Czwarty stopień pokory: jeśli w sprawach trudnych i w przeciwnościach, a nawet doznając jakiejś krzywdy, zachowujemy w posłuszeństwie milczącą i świadomą cierpliwość, a znosząc wszystko nie słabniemy i nie odchodzimy, gdyż Pismo mówi: Kto wytrwa do końca, ten będzie zbawiony (Mt 24,13), a w innym miejscu: Niech się twe serce umocni i wyczekuj Pana (Ps 27[26],14)[1].
Czwarty stopień pokory to posłuszeństwo heroiczne, co nie oznacza że nieobowiązkowe. Chodzi tu o posłuszeństwo monastyczne w sensie ścisłym i każda dusza zabiegająca o to, aby być wierną, nie jeden raz będzie miała okazję odnieść do siebie ten błogosławiony, pełen doświadczenia i świętości fragment Reguły, w którym Nasz Święty Ojciec rozwija część programu monastycznego naszkicowaną w zakończeniu Prologu: „abyśmy przez cierpliwość stali się uczestnikami Męki Chrystusowej”, passionibus Christi per patientiam participemur.
W praktykowaniu posłuszeństwa mogą się zdarzyć trudności obiektywne: rzeczy polecone mogą być trudne, odpychające, a nawet niemożliwe do wykonania, jak później (68) powie św. Benedykt. Trudności mogą też wynikać ze złego nastroju, z kapryśnej osobowości albo z braku wyczucia tych, którzy wydają polecenia: traktują nas w sposób raniący, czynią nam wyrzuty, za którymi ukrywa się brak szacunku. Wiele można powiedzieć o władzy, można ją uważać za zwornik jedności wspólnoty, jej czynnik konstytutywny, organ dbający o szczęście wszystkich, wreszcie za element konieczny. Ale nie można zapominać, że jest to niebezpieczne narzędzie w ludzkich rękach. Ci, którzy doświadczają ciężaru takiego jarzma, często uważają to zło za bardziej nieznośne od zła anarchii, którego też się boją. Dodajmy, że w odczuwanym cierpieniu oprócz elementu rzeczywistego jest także element przeżyciowy, który może sprawić, że ten pierwszy staje się nie do zniesienia. Gdy połączymy te trzy kwestie: trudności rodzące się z rzeczy, te związane z władzą i te, które sami sobie stwarzamy, może się okazać, że razem do zbyt dużo dla naszej natury, która zostaje doprowadzona do stanu wrzenia, wszystko w niej kipi. Niektórzy kultywują w sobie to rozchwianie, tracą w nim głowę, znajdują w nim zaczyn rozwiązań, które rozpraszają całe ich życie i czynią je niegodnym. Cztery słowa ze świętej Reguły wyjątkowo precyzyjnie określają nastawienie mnicha prawdziwie pokornego.
Tacita, milcząca. W trudnym czasie trzeba umieć zamilknąć i to całkowicie. Powstrzymać swój język albo swoje pióro, to zachować całą swą siłę nienaruszoną. Jeśli napawamy się swoim słowem i swoim gniewem, jesteśmy zgubieni. Myślimy może: Ależ trzeba się poskarżyć, to oddech cierpienia! Nie, mówi św. Benedykt, zamilknij. I aby nie mieć nic do powiedzenia na zewnątrz, wycisz również swoje wewnętrzne myśli: tacita conscientia. To zbyt mało dla pokory i posłuszeństwa, aby nie powiedzieć słowa, a potem odejść w złości tak gorącej, że nieraz widocznej. Unikajmy budowanej w ukryciu obrony naszych idei, zamkniętych w sercu protestów, nieustannego przywoływania tego, co się kiedyś zdarzyło, przetwarzania tego na użytek naszego gniewu. Są sprawy w naszym życiu, których jednokrotne doświadczenie było wystarczająco bolesne. Czemuż mielibyśmy chcieć, aby je uwiecznić, przez ciągłe wracanie do nich naszą myślą? To postępowanie dziecka, które ma ranę i zaognia ją, przez nieustanne dotykanie. Och, gdyby takie wspomnienia przyczyniały się do wzmocnienia w nas odwagi, skruchy i miłości, wszystko byłoby dobrze. Ale cierpienie, które rodzi się w nas z naszego uporczywego rozbudzania ukrytego bólu, nie jest zdrowe. Pozwólmy więc zstąpić w cień, w zapomnienie, w niebyt temu wszystkiemu, co nie daje innego owocu oprócz zakłócania naszego pokoju. Dana jest nam okazja spełnienia dzieła cierpliwości, to znaczy, według św. Jakuba, dzieła doskonałego: „A doniosłym skutkiem wytrwałości jest to, abyście byli doskonali”, Patientia autem opus perfectum habet (Jk 1,4). W ten sposób zachowujemy w nas, wbrew wszystkiemu, porządek rozumu i wiary. Weźmy nasze serce w obie ręce, obejmijmy tak prosto i tak mocno tę błogosławioną cierpliwość, od której nic na świecie nie będzie w stanie nas oddzielić: patientiam amplectatur[2].
To nie jest czas jęczenia, usprawiedliwiania się, kontestowania. Nie zostalibyśmy zbawieni, gdyby spodobało się Panu wyzbyć się cierpienia. To czas pochylenia ramion i niesienia krzyża, niesienia tego wszystkiego, czego Bóg zechce i tak długo, jak zechce, bez wytchnienia, bez zwalniania kroku. „Synu, przystępując do służby Bożej, stój w sprawiedliwości i w bojaźni, i przygotuj duszę swą na pokusę. (…) Znoś zwłokę Bożą; złącz się z Bogiem i trwaj, aby wzrosło na końcu życie twoje” (Syr 2,1,3). Mówiliśmy już komentując Prolog, że przyszłość nadprzyrodzona jest tylko dla tych, którzy potrafią wytrwać w dobru. Gdy obiecamy sobie, że wytrwamy i będziemy mężnie czekać, aż burza przejdzie, staniemy się nadzwyczaj odporni. Zresztą, każde cierpienie będzie miało swój kres, przemieni się w chwałę i zbawienie, jak mówi nam Pismo Św., pod warunkiem jednak, że wytrwamy aż do końca (Mt 24,13). W innym miejscu zaś mówi: „Niech się twe serce umocni i wyczekuj Pana” (Ps 27[26],14). Tak, wyczekuj Pana, gdyż ostatecznie to z Jego Opatrzności przechodzisz przez doświadczenie, to Bóg pomaga ci go przetrwać, i nie ma ono innego celu, jak tylko doprowadzić cię do Niego. Nasz Święty Ojciec przypomni to już za chwilę.
Aby zaś wskazać, że ten, kto jest wierny, powinien znieść dla Pana wszystko, nawet najgorsze przeciwności, Pismo mówi w imieniu cierpiących: Lecz to przez wzgląd na Ciebie ciągle nas mordują, mają nas za owce na rzeź przeznaczone (Ps 44[43],23). A cierpiący, bezpieczni w swojej ufności w zapłatę Bożą, dodają, pełni wesela: Ale we wszystkim tym odnosimy pełne zwycięstwo dzięki Temu, który nas umiłował (Rz 8,37). Również w innym miejscu Pismo mówi: Albowiem Tyś nas doświadczył, Boże; badałeś nas ogniem, jak się bada srebro; wprowadziłeś nas w pułapkę; na grzbiet nasz włożyłeś ciężar (Ps 66[65],10-11)[3].
Święty Benedykt powraca do dwóch rodzajów trudności, wstępnie zasygnalizowanych wyżej: najpierw do trudności obiektywnych, a potem, w następnym paragrafie do tych, które pochodzą od ludzi. Sustine et abstine, znieś i powstrzymaj się, panuj nad sobą – mówili stoicy. Tu również żąda się od nas tylko tego, abyśmy znosili przeciwności, ale ta cierpliwość nie jest już zwykła zgodą na bezosobowe prawo, któremu podlegamy, gdyż jest powszechne i nieuniknione, jest to zgoda na wolę Osoby, służba oddawana Bogu, a także, współpraca – przez naszą odwagę – w Jego dziele odkupieńczym: pro Domino, propter te. Z takim przekonaniem możemy iść aż do męczeństwa. „Aby zaś wskazać, że ten, kto jest wierny” Panu, Et ostendens fidelem, powinien znosić wszystko, włącznie z tym, przed czym najbardziej wzdraga się nasza natura, Pismo Św. mówi do tych, którzy cierpią: „Lecz to przez wzgląd na Ciebie ciągle nas mordują, mają nas za owce na rzeź przeznaczone” (Ps 44[43],23).
Tym, co tak naprawdę czynimy za cenę naszych cierpień, jest zdobywanie Boga. W miarę jak wzrasta w nas odwaga, wzrasta również nadzieja. Jesteśmy pewni naszego Boga, jesteśmy pewni wiecznej zapłaty. Dołącza się do tego radość, a nas samych i nasz krzyż ogarnia miłość. Jak dobrze teraz rozumiemy program naszego życia i naszej śmierci! Jest Ktoś, kto mnie umiłował miłością odwieczną, Ktoś, kto pochylił się nad moją nędzą i kto prowadzi mnie ze sobą, po chwalebnej, choć krwawej drodze, do Ojca. Czegokolwiek by od nas nie zażądano, przejdziemy przez to, i doprowadzi nas to do celu. Już teraz odnosimy pełne zwycięstwo „dzięki Temu, który nas umiłował” (Rz 8,37). Wszędzie dostrzegamy Bożą rękę i całujemy ją z uczuciem, powtarzając słowa Pisma: „Albowiem Tyś nas doświadczył, Boże; badałeś nas ogniem, jak się bada srebro; wprowadziłeś nas w pułapkę; na grzbiet nasz włożyłeś ciężar” (Ps 66[65],10-11).
I aby pouczyć, że powinniśmy żyć pod władzą przełożonego, dodaje: Postawiłeś ludzi nad naszymi głowami (Ps 65,12 Wlg). W przeciwnościach i w niesprawiedliwości przez cierpliwość wypełniają tacy ludzie przykazania Pana: uderzeni w policzek nadstawiają drugi, zabierającemu tunikę oddają płaszcz, ze zmuszającym iść tysiąc kroków idą dwa tysiące, z Apostołem Pawłem znoszą fałszywych braci i błogosławią tych, którzy ich przeklinają[4].
Gdy trudności przyjdą od tych, którzy wydają polecenia, przypomnimy sobie, że jesteśmy cenobitami i że zasadą naszego życia jest podążanie do Boga pod przewodnictwem przełożonego. Zgódźmy się na to z ochotą i powtórzmy za Pismem Św.: „Postawiłeś ludzi nad naszymi głowami” (Ps 65,12 Wlg). Czy to ma znaczenie, że jesteśmy źle traktowani, że słyszymy słowa, które ranią? Nasz Bóg dopuszcza również i to. Posłuszni, którzy doszli do tego stopnia siły ducha, idą za wolą Boga jak żołnierze za sztandarem, przez wszystkie przeciwności, nie pozwalając, aby coś ich zawróciło, niczym nie wzruszeni. I taka jest ich doskonałość, że nie tylko zachowują dla przełożonych całą uległość i sympatię pełną uśmiechu, ale także w swej skwapliwości wychodzą poza otrzymane polecenia, szczerze i z prostotą proszą, aby ich nie oszczędzać, nigdy nie zachowują się jak ofiary. I wypełniają w ten sposób przykazanie doskonałości dane przez Pana u św. Mateusza (zob. Mt 5,39 i nast.). Ktoś cię uderzył w policzek? Nadstaw mu drugi. Ktoś chce zabrać twoją tunikę? Daj mu i płaszcz. Wysłannicy państwa zmuszają cię, abyś szedł tysiąc kroków? Nie obawiaj się zrobić i drugiego tysiąca[5]. Oczywiście, nawet sam kontekst ewangeliczny wskazuje, że tych metafor nie należy rozumieć dosłownie. Pan chciał tylko w ten sposób spontaniczną i pełną miłości postać sprawiedliwości chrześcijańskiej, w przeciwieństwie do sprawiedliwości faryzejskiej. Nasz Święty Ojciec kontynuuje dodając, że jeśliby przyszły na nas prawdziwe prześladowania nie ze strony przełożonych, ale fałszywych braci, nie pozostanie nam nic innego, jak je znosić i wraz ze św. Pawłem odpowiadać na przekleństwa błogosławieństwem (2 Kor 11,26; 1 Kor 4,12). Mamy żywy komentarz do tej nauki w życiu Naszego Świętego Ojca, gdy jego właśni mnisi i Florencjusz próbowali go otruć.
Z czwartym stopniem pokory wiąże się znana kwestia „upokorzeń z powodów fikcyjnych”, która wywołała żywą polemikę w XVII w. Opat Armand de Rancé, założyciel trapistów, powołując się na pewne nadzwyczajne praktyki niektórych mnichów wschodnich, wprowadził u siebie zwyczaj zarzucania zakonnikom fikcyjnych win, aby ich ćwiczyć. Było to skąd inąd w zgodzie z duchowością tamtej epoki. W 1616 r. Dom Philippe François, przeor Saint-Airy, a wcześniej mistrz nowicjuszy Kongregacji Verdun Zakonu św. Benedykta, opublikował przewodnik dla wychowawców nowicjuszy, w którym wśród wielu pięknych nauk umieścił też radę: „należy zarzucić im jakąś ciężką winę, której nie popełnili, i surowo za tę winę ukarać”[6]. W 1671 r. Guillaume Le Roy, opat komendatoryjny Haute-Fontaine w Szampanii, zawitawszy na jakiś czas do la Trappe w celu przygotowania się do reformy swojego opactwa, był zaszokowany tymi metodami upokarzania, które, jego zdaniem, raniły prawdę, sprawiedliwość i miłość. Po dyskusjach z opatem Rancé sformułował swoje zastrzeżenia na piśmie, jako Dissertation (Rozprawa). Rancé odpowiedział żywiołowo pisząc długi list do biskupa Châlons, w którym oskarżył Le Roy’a o złe zrozumienie fikcyjnych upokorzeń i popieranie doktryny, której prawdziwym celem było „zniszczenie całej świętości Tebaidy[7]”. Dyskusja bez większego rozgłosu toczyła się przez kilka lat, aż w 1677 r. tekst zatytułowany Réponse (Odpowiedź), którego kilka kopii Rancé przekazał przyjaciołom, został opublikowany bez jego wiedzy. Naturalnie, Le Roy pomyślał o opublikowaniu swojej „Rozprawy”, i czekając na to, puścił w obieg swoje Eclaircissement (Wyjaśnienie) do „Odpowiedzi”, a także skonsultował się listownie z Bossuetem. Ten z kolei w liście z 16 sierpnia 1677 r[8]. zachęcił swojego korespondenta do powstrzymania się od dalszych działań i w ten sposób zapewnił swojemu przyjacielowi Rancé ostatnie słowo.
W 1683 r. opat z la Trappe wyłożył swoją teorię upokorzeń nowicjuszy[9]. Wówczas do sporu dołączył Dom J. Mabillon, który odnosząc się do stanowiska Rancé, przyjął za swoje zastrzeżenia Le Roy’a i jego argumentację[10]. A nikt w tej sprawie nie wypowiedział się dobitniej niż Dom A.-J. Mège w swoim „Komentarzu do Reguły” (1687), w którym zdecydowanie rozprawił się z procederem fikcyjnych i dziwacznych upokorzeń, nie wymieniając zresztą z nazwiska opata Rancé[11]. Jednak przyjaciele tego ostatniego, z Bossuetem na czele[12] działali tak skutecznie, że po różnych perypetiach „Komentarz” D. Mège’a został zakazany dla wszystkich członków Kongregacji św. Maura na posiedzeniu kapituły w 1689 r. W tym samym roku Rancé opublikował swoje kolejne dzieło La Règle de saint Benôit nouvellement traduite et expliquée selon son véritable esprit. Ostatniego dnia tegoż roku ukazał się także komentarz łaciński do Reguły, którego autorem był Dom E. Martène, który przez dwa lata był zapowiadany przez Bossueta i Dom Boistarda, Generała Kongregacji Św. Maura, jako „bardziej poprawny” od komentarza Dom Mège’a, i w którym rzeczywiście, z wyjątkiem kilku punktów, autor wyciszył ton polemiczny[13]. Dom Martène stara się nawet historycznie uzasadnić ostrożne stosowanie upokorzeń.
Dla nas jednak krytyka fikcyjnych upokorzeń sformułowana przez Dom Mège’a zachowuje całą swoją wartość. Nie tylko nie jest naszym zwyczajem kłamać po to, aby doświadczyć czyjejś cnoty, uważamy także, że przełożeni nie mają żadnej potrzeby uciekania się do tych sztucznych i krzywdzących sposobów, aby upewnić się o jakości cnoty i aby przyczynić się do jej wzrostu. Tak naprawdę, Nasz Święty Ojciec wcale nie sugeruje niczego podobnego. I jakże łatwo byłoby mnichom żyjącym w tym systemie fałszywych oskarżeń odrzucić wszystkie niemiłe im uwagi, nawet te najbardziej słuszne, pod pretekstem, że opat chce tylko doświadczać prawdziwości ich cnoty!
Dom Paul Delatte OSB
tłum. Tomasz Glanz
-----
Drogi Czytelniku, skoro jesteśmy już razem tutaj, na końcu tekstu prosimy jeszcze o chwilę uwagi. Udostępniamy ten i inne nasze teksty za darmo. Dzieje się tak dzięki wsparciu naszych czytelników. Jest ono konieczne jeśli nadal mamy to robić.
Zamów "Christianitas" (pojedynczy numer lub prenumeratę)
-----
[1] Quartus humulitatis gradus est, si in ipsa obedientia duris et contrariis rebus vel etiam quibuslibet inrogatis iniuriis, tacita conscientia patientiam amplectatur et sustinens non lassescat vel discedat, dicente Scriptura: Qui perseveraverit usque in finem, hic salvus erit. Item: Confortetur cor tuum et sustine Dominum.
[2] Czasownik amplecto, -are oznaczadosłownie „objąć, przytulić”. Polski przekład nie oddaje tego niuansu (przyp. tłum.).
[3] Et ostendens fidelem pro Domino universa etiam contraria sustinere debere, dicit ex persona sufferentium: Propter te morte adficimur tota die, æstimati sumus ut oves occisionis. Et securi de spe retributionis divinæ subsecuntur gaudentes et dicentes: Sed in his omnibus superamus propter eum qui dilexit nos. Et item alio loco Scriptura: Probasti nos, Deus, igne nos examinasti sicut igne examinatur argentum; induxisti nos in laqueum; posuisti tribulationes in dorso nostro.
[4] Et ut ostendat sub priore debere nos esse, subsequitur dicens: Inposuisti homines super capita nostra. Sed et præceptum Domini in adversis et iniuriis per patientiam adimplentes, qui percussi in maxillam præbent et aliam, auferenti tunicam dimittunt et pallium, angarizati militario vadunt duo, cum Paulo Apostolo falsos fratres sustinent et persecutionem, et maledicentes se benedicent.
[5] Zob. św. Jan Kasjan, Conlat., XVI, 21-24.
[6] Guide spirituelle tirée de la Règle de sainct Benoist pour conduire les novices selon l’esprit de la mesme Règle, Paryż 1616, s. 473.
[7] W IV-V w. pustynie Tebaidy były centrum chrześcijańskiego ruchu eremickiego (przyp. tłum.).
[8] Ch. Urbain, E. Levesque, Correspondance de Bossuet, t. II, s. 35-46.
[9] A. de Rancé, De la sainteté et des devoirs de la vie monastique, Paryż 1683, r. XII.
[10] J. Mabillion, Réflexions sur la Réponse de M. l'Abbé de la Trappe, Paryż 1692, Zob. Dubois, Hitoire de l’Abbé de Rancé, ks. VII, r. V, t. II, s. 36 i nast.
[11] A.-J. Mège, Commentaire sur la Règle de S. Benoist, Paryż1687, s. 241-242, 290-334.
[12] Zob. Listy Bossueta do Rancé z 4 października i 11 listopada 1687 r. wraz z uwagami wydawców, Ch. Urbain, E. Levesque, op. cit., t. III, s. 426-429, 444-447. Bossuet postarał się szybko, aby dzieło Dom Mège’a zostało zakazane przez władzę publiczną. „Niech zostanie wygnane ze wszystkich miejsc, w których zachowuje się obserwancję monastyczną i pobożność” pisał w liście pani de Beringhen 28 marca 1689 r. (t. IV, s. 15-16).
[13] Zob. list Bossueta do Rancé z 2 stycznia 1690 r. (Ch. Urbain, E. Levesque, op. cit., t. IV, s. 50-52).
(1848-1937), mnich benedyktyński, drugi następca Dom Prospera Guerangera w benedyktyńskim opactwie św. Piotra w Solesmes, któremu przewodził w latach 1890-1921. Requiescat in pace!