tej pieśni opowiada o tym, że oto parę kochanków zastaje ranek, a więc muszą się rozstać. Czasami pojawia się postać strażnika zamku, który ogłasza poranną godzinę, czasami również pojawia się przyjaciel kochanka, który nawołuje, że oto już ranek, pan zamku zaraz powróci, więc trzeba się szybko zbierać, żeby nie zostać nakrytym (ot, taki wzorzec sytuacyjny). Co ciekawe, to do tej formy alby nawiązuje potem np. Szekspir w Romeo i Julii w scenie poranka (słowik itd.).
I jeszcze słowo o samej tej płycie: w latach 90’, gdy jej słuchałam po raz pierwszy, najbardziej uderzające było w niej to wrażenie, że muzyka ta (oparta przecież na modi kościelnych, czyli na skalach średniowiecznych – zachodnich) miała posmak czegoś orientalnego. To samo wrażenie robiła także na innych słuchaczach. Dziś już ten utwór nie brzmi w moich uszach tak orientalnie, bo też od tamtej pory dużo zmieniło się w wykonawstwie muzyki dawnej, średniowiecznej, istnieją dużo bardziej orientalnie brzmiące wykonania. Jest to świadectwo tego, jak zmienia się nasza percepcja i smak, nawet w przeciągu dwóch dekad.
Następny utwór, to pieśń La dousa votz ai auzida Bernarda de Ventadour, który był nadwornym trubadurem Eleonory Akwitańskiej (wnuczki trubadura – Wilhelma Akwitańskiego, królowej Francji i królowej Anglii, matki Ryszarda Lwie Serce). Śpiewa Martin Best. To wykonanie ujęło mnie wewnętrznym ogniem, na tej płycie akompaniuje sobie on na gitarze mauretańskiej.
A teraz przykład piosenki rubasznej, opowiadającej historię przygody z wieśniaczką autorstwa Marcabru (ten trubadur był znajdą, który wychował się na dworze rycerskim):
I ta sama piosenka przetłumaczona i zaśpiewana przez Jacka Kowalskiego:
A tu przepięknie śpiewa Marc Mauillon pieśń Marcabru opowiadającą o Ziemi Świętej:
Tym razem wyjątkowej urody pieśń Ryszarda Lwie Serce, który napisał ją, gdy był uwięziony i opuszczony przez wszystkich towarzyszy. Postać Ryszarda Lwie Serce jest naprawdę fascynująca, chociaż człowiekiem i królem był bardzo kontrowersyjnym:
Jako ciekawostkę przedstawiam trzy odcinki imponującegto projektu zrealizowanego pod kierunkiem Jordi Savalla, pt.: Le Royaume Oublié - La tragédie Cathare – Tragedia katarów. Sam tytuł jest oczywiście prowokacją, projekt zawiera zaś mydło i powidło, czyli zarówno pieśni trubadurów, jak i Cantigas de Santa Maria (zbiór pieśni napisanych ku Najświętszej Marii Panny za czasów króla Alfonsa X El Sabio – Mądrego, który ogłosił się trubadurem NMP. Część tych cantig napisał podobno on sam, ale wiele jest po prostu twórczością pielgrzymią), pieśni sefardyjskie, utwory Hildegardy z Bingen, a także teksty czytane, jak np. listy św. Bernarda z Clairvaux.
A teraz utwór truwera Gautiera de Coincy Amours, qui bien ses enchanter w wykonaniu zespołu New London Consort pod dyrekcją Philippa Picketta:
Na koniec dwa utwory minnesingerów – tak nazywali się niemieccy trubadurzy (minnesang – liryka miłosna, od minne – w staroniemiecki języku – miłość). Pierwszy jest autorstwa najsławniejszego minnesingera Walthera von der Vogelweide (ok 1170-1230) Nu alrest lebe ich mir werde, wykonuje go Ensemble Unicorn:
I drugi utwór Neidharta von Reuentala Meie din liechter schin, w tym samym wykonaniu:
Antonina Karpowicz-Zbińkowska
[1] Założyciela zespołu The Hilliard Ensemble, który jednak później opuścił tę grupę i założył inny zespół – The Theatre of Voices.
(1975), doktor nauk teologicznych, muzykolog, redaktor „Christianitas”. Publikowała w „Studia Theologica Varsaviensia”, "Christianitas", na portalu "Teologii Politycznej" oraz we "Frondzie LUX". Autorka książek "Teologia muzyki w dialogach filozoficznych św. Augustyna" (Kraków, 2013), "Zwierciadło muzyki" (Tyniec/Biblioteka Christianitas, 2016) oraz "Rozbite zwierciadło. O muzyce w czasach ponowoczesnych"(Tyniec/Biblioteka Christianitas, 2021). Mieszka w Warszawie.