Komentarze
2016.01.08 18:06

Kilka zastrzeżeń do nowego tłumaczenia lekcjonarza

W październiku minionego roku KAI poinformował, że wraz ze zbliżającym  się nowym rokiem liturgicznym wprowadzone zostanie w Polsce nowe tłumaczenie lekcjonarza stosowanego w zwyczajnej formie rytu rzymskiego. Jak wynika z tekstu agencyjnego proces implementacji przeprowadzany jest nadzwyczaj łagodnie. Po pierwsze wspomniany wyżej termin jest jedynie zaleceniem a nie nakazem, po drugie nowe tłumaczenie jest gotowe tylko dla temporału. Nad tomami lekcjonarza zawierającymi czytania na Msze o świętych, wotywne, okolicznościowe i za zmarłych trwają jeszcze prace translatorskie.

 

KAI informuje, że nowy lekcjonarz „uwzględnia nowe zasady pisowni języka religijnego i zawiera czytania z V wydania Biblii Tysiąclecia. Poprzednia wersja została stworzona na podstawie II wydania tej Biblii”. Inny argument za wprowadzeniem nowego tłumaczenia podaje ks. prof. Jacek Nowak SAC, konsultor i sekretarz Komisji ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów KEP: „Przez 40 lat, od momentu wydania poprzedniego lekcjonarza, język polski uległ zmianom. (…) I tak np. sformułowanie biada mi matko moja, żeś mnie porodziła zostało zastąpione zdaniem biada mi matko moja, że mnie urodziłaś.” Złośliwie zauważę, że trudno mi wyobrazić sobie człowieka, który rozumie znaczenie czasownika urodzić a nie rozumie słowa porodzić. Bardziej istotna jest jednak objawiająca się w tej wypowiedzi logika nieugięcie stojąca za wszelkimi zmianami liturgicznymi ostatniego półwiecza, według której liturgia nieustannie musi się zmieniać i dostosowywać do pojęć oraz wyobrażeń  tzw. współczesnego człowieka.

Tymczasem bardzo niepokojące jest, że choć w tekście KAI znajdujemy także wypowiedź bp Adama Bałabucha, przewodniczącego Komisji ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów KEP, nie pada tam ani jedno słowo, że przygotowujący nową edycję lekcjonarza trzyosobowy zespół kierował się w swojej prace zasadami rzymskiej instrukcji Liturgiam Authenticam, wydanej jeszcze za pontyfikatu św. Jana Pawła II, w 2001 roku. Dokument ten ma długi podtytuł dobrze wyjaśniający jego istotę: Stosowanie języków narodowych przy wydawaniu ksiąg rzymskiej Liturgii. Piąta instrukcja „dla poprawnego wprowadzenia Konstytucji Soboru Watykańskiego Drugiego o Liturgii Świętej” (art. 36)[1]. Znajdujemy w tej instrukcji konkretne zalecenia odnoszące się w sposób szczególny do tłumaczenia lekcjonarza.

W nr 37 czytamy: Jeżeli przekład biblijny, na podstawie którego ułożono Lekcjonarz, wskazuje na lekcje, które różnią się od przedstawionych w łacińskim tekście liturgicznym, należy wszystko, co dotyczy ustalenia tekstu kanonicznego Ksiąg Świętych, odnieść do normy wydania Nowej Wulgaty. Dlatego w tekstach deuterokanonicznych i innych, a mianowicie tam, gdzie są różne tradycje manuskryptów, przekład liturgiczny powinien być sporządzony według tej samej tradycji, za którą poszło wydanie Nowej Wulgaty. Jeżeli jakiś gotowy już przekład daje wersję przeciwną do tej, która zawarta jest w wydaniu Nowej Wulgaty, w odniesieniu do uprzedniej tradycji tekstowej, porządku wierszy lub spraw tym podobnych, w przygotowywaniu każdego Lekcjonarza należy zastosować takie poprawki, które by pozwoliły zachować zgodność z zatwierdzonym łacińskim tekstem liturgicznym. Dalej znajdujemy podobne wskazania w nr 41: Należy dołożyć starań, aby przekłady były dostosowane do takiego zrozumienia miejsc biblijnych, które przekazała praktyka liturgiczna i tradycja Ojców Kościoła, zwłaszcza gdy chodzi o teksty o wielkim znaczeniu, jak psalmy i czytania stosowane w szczególnie uroczystych celebracjach roku liturgicznego; w tych wypadkach usilnie należy dbać o to, aby przekład wyrażał przekazany sens chrystologiczny, typologiczny lub duchowy oraz ukazywał jedność i związek między obydwoma Testamentami. Dlatego(…) należy uwzględnić wydanie Nowej Wulgaty, gdyż spośród różnych wersji, jakie mogą być uwzględnione, trzeba uznać za najbardziej stosowną tę, która wyraża sposób, w jaki zgodnie ze zwyczajem tekst został odczytany i przyjęty w łacińskiej tradycji liturgicznej.

Nie jest moim celem analizowanie całego najnowszego lekcjonarza pod tym kątem. Zajmę się tylko jednym przypadkiem, 14 wersetem z 2 rozdziału Ewangelii wg św. Łukasza. Tekst ten w łacińskiej tradycji liturgicznej, także w Mszale bł. Pawła VI, w sławnym hymnie śpiewanym w każdą uroczystość, święto i w niemal wszystkie niedziele, przyjęty jest w brzmieniu: Gloria in excelsis Deo et in terra pax hominibus bonae voluntatis. Jest prawdą, że ten tekst musi pochodzić z bardzo starego tłumaczenia łacińskiego, bo już Wulgata klementyńska z końca XVI w., według której podane są perykopy w Mszale usus antiquior zawiera nieco odmienną formułę: Gloria in altissimis Deo et in terra pax  hominibus bonae voluntátis. Promulgowana w 1979 roku Nowa Wulgata zawiera jeszcze jedną małą modyfikację: Gloria in altissimis Deo et super terram pax in hominibus bonae voluntátis, która obowiązuje też w typicznym, łacińskim wydaniu lekcjonarza formy zwyczajnej, gdzie jest ostatnim wersem perykopy czytanej na Mszy w noc Bożego Narodzenia, tj. na Pasterce.

 

W minione Boże Narodzenie szedłem na swoją parafialną Pasterkę z pewną nadzieją. Wiedziałem już bowiem, ze mój proboszcz zakupił nowe lekcjonarze. Dotychczas odczuwałem na tej Mszy pewien zgrzyt, dysonans, kiedy to krótko pod odśpiewaniu hymnu głoszącego na ziemi pokój ludziom dobrej woli, na zakończenie Ewangelii słyszałem Chwała Bogu na wysokościach, a na ziemi pokój ludziom, w których ma upodobanie. Istota tej nadziei, o której  wspomniałem przed chwilą, polegała na przekonaniu, że skoro mamy nowe tłumaczenie i skoro obowiązuje Liturgiam authenticam to coś z tym dysonansem zrobiono. O święta naiwności! Coś zrobiono, to prawda. Ale tak jakby nikt nigdy nie napisał był wyżej cytowanych, rzymskich zaleceń. Nowy tekst brzmi bowiem tak: Chwała Bogu na wysokościach, a na ziemi pokój ludziom, w których sobie upodobał. (Na marginesie dodam, że inna zmiana w tej perykopie to kolejne wyrzucenie słowa porodziła. W nowym lekcjonarzu Maryja swego Syna powiła. Doprawdy nie wiem czy nie jest to zwrot bardziej archaiczny a przez to trudniej zrozumiały dla przeciętnego, współczesnego Polaka)

 

Powie ktoś, że to detal i że czepiam się szczegółów. Nie o ten szczegół w tym jednak chodzi, a o sposób wprowadzania nowych tłumaczeń ksiąg liturgicznych. O to, że zajmuje się tym jakiś anonimowy, trzyosobowy komitet. O to, że na temat efektów jego prac nie toczy się, żadna dyskusja w Kościele. Ot, komitet kończy swoje prace, biskupi na plenum KEP głosują a Lud Boży z radością przyjmuje, bo przecież posoborowa reforma liturgii to jeden wielki i nieustający sukces, i właściwie nie ma o czym dyskutować. Cały ten modus operandi jest w najwyższym stopniu niepokojący, zwłaszcza jeśli się pomyśli, że czeka nas prędzej czy później zastąpienie aktualnie używanego mszału ołtarzowego, nowym, będącym tłumaczeniem Mszału Rzymskiego z 2002 roku wraz z uzupełnieniami i poprawkami z 2008. Czy tu znowu jakiś tajemniczy zespół dokona tego tłumaczenia, które bez żadnego publicznego ujawnienia jego treści posłane zostanie do Rzymu po recognitio? A kiedy zostanie udzielone to wszyscy będą je musieli akceptować nawet jeśli będzie zawierało, tak jak obecne, jaskrawe błędy?

 

Szczerze mówiąc, to bardziej jeszcze martwi mnie, że być może biskupi tak postępując mają niemało racji. Że w gruncie rzeczy liturgia obchodzi w Polsce bardzo niewielkie grupy osób. A jeszcze większość tych niewielkich grup to tzw. tradycjonaliści, którzy swój wysiłek ogniskują wokół formy dawniejszej. Rozumiem ich (nasze) uwarunkowania ale warto pamiętać, że dla większości katolików w Polsce to posoborowa forma rytu jeszcze długo pozostanie podstawowym doświadczeniem życia liturgicznego. Nie popełniajmy grzechu zaniedbania. Nie może dla nas być obojętnym jak ta liturgia jest sprawowana nie tylko w odniesieniu do pojedynczych celebracji, ale też i w aspekcie tego jakich tekstów się w niej używa.

 

Bo mam też nadzieję, że gdyby kolejne tłumaczone teksty poddawać dyskusji kościelnej poprzez ich udostepnienie w internecie nie zabrakło by i chętnych, i kompetentnych osób do rozmowy. Można zrozumieć sposób procedowania nad tłumaczeniami ksiąg liturgicznych w latach bezpośrednio posoborowych. Trudna sytuacja Kościoła w komunistycznym kraju, ograniczone środki techniczne i materialne wymuszały ograniczenie konsultacji tłumaczeń do dość wąskiego kręgu. Wydawałoby się jednak, że przez ostatnie 30 lat coś się w świecie zmieniło. Jak na razie mamy ostrzeżenie, że z lekcjonarzem poszło kiepsko. Może jednak warto lobbować, żeby to samo nie stało się z Mszałem.

 

Piotr Chrzanowski

 

[1] KL 36. §1. W obrzędach łacińskich zachowuje się używanie języka łacińskiego, poza wyjątkami określonymi przez prawo szczegółowe.

§2. Ponieważ jednak i we Mszy świętej, i przy sprawowaniu sakramentów, i w innych częściach liturgii użycie języka ojczystego nierzadko może być bardzo pożyteczne dla wiernych, można mu przyznać więcej miejsca, zwłaszcza w czytaniach i pouczeniach, w niektórych modlitwach i śpiewach, stosownie do zasad, które w tej dziedzinie ustala się szczegółowo w następnych rozdziałach.

§3. Przy zachowaniu tych zasad powzięcie decyzji o wprowadzeniu języka ojczystego i o jego zakresie należy do kompetencji kościelnej władzy terytorialnej, o której mowa w art. 22,§ 2, w wypadku zaś gdy sąsiednie okręgi używają tego samego języka ? po zasięgnięciu także rady ich biskupów. Decyzja ta musi być zatwierdzona przez Stolicę Apostolską.

§4. Przekład tekstu łacińskiego na język ojczysty do użytku liturgicznego powinien być zatwierdzony przez kompetentną kościelną władzę terytorialną, wyżej wspomnianą.

 


Piotr Chrzanowski

(1966), mąż, ojciec; z wykształcenia inżynier, mechanik i marynarz. Mieszka pod Bydgoszczą.