Dom Delatte
2020.04.04 20:10

Komentarz do Reguły: Rozdział LIII O przyjmowaniu gości

Przepisy Reguły zawarte w tym długim rozdziale możemy sprowadzić do czterech głównych myśli. Święty Benedykt przedstawia najpierw tych, którzy korzystają z gościnności monastycznej. Później opisuje ceremoniał, którego należy przestrzegać przy przyjmowaniu gościa. Następnie zajmuje się niektórymi szczegółami wewnętrznej organizacji klasztoru dotyczącymi gościnności. Wreszcie – kończąc – czuwa nad tym, aby monastyczne skupienie nigdy nie zostało zakłócone przez obecność gości.

Wszystkich przychodzących do klasztoru gości należy przyjmować jak Chrystusa, gdyż On sam powie: Gościem byłem i przyjęliście mnie (Mt 25,35). Wszystkim trzeba też okazywać należny szacunek, a zwłaszcza zaś braciom w wierze (Ga 6,16) oraz pielgrzymom[1].

Święty Benedykt zaczyna od wezwania do hojnej gościnności i od wskazania najważniejszego jej motywu. Jest to motyw wynikający z wiary i z miłości. Goście będą zatem przyjmowani jak sam Pan, aby On mógł nam powiedzieć w dniu sądu: „Gościem byłem i przyjęliście mnie (Mt 25,35)”[2]. Nie jest więc to tylko akt filantropii albo światowej kurtuazji, ani tym bardziej akt wynikający z troski o popularność czy wpływy. To działanie wynikające z przekonania, że w osobach gości przyjmujemy Chrystusa, jego motywem jest chęć uczczenia Pana wszędzie tam, gdzie się ukrywa. Mamy też pewność, że On podziękuje nam za to w wieczności. A jeśli jest coś, na co warto zwrócić uwagę w tym fragmencie Ewangelii, z którego Nasz Święty Ojciec zaczerpnął cytowany tekst, to jest to przedmiot Pańskiego sądu. Przedmiotem tym jest tylko i wyłącznie miłość, a miłość ta wyraża się przez troskę o gości i cierpiących.

Gościnność, zanim jeszcze stanie się nadprzyrodzona, jest dziełem głęboko ludzkim[3]. Przestrzega się jej, zwłaszcza na Wschodzie, od najodleglejszej starożytności. Każdy Arab ma bardzo wrażliwe sumienie, gdy chodzi o gości wprowadzonych do jego namiotu. W Starym Testamencie Patriarchowie są ludźmi wielkiej gościnności. A Kościół z nieskończoną pieczołowitością przejął i zachowuje otrzymane od Pana prawo gościnności. Święty Paweł Apostoł przypomina je często: „A nie zapominajcie o gościnności, przez nią bowiem niektórzy, nie wiedząc o tym, aniołów przyjęli w gościnę”, hospitalitatem nolite oblivisci: per hanc enim latuerunt quidam, angelis hospitio receptis (Hbr 13,2). Biskup powinien być „gościnny”, hospitalis (1 Tm 3,2), tak samo wdowa chrześcijańska (1 Tm 5,10). Najstarsze dzieła literatury chrześcijańskiej zalecają gościnność i określają zasady roztropności, które winny towarzyszyć jej praktykowaniu w świecie pogańskim[4]. Święci Ojcowie sławili ją i praktykowali. Któż, na przykład, nie zna historii św. Grzegorza i jego trzynastego biedaka[5]? Zakony monastyczne, prawie jedyne, zachowywanie tradycji gościnności poczytują sobie za chwałę. Oczywiście, tak przed Naszym Świętym Ojcem, jak i po nim, gościnność jest bez wątpienia przestrzegana we wszystkich rodzinach zakonnych, ale Święty Patriarcha napisał jej pełny kodeks. Aby lepiej zrozumieć jego słowa, przypomnijmy sobie, że w VI w. gospody spotykało się rzadko, a często nawet drogi nie istniały. Możemy przeczytać w Dialogach św. Grzegorza, na jakie przygody narażony był podróżny zaskoczony przez noc[6]. A klasztory były wznoszone właśnie na odludziu; roztropną rzeczą było się tam schronić.

Należy przyjmować wszystkich przychodzących, mówi Reguła. Zasadniczo z gościnności nikt nie powinien być wykluczony, gdyż jej motyw, o którym zaraz przypomni św. Benedykt, dotyczy wszystkich. Albowiem obraz Pana jest we wszystkich duszach i wszystkie są przez Niego kochane. Jednakże, chociaż w tym miejscu Reguła jeszcze nie mówi o tym wprost, narzucają się pewne ograniczenia. Zacznijmy od tego, że wszystko, co Nasz Święty Ojciec mówi o przyjmowaniu gości w klasztorze, świadczy o tym, iż nie miał żadnej intencji, aby gościnność obejmowała kobiety. Dlatego też były klasztory, na przykład Cluny, które poza klauzurą tworzyły schroniska, w których przyjmowano kobiety i małe dzieci[7]. Należało także wykluczyć z gościnności zawodowych złoczyńców i innych ludzi notorycznie niebezpiecznych. Także wrogowie Kościoła i zadeklarowani heretycy nie mogli mieć udziału w chlebie mnichów[8]. Czyż cały, opisany niżej ceremoniał gościnności nie jest przewidziany tylko dla katolików? Pomimo zastosowania wszystkich środków ostrożności, można wprowadzić do swojego domu ludzi o złych zamiarach. Dlatego też „Reguła mistrza” nakazuje, aby dwóch braci spało w izbie gości. Przed położeniem się spać mają oni dobrze zamknąć drzwi, aby nikt nie wykradł się w nocy, zabierając ze sobą pościel albo inne sprzęty. Wydaje się, że dziś należy jeszcze bardziej baczyć na zachowanie gości. Przyjmując gości nieznanych, powinniśmy myśleć nie tylko o miłości bliźniego odnoszącej się do konkretnych osób, ale także o bezpieczeństwie naszej wspólnoty. W dzisiejszych czasach, gdy nie brakuje hoteli i zajazdów, zamknięcie furty przed ludźmi, którzy budzą nasze wątpliwości, nie jest żadnym okrucieństwem.

Zauważmy też, że są instytucje charytatywne, których jedynym albo jednym z podstawowych celów jest gościnność. Mają one nazwy wskazujące na to, czym się zajmują: schroniska, przytułki, noclegownie. Są także inne instytucje, które udzielają gościny już nie z definicji, lecz niejako dodatkowo w stosunku do swojej misji. To jest właśnie nasz przypadek. Gościnność nie należy w żadnym razie do istoty powołania benedyktyńskiego, choć jest integralnie z nim związana. Jako nienależąca do istoty, może być rozszerzana lub zawężana zależnie od potrzeb i czasów, może być dostosowywana do okoliczności, proporcjonalna do zasobów finansowych, poddana zasadom roztropności, wreszcie podporządkowana ważniejszym prawom życia monastycznego.

„Wszystkich przychodzących do klasztoru gości …”, Omnes supervenientes … – Goście mogą przybyć o każdej porze, mogą być niezapowiedziani – dokładne określenie czasu przybycia w epoce św. Benedykta było często trudne. Kilka wierszy dalej św. Benedykt napisze o „zjawiających się znienacka gościach”, incertis horis supervenientes hospites (53,16). Od czasu, gdy Ludwik XI stworzył ten wspaniały wynalazek, który nazywamy pocztą, bardziej naturalne i pewniejsze jest zapowiedzieć się jednym słowem, żeby nie zaskakiwać i nie wprowadzać żadnego zamieszania. Jednak mnisi nie powinni być zbyt rygorystyczni w tej kwestii, a gościnność monastyczna powinna być gotowa na wszystko, nawet na niespodzianki.

„Wszystkim trzeba też okazywać należny szacunek …”, Et omnibus … – To nie człowieka mnich przyjmuje w osobie obcego, który się zjawia, pisał św. Efrem[9], lecz Boga samego. Dlatego nie może tu być żadnego względu na osobę. Jednak chociaż życzliwość i wewnętrzna dyspozycja powinny być takie same dla wszystkich, zewnętrzne wyrazy naszego szacunku i naszych starań powinny być odpowiednie do statusu gościa. Święty Benedykt poleca, aby każdemu oddać należny szacunek, congruus honor. Jest to tylko wymóg roztropności i miłości. Czy gdybyśmy jakiemuś zwykłemu człowiekowi oddawali honory jak księciu, byłoby to odpowiednie, a sam zainteresowany czułby się z tym dobrze? Czy świecki spodziewa się, że będzie traktowany jak biskup? „Biednemu wystarczy gruboziarnisty chleb, zioła i fasola – pisał Bernard z Cassino – bogaty zaś z trudem zadowoli się mięsem wieprzowym, wołowym lub wyszukanym ptactwem”.

Są trzy kategorie gości, dla których Nasz Święty Ojciec domaga się specjalnego traktowania. Najpierw „bracia w wierze”, domestici fidei. Być może chodzi tu rzeczywiście o braci – z tego samego domu, z tej samej rodziny nadprzyrodzonej, zgodnie ze słowami Apostoła: „Nie jesteście już więc obcymi i przychodniami, ale współobywatelami świętych i domownikami Boga”, cives sanctorum et domestici Dei (Ef 2,19), a także: „czyńmy dobrze wszystkim, a zwłaszcza tym, którzy są jednej wiary z nami”, Operemur bonum ad omnes, maxime autem ad domesticos fidei (Ga 6,10). Oczywiście, cieplej przyjmiemy chrześcijanina niż żyda czy niewierzącego. Ale jednak czy zwrot domestici fidei nie odnosi się raczej do innych mnichów albo duchownych? Święty Pachomiusz im właśnie zalecał okazywanie większego szacunku[10].

„Pielgrzymi”, peregrini należą do Boga w szczególny sposób, albowiem Go szukają. Trzeba im pomagać, aby Go spotkali. Należy starać się, aby tam, gdzie się zatrzymują, czuli się jak u siebie w domu. Nieco dalej św. Benedykt raz jeszcze nakaże największą troskę o pielgrzymów i doda, że trzeba ją otoczyć także ubogich, „ponieważ w nich to przede wszystkim przyjmujemy Chrystusa. Ludziom bogatym sama ich pozycja zapewnia zawsze szacunek”, quia in ipsis magis Christus suscipitur; nam divitum terror ipse sibi exigit honorem (53,15). Jest zatem zbyteczne, jak mądrze mówi św. Benedykt, zalecanie okazywania szczególnych wyrazów poważania i szacunku bogatym i wpływowym, gdyż i tak otrzymają je oni niejako spontanicznie. Sława ich nazwiska, blichtr bijący od rzeczy, które ze sobą przywożą, zaszczyt przynoszony tym, którzy ich przyjmują, być może także nadzieja uzyskania jakichś korzyści – wszystkie te uczucia pomagają nam, aby godnie ich przyjąć. Ale w przypadku biednych trudno posunąć się aż do służalczości. Ale oni są bardziej wdzięczni za gościnność, bo są mniej przyzwyczajeni do tego, że ktoś się o nich troszczy. I to w nich przede wszystkim przyjmujemy Chrystusa, oni są uprzywilejowanymi członkami ciała Naszego Pana, który sam przeżył życie ziemskie jako pielgrzym, jako ubogi, jako obcy ciągle poszukujący schronienia: „Lisy jamy mają i ptaki niebieskie gniazda, a Syn Człowieczy nie ma, gdzie by głowę skłonił”, Vulpes foveas habent, et volucres caeli nidos; Filius autem hominis non habet ubi caput reclinet (Mt 8,20). Zauważmy, że św. Benedykt nigdy nie mówi o obcych, lecz o gościach. Takie właśnie jest chrześcijański punkt widzenia.

A zatem, skoro tylko zawiadomią o przybyciu gościa, przełożony i bracia wyjdą mu na spotkanie z całą usłużnością miłości[11].

Chcąc opisać ceremoniał przyjmowania gości, św. Benedykt zaczyna od powitania gościa przy klasztornej furcie i po kolei przedstawia dalsze obrzędy, towarzysząc niejako gościowi przez cały czas jego wizyty. Mnisi ze Wschodu mieli niekiedy w zwyczaju stawiać się w komplecie na spotkanie gościa[12]. Ale cenobitom przystoi zachowanie nieco mniej wylewne niż samotnikom z Nitrii czy Sketis. Święci Pachomiusz i Bazyli[13] pilnie baczyli na to, aby przybycie gości nie angażowało od razu całej wspólnoty. Również św. Benedykt, jeśli się go uważnie przeczyta, nie nakazuje niczego innego. Gdy gość przybywa, wspólnota może być zajęta Bożym Oficjum albo rozproszona w wielu miejscach i pochłonięta różnymi zajęciami. Pomyślmy ponadto o zakłopotaniu, które u niektórych gości mogłoby wywołać przybycie wszystkich mnichów na powitanie. Przede wszystkim jakiż bałagan panowałby w klasztorze, gdyby wszyscy musieli się udawać do furty na przywitanie każdego gościa i o każdej porze! Musimy zatem przyznać, że ceremoniał tu opisany był stosowany w sposób bardziej lub mniej uroczysty, zależnie od okoliczności czasu, miejsca i osoby. Taka też była interpretacja dawana temu fragmentowi Reguły przez  zwyczaje monastyczne. Bez wątpienia, często zdarzało się, że furtian i mnich odpowiedzialny za gości (hotelarz) przyjmowali gości samodzielnie. Zdarzały się też sytuacje konwentualnego ich przyjmowania – wówczas bracia prawdopodobnie byli zwoływani specjalnym sygnałem. Mimo lakoniczności, łaciński tekst Reguły odróżnia sytuację, gdy gości przyjmuje przełożony (prior), od sytuacji, gdy to zadanie powierzone jest braciom, co nie koniecznie oznacza całą wspólnotę, ale raczej braci zajmujących się gośćmi, dziekanów albo po prostu tych, którzy akurat są wolni.

Najpierw niech się wspólnie pomodlą, później zaś powitają w pokoju. Tego pocałunku pokoju powinno się udzielać dopiero po modlitwie, a nigdy bez niej, a to ze względu na złudzenia pochodzące od diabła[14].

Najpierw więc należy się razem z gościem pomodlić i to w oratorium, jak zaraz doprecyzuje św. Benedykt. Pierwsi chrześcijanie przyjmowali tylko tych, co do których byli pewni. Wierny z jednej diecezji był dopuszczany do komunii innego kościoła tylko po przedstawieniu listów polecających (litterae commendatitiae, litterae formatae)[15]. Początkowo odróżniano katolików od niekatolików przy pomocy „Składu Apostolskiego”; było to hasło znane tylko wtajemniczonym. W czasach zmagań z arianizmem katolicy odróżniali się od heretyków okazując tabliczkę z greckimi inicjałami imion Ojca, Syna i Ducha Świętego. Ta sama myśl mogła skłonić św. Benedykta do uczynienia wspólnej modlitwy warunkiem wstępnym przyjęcia gościa – jeśli gość się na nią zgadzał, oznaczało to, że był w pokoju z Kościołem. A zatem nie wchodzimy w komunię z gościem, nie upewniwszy się, czy on sam jest w komunii z Bogiem.

Ale nalegając na to, aby zaczynać od modlitwy, Nasz Święty Ojciec wskazuje inny motyw: „ze względu na złudzenia pochodzące od diabła”, propter inlusiones diabolicas. W pismach Ojców Wschodnich, do których bezpośrednio nawiązuje Reguła, znajdujemy szersze rozwinięcie tego tematu. Zdarzało się niekiedy, że diabeł przyjmował postać ludzką, aby wkraść się do klasztoru i nękać zakonników. Modlitwa, od której rozpoczynało się przyjmowanie gościa, była najskuteczniejszym sposobem zniweczenia wszelkich zasadzek diabelskich. Regułą było, jak pisze Rufin, że modlitwa zawsze poprzedzała powitanie[16]. Zresztą zabezpieczenie się przed kontaktem z heretykami i innymi ludźmi przewrotnymi to także odrzucenie „złudzeń pochodzących od diabła”. To więcej niż pewne, że istoty zepsute i pełne wad nie tylko przynoszą ze sobą swoje nawyki i nieczystości, ale także tworzą wokół siebie niezdrową atmosferę.

Po modlitwie udzielano pocałunku pokoju. Było to starożytne pozdrowienie chrześcijan. „Pozdrówcie jedni drugich pocałunkiem świętym”, Salutate invicem in osculo sancto, pisał Apostoł (Rz 16,16; 2 Kor 13,12). Rufin także wspomina o pocałunku braterskim wymienianym z gośćmi.

A tak przy powitaniu, jak i przy pożegnaniu gości, należy ich pozdrawiać z wielką pokorą, schylając głowę lub padając przed nimi na ziemię. W ten sposób bowiem oddajemy cześć Chrystusowi, którego przyjmujemy w ich osobach[17].

Możemy widzieć w tych zdaniach coś w rodzaju myśli wtrąconej określającej ogólne zasady przyjmowania gości, wskazującej, na co ma być położony akcent w naszych powitaniach. Nasz Święty Ojciec napisał już, aby wychodzić do przybyszów „z całą usłużnością miłości”. Teraz mówi nam, aby gości „pozdrawiać z wielką pokorą”. W żadnym razie nie chodzi tu o światową uprzejmość, chodzi o nadprzyrodzoną kurtuazję i pokorę. Wiemy, że pokora monastyczna przejawia się w podporządkowaniu Bogu i wszelkiemu stworzeniu ze względu na miłość Boga, a ponieważ w gościach rozpoznajemy jedynie Chrystusa, nie wstydzimy się czcić Go w nich z uniżeniem. Przed wszystkimi przybywającymi i wyjeżdżającymi będzie się zatem czynić pokłon albo prostrację, prawdopodobnie zależnie od godności gościa[18]. W naszych czasach musieliśmy jednak odstąpić od zwyczaju padania przed gośćmi na ziemię.

Po powitaniu wypada zaprowadzić gości na modlitwę, potem zaś razem z nimi usiądzie sam przełożony lub ten, komu on to zadanie zleci. Trzeba przeczytać gościom ku ich zbudowaniu coś z Prawa Bożego, a później okazywać im życzliwość na każdym kroku[19].

Zakończywszy myśl wtrąconą, św. Benedykt wraca do opisu ceremoniału gościnności. A zatem gość przyjęty do klasztoru zostanie najpierw zaprowadzony do oratorium, jak to już przedtem zostało powiedziane, potem przywitany i pozdrowiony pocałunkiem. Bracia, którzy być może zgromadzili się, aby go przyjąć, powrócą do swoich zajęć, a z gościem, aby z nim przebywać, aby mu towarzyszyć, pozostanie opat albo ten, kogo opat wyznaczy.

Intencją św. Benedykta jest, aby zgodnie ze zwyczajem starożytnych Ojców od razu przeczytano gościom „coś z Prawa Bożego”, to znaczy fragment Pisma Świętego albo dzieła któregoś z pisarzy kościelnych, coś z tego, co dla samego mnicha jest przedmiotem czytania duchowego, lectionis divinae. Przez to traktuje się gościa jako prawdziwego członka rodziny. Ta lektura ma służyć jego zbudowaniu i przygotowaniu do odniesienia duchowej korzyści z pobytu w domu Bożym. Na Monte Cassino zachował się zbiór krótkich pouczeń przeznaczony do użytku gości. Te pouczenia to zdania z dzieł św. Grzegorza Wielkiego. Gdy dusza otrzymywała pokarm duchowy, w kuchni był przygotowywany pokarm dla ciała. Ale od tamtych czasów zwyczaje się zmieniły. Być może dlatego, że goście narzekali, iż każe im się zbyt długo czekać na obiad i odpoczynek po podróży… . W naszych czasach utrwalił się zwyczaj, aby czytać gościom „coś z Prawa Bożego” dopiero w refektarzu przy wspólnym posiłku.

Po czytaniu, kontynuuje Nasz Święty Ojciec, należy traktować gościa z wszelką możliwą życzliwością, należy zapewnić mu wszystkie udogodnienia, jakich potrzebuje. Święty Benedykt używa słowa humanistas dla oznaczenia serdecznej, zaangażowanej troski i pomocy. W takim znaczeniu używali go też Rufin[20] i Kasjan[21], od którego to wyrażenie jest zapożyczone. Dalej Reguła wskazuje serię szczegółowych działań, przez które ma się wyrazić życzliwość dla gościa, nakazuje wręcz zorganizowanie dla niego małego święta[22].

Ze względu na gościa przełożony może post naruszyć, chyba że jest to dzień szczególnego postu, którego nie godzi się łamać. Bracia jednak niechaj nadal zachowują zwykłe posty[23].

Większość gości przybywających do klasztoru stanowili chrześcijanie, którzy wiedzieli, czym jest post kościelny, od którego ani sami nie mogli się dyspensować, ani opat nie mógł tego uczynić. Ale przełożony mógł zawiesić obowiązywanie mniej surowego postu monastycznego. Miłość ma większą wartość niż post. Być może gość czułby się nieco niezręcznie przy mniszym stole, jeśli towarzysz jego posiłku jadłby tylko odrobinę[24]. Święty Benedykt od razu zauważa, że odstępstwo od postu monastycznego dotyczy tylko gości i przełożonego, a także, jak dodaje w rozdziale 56., tych zakonników, którzy towarzyszą przełożonemu przy stole albo go zastępują. Pozostali bracia mają pozostać wierni zwyczajom związanym z postem, tak aby wizyty gości nigdy nie były powodem złagodzenia dyscypliny w klasztorze. Za chwilę zobaczymy, jak wewnętrzna organizacja posług związanych z gościnnością umożliwiała pogodzenie miłości z obserwancją.

W sformułowaniu omnis humanitas niektórzy komentatorzy, np. Bernard z Cassino i Jan z Torquemady, widzieli zgodę na podawanie gościom mięsa. Jednak prawie wszędzie była przyjęta praktyka przeciwna, którą cały czas zachowują cystersi. Nie przybywa się do klasztoru, aby skosztować smakowitych mięs. Wystawne posiłki mogłyby raczej gości zgorszyć[25]. W pełni zachowując prawa dotyczące ubóstwa monastycznego i skromności, nie powinniśmy jednak narzucać gościom surowości naszego jadłospisu.

Opat poda wodę do mycia rąk, a nogi wszystkim gościom będą myć i opat i cała wspólnota. Umywszy zaś odmówią werset: Przyjęliśmy, Boże, miłosierdzie Twoje w środku Twojej świątyni. (Ps 47,10 Wlg). Z największą troskliwością należy przyjmować ubogich i pielgrzymów, ponieważ w nich to przede wszystkim przyjmujemy Chrystusa[26]. Ludziom bogatym sama ich pozycja zapewnia zawsze szacunek[27].

Opat wyleje wodę na dłonie gościa i umyje mu nogi. Ponieważ to opat w klasztorze zastępuje Chrystusa, jemu przynależy zadanie, które przypomina pełną uniżenia łaskawość Pana dla jego apostołów podczas Ostatniej Wieczerzy, które jest wyrazem pokory i miłości chrześcijańskiej. Obmywanie wodą dłoni tych, którzy mieli zasiąść przy stole, było u starożytnych gestem wykonywanym przez niewolników albo uczniów[28]. Ten gest stał się dla św. Marcina gestem mnicha pragnącego uczcić swoich gości[29], a św. Benedykt wpisał go do swojej Reguły. Zwyczaj ten jest zachowywany także i dziś. Ceremonia odbywa się przy drzwiach refektarza, gdy gość wchodzi do niego pierwszy raz. Jeśli chodzi o obmycie nóg, co było dość częstym elementem ceremonii starożytnej gościnności, to nie pasuje ono do naszych zachodnich obyczajów i zostało już dawno temu porzucone. Chodzi o to, aby uczcić gości, a nie wprowadzić ich w zakłopotanie.

Trzeba dobrze zrozumieć, jaki jest sens tych słów Reguły, które polecają całej wspólnocie towarzyszyć opatowi w myciu nóg wszystkim gościom. Dom A.-J. Mège zauważył, że goście mieliby słuszne powody do narzekania „jeśli musieliby ścierpieć mycie tyle razy, ilu było zakonników”. Tekst prawdopodobnie znaczył, że wszyscy zakonnicy po kolei mieli wypełniać tę posługę miłości. Właśnie taka była dawniej praktyka w licznych klasztorach[30]. Nie umywano nóg wszystkim gościom, ale tylko niektórym, a ten przywilej przysługiwał w pierwszej kolejności ubogim, do czego wprost zachęcają słowa Reguły zapisane bezpośrednio po opisie ceremoniału ablucji. Nie jest wykluczone, że prawdziwą intencją Naszego Świętego Ojca było, aby cała wspólnota habitualnie uczestniczyła w obrzędzie nazywanym Mandatum, na pamiątkę obmycia dokonanego przez Pana, tj. aby brała w nim udział tak, jak my bierzemy udział w obrzędzie należącym do liturgii Wielkiego Czwartku albo w ceremoniach w wigilię obłóczyn nowicjusza. Taka interpretacja również może powoływać się na starożytne zwyczaje. Mandatum miało swoje stałe miejsce w planie dnia. Nie umywano bowiem nóg, przynajmniej konwentualnie, każdemu gościowi, gdy tylko się zjawiał, gdyż bardzo naruszałoby to porządek klasztorny i rozbijało cały plan dnia. W średniowiecznych klasztorach gości gromadzono w tym celu, zwykle w kapitularzu, przed posiłkiem lub po nim, albo też wieczorem po komplecie. Święty Benedykt poleca odmówienie po Mandatum krótkiej modlitwy zaczerpniętej z psalmu 47., aby w ten sposób wyrazić Bogu wdzięczność za odwiedzenie klasztoru w osobach gości.

Goście, przyjęci w ten sposób do rodziny, mają na tyle, na ile jest to możliwe, dostosować się do porządku panującego w tej rodzinie i brać udział tak w jej modlitwie, jak i w pracach, chociaż sam św. Benedykt nie wspomina o tym ani słowem. Mnisi z Nitrii pozwalali gościom odpocząć przez tydzień, później zaś znajdowali dla nich zajęcia: w kuchni, w piekarni, w ogrodzie albo też zajmowali ich lekturą bądź studium. Do południa goście mieli zachowywać milczenie w pomieszczeniach dla nich przeznaczonych, później zaś mogli rozmawiać[31]. Abba Izajasz zapraszał gości do angażowania się we wszystkie prace, do których byli zdolni[32]. „Reguła Mistrza” stanowi, że gość, który przebywa w klasztorze dłużej niż 48 godzin, ma obowiązek pracować.

Dla opata i dla gości musi być oddzielna kuchnia, aby zjawiający się znienacka goście, jakich nigdy nie brak w klasztorze, nie przeszkadzali braciom[33].

Wewnętrzna organizacja klasztoru, konieczna, aby wypełnić obowiązek gościnności, musi obejmować dwa elementy: kuchnię i kucharzy oraz izbę lub dom gości i hotelarza.

Aby zapewnić porządek i pokój w klasztorze, św. Benedykt ustanawia w nim trzy kuchnie: dla wspólnoty (rozdz. 31.), dla chorych (rozdz. 36.) oraz dla opata i gości (rozdz. 53.). Dzięki temu, że została dla nich przewidziana osobna kuchnia, goście mogą przybywać o każdej porze, a ich przybycie i zabiegi związane z przygotowaniem dla nich posiłku nie są odczuwane przez wspólnotę. Często wskazuje się na przykład Cluny, gdzie jednocześnie mogli zawitać: papież, cesarz i liczni królowie wraz z pokaźnymi dworami, a spokojna regularność życia monastycznego na tym nie cierpiała. Jednak po pewnym czasie w wielu miejscach przyjęto zwyczaj, że opat jadł wraz ze swymi gośćmi we wspólnym refektarzu, a jedna kuchnia wystarczała do obsłużenia dwóch stołów. Albo też, jak zanotował Paweł Diakon, dwie kuchnie były usytuowane tuż obok siebie, a małe okienko pozwalało przekazywać potrawy z jednej do drugiej.

Opiekę nad tą kuchnią przejmą co roku dwaj bracia, którzy potrafią dobrze ją sprawować. Gdyby potrzebowali pomocy, trzeba im ją przydzielić, aby swoją posługę wypełniali bez szemrania. A z drugiej strony w czasie, kiedy byliby mniej zajęci, niechaj pójdą do pracy tam, dokąd ich poślą. Zasada ta dotyczy zresztą nie tylko ich, lecz również wszystkich innych funkcji w klasztorze: Jeśli ktoś potrzebuje pomocy, powinien ją dostać, z drugiej zaś strony, jeśli ma więcej czasu wolnego, niechaj posłusznie spełnia wszystko, co mu zlecą[34].

Do pracy w kuchni gości ma być wyznaczonych dwóch braci. Podczas gdy wszyscy bracia po kolei mają być odpowiedzialni za kuchnię wspólnoty i wypełniać tę posługę przez tydzień, kucharze gości sprawują swoją funkcję przez rok. Skąd te różnice? Stąd, że godność gości wymaga, aby służono im z większą troskliwością niż zakonnikom. Święty Benedykt zaznacza, że tę opiekę należy powierzyć braciom, „którzy potrafią dobrze ją sprawować”, qui ipsud officium bene impleant. Mają je wypełniać przez cały rok właśnie z powodu swoich zdolności i nabytych umiejętności.

A ponieważ ich obciążenie pracą może się znacząco zmieniać zależnie od liczby gości, Reguła czuwa, z mądrością i roztropnością zarazem, aby nikt nie był przeciążony oraz aby nikt nie popadał w lenistwo. Gdy przybędzie wielu gości, kucharzom trzeba dać pomocników. W przeciwnej sytuacji, gdy hotelik będzie pusty albo prawie pusty, mnisi, którzy zwykle zajęci są w kuchni gości, nie będą się czuli zwolnieni z pracy konwentualnej. Pójdą pracować tam, gdzie wyśle ich posłuszeństwo. Przy tej okazji św. Benedykt przypomina ogólną zasadę sprawowania wszystkich urzędów w klasztorze. Bracia, którym zostały one powierzone, nigdy nie powinni być zbytnio obciążeni, ale też nigdy nie mogą wymigiwać się od posłuszeństwa i od codziennej pracy. Mają posłusznie spełniać wszystko, co im zlecą, oboediant imperatis.

Również i celą przeznaczoną dla gości niechaj opiekuje się brat o duszy pełnej bojaźni Bożej. W celi tej trzeba przygotować dostateczną liczbę łóżek, a domem Bożym niechaj roztropni zarządzają roztropnie[35].

Nie ma kompletnego klasztoru bez celi (domu) gości. Można by napisać całą historię monastycznych domów gości. Ta „cela gości”, cella hospitum, to oczywiście nie jakaś mała celka, jakaś izdebka, w której wszyscy goście śpią tam, gdzie kto się położy. To wydzielony hotelik, miejsce, gdzie wszystkie potrzeby życiowe gości mogą być skutecznie zaspokojone. Gdy w żywocie św. Benedykta mowa jest o planach klasztoru w Terracina, które św. Benedykt we śnie przekazał opatowi tego klasztoru, wspomniany jest „dom dla gości” (D 22,1). W czasach św. Benedykta prawdopodobnie dom gości był oddzielony od reszty klasztoru. Reguła nigdzie nie określa dokładnie jego miejsca, ale zwyczaj monastyczny, zgodny z duchem i intencjami św. Benedykta, sytuuje go z dala od wirydarza, dormitorium i refektarza zakonników, zwykle jak najbliżej klasztornej furty. Taki był zwyczaj już w klasztorach św. Pachomiusza.

W Cluny, gdzie szczodrze praktykowano gościnność, dom gości składał się z dwóch części: właściwego hoteliku, oddanego pod opiekę brata hotelarza, gdzie przyjmowano podróżnych bogatych i średnio zamożnych, oraz przytułku, zarządzanego przez brata jałmużnika, przeznaczonego dla podróżnych biednych, pielgrzymów, chorych i żebraków[36]. To właśnie w przytułku codziennie wykonywano Mandatum, o którym wcześniej pisaliśmy. Cała historia rozmaitych schronisk budowanych przy klasztorach i ich staraniem wiąże się właśnie z tym rozdziałem o gościnności. Od VI i VII w. schroniska monastyczne licznie pojawiają się w Galii.

Każda celi gości będzie odpowiednio umeblowana, bogaciej bez wątpienia niż cele mnichów. Święty Benedykt wymienia jedynie łóżko; ale czyż nie tego właśnie, wraz ze stołem w refektarzu, gość najbardziej potrzebuje? Aby więc uniknąć przykrych niespodzianek, należy mieć w pogotowiu „dostateczną liczbę łóżek”, ubi sint lecti strati sufficienter.

Nasz Święty Ojciec opisał w kilku słowach cnoty, których wymaga od hotelarza, ma to być: „brat o duszy pełnej bojaźni Bożej”, cuius animam timor Dei possidet. Hotelarz ma szczególne obowiązki, grożą mu też szczególne niebezpieczeństwa. Oczekuje się od niego roztropności, a nawet bystrości umysłu. Musi kierować się miłością bliźniego, ma być człowiekiem niewzruszonej cierpliwości, gotowym na poświęcenia, nawet własnym kosztem. Ma być jednocześnie zaangażowany i zdystansowany. Dobre imię wspólnoty, jej dobra sława, zbudowanie gości ze świata zależą w znacznej mierze od niego. On też jako pierwszy nawiązuje relacje z postulantami, dyskretnie przygotowując pole działania mistrzowi nowicjuszy. Łatwo również można zgadnąć niebezpieczeństwa związane z tym urzędem: rozproszenie ducha, brak smaku do spraw Bożych, do oficjum, do studium, które stało się trudne, przesadna troska o rzeczy zewnętrzne. Jego rozmowy z gośćmi nigdy nie powinny być światowe, nawet gdyby uzasadnieniem tej „światowości” miało być dostosowanie się do mentalności niektórych przybyszów. W wielu sprawach ma dobre prawo przyznać się do swojej niewiedzy; czy ktoś oczekuje od niego wiedzy i rozeznania korespondenta agencji prasowej? Nie powinien także przyjmować pozy wiecznego dyrektora i kaznodziei. Wreszcie, subtelne poczucie służebności jego posługi powinno przeszkodzić mu w wykorzystywaniu gestów i wyrazów życzliwości kierowanych do innych braci albo do całej wspólnoty do budowania swoich osobistych relacji z gośćmi. Podsumowując, św. Benedykt mówi, że dom gości, który w klasztorze jest w szczególny sposób domem Bożym, powinien być powierzony ludziom mądrym i roztropnym, aby nim mądrze i roztropnie zarządzali.

Z gośćmi zaś nikt nie może bez pozwolenia przestawać ani rozmawiać. Brat, który kogoś z nich spotka lub zobaczy, niechaj pozdrowi pokornie tak, jak mówiliśmy, a poprosiwszy o błogosławieństwo odejdzie mówiąc, że nie wolno mu z gośćmi rozmawiać[37].

Ta ostatnia refleksja unaocznia nam całą myśl św. Benedykta na temat charakteru i miary naszych relacji ze światem zewnętrznym. Gościnność, tak jak została opisana w tym rozdziale, jest posługą wiary, gdyż to Pana przyjmujemy w osobach gości. Jest również posługą miłości i ewangelizacji, gdyż nie jest możliwe wejście w kontakt ze skupioną, pełną piękna i powabu godnością życia monastycznego bez odniesienia z tego nadprzyrodzonej korzyści. Niekiedy nauczamy naszymi słowami, niekiedy przez nasze książki, ale przede wszystkim nauczamy naszym życiem. Przekazywana w tej formie nauka wiary nie powinna wzbudzać sprzeciwu. W księdze Dziejów Apostolskich opisano, jakie wrażenie wywierało życie pierwszej wspólnoty chrześcijańskiej na niechrześcijanach, którzy je widzieli. Nasze oficja podobnie oddziałują na wszystkich gości, którzy w nich uczestniczą; oddziaływanie to jest rzeczywiste, choć być może niedostrzegalne. Wewnętrzne życie klasztoru także wyciska swe piętno na tych, który mają odpowiednią wrażliwość, na księżach i innych gościach o większej kulturze duchowej. Ten wpływ, na który są podatni i któremu ulegają, promieniuje później wokół nich.

Jednak św. Benedykt chciał, aby ten ukryty apostolat był do pogodzenia z podstawowymi uwarunkowaniami naszego życia w ten sposób, aby praktykowanie miłości bliźniego nigdy nie umniejszało pokoju i obserwancji. Nasz Święty Ojciec już wcześniej zapisał niektóre środki ostrożności, których należy przestrzegać. Teraz nakazuje, aby goście byli powierzeni wyłącznie opiece brata hotelarza, a inni bracia byli zwolnieni z obowiązku zajmowania się nimi. W większości starożytnych reguł znajdujemy podobne dyspozycje[38]. Zawsze i wszędzie mnisi niedbali, rozproszeni i gadatliwi spieszą się najbardziej, aby wejść w relacje ze światem. Jest to normalne, gdyż ich życie wciąż należy do świata. Ponieważ nie wiedzą, co zrobić ze swoim czasem, dają go każdemu przychodzącemu. Nie ma sytuacji, w której natura ulegałaby większemu złudzeniu. Ci najgorliwiej szukają kontaktu z gośćmi ze świata, dla których ci goście ze świata są największym zagrożeniem Nawet wtedy, gdy będziemy dysponowali wszystkim, co jest konieczne do zbudowania gości, nie możemy prowadzić skutecznego i zgodnego z wolą Bożą apostolatu, jeśli nie będzie on kierowany przez posłuszeństwo.

Jeśli – jak mówi św. Benedykt – zdarzy się, że jakiś mnich przypadkowo spotka gościa, będzie zachowywał się uprzejmie, pozdrowi go z pokorą, o czym była już mowa wcześniej, udzieli potrzebnych informacji, później zaś odejdzie, tłumacząc się tym, że nie może przedłużać rozmowy. Nie powinniśmy się wstydzić takiego wyznania. Tworzylibyśmy dla ludzi ze świata fałszywy obraz życia monastycznego, gdybyśmy w takiej sytuacji starali się przekonać ich – udając, że ich nie widzimy, albo angażując się od razu, bez wymaganego pozwolenia, w rozmowę – że nic tam po nas, że w klasztorze wszystko jest tak pomyślane, żebyśmy mogli uciec w samotność i ciszę. Pilnujmy się, aby nasze zachowanie i słowa nigdy nie wywoływały w gościach wrażenia, że nasze życie jest podobne do ich życia. A jeśli przechadzamy się z gośćmi po klasztorze, szanujmy ciszę w miejscach wskazanych w Regule. Goście ściszą głos, dostosowując się do tego, jak my będziemy mówić. Święty Benedykt dodaje: „poprosiwszy o błogosławieństwo”, et petita benedictione. Jest to nawiązanie do starożytnego zwyczaju, zgodnie z którym mnich, spotkawszy przełożonego albo starszego, mówił do niego: „pobłogosław”, benedicite. Użycie tej samej formuły było formą uznania nadprzyrodzonej godności gościa (więcej na ten temat w komentarzu do rozdziałów 63. i 66.).

W ostatnich wierszach tego rozdziału odkrywamy raz jeszcze, jakby w smudze światła, jaki jest ideał monastyczny i czego Nasz Święty Ojciec od nas oczekuje. Nie mamy obowiązku czynić dobra z naszą szkodą, zwłaszcza że często nie jest pewne, czy jest to rzeczywiste dobro. Nie musimy spełniać każdego dobra, które jest możliwe na tym świecie, i to za wszelką cenę. Pozytywne oddziaływanie i dobra sława to cena zbyt wysoka za porzucenie tego, co należy do istoty naszej Reguły. Jest to jeszcze bardziej oczywiste w naszych czasach, gdy inne zakony podjęły misję nauczania i posługi duszpasterskiej i nasza praca na tych polach nie jest koniecznie potrzebna. Nie byłoby stosowne, abyśmy porzucali nasze życie modlitwy i ciszy po to, żeby stać się nadliczbowymi i improwizowanymi duszpasterzami, żeby rozpraszać nasze siły w rozmaitych dziełach, do których pełnienia jesteśmy z reguły mało przygotowani. Mamy prawo, aby trwać przy pierwotnych zasadach funkcjonowania instytucji monastycznej, przy tym, co zawsze zresztą stanowiło specyficzne powołanie mnichów, co było dla nich normalne i odróżniało ich od innych zakonników. Czyż – za wyjątkiem rzadkich, choć niekiedy chwalebnych przypadków – nie jest to właśnie to, czego Kościół od nas oczekuje? I czegóż bardziej rozgorączkowany świat potrzebuje niż świadectwa ludzi żyjących tylko Bogiem i dla Boga, gorliwie oddających się wychwalaniu Jego Piękna, ale także zaangażowanych we wszelkie przejawy życia katolickiego przez niewątpliwie skuteczną modlitwę liturgiczną?

Dom Paul Delatte OSB

tłum. Tomasz Glanz

-----

Drodzy Czytelnicy, w prenumeracie zapłacicie za "Christianitas" 17 złotych mniej niż w zamkniętych do odwołania salonach prasowych. Zamówcie ją, wesprzecie pracę redakcji w czasie epidemii. Do każdej prenumeraty dołączamy numer archiwalny oraz książkę z Biblioteki Christianitas. Szczegóły pod linkiem.

http://christianitas.org/static/w-prenumeracie-taniej/

-----

[1] DE HOSPITIBUS SUSCIPIENDIS. Omnes supervenientes hospites tamquam Christus suscipiantur, quia ipse dicturus est: Hospis fui et suscepistis me. Et omnibus congruus honor exhibeatur, maxime domesticis fidei et peregrinis.

[2] Adventantes fratres quasi Domini suscipiamus adventum (...) qui dicit: Hospes fui et suscepistis me (Rufin, Hist. monach., c. VII. Rosweyde, s. 464).

[3] Zob.: św. Ambroży, De officiis, II, 103, P. L. XVI, 131.

[4] Zob.: św. Klemens, Epist. ad virgines; Doctrina Apostolorum.

[5] Ks. P. Skarga pisze w swoich Żywotach świętych:„Codzień dwunastu biednych jadało przy jego stole. Razu jednego znalazł się nieproszony trzynasty. Był to aniół Boży” (przyp. tłum.); zob. także: św. Nil, Tract. ad Eulogium, 23-24, P. G. LXXIX, 1123-1126; Pierre de Blois, Epist. XXIX, P. L. CCVII, 98-100.

[6] św. Grzegorz Wielki, Dial., 1. III, c. VII, P. L. LXXXVII, 229 i nast.

[7] Ten sam zwyczaj istniał w klasztorach św. Pachomiusza. Zob.: św. Pachomiusz, Reg., LI.

[8] Nobis in monasterio hospitalitas cordi est; omnesque ad nos venientes, laeta humanitatis fronte suscipimus. Veremur enim ne Maria cum Joseph locum non inveniat in diversorio, ne nobis Jesus dicat exclusus: Hospes eram, et non suscepistis me. Solos haereticos non recipimus (św. Hieronim, Apologia adv. libros Rufini, 1. III, 17, P. L. XXIII, 469). Zob.: św. Bazyli, Reg. brev., CXXIV.

[9] Testamentum, [w:] św. Efrem, Opp. graec. lat., t. II, s. 244.

[10] Quando ad ostium monasterii aliqui venerint, si clerici fuerint aut monachi, majori honore suscipiantur (Reg., LI).

[11] Ut ergo nuntiatus fuerit hospis, occurratur ei a priore vel a fratribus cum omni officio caritatis.

[12] Ubi peregrinos fratres advenire senserunt, continue velut examen apum, singuli quique ex suis cellulis proruunt, atque in obviam nobis laeto cursu et festina alacritate contendunt, portantes secum quamplurimi ipsorum urceos aquae et panes, secundum quod Propheta corripiens quosdam dicit: Quia non existis filiis Israel in obviam cum pane et aqua (Ne 13,2). Tune deinde susceptos nos adducunt primo cum psalmis ad ecclesiam, lavant pedes, ac singuli quique linteis quibus utebantur abstergunt, quasi viae laborem levantes, re autem vera vitae humanae aerumnas mysticis traditionibus abluentes (Rufin, Hist., monach., c. XXI; Rosweyde, s. 477-478).

[13] Św. Pachomiusz, Reg., L-LI; św. Bazyli Wielki, Reg. fus., XXXII, XLV; Reg. brev., CCCXIII.

[14] Et primitus orent pariter, et sic sibi societur in pace. Quod pacis osculum non prius offeratur nisi oratione praemissa, propter inlusiones diabolicas.

[15] O starożytnej tessera hospitalis zob.: Ch. Daremberg, E. Saglio, Dictionnaire des Antiquités grecques et romaines, Paryż 1900, hasło: Hospitium; według Tertuliana, tym co jednoczyło wszystkie kościoły, było communicatio pacis, et appellatio fraternitatis, et contesseratio hospitalitatis (De praescript., c. XX, P. L. II, 32).

[16] Forma hujusmodi inter monachos observatur, ut si quis ad eos veniat (...) ante omnia ut oratio fiât, ut nomen Domini invocetur: quia si fuerit aliqua transformatio daemonis, continuo oratione facta diffugiet (Hist. monach., c. I, Rosweyde, s. 456-467); zob.: Verba Seniorum; Vitae Patrum, V, XII, 15, Rosweyde, s. 614.

[17] In ipsa autem salutatione omnis exhibeatur humilitas omnibus venientibus sive discedentibus hospitibus: inclinato capite vel prostrato omni corpore in terra, Christus in eis adoretur qui et suscipitur.

[18] Saepe dixit (abba Apollo) de suscipiendis monachis, quod oportet adorare fratres advenientes: non enim ipsos, aiebat, sed Deum adorasti (Palladiusz, Hist. Laus., c. LII, Rosweyde, s. 761); zob.: Rufin, Hist. monach., c. II, Rosweyde, s. 458; Verba Seniorum; Vitae Patrum, III, 195, Rosweyde, s. 628-529, Vita Porphyrii, XXXV,

P. G. LXV, 1227-1228.

[19]Suscepti autem hospites ducantur ad orationem, et postea sedeat cum eis prior aut cui iusserit ipse. Legatur coram hospite Lex divina ut aedificetur, et post haec omnis ei exhibeatur humanitas.

[20] Habebat (abba Isidorus) hospitalem cellulam, in qua adventantes hospitio recipiat et omni humanitate refoveat (Hist. monach., c. XVII, Rosweyde, s. 476).

[21] Inst., V, XXIV; Conlat., II, XXV; XXI, XIV.

[22] Cumque salutans nos orasset more sibi solito, pedes hospitum propriis manibus lavat, et docere nos ex Scripturis quae ad aedificationem vitae ac fidei pertinent, coepit (…) Et ut vidit nos, statim prior adoravit usque ad terram, et surgens osculo nos suscepit. Ubi autem ingressi sumus monasterium, oratione prius (ut moris est) data, pedes nostros propriis manibus lavat, et caetera quae ad requiem corporis pertinent adimplevit (Rufin, Hist. monach., c. II et VII, Rosweyde, s. 458, 464).

[23]Ieiunium a priore frangatur propter hospitem, nisi forte praecipuus sit dies ieiunii qui non possit violari; fratres autem consuetudines ieiuniorum prosequantur.

[24] Zob.: św. Jan Kasjan, Inst., V, XXIV-XXVI. Gdzie indziej Kasjan zauważa: Satis absurdum est, ut fratri, immo Christo mensam offerens non cum eo cibum pariter sumas aut ab ejus refectione te facias alienum (Conlat. II, XXVI).

[25] Zdarzało się, że goście dziwili się z powodu zbyt dobrego traktowania w klasztorze. Można o tym przeczytać anegdotę w: Verba Seniorum; Vitae Patrum, III, 5, Rosweyde, s, 493.

[26] Ne avertas oculum, aut inanem dimittas pauperem: ne forte Dominus in hospite aut in paupere ad te veniat (św. Makary, Reg., XX).

[27]Aquam in manibus abbas hospitibus det; pedes hospitibus omnibus tam abbas quam cuncta congregatio lavet; quibus lotis, hunc versum dicant: Suscepimus, Deus, misericordiam tuam in medio templi tui. Pauperum et peregrinorum maxime susceptioni cura sollicite exhibeatur, quia in ipsis magis Christus suscipitur; nam divitum terror ipse sibi exigit honorem.

[28] „Jest tu Elizeusz, syn Safata, który nalewał wody na ręce Eliasza” (2 Krl 3,11); zob.: św. Atanazy, Prooem. Vitae S. Antonii, P. G. XXVI, 839.

[29] Sulpicjusz Sewer, Vita B. Martini, XXV, P. L. XX, 171.

[30] Piotr Czcigodny tak pisał do św. Bernarda: Facimus quod possumus, et per totius anni spatium, unaquaque die tribus peregrinis hospitibus manus et pedes abluimus, panem cum vino offerimus, Abbate in ordine stio id faciente, nullisque, nisi infirmis, qui haec implere non valent, exceptis (Epist., 1. I, Ep. XXVIII, P. L. CLXXXIX, 131).

[31] Palladiusz, Hist. Laus., c. VII, Rosweyde, s. 713.

[32] Oratio III, 3, P. G. XL, 1110.

[33]Coquina abbatis et hospitum super se sit, ut, incertis horis supervenientes hospites, qui numquam desunt monasterio, non inquietentur fratres.

[34]In qua coquina ad annum ingrediantur duo fratres qui ipsud officium bene impleant. Quibus, ut indigent, solacia administrentur, ut absque murmuratione serviant, et iterum, quando occupationem minorem habent, exeant ubi eis imperatur in opera. Et non solum ipsis, sed et in omnibus officiis monasterii ista consideratio, ut quando indigent solacia adcommodentur eis, et iterum quando vacant oboediant imperatis.

[35]Item et cellam hospitum habeat adsignatam frater cuius animam timor Dei possidet; ubi sint lecti strati sufficienter. Et domus Dei a sapientibus sapienter administretur.

[36] J.-H. Pignot, Histoire de l’Ordre de Cluny, Paryż 1868, t. II, s. 456-463.

[37]Hospitibus autem, cui non praecipitur, ullatenus societur neque conloquatur; sed si obviaverit aut viderit, salutatis humiliter, ut diximus, et petita benedictione pertranseat, dicens sibi non licere conloqui cum hospite.

[38] św. Pachomiusz, Reg., L-LI; św. Bazyli Wielki, Reg. fus., XXXII-XXXIII; św. Jan Kasjan, Inst., IV, XVI. Święty Benedykt posiłkuje się Pierwszą Regułą Świętych Ojców: Venientibus (hospitibus) nullus nisi unus cui cura circa hospitale fuerit injuncta occurrat et responsum det venientibus. Orare vel pacem offerre non liceat ulli nisi primo videatur ab eo qui praeest Patre; et oratione simul peracta, sequatur ordine suo pacis officium reddere. Nec licebit alicui fratri cum superveniente sermocinari; non sit ulli cura interrogandi unde venerit, ad quid venerit, vel quando ambulaturus sit, nisi soli qui praeest Patri, aut quibus ipse jusserit. Venientibus vero fratribus ad horam refectionis non licebit peregrino fratri cum fratribus manducare, nisi cum eo qui praeest Patre, ut possit aedificari. Nulli licebit cum eo loqui nec alicujus audiatur sermo, nisi divinus qui ex pagina proferatur, et ejus qui praeest Patris, vel quibus ipse jusserit loqui, ut aliquid de Deo conveniat (VIII).


Dom Paul Delatte OSB

(1848-1937), mnich benedyktyński, drugi następca Dom Prospera Guerangera w benedyktyńskim opactwie św. Piotra w Solesmes, któremu przewodził w latach 1890-1921. Requiescat in pace!