+
Świętego Benedykta
Homilia
Przewielebnego Ojca Jeana Pateau,
Opata Opactwa Matki Bożej w Fontgombault
(Fontgombault, 21 marca 2019 r.)
„Cóż więc otrzymamy?”
Mt 19,27
Drodzy Bracia i Siostry!
Moi Najdrożsi Synowie!
To bardzo ludzkie pytanie, które św. Piotr zadał Panu, zostało nam przekazane właśnie po to, aby nas upewnić.
Apostoł zapewne zadał je sobie już tego dnia, gdy zachęcony przez swojego brata Andrzeja, na brzegu Jeziora Tyberiadzkiego, poszedł za człowiekiem, o którym usłyszał, że jest Mesjaszem.
Każdego dnia, wczesnym rankiem albo wieczorem, na brzegu tego jeziora, po całonocnej albo całodziennej pracy, Piotr i jego przyjaciele rybacy zadawali sobie pytania, co otrzymają od mieszkańców Kafarnaum i okolicznych miejscowości za świeże ryby, które mieli do sprzedania, jak podzielą zarobione pieniądze i jaka będzie na koniec ich zapłata.
Dziś Piotr widzi bogatego młodzieńca, który odchodzi zasmucony. Ten młodzieniec nie był jak rybacy z Galilei, miał bowiem wiele majętności. Ale był to człowiek sprawiedliwy, który przestrzegał przykazań Bożych od swojej młodości. Sam Jezus go umiłował (zob. Mk 10,21). Jednak, kiedy Mistrz powiedział mu, aby pozbył się swych bogactw i poszedł za nim, nie dał rady. Było to dla niego zbyt wiele. Skarb obiecany w niebie okazał się być mniej warty niż skarb posiadany na ziemi. A może inaczej – młodzieniec, zawładnięty przez swój skarb, nie był już w stanie uwolnić się, aby inny skarb otrzymać.
Przypominając sobie dzień swojego pierwszego spotkania z Panem, Piotr być może uświadomił sobie z pewnym niepokojem, że nie zadał pytania o warunki umowy. Dał się ponieść entuzjazmowi płynącemu ze spotkania z obiecanym wyzwolicielem Izraela. Od tego czasu perspektywy stały się mniej świetliste, przyszłość wydawała się coraz bardziej niepewna… . Trzeba więc było szybko dopytać się: „Cóż więc otrzymamy?” Piotr nie prosił o coś niemożliwego. Po prostu jako rybak umiał rozmawiać o tym, co się słusznie należy.
Pan odpowiada mu w sposób nieoczekiwany: każdy, kto idzie za Nim „stokroć więcej otrzyma i żywot wieczny osiągnie” (Mt 19,29). To było znacznie więcej niż Piotr mógł oczekiwać. Nieporównanie więcej niż kiedykolwiek otrzymał.
Zapłata, którą Bóg przygotował dla swoich przyjaciół, jest bardzo obfita. Ale żeby wejść w jej posiadanie, trzeba być wolnym, nie mieć innych skarbów i nie być przez nie zawładniętym.
Pytanie zadane przez Piotra i odpowiedź Jezusa są światłem na naszej własnej drodze. Pewnego dnia spotkaliśmy Jezusa, być może już w pierwszych dniach naszego życia, gdy przyjęliśmy sakrament chrztu. Nie zadaliśmy pytania o słuszną zapłatę, którą możemy otrzymać. Inni uznali, że pójście za Chrystusem będzie dla nas dobrem.
Lata mijają, a my uświadamiamy sobie, że nigdy tak naprawdę nie wybieramy, czy chcemy być jak bogaty młodzieniec, który odchodzi od Jezusa, czy jak Piotr, który z mocą porzuca wszystko, aby pójść za Panem.
Naszym skarbem być może nie jest złoto i biżuteria, ani też wielkie posiadłości ziemskie. Naszym skarbem może być miłość własna nigdy nie zewangelizowana, ukryta pycha. Naszym skarbem bywa też taka bądź inna cecha charakteru, zły nawyk, od którego nigdy tak naprawdę nie chcieliśmy się odciąć. Nie ma znaczenia, co tym skarbem jest – będąc przez niego zawładnięci, nie możemy wejść w posiadanie innego.
Dziś, przez postać św. Benedykta, Kościół zachęca nas, abyśmy wybrali drogę świętości bez kompromisu, abyśmy porzucili nasze skarby, żeby w zamian otrzymać obiecane przez Jezusa stokroć więcej i osiągnąć żywot wieczny.
Jeśli Kościół podaje na dzień św. Benedykta lekcję z Księgi Eklezjastyka (Mądrości Syracha), którą przed chwilą słyszeliśmy, to dlatego, że ta lekcja świadczy o owocności ofiary z życia. Od początku swego życia pustelniczego Benedykt nie zostawiał bez pomocy tych, którzy jej potrzebowali, o czym świadczy chociażby cudowna naprawa stłuczonego przetaka[1]. Ale promienie Boskiego słońca prowadziły go na pustynię, aby mógł ofiarować się Bogu samemu. Jednak lampa świeciła nawet pod korcem (por. Mk 4,21). Święty Benedykt stał się Ojcem monastycyzmu zachodniego, a także Ojcem Europy.
Po jego śmierci Europa pokryła się tysiącami opactw i przeoratów. W niepewnych czasach dla wielu jawiły się one jako miejsca ucieczki, miejsca, gdzie żyło się w zgodzie ze swoimi braćmi, w zgodzie z Bogiem i w zgodzie z naturą. W tych szkołach służby Pańskiej mnisi gromadzili się pragnąc służyć Bogu samemu.
Czy czasy św. Benedykta były bardziej niespokojne niż te w których my żyjemy? Trudno odpowiedzieć na to pytanie. Pewne jest jednak, że dziś w klasztorach uczniowie św. Benedykta mają, tak samo jak wówczas, dawać świadectwo swojej wierności tej odpowiedzi, którą kiedyś dali Panu w dniu uroczystej profesji, tej odpowiedzi, którą powinien był udzielić Bogaty młodzieniec: „Przyjmij mnie, Panie, według Twej obietnicy, a żyć będę” (Ps 118, 116)[2].
W zmian Pan obiecuje nie tylko to, co się słusznie należy, ale stokroć więcej i osiągnięcie żywota wiecznego.
Ta stukrotność obiecana mnichowi to już teraz braterskie życie we wspólnocie, to pokój sprzyjający poszukiwaniu Boga. Ta stukrotność to także łaska zbierania się razem, aby wspólnie wyśpiewywać pochwałę Boga, czy to w chórze, czy to w codziennej pracy fizycznej.
Benedykta nic bardziej nie przejmowało niż poszukiwanie Boga. I to właśnie uczyniło go jednym z najważniejszych głosicieli Ewangelii w Europie.
Dziś Europa się postarzała. Jej wiara wystygła. Świat nie jawi się już oczom naszych współczesnych jako wspaniałe dzieło miłującego Stwórcy, ale jako owoc zimnego i bezdusznego przypadku. Teleskopy przenoszą ludzkie spojrzenie na coraz dalsze krańce wszechświata, ale serce człowieka nie potrafi już ujrzeć w najbliższym przyjacielu kogoś ukochanego przez Boga, ani też w całym stworzeniu daru, który trzeba szanować. Spojrzenie serca zaciemnia się i wygasa.
Wśród ciszy i ciemności dzwony domów monastycznych powinny rozbrzmiewać przesłaniem Boskiej miłości, choć świat nie potrafi już kochać. Powinny mówić o mnichach, którzy modlą się za tych, którzy sami już się nie modlą.
Wy, którzy jesteście tak bliscy tym domom, proście dla wspólnot, które kochacie, o powołania wytrwałe i wierne, aby z ziemi wciąż wznosił się ku niebu pochwalny śpiew i aby w tych murach uświęconych modlitwą wieków wciąż można było usłyszeć najpiękniejsze sowa, jakimi człowiek może zwrócić się do Boga: „Przyjmij mnie, Panie, według Twej obietnicy, a żyć będę”.
Dom Jean Pateau OSB
tłum. Tomasz Glanz
-----
Drogi Czytelniku, skoro jesteśmy już razem tutaj, na końcu tekstu prosimy jeszcze o chwilę uwagi. Udostępniamy ten i inne nasze teksty za darmo. Dzieje się tak dzięki wsparciu naszych czytelników. Jest ono konieczne jeśli nadal mamy to robić.
Zamów "Christianitas" (pojedynczy numer lub prenumeratę)
-----
[1] św. Grzegorz Wielki, Dialogi. Księga II, 1.
[2] Werset z psalmu wskazany przez św. Benedykta w Regule (58,21) jako forma składania profesji monastycznej.
(1969), mnich benedyktyński, opat Opactwa Najświętszej Maryi Panny w Fontgombault.