fot. Paweł Kula
W trakcie sporów wywołanych skandalizującym teatralnym show Golgota picnic pojawiło się też nieco głosów na temat sztuki chrześcijańskiej czy to stricte sakralnej, czy też takiej, którą raczej należałoby określać jako religijną lub o motywacjach religijnych.
Chciałbym tutaj przywołać dwie wypowiedzi. Jedna to artykuł recenzenta teatralnego "Rzeczpospolitej", Jacka Cieślaka. Tekst ma nie najmądrzejszy tytuł, a główną jego wadą jest zupełne pomijanie faktu, że sztuka skandalizująca, bluźniercza wcale nie musi się wykazywać wysokim poziomem artystycznym. Jeżeli bluźnierstwo jest skierowane w pożądaną przez mainstream stronę, jego autor bez trudu znajdzie sponsorów i mecenasów (na ogół dających nie ze swojego, tylko z publicznych pieniędzy) i dostęp do największych sal teatralnych. Niestety artykuł zawiera też trochę trafnych, choć niepotrzebnie doprawionych złośliwościami obserwacji.
Sami katolicy w najbardziej żywotnych dla siebie sprawach pozostają bierni, oddając pole debaty swoim, rzekomym, wrogom ideowym. Rzekomym, bo sami są ofiarami własnej bierności i indolencji. Bierności, która polega głównie na tym, że nie są w stanie stworzyć własnych dzieł, a co dopiero arcydzieł, i ograniczają się do kościelnej kruchty. (…)
Nie przypominam sobie, by po Romanie Brandstaetterze czy Jerzym Zawieyskim pojawił się w Polsce twórca związany z wartościami chrześcijańskimi, który zająłby się kultywowaniem wartości religijnych. (…)
Środowiska, które czują się we współczesnym świecie sztuki nieobecne, powinny zadbać o własną reprezentację, czego nie da się osiągnąć przez organizowanie protestów, tylko uczestnictwo w otwartej debacie albo tworzenie własnych dzieł.
No właśnie. Przychodzi mi na myśl katalog nazwisk: Paul Claudel, Georges Bernanos, François Mauriac, Julien Green, Gertruda von Le Fort, Sigrid Undset, Evelyn Waugh, Graham Green, Gilberth K. Chesterton, J. R. R. Tolkien, Bruce Marshall, Zofia Kossak, Hanna Malewska, wspomniany Roman Brandstaetter… Prawie 30 lat minęło od śmierci ostatniego z tych twórców. Czy przez ten czas pojawił się autor katolicki, który wytrzymałby porównanie z którymś z tych nazwisk?
Drugi tekst o którym wspominam na początku to blogowy wpis księdza Tomasza Delurskiego. Czytamy tam m. in.:
Oburzamy się kiedy ktoś szydzi z ukrzyżowania, z konia z tabliczką „INRI“, papieża przywalonego głazem itd. Przechodzimy jednak do porządku dziennego kiedy świątynie katolickie przypominają sakro-garaż i wypełniają je setki krasnali ogrodowych imitujących postać papieża. Nie wierzę, że nie ma artystów i projektantów, którzy potrafią uczynić przestrzeń sacrum, a nie tylko zaprojektować klocek z dachem i oknami. (…) Przestrzeń sakralna katechizuje. Strach pomyśleć jaką katechezę głoszą współczesne kościoły. Wiem, że nie wrócą już czasy gotyku, ale faktem jest też, że Kościół wycofał się z kultury. Stosunkowo łatwo jest protestować przed teatrem, trudniej iść do księdza proboszcza z grupą parafian i powiedzieć, że nie ma zgody na stawianie kolejnego sakro-bunkra, używanie plastikowych ornatów, atrap świec itd.
Rzeczywiście mówimy tu o sytuacji zgoła dramatycznej. Na przestrzeni ostatnich ponad trzydziestu lat wybudowano w Polsce setki Kościołów i trzeba uczciwie powiedzieć, że tylko na znaczącą ich mniejszość można patrzeć bez obrzydzenia, a takich, którym można by przypisać arcydzielność jest dosłownie kilka.
Proszę nie przypisywać mi nadmiernej złośliwości, jeżeli zauważę, że być może rozprzestrzenienie się tej tandety, kiczu i chały w architekturze sakralnej jest wynikiem kryzysu Kościoła jaki ogarnął go po ostatnim Soborze. Bo nie da się dramatyzmu sytuacji zbyć lekceważącym stwierdzeniem, że to zjawisko występujące tylko w tym rzekomo pogardzającym intelektualizmem, ludowym, wręcz pszenno-buraczanym katolicyzmie polskim. Żeby nie być gołosłownym chciałem przypomnieć tekst nieco dawniejszy, to jest list, jaki pod koniec 2009 roku skierowali do Benedykta XVI niektórzy włoscy artyści, teologowie, uczeni. Może warto pokazać „dzieło”, które sprowokowało autorów do napisania listu. Trzeba przyznać, że niektóre ze zdjęć kojarzą się już nie z kiczem, ale wręcz przywołują atmosferę Mordoru.
Estetyczny wstrząs będzie większy, jeżeli sobie uświadomimy, że ten betonowy kloc powstał w Foligno, niemal pośrodku doliny umbryjskiej, skąd w odległości kilkunastu kilometrów znajdują się takie perły chrześcijańskiej sztuki i kultury jak Asyż, Spello, Bevagna, Montefalco, a tylko nieco dalej Perugia, Spoletto, czy Nursja. I nie była to zgoła czyjąś prywatną inicjatywą. Autorzy projektu chwalą się na swej stronie internetowej, że ich projekt wygrał krajowy konkurs na centrum parafialne, zorganizowany przez Konferencję Episkopatu Włoch...
To już wolę nową katedrę w Karagandzie, pośród kazachskich stepów.
Może ktoś powie, że to epigonizm, a nie sztuka. Nie wiem, ale przynajmniej nie przeraża.
Piotr Chrzanowski
(1966), mąż, ojciec; z wykształcenia inżynier, mechanik i marynarz. Mieszka pod Bydgoszczą.