Opat powinien z całą gorliwością troszczyć się o błądzących braci, ponieważ nie potrzebują lekarza zdrowi, ale ci, którzy się źle mają (Mt 9,12)[1].
To już ostatni z rozdziałów poświęconych ekskomunice. Wyjaśnia on całe zagadnienie monastycznego kodeksu karnego i uwyraźnia intencje św. Benedykta, ukazuje całą jego ojcowską troskę. Znamy różnorodne punkty widzenia, które przyjmuje ludzka sprawiedliwość, aby uzasadnić stosowanie prawa karnego, z karą śmierci włącznie. Czasami patrzymy na kwestię wymiaru kary z punktu widzenia ostatecznego porządku stworzenia i twierdzimy, że sprawiedliwe jest, aby ci, którzy nie chcieli przynależeć do tego porządku przez posłuszeństwo, zostali jednak weń włączeni przez karę. Jest to prawda, ale prawda zimna i wzniosła, a winowajca mierząc się z nią, może zrezygnować z poprawy. Można też wybrać myślenie w pierwszym rzędzie o społeczności, której trzeba zapewnić bezpieczeństwo, i wówczas kara staje się środkiem zabezpieczającym. Kara w dwojaki sposób chroni społeczność przez powrotem win, za które jest odpłatą, po pierwsze – sprawiając, że winowajca nie ma możliwości dalszego szkodzenia, po drugie – wzbudzając zbawczy lęk u innych złych i gotowych szkodzić: „kara depcze po piętach winie”, Culpam poena premit comes. To także jest prawda, ale surowa i często nieskuteczna. Trzeba było, aby w regule chrześcijańskiej i monastycznej, spojrzeć na tą kwestię z punktu widzenia samego winowajcy i – nie zapominając w żadnym razie o innych punktach widzenia, które właśnie wspomnieliśmy – zatroszczyć się przede wszystkim o jego poprawę, spojrzeć na niego bardziej jak na chorego brata niż na potępieńca. I chociaż starożytne reguły i Żywoty Ojców obfitują w budujące opisy należnego grzesznikom miłosierdzia, nikt, jak sądzimy, nie napisał przedtem niczego podobnego do tych zdań, tak bardzo osobistych dla św. Benedykta, z których przebija cała pełnia jego troskliwego ojcostwa, poważnego, mocnego i wrażliwego zarazem.
„Z całą gorliwością”, omni sollicitudine. Chociaż należało wymierzyć karę, klasztor, „dom Boży” (53,22), nie jest w żadnym razie kolonią karną, gdzie oczekuje się poprawy skazańców, stosując wobec nich tylko siłę i złe traktowanie. W klasztorze cała gorliwość i zaangażowanie opata mają być wykorzystane na korzyść tych braci, którzy upadli. Jedyną wskazaną przez Regułę racją takiego postępowania są słowa wypowiedziane przez Pana dla ukazania Jego nieskończonego miłosierdzia: „Nie trzeba lekarza zdrowym, ale tym, którzy się źle mają” (Mt 9,12). On sam przyszedł na świat, aby odkupić, wspierać, leczyć; nieszczęsne są te samowystarczalne dusze, które mniemają, że wcale nie potrzebują Jego współczucia i Jego lekarstw. Miłosierdzie jest u Pana cnotą dominującą. To Jego miłosierdzie było powodem zdumienia, zgorszenia, a nawet wywoływało nienawiść przewrotnych kazuistów tamtych czasów: faryzeuszy i uczonych w Prawie. Wspomnijmy jedynie historię kobiety cudzołożnej, ekskomunikowanej przez uczonych i wydanej na kamienowanie (J 8,3-11)! Jeśli w sercu Boga nie ma nic prócz dobroci, opat, który zajmuje w klasztorze Jego miejsce, powinien także zawsze skłaniać się do miłosierdzia względem braci i serdecznej troski o nich.
Tak więc musi, jak mądry lekarz używać najróżniejszych sposobów: Niechaj posyła do nich „sympektów”, tzn. starszych i mądrych mnichów, którzy by chwiejnego brata dyskretnie podnosili na duchu skłaniając do pokornego zadośćuczynienia za popełniony błąd, a jednocześnie pocieszali, by nie popadł ów człowiek w straszliwy smutek (2 Kor 2,7), bo jak mówi znowu ten sam Apostoł, trzeba potwierdzić miłość (2 Kor 2,8 Wlg) względem niego. I niechaj wszyscy za niego się modlą[2].
Ponieważ opat został ustanowiony lekarzem dusz[3], będzie „jak mądry lekarz używać najróżniejszych sposobów”. Będzie głowił się, jak znaleźć skuteczne lekarstwo albo raczej, co zrobić, by lekarstwo ekskomuniki było w pełni skuteczne. Sięgnie po różne sposoby, które jego miłość i doświadczenie mu podpowiedzą. Wyśle, na przykład do ekskomunikowanego „sympektów”. Słowa quasi occultos consolatores, są później dodaną glossą[4]. Wiele dyskutowano nad znaczeniem terminu „sympekt”. Kopiści często to słowo przeinaczali, komentatorzy proponowali najróżniejsze i najdziwniejsze etymologie. Chociaż w najbardziej wiarygodnych kodeksach zapisano senpectas, jest bardzo prawdopodobne, że prawidłowa ortografia tego słowa jest sympaecta i że jest to łacińska transkrypcja greckiego słowa συμπαίκτης, znaczącego dosłownie: ktoś, kto robi coś z dzieckiem, bawi się z nim, towarzysz zabawy (collusor)[5]. W literaturze chrześcijańskiej z czasów przed św. Benedyktem znajdujemy to słowo, użyte w sensie przenośnym, jedynie w „Opowiadaniach dla Lausosa(Historia Lausiaca)”. W jednym z opowiadań autor opisał, jak Serapion Syndonita postanowił sprzedać się w niewolę aktorom, aby tym łatwiej ich nawrócić, i do swojej gry, do swojego pobożnego oszustwa „wziął sobie za towarzysza (συμπαίκτην) pewnego ascetę”[6]. To właśnie w sensie przenośnym Nasz Święty Ojciec mówi o „sympektach”. Ponieważ zaraz dodaje „tzn. starszych i mądrych mnichów”, id est seniores sapientes fratres, sądzono, że w ten sposób podał wyjaśnienie tego słowa i czytano nie senpectas lecz senipetas, co można by przetłumaczyć „zmierzający do starości”. Stąd pochodzą różne nieprawdopodobne interpretacje. Święty Benedykt rzeczywiście podaje wyjaśnienie tego obcego wyrazu, ale bardziej w słowach „dyskretnie podnosili na duchu”, qui quasi secrete consolentur, niż w tych, które bezpośrednio po nim następują. Jego myśl jest taka: Opat nie może bezpośrednio zwracać się do ekskomunikowanego mnicha, ma zastosować inną taktykę. Są we wspólnocie bracia lubiani, pełni poświęcenia i tacy, do których ekskomunikowany ma zaufanie. Są to zakonnicy starsi, o ugruntowanej cnocie, którym nie zaszkodzą żale, a może nawet gwałtowne oskarżenia ukaranego. Mają odpowiednie umiejętności, są w pewnym sensie dyplomatami. Opat włącza ich w swą miłosierną grę, czyni ich wspólnikami swojej miłości. Pojdą więc w tajemnicy do winowajcy, jakby sami z siebie, nie jako przedstawiciele opata. Uzna on, że to ich inicjatywa, a opat tylko wyraził na nią zgodę.
Ich zadanie polega przede wszystkim na pocieszeniu brata, podniesieniu go na duchu, a później na skłonieniu do dobra. Jego dusza jest wciąż wzburzona, miotająca się między strachem i złością, między irytacją a niepewnością, chwiejna, fluctuans. Ta pełna miłości interwencja „sympektów” ma na celu wyciszenie emocji i pomoc sumieniu. Nieśpiesznie doprowadzi ona ekskomunikowanego brata do pokornego zadośćuczynienia, płynącego nie z przymusu, lecz z pragnienia ekspiacji. Ale przede wszystkim, powtarza św. Benedykt, ten brat potrzebuje pociechy. „Sympekci” będą czuwali, aby smutek i wstyd go nie przygniotły, aby „snadź nie pogrążył się w smutku bez miary” (2 Kor 2,7). Tak polecił Apostoł, mając na myśli kazirodcę z Koryntu. I zaraz dodał, że w tym krytycznym momencie miłość do brata powinna być wielka, potwierdzić się w czynie i wziąć górę nad wszystkim innym. A gdy tajni emisariusze opata będą bezpośrednio zabiegać o dobro ekskomunikowanego, wszyscy bracia będą się za niego modlili[7].
Jesteśmy tu bardzo daleko od tych form odwetu, które tak chętnie wymierza sprawiedliwość świecka, bardzo daleko od wymagań faryzeuszów, którzy zawsze byli skłonni do nieustępliwej surowości, bardzo daleko od tych tendencji, znajdujących niekiedy swój wyraz w literaturze, zgodnie z którymi jedyną istniejącą cnotą jest ta, która nie zna upadku, a jedynym wyjściem z chwilowej słabości jest rozpacz i samobójstwo. Taki właśnie jest świat: najbardziej zepsuci są jednocześnie najbardziej nieprzejednani! Widzimy tu także, jak przepisy monastyczne wcielają w życie tę idealną zasadę, zgodnie z którą powinno się wykonywać całą sprawiedliwość karną. W normalnych sytuacjach skutecznie karać mogą tylko ci, którzy sami podjęli wysiłek odrzucenia błędów, którzy swoim życiem świadczą o prawie moralnym, którzy nie tylko wystrzegają się pielęgnowania w sobie uczuć gwałtownych i bezbożnych – zwiastunów przestępstwa, ale podjęli wysiłek wyciszenia, a nawet, o ile to możliwe, całkowitego stłumienia wszystkich odruchów przewrotnych. Gdy społeczeństwo samo prowokuje do zła, korumpuje umysły i psuje obyczaje, w imię jakiego prawa ustanawia się sędzią swoich własnych ofiar?
Opat musi poświęcić temu zadaniu bardzo wiele troski i z całą bystrością gorliwie zabiegać, by nie utracić żadnej z powierzonych mu owiec. Powinien bowiem pamiętać, że ma być opiekunem dusz chorych, a nie tyranem zdrowych. Niech więc lęka się groźnych słów Proroka, w których słychać głos samego Boga: Co było tłuste, braliście dla siebie, a co było słabe, odrzuciliście[8].
Święty Benedykt wraca, z jeszcze większym naciskiem, do pierwszych słów tego rozdziału. Opat, jak mówi, powinien z wielką gorliwością zajmować się tymi braćmi, którzy upadli, biec, spieszyć się[9], wykazać się bystrością umysłu i przemyślnością, aby „nie utracić żadnej z powierzonych mu owiec”. Bóg nie chce, aby raz na zawsze odwrócił się od winowajców, uniesiony tym samym pełnym zgorszenia wstrętem, co faryzeusze na widok świętej Marii Magdaleny! Opat nie może również pozwolić sobie na brak zainteresowania, na zostawienie ekskomunikowanego na pastwę jego emocji i jego urażonej pychy, mówiąc: „ Nic tu nie mogę zrobić! Jeśli chce upierać się w swym buncie, to niech w nim trwa. Nie mogę zastąpić jego woli moją!”. Opatowi, który by tak działał, można by powiedzieć: „Dobrze widać, że jeszcze nie umarłeś za niego; może nie wyrzucałbyś go tak łatwo za burtę?”. Gdyby odpowiedział: „Ale on jest taki trudny, wciąż jadowity, nielojalny!”, należałoby mu rzec: „Właśnie po to ty otrzymałeś więcej. Nie jesteś księciem, ani bezlitosnym sędzią, ani katem”. Zasadniczo, rolą opata nie jest wyniosłe panowanie nad duszami zdrowymi. Bóg powierzył mu straż nad duszami słabymi i chorymi, troskę o nie i ich leczenie. Przede wszystkim nad nimi powinien się pochylać. Święty Augustyn pisał to samo o duchownych służących Bogu w świecie: „Niech nie zajmują się bardziej zdrowymi niż tymi, którzy mają wrócić do zdrowia. Niech wytrwale znoszą wady licznych, aby ich doprowadzić do zdrowia, gdyż choroba musi najpierw być tolerowana, aby zostać uleczoną”[10]. Niech więc opat strzeże się przed nastawieniem zbyt naturalistycznym i zbyt egoistycznym, niech sobie przypomina w razie potrzeby to oburzenie Pana, który ustami Proroka wypomina surowość i drapieżność złych pasterzy Izraela: „co tłustszego było, zabijaliście, a trzody mojej nie paśliście. Co niemocnego było, nie wzmacnialiście, co chorego, nie leczyliście, co połamanego było, nie wiązaliście, co się oderwało, nie przywiedliście, a co było zginęło, nie szukaliście, aleście z surowością rozkazywali im i z mocą” (Ez 34,3-4). Cały ten fragment z Księgi Ezechiela jest straszliwą groźbą dla złych pasterzy. Ale nie oczekuje się od opata ani pobłażliwości ani słabości, tak samo, jak nie wymaga się od niego, aby otworzył bramy swojego klasztoru na całą słabość i nędzę świata.
Niech naśladuje raczej ojcowską troskliwość Dobrego Pasterza: On przecież właśnie pozostawił w górach dziewięćdziesiąt dziewięć owiec, a poszedł szukać jednej zabłąkanej. Tak bardzo współczuł jej słabości, że raczył wziąć ją na swe święte ramiona i sam odniósł z powrotem do trzody[11].
Sposobowi postępowania pasterzy najemnych i niegodnych św. Benedykt przeciwstawia przykład troskliwości i poświęcenia, pium exemplum, Dobrego Pasterza, który ukazał sam Pan w Ewangeliach św. Mateusza (18,12-14) i św. Łukasza (15,3-7; zob. J 10). Dobry Pasterz miał sto owiec. Pewnego dnia jedna z nich zabłąkała się gdzieś daleko od stada. A Pasterz, zostawiwszy dziewięćdziesiąt dziewięć na znanych im wzgórzach, podążył, by szukać tej jednej niewiernej. Znalazłszy ją, poranioną być może albo zbuntowaną, „tak bardzo współczuł jej słabości, że raczył wziąć ją na swe święte ramiona i sam odniósł z powrotem do trzody”[12]. Dalej Ewangelia podkreśla radość Dobrego Pasterza. Przywrócić Panu duszę zbłąkaną – to rzeczywiście najwyższa radość, jakiej możemy zasmakować tu na ziemi. „Bracia moi, jeśliby ktoś zboczył z drogi prawdy, a kto inny nawróciłby go, niech wie, że kto nawraca grzesznika z błędnej drogi, zbawi duszę jego od śmierci i zakryje mnóstwo grzechów” (Jk 5,19-20). Oczywiste jest, że niestrudzone i przemyślne miłosierdzie opata ma być zarazem wzorem i zachętą dal wszystkich braci, aby w ten sam sposób czuli i postępowali wobec siebie nawzajem. W klasztorze powinna być powszechna konspiracja miłości, aby „nie utracić żadnej z powierzonych owiec”, ne aliquam de ovibus creditis perdat.
Dom Paul Delatte OSB
tłum. Tomasz Glanz
-----
Drogi Czytelniku, skoro jesteśmy już razem tutaj, na końcu tekstu prosimy jeszcze o chwilę uwagi. Udostępniamy ten i inne nasze teksty za darmo. Dzieje się tak dzięki wsparciu naszych czytelników. Jest ono konieczne jeśli nadal mamy to robić.
Zamów "Christianitas" (pojedynczy numer lub prenumeratę)
-----
[1] QUALITER DEBEAT ABBAS SOLLICITUS ESSE CIRCA EXCOMMUNICATOS. Omni sollicitudine curam gerat abbas circa delinquentes fratres, quia: Non est opus sanis medicus, sed male habentibus.
[2] Et ideo uti debet omni modo ut sapiens medicus: inmittere senpectas, id est seniores sapientes fratres, qui quasi secrete consolentur fratrem fluctuantem et provocent ad humilitatis satisfactionem et consolentur eum ne abundantiori tristitia absorbeatur, sed, sicut ait item Apostolus: Confirmetur in eo caritas, et oretur pro eo ab omnibus.
[3] św. Bazyli Wielki, Reg. contr., XXIV.
[4] Słów tych, znajdujących się w tekście komentowanym przez Dom Delatte’a, nie ma we współczesnym łacińskim tekście Reguły, nie ma ich także w polskim tłumaczeniu (przyp. tłum.).
[5] Zob. Komentarz Dom A. Calmet’a do tego fragmentu Reguły.
[6] Historia Lausiaca, c. LXXXIII, P.G., XXXIV, 1180; wyd. C. Butler, Cambridge 1904, s. 109; cyt. za: Palladiusz, Opowiadania dla Lausosa (Historia Lausiaca), tłum. S. Kalinkowski, Kraków 1996, r. 37,2.
[7] Również Reguła dla dziewic św. Cezarego nie pozostawia ekskomunikowanej mniszki w całkowitym osamotnieniu: Cum una de spiritualibus sororibus resideat (XXXI).
[8] Magnopere enim debet sollicitudinem gerere abbas et omni sagacitate et industria currere, ne aliquam de ovibus sibi creditis perdat. Noverit enim se infirmarum curam suscepisse animarum, non super sanas tyrannidem. Et metuat Prophetae comminationem per quam dicit Deus: Quod crassum videbatis, et quod debile erat proiciebatis.
[9] Dom E. Butler twierdzi, że autentycznym zapisem jest currere (Tak też jest we współczesnej redakcji Reguły. Dom P. Delatte komentował tekst, w którym w tym miejscu było słowo curare, czyli „troszczyć się pielęgnować” – przyp. tłum.). Święty Benedykt rozwinie dalej myśl o Dobrym Pasterzu spieszącym na poszukiwanie zaginionej owcy.
[10] św. Augustyn, De moribus Ecclesiae cathol., 1. I, c. XXXII, P.L., XXXII, 1339.
[11] Et Pastoris boni pium imitetur exemplum, qui, relictis nonaginta novem ovibus in montibus, abiit unam ovem quae erraverat quaerere. Cuius infirmati in tantum conpassus est, ut eam in sacris humeris suis dignaretur inponere et sic reportare ad gregem.
[12] Święty Bazyli cytuje tę samą przypowieść ewangeliczną, a tekst non est opus valentibus …, przypomina tekst naszej Reguły (Reg. brev., CII; zob. też: Reg. contr., XXVII).
(1848-1937), mnich benedyktyński, drugi następca Dom Prospera Guerangera w benedyktyńskim opactwie św. Piotra w Solesmes, któremu przewodził w latach 1890-1921. Requiescat in pace!