Ponieważ możliwość zamieszczania tekstu online wraz odnośnikami do omawianego utworu pozwala nie tylko omawiać „na sucho” jakieś muzyczne zagadnienie, ale od razu pokazywać je na przykładzie, felieton ten jest muzycznym uzupełnieniem mojego dawniejszego tekstu pt.„Chorał – tchnienie wieczności” opublikowanego na łamach Christianitas (36/2007).
Chorał, służący jako cantus firmus w kompozycjach średniowiecznych czy renesansowych, był najczęściej niesłyszalny, widoczny jedynie w zapisie nutowym, gdyż prowadzony w długich wartościach rytmicznych, miał tylko w sposób symboliczny podkreślać łączność polifonii z główną i najważniejszą częścią muzyki sakralnej, jaką jest właśnie chorał gregoriański. Pozostałe dokomponowywane do niego głosy, jako bardziej ruchliwe i ozdobne, były na pierwszym planie. Dopiero muzyka barokowa dokonała ciekawej przemiany w traktowaniu chorału w utworach sakralnych, mianowicie potraktowała chorał na zasadzie kontrastu, jako element statyczny, surowy i ascetyczny, obudowując go elementami skomponowanymi w nowej technice, najczęściej imitacyjnej, skrzącej się od zdobień. Chorał miał więc służyć tak naprawdę podkreśleniu tej różnicy pomiędzy muzyką dawną i nową, a także uwydatnieniu przepychu i bogactwa tej ostatniej.
Chciałabym zaprezentować kilka takich utworów, w których chorał, bądź inny utwór służący za cantus firmus, są doskonale słyszalne i wręcz potraktowane jako pierwszoplanowy element kompozycji.
Na początek wspaniały psalm Laetatus sum ze sławnego Vespro della Beata Vergine Claudia Monteverdiego. Już sam tekst tego psalmu ma wybitnie „pielgrzymkowy” charakter. Opowiada on o podążaniu do ojczyzny, którą jest Jerozolima (dla nas jest to oczywiście niebieskie Jeruzalem, to tam właśnie wędrujemy przez całe życie). Św. Augustyn komentując ten właśnie psalm używał metafory pielgrzymowania i śpiewania dla dodania sobie otuchy w trakcie wędrówki.
Monteverdi opracowując ten tekst wziął dosłownie melodię psalmodii, urytmizował i dodał akompaniament basso continuo. Daje to efekt powodujący, przynajmniej u mnie, ochotę na poderwanie się do marszu. Dalej następują fragmenty skomponowane w stylu seconda prattica, przeplatane fragmentami chorałowymi. Chorał jest tu elementem powracającym w tle i przynoszącym uspokojenie i zatrzymanie. Kaskady imitacji są jakby nanizane na te proste fragmenty psalmodii, które spinają całość.
Polecam wykonanie Monteverdi Choir i English Baroque Soloists pod dyrekcją Johna Eliota Gardinera [podajemy jedynie linki jeśli umieszczanie "okienek" zostało zablokowane przez serwis YT]
Następnie ciekawy fragment tego samego Vespro della Beata Vergine – Sonata sopra: Santa Maria, ora pro nobis. Utwór o tyle ciekawy, że cała linia melodyczna składa się wyłącznie z melodii gregoriańskiej, prostego wezwania litanijnego, tyle, że różnorodnie rytmizowana, obudowana za to kunsztowną oprawą instrumentalną, koncertującymi skrzypcami, kaskadami imitacji i weneckim brzmieniem kornetów.
Kolejny utwór, który pragnę polecić, to fragment kantaty Herzlich lieb hab ich Dich, o Herr Dietricha Buxtehude. Tu oczywiście mamy do czynienia z chorałem protestanckim, który jednak spełnia tę samą rolę co u Monteverdiego. Tu pojawia się on na początku i tradycyjnie jest on utrzymany w długich wartościach rytmicznych, co przy prostocie melodii sprawia, że jest on elementem nadającym całej kompozycji charakter refleksyjny, mimo następującej potem części dynamicznej i pełnej skomplikowanych imitacji.
Herzlich lieb hab ich Dich, o Herr w wykonaniu Cantus Colln pod dyrekcją Konrada Junghanela
Wreszcie fragment kantaty J.S. Bacha Aus der Tiefen rufe ich, Herr, zu dir (BWV 131), duet basu i partii chorałowej (tu powierzonej chórowi). Mistrzowski dialog, skomplikowana linia melodyczna basu niemalże oplata prostą melodię chorałową, a zarazem obie partie rzeczywiście ze sobą dialogują. Oto wspaniałe wykonanie Collegium Vocale Gent, dyryguje Philippe Herreweghe:
Na koniec cofnijmy się w czasie do wieku XV. To czasy, gdy na porządku dziennym jest używanie w muzyce sakralnej jako cantus firmus melodii świeckich. Najpopularniejszą taką melodią była wojskowa piosenka L´Homme armé:
Powstało całe mnóstwo mszy, w których jako cantus firmus użyta została właśnie ta melodia. Jako pierwszy mszę L´Homme armé skomponował Guillaume Dufay. Tu cantus firmus jest wyjątkowo słyszalny. Być może dlatego, że melodia ta jest cała oparta na skokach kwinty i kwarty, więc dość charakterystycznych interwałach. Cała ta msza jest arcydziełem, polecam tu jednak zwłaszcza ten fragment Sanctus, zwłaszcza ostatnie Hosanna, w którym najlepiej słyszalny jest dorycki (wojskowy, wszak modus dorycki już przez starożytnych był zalecany do kształcenia u młodzieży hartu ducha) charakter tej muzyki. Doskonale także słychać tam powracającą monotonną melodię cantus firmus, która, dzięki znakomitemu wykonaniu Oxford Cameraty i graniu dynamiką, brzmi niczym zawołania bitewne: Hosanna, hosanna!
(1975), doktor nauk teologicznych, muzykolog, redaktor „Christianitas”. Publikowała w „Studia Theologica Varsaviensia”, "Christianitas", na portalu "Teologii Politycznej" oraz we "Frondzie LUX". Autorka książek "Teologia muzyki w dialogach filozoficznych św. Augustyna" (Kraków, 2013), "Zwierciadło muzyki" (Tyniec/Biblioteka Christianitas, 2016) oraz "Rozbite zwierciadło. O muzyce w czasach ponowoczesnych"(Tyniec/Biblioteka Christianitas, 2021). Mieszka w Warszawie.