Kochać czystość.
Nikogo nie nienawidzić (Kpł 19, 17; Mt 5, 43 i nast.).
Nie zazdrościć. Nie czynić niczego z zawiści (Jk 3, 14; Ga 5, 19 i nast.).
Nie lubić kłótni (2 Tm 2, 14).
Unikać wyniosłości.
Starszych szanować (Kpł 19, 32).
Młodszych miłować (1 Tm 5, 1)[1].
W duchu miłości Chrystusowej modlić się za nieprzyjaciół (Mt 5, 44).
Jeśli zdarzy się jakaś kłótnia, pojednać się przed zachodem słońca (Ef 4, 26)[2].
Kochać czystość, castitatem amare. Jest to jedyne miejsce w Regule, gdzie wprost mówi się o czystości, być może dlatego, że cnota ta jest w sposób tak naturalny wpisana w ideę życia zakonnego, że było rzeczą zbyteczną szerzej się nad nią rozwodzić. Jednak starożytni prawodawcy monastyczni są zwykle bardziej dosadni i gdy św. Benedykt skupia się w swej Regule na zachętach do czujności w stosunku do przewrotnych myśli i pożądań ciała, jego poprzednicy nie wzdragają się przed szczegółowym niekiedy opisywaniem sytuacji, których należy unikać, i wad, które należy karać[3]. Kochać czystość, mówi po prostu Nasz Święty Ojciec, tak jak wyżej powiedział „kochać post”. Ale podczas gdy post mamy kochać tylko miłością opartą na pożytku, jako użyteczne narzędzie, czystość trzeba kochać ze względu na nią samą, prawdziwą miłością upodobania. U kapłana, u mnicha czystość jest częścią miłości, jest wysubtelnieniem i doskonałością miłości. Wraz z nią całopalna ofiara jest pełna i nasze ciało całkowicie współpracuje w dziele uwielbienia Boga i zjednoczenia z Nim: „Proszę was (…), abyście składali wasze ciała na ofiarę żywą, świętą, miłą Bogu jako doskonały wyraz waszego kultu” (Rz 12, 1). Apostoł radził wytrwanie w stanie wstrzemięźliwości, dlatego że jest on piękny i dobry, a także dlatego, że zapewnia swobodę stałego obcowania z Boską Czystością. „Wszystko to mówię dla waszego dobra, a nie by zastawiać na was pułapkę. Mówię po to, abyście bez przerwy służyli Panu godnie i wytrwale” (1 Kor 7, 35). Przy wyliczaniu owoców Ducha, miłość jest pierwsza, a czystość[4] zamyka to wyliczenie i zdaje się wszystko w sobie zawierać: „miłość, radość, pokój (…) łagodność, opanowanie” (Ga 5, 22-23). Praktykowanie miłości według św. Tomasza jest bardziej spontaniczne, gdyż w jej przypadku, bardziej niż w przypadku innych cnót, jesteśmy bardziej skłonni do wykonania aktu wypływającego z cnoty. To właśnie z miłości jak ze skarbca inne cnoty czerpią swoją łatwość. Zachowanie czystości staje się sprawą łatwą i upragnioną, gdy czystość zostanie powiązana z miłością. Czyż konieczne jest codzienne prowadzenie heroicznej walki, aby pozostać czystym, gdy jest się daleko od świata, w stałym kontakcie z Bogiem, gdy trwa się w modlitwie, w studiach, gdy roztropnie dba się o szczegóły, wciąż badając ich relacje z wartością tego dobra, które chce się ustrzec?
Sentencje dotyczące wyrzeczenia się nienawiści i pojednania przed nocą kierują nas znów ku miłości braterskiej. Nie mamy prawa wprowadzać w nasze relacje ani oddalenia się od kogoś, ani niechęci do kogokolwiek. Wszelkie animozje, uprzedzenia i zazdrości są zakazane. Również kłótnia wskazana jest jako coś, co rzadko przynosi korzyść: nie lubić kłótni, unikać wyniosłości, contentionem non amare, elationem fugere. W kłótnie albo w bardzo gorące spory zwykle wkrada się przesadna ocena naszej własnej myśli i troska o to, jak się wypadnie przed „publicznością”. Kłótnia często trwa bez końca i jest zwykłą stratą czasu, gdyż chodzi w niej głównie nie o zasady, lecz o błahostki.
Miłość braterska obejmuje także sprawy szczegółowe. W każdej wspólnocie są w jednym szeregu starzy i młodzi. Ci pierwsi mają doświadczenie płynące z wieku, ci drudzy mają wigor i dynamizm. Pierwsi miłują spokój, drudzy są ruchliwi, nierzadko tworzą więc dwa obozy o przeciwnych dążeniach. Zamysłem Naszego Świętego Ojca jest zapobieżenie rywalizacjom i małym smutkom, zjednoczenie mnichów będących w różnym wieku jednym wzajemnym uczuciem, zgromadzenie wszystkich dusz wokół opata i, przez niego, przed Bogiem. Mamy zatem okazywać cześć i szacunek starszym; ci zaś mają miłować i łaskawie traktować najmłodszych. Ta sama myśl zostanie powtórzona w rozdziale 63[5].
Jeśli pomimo wszelkich wysiłków miłości braterskiej z naszej strony są jacyś bracia, którzy uważają się za naszych nieprzyjaciół, naszą ostatnią deską ratunku jest modlitwa za nich w zjednoczeniu z Chrystusem, który takie postępowanie sam wskazał jako doskonałość ewangeliczną i osobiście praktykował je na krzyżu. Trzeba także starać się o powrót do dobrych relacji z tymi, którzy są z nami w jakiejś niezgodzie. Pojednania przez czyny i gesty, przez zmianę zachowania, niekoniecznie wprost wypowiedziane, często wystarczą i są najlepsze. Wprowadzajmy pokój od razu, a najpóźniej „przed zachodem słońca”, ante solis occasum, to ostateczna granica. Chyba lepiej trochę uważniej słuchać Pana, niż odkładać pojednanie: „zostaw przed ołtarzem ofiarę i najpierw idź pojednać się z bratem. Potem wróć i złóż ofiarę” (Mt 5, 24).
I nigdy nie tracić ufności w miłosierdzie Boże[6].
Ta ostatnia rekomendacja jest w życiu chrześcijańskim prawie tak samo ważna jak pierwsza, której zresztą wydaje się być echem. Czyż bowiem nie jest prawdziwym miłowaniem Boga bycie zawsze przekonanym o Jego litościwej opiece we wszystkim, co nas spotyka? „Zaufałem miłosierdziu Bożemu na zawsze i na wieki wieków” (Ps 52(51), 10). Umieszczając to „narzędzie” jako ostatnie ze wszystkich, św. Benedykt zdaje się nam mówić: nawet gdybyście zapomnieli o pozostałych, w tym jednym utwierdźcie waszą duszę, postawcie się przed Bożym miłosierdziem. Każda wina, każdy drobny nawet błąd powinny wyzwalać w nas podwójne poruszenie: żalu i ufności. Pierwsze jest bezwarunkowo konieczne, ma też być szybkie, ale nigdy jedyne. Tym, co jest najgorsze w naszych codziennych niedociągnięciach, jest być może nie sama wina, lecz raczej poczucie znużenia, przeciążenia, zniechęcenia i rozczarowania, które w nas pozostawia. Ślubowaliśmy doskonałą wierność, a oto brakuje nam i doskonałości, i wierności! Szczęście prysło, to już koniec, wszystko minęło, tak jak szklana kropla, która rozpryskuje się na drobne kawałki, gdy stłucze się czubek. I aż do następnej spowiedzi albo do szczególnego poruszenia łaski dusza pozostaje w ponurej kontemplacji swojej słabości.
To prawda, nie codziennie potykamy się o ten sam kamień, nie codziennie brudzimy się tym samym błotem. Oczywiście, byłoby milej raz na zawsze przylgnąć do Pana, tak jak aniołowie, jednym aktem. Jednak nasze upadki, ta ciągła oscylacja, mają też dobrą stronę. Gdyż powrót do Boga po tym, jak zdarzyło się coś niespodziewanego, ponowne przylgnięcie do Niego, otwarcie przed Nim całej naszej duszy, staje się okazją do aktu miłości doskonałej. Te upadki mogą dać nam szansę na ciągłe wzrastanie. Zawsze zaś prowadzą nas do większej czujności i uczą nas, że jesteśmy prochem i niczym. Jakaż by nie była nasza słabość, Bóg nigdy się nie zmienia, Jego ramiona są dla nas zawsze otwarte. Przypomnijmy sobie przypowieści o ojcu syna marnotrawnego i o miłosiernym Samarytaninie, a także inne przypowieści ewangeliczne, w których na zawsze zapisane są obrazy ukazujące Boże miłosierdzie.
Oto są środki postępu duchowego. Jeżeli zasady te będziemy nieustannie, we dnie i w nocy, wypełniać i jeżeli w dzień sądu zyskają one uznanie, wówczas otrzymamy od Pana nagrodę, którą On sam obiecał: Czego oko nie widziało ani ucho nie słyszało... jak wielkie rzeczy przygotował Bóg tym, którzy Go miłują (1 Kor 2, 9).
Naszą zaś pracownią, w której mamy się posługiwać pilnie tymi wszystkimi [narzędziami dobrych uczynków], jest stałe życie we wspólnocie w ramach klauzury klasztornej[7].
Ta konkluzja zawiera obietnicę i warunki jej osiągnięcia. Obietnicą jest to, że Pan da swemu robotnikowi odpowiednią zapłatę, nagrodę opisaną słowami: „czego oko nie widziało ani ucho nie słyszało, w serce człowieka nie wstąpiło, to przygotował Bóg tym, którzy Go miłują” (por. Iz 64, 4; Kor 2, 9). Tą nagrodą będzie sam Bóg. Kupujemy Boga, zdobywamy odwieczne Piękno za cenę tych paru dobrych uczynków. Nie będziemy się trudzić na próżno! Trzeba nam jeszcze popracować i używać, jak należy, „narzędzi sztuki duchowej”[8]. Ojciec rodziny powierzył nam je wszystkie i w dobrym stanie. Zachowuje je wszystkie w swej niewzruszonej pamięci. Wie, że każde z nich jest gotowe do użycia. W dniu sądu, gdy oddamy je w Jego ręce, będzie od nas wymagał szczegółowego zdania sprawy z tego, jak je wykorzystywaliśmy. „Jeżeli w dzień sądu zyskają one uznanie”, in die iudicii reconsignata. Być może św. Benedykt czyni tu aluzję do zwyczaju, który panował w wielkich posiadłościach rzymskich, gdzie rolnik otrzymywał wszystkie narzędzia konieczne do uprawy roli, a zarządca prowadził dokładny inwentarz tych sprzętów[9]. Praca, która jest od nas oczekiwana, ma być wytrwała i bez niedbałości: „nieustannie, we dnie i w nocy, (…) posługiwać się pilnie tymi wszystkimi narzędziami”, die noctuque incessabiliter adimpleta (…) haec omnia diligenter operemur, gdyż sztuka duchowa jest najbardziej wymagająca ze wszystkich i nie znosi robotników gnuśnych i kapryśnych.
Ta sztuka, jak każdy zawód i każda sztuka, może być dobrze wykonywana tylko w specjalnym warsztacie, w miejscu określonym i przystosowanym. Najlepsze nawet narzędzia staja się bezużyteczne, gdy dzierżawca wciąż krąży gdzieś w świecie. Jak mówi Columella: „dzierżawca nie powinien być włóczęgą i nie powinien przekraczać granic swojej dzierżawy, chyba że w celu nauczenia się czegoś związanego z uprawą roli, a i to w bliskiej odległości, aby mógł szybko wrócić do siebie”[10]. Zdaniem Naszego Świętego Ojca podobnie rzecz się ma z dziełem doskonałości religijnej. Może się ono szczęśliwie dokonywać tylko wewnątrz klasztoru, gdzie jest się u siebie, w swojej rodzinie, której nigdy się nie porzuca: „stałe życie we wspólnocie w ramach klauzury klasztornej”, claustra monasterii et stabilitas in congregatione. Klauzura i stałość urzeczywistniają nasze oddzielenie od świata: dzięki klauzurze świat nie wnika do nas, dzięki stałości my nie wychodzimy do niego. Aż do VI w. największą chorobą życia monastycznego była niestałość i kontakty ze światem; widać wyraźnie, że św. Benedykt nieustannie myślał o tym, jak wykorzenić te niebezpieczne zwyczaje[11].
Stałość jest charakterystyczną cechą Reguły św. Benedykta; strzeżmy jej jak rodzinnego dobra. Możemy być wolni i szczęśliwi tylko w naszej klauzurze, strzeżmy jej jako zabezpieczenia samego naszego powołania. Czyż nie najdoskonalszą byłaby taka klauzura, jaką zachowują siostry klauzurowe? To one mają przywilej zachowywania jej w całej integralności. Możemy im tego zazdrościć i zamiast znajdywać usprawiedliwienia dla wyjścia, szukać sposobów, aby nie wychodzić. Bez wątpienia interpretacja reguły stałości, podobnie jak ubóstwa, należy do opata. Z kolei synowskie posłuszeństwo daje miarę i sens wszystkim obowiązkom monastycznym. Ale powinniśmy czuwać nad sobą i zachowywać w sercu miłość do klauzury, nawet jeśli posłuszeństwo zmusza nas do jej fizycznego opuszczania. Są pewne dzieła zewnętrzne, które pozostają w zgodzie z koniecznymi wymogami stałości. Jednak im bardziej wyrywają nas one z normalnych warunków naszego życia, tym bardziej musimy być do nich zobowiązani świadomym i formalnym poleceniem opata. Z wyjątkiem sytuacji koniecznych, które dzięki roztropnym staraniom przełożonych powinny być maksymalnie ograniczone, nie mamy tytułu do angażowania się w prace apostolskie, w sprawy społeczne, w politykę. Święty Benedykt przykazał nam tylko, abyśmy wewnątrz naszego klasztoru wykorzystywali narzędzia sztuki duchowej.
Dom Paul Delatte OSB
tłum.Tomasz Glanz
-----
Drogi Czytelniku, skoro jesteśmy już razem tutaj, na końcu tekstu prosimy jeszcze o chwilę uwagi. Udostępniamy ten i inne nasze teksty za darmo. Dzieje się tak dzięki wsparciu naszych czytelników. Jest ono konieczne jeśli nadal mamy to robić.
Zamów "Christianitas" (pojedynczy numer lub prenumeratę)
-----
[1] Weyman zauważył, że „narzędzia” dotyczące relacji do starszych i młodszych można znaleźć w Florilegium greckiego kompilatora Jana Stobajosa (III, 80). Weyman proponuje, aby u św. Benedykta słowo diligere czytać jako dirigere, ale Traube i Butler utrzymują, że zapis jest właściwy. Stobajos, poganin, żył prawdopodobnie w tym samym czasie, co św. Benedykt (koniec V–VI w.). Jeśli chodzi o Sosjadesa, który zebrał Przykazania Siedmiu Mędrców (Maksymy Delfickie), to jest wszystko, co o nim wiemy.
[2] Castitatem amare. Nullum odire. Zelum non habere. Invidiam non exercere. Contentionem non amare. Elationem fugere. Et seniores venerare. Iuniores diligere. In Christi amore pro inimicis orare. Cum discordante ante solis occasum in pacem redire.
[3] Zob. Marténe w komentarzu do tego fragmentu Reguły.
[4] W Wulgacie, której używał Dom Delatte, ostatnie dwa dary Ducha były nazwane: continentia, castitas. Współczesna Wulgata podaje: mansuetudo, continentia. Polskie przekłady Pisma Św. idą w tym samym kierunku (przyp. tłum.).
[5] Jak w pięknych słowach mówi Reguła Pawła i Stefana: Seniores junioribus affectum paternum impendant et cum imperandi necessarium fuerit, non tumenti animositate et clamonis vocibus, sed fiducialiter, tranquilla simplicitate et auctoritate bonae vitae ad peragendam communem utilitatem quae fuerint opportuna injungant (r. II).
[6] Et de Dei misericordia numquam desperare.
[7] Ecce haec sunt instrumenta artis spiritualis. Quæ cum fuerint a nobis die noctuque incessabiliter adimpleta et in die iudicii reconsignata, illa merces nobis a Domino reconpensabitur quam ipse promisit: Quod oculus non vidit nec auris audivit, quae praeparavit Deus his qui diligunt eum. Officina vero ubi haec omnia diligenter operemur claustra sunt monasterii et stabilitas in congregatione.
[8] W oficjalnym tłumaczeniu: „środków postępu duchowego” (przyp. tłum.). Zob. św. Jan Kasjan, Conlat., I, VII.
[9] M.T. Warron, De re rustica, ks. I, r. XXII, L.I.M. Columella, De re rust., ks. I, r. VIII. W rozdziałach 32 i 35 św. Benedykt mówiąc o narzędziach i innych przedmiotach należących do klasztoru, używa prawie dokładnie tych samych terminów, co wspomniani wyżej autorzy.
[10] L.I.M. Columella, tamże.
[11] Zob. koniec Prologu, potępienie gyrowagów w rozdziale 1, koniec rozdziału 53 i rozdziały 58, 61, 66, 67.
(1848-1937), mnich benedyktyński, drugi następca Dom Prospera Guerangera w benedyktyńskim opactwie św. Piotra w Solesmes, któremu przewodził w latach 1890-1921. Requiescat in pace!