Dom Delatte
2019.05.27 20:48

Komentarz do Reguły: Rozdział VII. O pokorze (II)

O pierwszym stopniu pokory mówimy wówczas, jeśli człowiek ma stale przed oczyma bojaźń Bożą i gorliwie się stara o niej nie zapominać. Zawsze pamięta o wszystkim, co Bóg nakazuje, i ustawicznie w sercu swoim rozważa zarówno ogień piekielny palący tych, którzy Bogiem wzgardzili, jak i życie wieczne przygotowane dla tych, którzy Boga się boją. W każdej zatem chwili wystrzega się błędów i grzechów popełnianych myślą, językiem, rękami, nogami, czy to wolą własną; a broni się przed pożądaniami ciała[1].

Pokora chrześcijańska nie jest prostym nawykiem, zewnętrznym i materialnym, zdobytym przez swoiste ćwiczenia gimnastyczne. Nie jest to także cnota dotycząca mowy. Dalej, nie polega ona na pogardzie siebie samego. Są byty doskonale podłe, które szczerze sobą pogardzają, nie zasługując przez to na miano pokornych. Nie jest też cnotą czystej inteligencji, ale sytuuje się w woli. Trzeba jednakże pamiętać, że pokora buduje się na nadprzyrodzonym poznaniu intelektualnym i na wierze, św. Benedykt się tu nie myli. Twierdzi bowiem, że cały gmach pokory buduje się na dokładnym poznaniu. Pokora może być zdefiniowana jako postawa prawdy. Zaczyna się ona w nas, gdy odniesiemy się do Boga. Trzeba, abyśmy przedtem wiedzieli, kim jest Bóg sam w sobie i w relacji do nas, a także abyśmy uświadomili sobie jego nieustanną obecność. Nasze wychowanie nadprzyrodzone jest owocem dwóch spojrzeń: spojrzenia Boga na nas i naszego spojrzenia na Boga. Gdy te spojrzenia się spotkają, i to spotkanie trwa, staje się stała dyspozycją, wtedy nasza dusza posiada bojaźń Bożą. Zdaniem niektórych hebraistów można znaleźć powiązanie między słowem oznaczającym bojaźń a tym, które oznacza patrzenie. Gdy byliśmy małymi dziećmi, obserwowaliśmy spojrzenie naszej matki, aby ocenić wartość naszych działań, taka była początkowa forma naszego sumienia. Spojrzenie, które utrzymujemy utkwione w Bogu, staje się ostateczną formą naszego sumienia dzieci Bożych: „Podniosłem oczy moje ku Tobie, który mieszkasz w niebie”,Ad te levavi oculos meos, qui habitas in coelis (Ps 123[122],1).

Stary Testament prawie żadnej dyspozycji duszy nie wymaga tak skrupulatnie jak bojaźni Bożej. Jest dana jako początek mądrości: Initium sapientiae timor Domini (Ps 111[110],10). Ukazuje się ją także jako jej zwieńczenie: „Pełnią mądrości jest bać się Boga, (…) Bojaźń Pańska jest koroną mądrości”, Plenitudo sapientiae est timere Deum, (…) corona sapientiae timor Domini (Syr 1,20,22). Pismo Św. często podsumowuje świętość opisywanych postaci słowami „bał się Pana”. Bojaźń Boża wskazywana jest wreszcie jako najlepsze narzędzie doskonałości. Psalmista prosił Pana: „Przeszyj bojaźnią Twoją ciało moje” (Ps 119[118],120). Zauważmy tutaj, że bojaźń Boża jest zmienna. przyjmuje różne postacie i różnorodnie się objawia, zależnie od tego, czy mówimy o ekonomii zbawienia w Starym czy w Nowym Testamencie, w różny sposób także przejawia się w życiu ludzi. Jest bojaźń niewolnicza, synowska i bojaźń oblubienicy. Jest bojaźń określona w czasie i bojaźń wieczna: „Bojaźń Pańska czysta, trwa na wiek wieku”, Timor Domini sanctus permanens in saeculum saeculi (Ps 19[18],10)[2], gdyż bojaźń Boża trwa także w tych, którzy są z Bogiem[3]. Bojaźń Boża należy do Darów Ducha Świętego, nie ma bez niej życia nadprzyrodzonego. Nasz Święty Ojciec chciał, aby był głęboko zakorzeniona w sercach mnichów. Czytajmy z uwagą te teksty pełne znaczenia i zrozumiejmy to wszystko, co wynika z bojaźni Bożej dla intelektu, dla woli, dla całego naszego życia[4].

Nasza postawa przed obliczem Boga będzie określona przez zdrowy sąd o tym, co jest po naszej stronie, o tym czym jesteśmy w stosunku do Niego, o tym, co nakazał i pod groźbą jakich kar. Jesteśmy stworzeniami, to znaczy, że wszystko otrzymujemy od Boga: ciało, duszę, życie, długość życia, Boskie oddziaływania i pouczenia, dzień naszej śmierci, zupełnie wszystko. Z tego tytułu Bóg w stosunku do nas pełne prawo własności i ma nad nami pełnię władzy. Nie ma w tym nic, co mogłoby nas napawać lękiem. To radość, najwznioślejsza radość stworzenia, uznać tę Boską suwerenność i całkowicie poddać się Jego władzy. Pan nigdy nie czyni nam większego zaszczytu niż wtedy, gdy rozporządza nami według swego uznania, nie pytając nas o zdanie, nie przypuszczając nawet, że jakieś wahanie może pojawić się w naszej woli albo jakiś opór w naszym ciele. Tak byli traktowani Abraham, Prorocy, św. Jan Chrzciciel, Matka Boża, sam Nasz Pan Jezus Chrystus. Ci, którzy kochają Boga, dobrze to rozumieją. Zawołanie krzyżowców „Bóg tak chce!” jest zawołaniem ponadczasowym. Czyż trzeba dodawać, że my sami uznaliśmy słuszne prawa Boga do nas i uroczyście przyjęliśmy je w profesji zakonnej? Jesteśmy związani z Bogiem jako stworzenia. Jeszcze bardziej jesteśmy z Nim związani jako odkupieni za cenę krwi, jako grzesznicy, którym wybaczono i którzy, być może wiele razy, zostali ocaleni przed piekłem. Jesteśmy związani z Bogiem przez nasze przybrane synostwo i przez to, że będąc słabi, nieustannie potrzebujemy Boga. On sam określił swój plan wobec nas i to, w jaki sposób mamy współpracować w Jego dziele. Dał nam przykazania i obiecał odpowiednią zapłatę. Dla tych, którzy boją się Boga, przygotowane jest życie wieczne; ci, którzy grzeszą, którzy pogardzają Bogiem, którzy wyśmiewają się z Jego nieskończonego majestatu, mogą spodziewać się strącenia do piekła.

Znamy już wielką naukę Prologu. Tu ponownie Nasz Święty Ojciec powtarza, że osąd intelektu, z którego rodzi się bojaźń Boża, powinien trwać nieustannie, w każdym momencie, zawsze w pogotowiu: semper ponens, semper sit memor, animo suo semper revolvat, omni hora. Wie on, że przez długi okres czasu, musimy wysilać się, aby podtrzymać taki kontakt z Panem: sibi ante oculos ponens. Sama wiara czyni nas wrażliwymi na obecność Boga i na rzeczywistości nadprzyrodzone, podczas gdy świadomość samych siebie i rzeczy zmysłowych, które nas otaczają, jest dla nas aż nazbyt oczywista. „Gorliwie się stara o niej nie zapominać”, oblivionem omnino fugiat. Nieuwaga jest wielką stręczycielką piekła i jest ktoś, kto jest bardzo zainteresowany tym, aby ona w nas wciąż trwała i wzrastała. Można zapomnieć przez nieuwagę, przez rozproszenie, gwałtowne poruszenia uczuć z powodu bodźców zmysłowych. Można też zapomnieć przez lekceważenie, tchórzostwo, gnuśność: „Nigdy tego nie zrobiłem, jestem za stary, nie mogę…”. Można też zapomnieć celowo, jest to nieuwaga z własnej woli, grzech przeciw Duchowi Świętemu, dbałość o to, żeby zablokować swoją duszę w taki sposób, aby światło i skrucha nie mogły do niej przeniknąć. Czemu to ma służyć? Gdy zapomnisz w ten sposób, czy uda ci się stłumić pierwotne poruszenie sumienia? Czy możesz zapomnieć o tym, co wiedziałeś, gdy zacząłeś kłamać, o ostatecznych konsekwencjach swojej niewierności? Czy możesz wymazać swoje powinności? Jeśli tak myślisz, to może uznasz, że aby spłacić dług, wystarczy przestać o nim myśleć? Czy usuniesz Boga? Czy naprawdę sądzisz, że wystarczy nieco sprytu, dyplomacji wewnętrznej albo uporu, żeby Boga unicestwić? Nie zmienimy niczego w porządku rzeczywistości. Bóg jest Panem, my jesteśmy stworzeniami, my składaliśmy śluby. Sam Bóg nie może tu nic zmienić. Niebo jest przewidziane dla tych, którzy boją się Boga, piekło zaś – dla tych, którzy Nim pogardzają. Gdy to życie się skończy, nie unikniemy w żaden sposób ostatecznego sprawdzianu moralnego. Bóg stałby się Bogiem śmiesznym, kimś podobnym do Geronta z komedii Moliera, którego można bez końca bezkarnie znieważać, jeśli wydawałby polecenia i nie egzekwował ich wykonania i jeśli na duszach nie ciążyłoby brzmię obowiązków, za których realizację są przed Nim odpowiedzialne.

„Wystrzega się”, Et custodiens se. Nasz Święty Ojciec przewiduje, że bojaźń Boża wyrazi się w praktycznej wierności. Wytrwała medytacja nad wolą Bożą, nad Jego nagrodami i karami doprowadzi mnicha do czujności. W każdej godzinie, a szczególnie w chwilach pokus, które być może pojawiają się regularnie, mnich będzie miał się na baczności. Smutne doświadczenie własnych upadków i codzienny rachunek sumienia wyraźnie ukażą mu jego słabe punkty. Trzeba powstrzymywać się od grzechów i od wad, to znaczy od wszelkiego błędu, niezależnie od tego, czy jest on utrwalony przez zły nawyk, czy nie. Trzeba wraz z błędem usuwać złą skłonność, która jest jego zarodkiem. Dalej św. Benedykt wymienia główne narzędzia grzechu: myśl, oczy[5], język, ręce, nogi. Tę różnorodność władz i części ciała, które materialnie służą do grzechu, można łatwo sprowadzić do jednego złego źródła – woli własnej, vel voluntatis propriae. Ale św. Benedykt nakazuje czujność i determinację nie tylko w stosunku do błędów, które faktycznie popełniamy, do błędów zewnętrznych. Poleca gorliwość w walce z pożądaniami ciała, gdy tylko te zaczną się ujawniać. Wyrażenie „pożądania ciała”, desideria carnis, u św. Benedykta, tak samo jak u św. Pawła, oznacza wszelkie pożądania życia egoistycznego, życia sprzed chrztu i sprzed profesji, zbiór wszystkich dyspozycji, które nie pochodzą od Boga i do Niego nie prowadzą. W tym przypadku „ciało” oznacza całego człowieka w nieustannym konflikcie z Duchem Świętym, który jest w nas sprawcą Bożego synostwa przez swój wpływ i swoją obecność.

Dom Paul Delatte OSB

tłum. Tomasz Glanz

 

----- 

Drogi Czytelniku, skoro jesteśmy już razem tutaj, na końcu tekstu prosimy jeszcze o chwilę uwagi. Udostępniamy ten i inne nasze teksty za darmo. Dzieje się tak dzięki wsparciu naszych czytelników. Jest ono konieczne jeśli nadal mamy to robić.

Zamów "Christianitas" (pojedynczy numer lub prenumeratę)

Wesprzyj "Christianitas"

 

[1] Primus itaque humilitatis gradus est, si timorem Dei sibi ante oculos semper ponens, oblivionem omnino fugiat et semper sit memor omnia  quæ præcepit Deus, ut qualiter et contemnentes Deum gehenna de peccatis incendat et vita æterna quæ timentibus Deum præparata est, animo suo semper revolvat. Et custodiens se omni hora a peccatis et vitiis, id est cogitationum, linguæ, manuum, pedum vel voluntatis propriæ sed et desideria carnis amputare festinet.

[2] Zob. św. Augustyn,  Enarr. in Ps. CXXVII, 8-9, P.L. XXXVII, 1681-1683.

[3] Przypomniał o tym Synod w Sens potępiając przeciwne twierdzenie Abelarda, zob. Mansi, t. XXI, col. 569.

[4] Można porównać ten fragment Reguły z tym, co pisał św. Augustyn o siedmiu stopniach prowadzących do mądrości: Ante omnia igitur opus est Dei timore converti ad cognoscendam ejus voluntatem, quid nobis appetendum fugiendumque praecipiat. Timor autem iste cogitationem de nostra mortalitate et de futura morte necesse est incutiat et quasi clavatis carnibus omnes superbiae motus ligno crucis affigat. św. Augustyn, De Doctrina Christiana, l. II., c. VII, P.L., XXXIV, 39.

[5] W tekście Reguły, który komentował Dom P. Delatte oczy były osobno wymienione. We współcześnie używanym łacińskim tekście Reguły i w polskie tłumaczeniu oficjalnym oczy nie występują (przyp. tłum.).


Dom Paul Delatte OSB

(1848-1937), mnich benedyktyński, drugi następca Dom Prospera Guerangera w benedyktyńskim opactwie św. Piotra w Solesmes, któremu przewodził w latach 1890-1921. Requiescat in pace!