Ten artykuł, tak jak wszystkie teksty na christianitas.org publikowany jest w wolnym dostępie. Aby pismo i portal mogły trwać i się rozwijać potrzebne jest Państwa wsparcie, także finansowe. Można je przekazywać poprzez serwis Patronite.pl.
Z góry dziękujemy.
Wiemy już, że nikt nie może karać swoich braci bez upoważnienia. Wielu jednak ma stosowne upoważnienie. Mnich zabiegający o doskonałość jest znacznie mniej zainteresowany sprawdzaniem upoważnień tego, kto wydaje polecenia lub karci, a bardziej tym, aby być po prostu posłusznym we wszystkich sprawach i każdemu. A zatem niech każdy wystrzega się zgryźliwego kontrolowania swoich braci i dręczenia ich tyrańskimi represjami, a za to niech przykłada się do tego, aby podporządkowywać się wszystkim[1].
Ten rozdział składa się z dwóch części: jak przyjmować polecenie od jakiegoś brata lub jak być dla niego usłużnym oraz jak przyjmować nagany i upomnienia od przełożonych.
Wszyscy powinni okazywać posłuszeństwo, które jest wielkim dobrem, nie tylko samemu opatowi, lecz w tymże duchu bracia niechaj będą posłuszni także sobie nawzajem wiedząc, że właśnie drogą posłuszeństwa mają iść do Boga. Wprawdzie rozkazy opata lub wyznaczonego przez niego przeora wypełniać trzeba przede wszystkim i nie wolno dawać przed innymi pierwszeństwa prywatnym zleceniom, poza tym jednak młodsi powinni słuchać starszych z całą gotowością miłości. Gdyby jakiś brat okazał się krnąbrny, należy go skarcić[2].
Dobro posłuszeństwa (Obœdientiæ bonum).Nie jest to świadczenie wyłącznie materialne i zewnętrzne ani pogardliwie rzucona jałmużna. To dar z serca ofiarowany i z radością przyjmowany przez Pana, „posłuszeństwo (…) Bogu przyjemne i miłe ludziom” (5, 14). To także dobro i szczęście dla posłusznego, gdyż każdy akt podporządkowania się odrywa kawałek tej pożałowania godnej włosienicy, którą jest egoizm, i coraz bardziej otwiera go na Boga. Zbliżać się do Boga, jednoczyć się z Bogiem – oto cel każdego naszego nadprzyrodzonego działania. Wiemy, że starożytni postrzegali życie chrześcijańskie jako nieprzerwany marsz do tego błogosławionego kresu, którym jest zjednoczenie z Bogiem żywym: „Ojcze, chcę, aby tam, gdzie ja jestem, był także i mój sługa”[3]. Dowiedzieliśmy się od starożytnych, a Pan wraz ze swoją Matką i swoimi świętymi ukazali to nam swoim życiem, że królewską drogą, którą wstępuje się do Boga, jest właśnie posłuszeństwo. Nasz Święty Ojciec nigdy nie przestaje o nim mówić, ono jest alfą i omegą jego Reguły.
Jeżeli tak nam zależy, aby dojść do Boga, będziemy raczej szukać okazji do okazania posłuszeństwa niż wymyślnych sposobów, aby się od niego uchylić. Mając oczy zwrócone ku Niebiańskiemu Jeruzalem, będziemy iść naprzód z radością, widząc tylko Boga we wszystkich rzeczach i sprawach, będąc posłusznymi Bogu i każdemu stworzeniu ze względu na miłość Bożą, zatraciwszy w tym swoją duszę, jak to ujmują mistycy. Posłuszeństwo opatowi i tym, którzy otrzymali od niego jakąś władzę, już nam nie wystarczy. Z całkiem podobnych motywów będziemy skłonni zgodzić się na to, czego pragną starsi, a nawet młodsi od nas bracia, choć św. Benedykt wprost nie formułuje takiego oczekiwania. W ten sposób we wspólnocie powstanie jakby powszechne zaangażowanie we wzajemne posłuszeństwo: „bracia niechaj będą posłuszni także sobie nawzajem”. Jest czymś niewyobrażalnym, żeby jakiś mnich powiedział sobie: „Życie monastyczne to każdy u siebie i każdy dla siebie. Żyjemy koło siebie, ale odgrodzeni od siebie, a nawet przeciwstawni sobie. Moim programem jest nie troszczyć się o nikogo, pilnie przestrzegać 70. rozdziału Reguły, ale w zamian nie pozwolić nikomu wtrącać się w moje sprawy”.
Komentatorzy podkreślają, że nawet w życiu, w którym każda chwila jest poświęcona na określone zadanie, w którym obowiązki i wzajemne relacje są ustalone przez Regułę spisaną i żyjącą oraz przez zwyczaje, bracia mają wiele okazji do dawania świadectwa wzajemnego posłuszeństwa. Kurtuazja, uprzejmość, gotowość do pomocy – czyż nie są to piękne i miłe formy posłuszeństwa? Są mnisi, którzy zazdrośnie pilnują swojego czasu i zachowują wielką stałość w studiowaniu spraw Bożych, a jednak sprawiają wrażenie zawsze dyspozycyjnych, jakby nie mieli niczego innego do zrobienia poza wysłuchaniem tych, którzy o coś ich proszą. „Słuchać (…) z całą gotowością miłości” (omni caritate et sollicitudine obœdiant). Oto streszczenie Boskiego źródła naszego posłuszeństwa, jego wewnętrznego charakteru i zewnętrznych przejawów. Rodzi się ono nie ze światowej grzeczności, ale z miłości. Nie wyobrażajmy sobie, że jesteśmy posłuszni tak, jak by tego sobie życzył św. Benedykt, jeśli przez nasze zachowanie sprawiamy wrażenie, że wyświadczamy komuś łaskę, albo też gdy naszemu podporządkowaniu towarzyszą oznaki znużenia lub sceptycyzmu. Nie przybierajmy również pozy cierpiętniczej, jakbyśmy składali z siebie ofiarę i pragnęli, aby inni nas za to podziwiali. To wszystko to tylko pozory posłuszeństwa.
Zawsze istnieje jakieś niebezpieczeństwo złudzenia, gdy w skrytości ducha z bólem stawiamy sobie pytania, gdzie jesteśmy w naszych relacjach z Panem: „Czy moje grzechy zostały zapomniane? Czy jestem już na drodze oświecenia? A może jest to już droga zjednoczenia?” Jest to ciekawość, ale ostatecznie ciekawość uzasadniona, albowiem najbardziej na świecie powinno nas interesować właśnie to, czy jesteśmy w dobrych relacjach z Bogiem, Jedynym, który ma znaczenie. Na takie pytania nigdy nie brakuje Boskiej odpowiedzi. Zwykle jednak nie słuchamy tam, gdzie trzeba, aby tę odpowiedź usłyszeć. Mami nas wyobraźnia i zmysłowość, zwodzi nas nasz ludzki duch – rozum i wola, a także upadli aniołowie. Może nawet nie powinniśmy prosić Boga w modlitwie, aby zdradził nam tę tajemnicę. Nie wie tego także nasz spowiednik. Trzeba przyglądać się właśnie naszemu posłuszeństwu, bardzo pokornie, bardzo uczciwie. Jeśli patrząc na nasze postępowanie stwierdzimy, że nasza dusza w sposób trwały stała się samą dyspozycyjnością, samą pouczalnością – radujmy się i dziękujmy Panu, albowiem On jest blisko. Być może symboliczne strofy św. Jana od Krzyża już rozbrzmiewają w największej głębi naszego serca:
„Dusza ma Tobą zajęta jedynie,
Całe moje jestestwo
Twa służba pochłania!
Nie strzegę już stada
I nie mam innego starania,
Zajęciem moim jest słodycz kochania
Odtąd już nigdy błoń zielona
Nie ujrzy mnie, ni pójdę kiedyś w tamte strony!
Powiedzcie wszystkim, żem dla nich zgubiona.
Poszłam, gdzie mnie porwała miłość,
Zgubiłam wszystko, lecz mam skarb niezgłębiony!”[4]
Święty Benedykt zauważa, że w tym posłuszeństwie należnym każdemu, należy jednak przestrzegać pewnej hierarchii. To normalne, że opat i dziekani mają być słuchani jako pierwsi. Gdy staramy się o pozwolenie albo wykonujemy jakieś polecone nam zadanie, trzeba, abyśmy starali się zapobiec konfliktowi jurysdykcji i jednocześnie byli jak najdalsi od przewrotnego wywoływania go. Jeśli już wypełnimy polecenia przełożonych, albo w sytuacji, gdy przełożeni nie ingerują w sprawę, mamy wszyscy z prostotą, pokorą i zgodnie ze zdrowym rozsądkiem przyjmować uzasadnione polecenia, wskazówki i uwagi starszych. To rada z zakresu doskonałości, ale należy w tej kwestii postępować z rozumnym umiarem – to już przykazanie, nie tylko rada. A jeśli w klasztorze znajdzie się jakiś pieniacz, jakiś duch zawsze skłonny do kontestacji, zawsze znajdujący ważne powody, aby wykręcić się od posłuszeństwa, należy pouczyć go, że takie podejście jest całkowicie niezgodne z życiem zakonnym. W tym celu należy go ukarać. Już św. Paweł Apostoł powiedział: „Ale jeśliby się komu zdało, że może się spierać o to, to my nie mamy takiego obyczaju ani też Kościół Boży” (1 Kor 11,16).
Jeśli opat lub jakikolwiek inny przełożony udziela w taki czy inny sposób nagany jednemu z braci, choćby za najmniejsze uchybienie, a brat ów domyśli się lub spostrzeże, że stał się przyczyną nawet niewielkiego gniewu przełożonego, niech zaraz bez zwłoki padnie na ziemię i aby zadośćuczynić za błąd swój, tak długo u stóp jego leży, aż otrzyma błogosławieństwo, które to wzburzenie uspokoi. Jeśli ktoś zaniedba tego przez lekceważenie, należy mu wymierzyć karę cielesną, gdyby zaś upierał się przy swoim, nawet usunąć go z klasztoru[5].
W tych przepisach, których surowość być może nas dziwi, każde sformułowanie jest bardzo sugestywne. Przepisy te są jednak spójne z całą świętą Reguła, są one też zgodne z analogicznymi przepisami innych starożytnych reguł zakonnych[6]. Poza niewielkimi detalami cały czas są dla nas obowiązującym prawem. Wydaje się, że mnich, którego sprawa dotyczy, ma zareagować w opisany w Regule sposób nie na każdą naganę, lecz tylko na reprymendę, podkreśloną jakąś silną emocją przełożonego, jakąś żywiołowością w tonie jego głosu, a przede wszystkim jego wyraźnym oburzeniem. To ostatnie nie jest jednak konieczne, aby winny mnich zadośćuczynił, wystarczy mniejsze poruszenie: „stał się przyczyną nawet niewielkiego gniewu”. Nie jest również konieczne, aby to poruszenie było wyraźnie okazane; wystarczy, że zostanie lekko odczute czy odgadnięte: „brat domyśli się lub spostrzeże”. Należy zadośćuczynić za to, co było powodem nagany, choćby wina wydawała się niewielka: „choćby za najmniejsze uchybienie”, niezależnie od sposobu udzielenia nagany: „w taki czy inny sposób” i niezależnie od tego, kto jej udzielił: „opat lub jakikolwiek inny przełożony”. Natychmiast i bez żadnej zwłoki, bez zastanawiania się i rozważania racji „za” i „przeciw”, należy po prostu rzucić się na ziemię[7] i trwać w tej upokorzonej postawie aż do czasu, gdy błogosławieństwo przełożonego zaświadczy, że jego zagniewanie minęło. Święty Benedykt zakłada oczywiście, że miłosierdzie nie będzie się opóźniać, tak jak nie opóźniło się zadośćuczynienie.
Nie chodzi więc w żadnej mierze o to, aby się usprawiedliwiać, przekonywać, że nie chciało się zrobić niczego złego, protestować, że miało się dobre intencje. Tym bardziej nie chodzi o to, aby odpowiadać impertynencjami. Jak już powiedzieliśmy, te przepisy Reguły nie zostały uchylone. Zdarzają się sytuacje, w których winny powinien natychmiast prosić o przebaczenie na kolanach albo przynajmniej przeprosić. Z tego pokornego poddania się płynie podwójna korzyść: zganiony brat od razu znajduje łatwy sposób do zadośćuczynienia za swoją winę, do ponownego stania się małym, a przyjmując taką postawę, nie ma już pokusy, aby się spierać; jednocześnie przełożony jest pobudzony do natychmiastowego przebaczenia, a jego poruszenie nagle znika, gdy tylko jego dłoń wykona gest błogosławieństwa: „błogosławieństwo, które to wzburzenie uspokoi”. W ten sposób dokonuje się wzajemne zbudowanie.
Kończąc, św. Benedykt określa kary dla tych, którzy nie chcą dokonać zadośćuczynienia. Jeśli pyszałek stawia opór, trzeba, aby doświadczył rózgi. Najprawdopodobniej ma on podlegać stopniowanym karom określonym w monastycznym kodeksie karnym. W końcu, jeżeli okaże się niezdolny do poprawy, należy go wykluczyć ze wspólnoty[8]. Odda się go światu, gdyż ujawniając ducha kontestacji, pokazał, że jest ze świata.
Dom Paul Delatte OSB
tłum. Tomasz Glanz
-----
Drogi Czytelniku, prenumerata to potrzebna forma wsparcja pracy redakcji "Christianitas", w sytuacji gdy wszystkie nasze teksty udostępniamy online. Cała wpłacona kwota zostaje przeznaczona na rozwój naszego medium, nic nie zostaje u pośredników, a pismo jest dostarczane do skrzynki pocztowej na koszt redakcji. Co wiecej, do każdej prenumeraty dołączamy numer archiwalny oraz książkę z Biblioteki Christianitas. Zachęcamy do zamawiania prenumeraty już teraz. Wszystkie informacje wszystkie informacje znajdują się TUTAJ.
[1] Tę samą naukę znajdujemy u św. Bazylego, Reg. contr., XIII, LXIV.
[2] UT OBŒDIENTES SIBI SINT INVICEM. Obœdientiæ bonum non solum abbati exhibendum est ab omnibus, sed etiam sibi invicem ita obœdiant fratres, scientes per hanc obœdientiæ viam se ituros ad Deum. Præmisso ergo abbatis aut præpositorum qui ab eo constituuntur imperio, cui non permittimus privata imperia præponi, de cetero omnes iuniores prioribus suis omni caritate et sollicitudine obœdiant. Quod si quis contentiosus reperitur, corripiatur.
[3] Volo, Pater, ut ubi ego sum, illic sit et minister meus (por. J 12,26), Diurnale Romanum, antyfona z tekstów wspólnych o jednym męczenniku.
[4] św. Jan od Krzyża, Pieśń duchowa, 28 i 29 [w:] Dzieła, tłum. o. B. Smyrak, Kraków 1986, s. 57.
[5] Si quis autem frater pro quavis minima causa ab abbate vel a quocumque priore suo corripitur quolibet modo, vel si leviter senserit animos prioris cuiuscumque contra se iratos vel commotos quamvis modice, mox sine mora tamdiu prostratus in terra ante pedes eius iaceat satisfaciens, usque dum benedictione sanetur illa commotio. Quod qui contempserit facere, aut corporali vindictæ subiaceat aut, si contumax fuerit, de monasterio expellatur.
[6] Frater qui pro qualibet culpa arguitur vel increpatur, patientiam habeat et non respondeat arguenti; sed humiliet se in omnibus (św. Makary, Reg., XVI).
[7] św. Jan Kasjan, Inst., IV, XVI.
[8] Według starożytnych komentatorów, gdy chodzi o mnicha wychowanego w klasztorze, to znaczy ofiarowanego do klasztoru w dzieciństwie, nie należy go wyrzucać w świat, którego nie zna, ale uwięzić.
(1848-1937), mnich benedyktyński, drugi następca Dom Prospera Guerangera w benedyktyńskim opactwie św. Piotra w Solesmes, któremu przewodził w latach 1890-1921. Requiescat in pace!