Kto przy jakiejkolwiek pracy, w kuchni, w spiżarni, usługując przy stole, w piekarni, w ogrodzie, wykonując jakieś rzemiosło, albo w jakimkolwiek innym miejscu popełni jakieś uchybienie, coś stłucze albo zgubi, albo jakąkolwiek inną szkodę wyrządzi, powinien przyjść od razu, do winy się przyznać i z własnej woli zadośćuczynić za błąd swój wobec opata i wspólnoty. Jeśli wiadomość o uchybieniu przyniesie ktoś inny, winowajca zostanie surowiej ukarany[1].
Święty Benedykt poświęca ten rozdział zadośćuczynieniom wymaganym za winy popełnione poza oratorium. Wymienia najpierw najważniejsze obszary życia klasztornego, w których może dojść do uchybień: kuchnia, spiżarnia, posługa przy stole[2], piekarnia, ogród. Następnie używa sformułowań tak ogólnych, aby mogły odnosić się do każdego przypadku: „wykonując jakieś rzemiosło”, „w jakimkolwiek (…) miejscu (…) coś stłucze albo zgubi, albo jakąkolwiek inną szkodę wyrządzi”. Jeśli więc ktoś popełnił jakąkolwiek winę wynikającą z nieuwagi, niedbałości czy nieumiejętności, miał natychmiast przyjść i wyjawić swój czyn oraz za błąd zadośćuczynić przed opatem, jeśli opat był sam, albo przed opatem i wspólnotą, jeśli wszyscy bracia byli zgromadzeni pod przewodnictwem opata, co było powszechnie przyjętym zwyczajem[3]. To zadośćuczynienie polegało prawdopodobnie na uklęknięciu albo prostracji. Święty Benedykt chce, aby było ono dobrowolne („z własnej woli”, ultro satisfecerit) i było dokonywane z osobistym zaangażowaniem (veniens continuo). Tak właśnie w Subiaco postąpił dobry Got, który dopuścił do tego, że żelazne ostrze jego narzędzia utonęło w jeziorze (D, 6).
Jak łatwo się domyślić, w liczniejszej wspólnocie, często rozproszonej i pracującej w wielu miejscach, natychmiastowe informowanie wszystkich o najmniejszej winie lub stracie spowodowałoby konieczność ciągłego ruchu tam i z powrotem, a także wielką stratę czasu opata i każdego mnicha. A zatem zwyczaje monastyczne wprowadziły „kapitułę win” – odbywające się kilka razy w tygodniu zebranie wszystkich mnichów w kapitularzu, podczas którego każdy oskarża się za swoje uchybienia wobec obserwancji i małe szkody, za które jest odpowiedzialny. Zadośćuczynienie, którego dokonywania w kościele, a nawet w kapitularzu zakazuje roztropność, ma zwykle miejsce w refektarzu.
Święty Benedykt przewiduje sytuację, w której mnich, wiedziony fałszywym wstydem albo duchem buntu, ukrywa jakąś zewnętrzną winę czy błąd materialny. Jeśli więc „wiadomość u uchybieniu przyniesie ktoś inny”, nałożona pokuta będzie surowsza[4]. Opat mógł dowiedzieć się o tym, co się stało, od dziekanów albo od któregoś z braci. Słowa Naszego Świętego Ojca „Jeśli wiadomość (…) o uchybieniu przyniesie ktoś inny”, dum per alium cognitum fuerit, nie wystarczają do stwierdzenia, że już wówczas istniał zwyczaj proklamacji. Proklamacja to zwyczaj monastyczny nakazujący każdemu poinformowanie wszystkich w kapitularzu o winach dostrzeżonych u kogoś innego. Nie ulega wątpliwości, że był on prawie powszechnie przyjęty w IX w., przyjęły go Cluny i Citeaux. Później został odrzucony w Kongregacji Monte Cassino i w Kongregacji św. Wanna i Hidulfa, a także w tych kongregacjach, które były z nimi związane, ale cały czas zachowują go cystersi[5]. Należy postępować z największą ostrożnością, jeśli chce się poddać w wątpliwość praktykę, którą wspierają tak liczne i czcigodne autorytety. Łatwo jest jednak wskazać powody, który skłoniły nas do jej porzucenia. Obowiązek napomnienia braterskiego, w proklamacji spełniany przez wszystkich w interesie każdego, jest zadaniem wymagającym ogromnej delikatności. Przy praktykowaniu tego zwyczaju miłość narażona jest na wielkie ryzyko. Bardzo szybko, jak pajęcza sieć, rozprzestrzenia się jakiś rodzaj małodusznego i zazdrosnego czuwania nad postępowaniem innych. Jakże łatwo różne małe rywalizacje, zemsty i odwety ujawniają się i znajdują swoje usprawiedliwienie w zinstytucjonalizowanej proklamacji! Bez wątpienia, te niebezpieczeństwa przestałyby istnieć, jeśli zarówno ci mnisi, którzy ogłaszają cudze błędy, jak i ci, którzy są oskarżani o ich popełnienie, byliby doskonali. Ależ po cóż wtedy byłaby proklamacja? Opat Jean de Rancé odpowiadał, że mimo tych rzeczywistych niebezpieczeństw, nie wolno zapominać o dobrodziejstwach, jakie z tej praktyki mogą wyprowadzić dla siebie tak dobrzy, jak i letni mnisi. Jest rzeczą oczywistą, że zakonnik, będąc świadkiem aktów albo skłonności stanowiących poważne zagrożenie dla klasztoru bądź dla któregoś z braci, nie powinien nigdy traktować dezaprobaty, z jaką świat odnosi się do donosów, za wymówkę usprawiedliwiającą nieostrzeżenie opata. Takie zachowanie byłoby znakiem bardzo złego rozumienia honoru swoich braci i miłości im należnej. W końcu cały ul jest więcej wart niż jedna pszczoła, a na pewno – niż szerszeń. A ten, którego wina została w ten sposób odkryta, nie ma tak naprawdę powodów, żeby się skarżyć.
Jeśli jednak chodzi o grzech ukryty w duszy, niechaj wyjawi go tylko opatowi lub ojcu duchownemu, ci zaś powinni umieć leczyć i własne i cudze rany, nie odsłaniając ich [niepotrzebnie] i nie rozgłaszając[6].
Można się zastanawiać, czy w tym zdaniu Nasz Święty Ojciec nie przeciwstawia sekretnego wyznania grzechów teologicznych publicznemu wyznaniu win przeciw Regule i takiejż pokucie. Jednak najprawdopodobniej chodzi o niesakramentalne powierzenie swoich win opatowi lub ojcu duchownemu. A zatem ten przepis dotyczy dokładnie tego samego, co zostało opisane w jednym z narzędzi dobrych uczynków (4,50) i w piątym stopniu pokory (7,44). Niezależnie od tego, czy w grę wchodzi grzech teologiczny, czy nie, gdy wina wewnętrzna jest całkowicie materialna, gdy jest skutkiem niedopatrzenia, zaskoczenia czy popędliwości, gdy chodzi tylko o pokusę, niepokojące postawy, uporczywie prześladujące myśli – żadna z tych sytuacji nie wyrządza szkody wspólnocie. Nie ma tu zgorszenia, nikt nawet nie wie o tym, co dzieje się w duszy mnicha. Dlatego też brat powinien w synowskim zaufaniu i ze szczerym pragnieniem poprawy prostodusznie wyjawić opatowi albo ojcu duchownemu (czy ojcom duchownym) to, co się wydarzyło. Jak już napisaliśmy, starożytni traktowali tę praktykę za konieczny element postępu duchowego, za źródło pokoju i bezpieczeństwa. Należy więc otworzyć się przed opatem, nawet gdyby byłby surowy, gdyby mnich obawiał się jego sądu i złych konsekwencji okazanego opatowi zaufania. Czyż opat, niezależnie od tego, jaki ma temperament i jaka jest moralna wartość jego życia, nie jest dla swoich mnichów znakiem obecności Boga, jakby sakramentem? Czy nie ma prawa wiedzieć, co dzieje się w jego domu i u jego mnichów? Dla św. Benedykta ojcowie duchowni, spirituales seniores, to prawdopodobnie wszyscy ci, którzy mają istotny wpływ na kierowanie duszami. Jeśli z jakichś względów nie można przed opatem, to przed nimi trzeba się otworzyć. Są oni ludźmi duchowymi, dobrze znającymi drogi Boże, ludźmi, którzy pokonali diabła, a przynajmniej ograniczyli moc jego oddziaływania. Zdobyte doświadczenie pozwala im być pomocnymi dla innych. Wiedzą, jak leczyć swoje rany i rany bliźniego. I jak dodaje św. Benedykt, można liczyć na ich dyskrecję – nikomu nie wyjawią ani nie upublicznią posiadanej wiedzy o winie.
Te dwa rozdziały, których omawianie kończymy, oprócz podania konkretnych przepisów, mają także na celu ukazanie ekonomii naszego życia monastycznego z punktu widzenia wewnętrznej kultury duszy. W żadnym razie nie prowadzimy życia aktywnego, nie dzielimy naszej egzystencji na dwie części. Przez to, że całkowicie zerwaliśmy ze światem, oddaliliśmy od siebie bardzo wiele niebezpieczeństw. Jesteśmy w ciągłej relacji z Panem i z rzeczami świętymi, jakby cały czas zanurzeni w wonnym dymie kadzidła. Nawet godziny pracy powinny nas przybliżać do Boga; one wcale nie rozpraszają naszego skupienia. A ponieważ przez cały dzień nieustannie zachowujemy czujność, musimy natychmiast poprawiać się absolutnie ze wszystkich swoich drobnych niewierności, którym ulega natura, i dokonywać za nie zadośćuczynienia na oczach naszych braci. Czyż jest to coś innego niż rachunek sumienia, jednak nie czyniony o określonej godzinie i trwający kilka chwil, ale ciągły, wytrwały, niepozwalający zapomnieć niczego? Niech ludzie pogrążeni w troskach życia apostolskiego i narażeni na niebezpieczeństwa z nim związane, którzy angażując się w wykonywane dzieła, mogą zawsze przekroczyć granice, dać się ponieść emocjom, niech oni uzbroją się w częste i szczegółowe rachunki sumienia – to przejaw sprawiedliwości i roztropności zarazem. Ale Nasz Święty Ojciec, wiedząc kim jesteśmy, przewidział inny sposób zaradzenia potrzebom naszych dusz. Niekończące się badania skupione na samym sobie nie przyniosłyby innych rezultatów niż wzrost przekonania o własnej ważności albo wyczerpanie, wewnętrzny zamęt, a może nawet zatrucie całego naszego życia. Zastąpmy więc te zbędne dochodzenia życiem cały czas zgodnym z Regułą, absolutną wiernością, doskonałością miłości i pełnym pokoju przylgnięciem do Boga.
Dom Paul Delatte OSB
tłum. Tomasz Glanz
-----
Drogi Czytelniku, skoro jesteśmy już razem tutaj, na końcu tekstu prosimy jeszcze o chwilę uwagi. Udostępniamy ten i inne nasze teksty za darmo. Dzieje się tak dzięki wsparciu naszych czytelników. Jest ono konieczne jeśli nadal mamy to robić.
Zamów "Christianitas" (pojedynczy numer lub prenumeratę)
-----
[1] DE HIS QUI IN ALIIS QUIBUSLIBET REBUS DELINQUUNT.Si quis dum in labore quovis, in coquina, in cellario, in ministerio, in pistrino, in horto, in arte aliqua dum laborat, vel in quocumque loco, aliquid deliquerit, aut fregerit quippiam aut perdiderit, vel aliud quid excesserit ubiubi, et non veniens continuo ante abbatem vel congregationem ipse ultro satisfecerit et prodiderit delictum suum, dum per alium cognitum fuerit, maiori subiaceat emendationi.
[2] W oryginale użyte jest wyrażenie in ministerio, którego znaczenie trudno jest dokładnie określić. W niektórych starożytnych manuskryptach jest zapis in monasterio.
[3] Qui vas fictile fregerit (...) aget poenitentiam vespere in sex orationibus. Si quis aliquid perdiderit, ante altare publice corripietur (św. Pachomiusz, Reg., CXXV, CXXXI); Si quis gillonem fictilem (...) casu aliquo fregerit, non aliter neglegentiam suam quam publica diluet paenitentia, cunctisque in synaxi fratribus congregatis tamdiu prostratus in terram veniam postulabit, etc. (św. Jan Kasjan, Inst., IV, XVI).
[4] Si hoc ultra confitetur, parcatur illi et oretur pro ea. Si autem deprehenditur atque convincitur (...) gravius emendetur (św. Augustyn, Epist. CCXI, 11, P.L., XXXIII, 962).
[5] Dom E. Martène, De ant. monach. rit., 1. I, c. V.
[6] Si animae vero peccati causa fuerit latens, tantum abbati aut spiritualibus senioribus patefaciat, qui sciat curare et sua et aliena vulnera, non detegere et publicare.
(1848-1937), mnich benedyktyński, drugi następca Dom Prospera Guerangera w benedyktyńskim opactwie św. Piotra w Solesmes, któremu przewodził w latach 1890-1921. Requiescat in pace!