Teologia poetów
2019.08.04 12:13

Gdy zamkną mnie w grobie, czy wciąż będę piękna. Poezja miłosna i sztuka umierania

Sztuka zawsze medytuje nad śmiercią i tą drogą tworzy życie.

Boris Pasternak

 

Ofelia zanurza się w jeziorze i tonie z dziwnym spokojem na twarzy, jeszcze należąca do tego świata, lecz w głębi duszy już w nim nieobecna. Tak przynajmniej wyobrażali to sobie prerafaelici. Jej oczy pozostają utkwione w jakimś dalekim, nieuchwytnym przez nikogo innego punkcie, usta są lekko rozchylone, jakby wydobywał się przez nie śpiew pożegnania; a może to po prostu z piersi wyrywa się mimowolne westchnienie, jakby łagodny żal za nigdy niezasmakowanym szczęściem? Ciało dziewczyny odpływa, ale żaden, nawet najdrobniejszy gest nie zdradza przerażenia z powodu nadchodzącego końca. Jest to dość dziwne wyobrażenie. Wygląda na to, że świat istotnie „wypadł z formy”, a więc należało „wracać go do normy”, ale dopiero śmierć wprowadza na dobre utraconą harmonię. I choć samobójstwo Ofelii nie mogłoby zostać w żaden sposób uwznioślone (przynajmniej jeśli chcielibyśmy pozostać w chrześcijańskim świecie wartości), to jednak prerafaelickie wyobrażenia jej spokojnego oddalania się od świata żywych wskazują na pewną intuicję na temat śmierci, jaką mieli dziewiętnastowieczni poeci.

Warto zacząć od skrajnie odmiennego wyobrażenia. Jedyne znane dzieło Antoniego Malczewskiego, Maria, nie jest wprawdzie utworem miłosnym, ale zawiera całe mnóstwo wyjątkowo pięknych lirycznych opisów uczucia jednoczącego kobietę i mężczyznę. Tematem tego poematu jest przede wszystkim pustka, która odsłania się człowiekowi, gdy ten styka się z nieubłaganym prawem przemijania wszystkiego, co istnieje. Śmierć przypomina o sobie w każdej chwili szczęścia i radości, w każdym uśmiechu, przywitaniu i pocałunku. Jest wszechobecna, zatruwa zdrowe źródła, a słodycz zaprawia goryczą. Na wszystkim spoczęło piętno nicości. Nastrój Marii – nawet tych jej fragmentów, które mówią o weselu – można by zatem oddać poprzez słowa mędrca Syracha, przypominającego że wielka udręka stała się udziałem każdego człowieka i ciężkie jarzmo spoczęło na synach Adama, od dnia wyjścia z łona matki, aż do dnia powrotu do matki wszystkich (Syr 40,1), czyli ziemi. Przedmiotem rozmyślań bohaterów powieści poetyckiej, ich obawą serca jest myśl o tym, co ich czeka, a więc dzień śmierci (Syr 40,2). Brakuje tu jednak Boga i przeznaczenia do życia wiecznego. Każdy, kto przychodzi na ten świat, musi cierpieć bez sensu, umierać nagle, odejść na zawsze i donikąd. Życie napiętnowane śmiercią to jedynie chwilowe złudzenie – oto wizja ludzkiej egzystencji, którą roztacza przed czytelnikiem Malczewski, stąd też jego utwór został uznany za poemat „skrajnej rozpaczy”.

Początkowo Wacław i Maria spotykali się w atmosferze radości, biegnąc ku sobie z „lubą rozkoszą w każdej żyły biciu” i padając sobie w objęcia gwałtownie, ale i z czułością, „by nie spłoszyć miłości pierzchliwego ptaka”[1]. Później jednak wydarzyła się tragedia. W końcowej części Marii Malczewski opisał rozstanie oblubieńca i oblubienicy językiem balansującym pomiędzy stylem poezji miłosnej, a koszmarnym, niemal barokowym turpizmem:

 

To młoda śliczna Maria — rycerz przed nią stoi —
Przyniósł jej ziemskie szczęście — i czegóż się boi?
To młoda śliczna Maria? oh! jakże zmieniona!
Czy już się będzie robak tulić do jej łona?
Ale niedługo Wacław stał tam w podziwieniu,
Prędko się w nim duch oparł swego ciała drżeniu;
Schyla się na jej lica, usta do ust łączy
I słodycz swego serca rozkosznie w nie sączy.
«O! moja droga Mario! ty zimna i niema —
A dla nas już jest szczęście» — echo mówi: «nie ma»[2].
 

Maria przez chwilę jest jeszcze „młoda” i „śliczna”, zapamiętana jak za dawnych dni. Ale jej obraz szybko ulega zmianie. Gdy tylko zbliżyć się do miejsca jej spoczynku, z głębi duszy Wacława wyrywa się okrzyk przerażenia: „oh! jakże zmieniona”. Uczucie zderza się z okrutnym realizmem śmierci. Delikatny, piękny kwiat młodości w jednej chwili przeistacza się w paskudny cierń przemijania i rozkładu, a ciało, które jeszcze niedawno odwzajemniało ciepło dotyku, staje się zimne i obrzydliwie wiotkie:

 

Lecz gdy silne rycerza unosi ją ramię,
W jakież okropne ruchy jej kibić się łamie!
Nie z tą giętką lotnością, co w dół nie przyciska,
Lecz w całym opuszczeniu świeżego zwaliska,
Zwieszone ręce, głowa, zdrętwiałe już nogi
Czynią z niej przedmiot straszny, jemu jeszcze drogi[3].
 

Dotykając ciała wyłowionego z jeziora, Wacław truchleje z przerażenia i wstrętu. Malczewski był romantykiem, przez co jego opis uderzył w najbardziej rozpaczliwe tony ludzkiego tragizmu. Daleko tu do powściągliwości osiemnastowiecznego angielskiego poety, Alexandra Pope’a, który w Elegy to the Memory of an Unfortunate Lady („Elegii na śmierć nieszczęśliwej niewiasty”) starał się odzwierciedlić stoicki spokój osoby zmarłej. Od dawna pojawiały się głosy, mówiące że tajemniczą adresatką utworu była ukochana poety, która popełniła samobójstwo. Inaczej niż w „poemacie skrajnego pesymizmu”, u Pope’a martwe ciało nie przeraża, lecz jest raczej otoczone wzniosłością i tajemnicą. Mowa nawet o tym, że w „nieszczęśliwej niewieście” wciąż jest „piękność z słodyczą złączona”[4]. W ogóle w całej Elegii niewiele jest opisów. Znajduje się w nim jednak sporo refleksji, które oscylują wokół wiecznej szczęśliwości zmarłych oraz iluzji, w jakich nieustannie pogrążeni są żyjący. To prawda, usta niewiasty ostygły, a oczy zgasły. Jednakże jej ciało nie budzi grozy ani odrazy. Swoim bezruchem i milczeniem jak gdyby wskazuje na niezmienność życia wiecznego, do którego przynależy teraz jej dusza. Przynajmniej w tę stronę prowadzi swoją refleksję sam Pope. Nieco więcej szczegółów dotyczących wyglądu zmarłej dziewczyny dostarcza przedstawiciel późniejszej odsłony klasycyzmu, Adam Asnyk, w jednym ze swoich liryków filozoficznych:

 

Na zawsze swoje zamknęła powieki,
Spokojna, blada, smutna narzeczona
Anioła, co ją poślubił na wieki;
Jakoby w jasny posąg zamieniona,
Zaziemskich widzeń jasnością olśniona
Na zawsze swoje zamknęła powieki.

Ostatni uśmiech wykwitł na jej twarzy,
A obok niego dziwne zamyślenie;
Jeszcze się może nad jej kształtem waży
Zbiegłego życia rozwiane marzenie;
Więc choć ją wieczność ubrała w milczenie
Ostatni uśmiech wykwitł na jej twarzy[5].

 

Asnyk opisuje ciało zmarłej dziewicy, które nie przeraża rozkładem, jak to było w Marii Malczewskiego, lecz raczej olśniewa spokojem i niezwykłym blaskiem. Adresatka wiersza jawi się wprawdzie jako „smutna” i „blada”, ale po chwili okazuje się, że chodzi tu o „bladość” spowodowaną przez światło wieczności, jak również o „smutek”, którego przyczyną jest „zamyślenie”. Na jej twarzy odmalowała się tęsknota za łożem małżeńskim, którego nie poznała. Ale ten „smutek” pojawił się na kilka chwil przed oddaniem ducha. Jasność, która spłynęła na miejsce spoczynku zmarłej panny, zdaje się wskazywać na wieczną radość. To my, będąc tutaj, podlegamy burzom, ona jest już od tego całkiem wolna. Nie oznacza to, że ciało dziewicy „w proch się nie obróci” (por. Rdz 3,19). Poeta tworzy raczej sieć skojarzeń, które wznoszą się ponad fizjologią rozkładu, szukając piękna głębszego, uduchowionego, trwałego nawet w obliczu ostatecznego zniszczenia. Wizji tej dopełnia zakończenie utworu:

 

To śmierć obleka w harmonijną całość,
I nieskalaną daje doskonałość
Mistrzostwo śmierci i śmierci potęga!
W wiecznej pogodzie i w wiecznym spokoju

Zakwitła róża mistyczna zachwytu;
Znikome kształty padły w życia boju,
Lecz to, co boskie – na fali błękitu
Wraca panować nad zmiennością bytu
W wiecznej pogodzie i w wiecznym spokoju[6].

 

Śmierć w rzeczywistości nie rozdziera, nie dezintegruje, ale tworzy „harmonijną całość” i „udoskonala” to, co ziemskie. Można tu rozpoznać pewne rysy niemieckiego idealizmu spod znaku Fichtego, do którego chętnie odwoływali się ci spośród pisarzy doby pozytywizmu, którzy usiłowali „uratować metafizykę”. Dużo bezpieczniej jest jednak poprzestać na stwierdzeniu, że chodzi tu przede wszystkim o swoistą „sztukę umierania”, a ściślej rzecz ujmując – o sztukę oswajania śmierci. Nawiązania do liryki miłosnej odsłaniają przy tym nowe przestrzenie namysłu nad przemijaniem, po pierwsze dlatego, że mało które doświadczenie ludzkie tak mocno pragnie opierać się umieraniu, jak miłość, wszakże jak śmierć potężna (Pnp 8,6), a po drugie – oblubieńczość w szczególnie dotkliwy sposób zderza się z prawem rozsypywania się ludzkiego ciała w proch. Jej dominantą pozostaje przecież ukierunkowanie na „całkowitość, w którą wchodzą wszystkie elementy osoby — impulsy ciała i instynktu, siła uczuć i przywiązania, dążenie ducha i woli”[7]. W Zmarłej dziewicy porządek ten został jednak zachowany. Asnyk okazuje się – w przeciwieństwie do Malczewskiego – „poetą ocalenia”, a więc twórcą, który poszukiwał ratunku dla tego, co przeraża całkowitym rozkładem. Należy zresztą przyznać, że klasycyzm, choć uznawany dzisiaj za nurt nazbyt zimny i sztywny w ustalonych przez siebie regułach, z samej swej zasady dążył do uratowania człowieka i osadzenia go w tym, co stałe; w tym, co pozostaje pomimo brzydoty śmierci i prochu. W pewnym sensie tak sformułowane cele literatury i sztuki klasycznej zbiegają się z elementami myśli Heideggerowskiej, wedle której „prawdziwie autentyczne istnienie domaga się ostatecznego aktu śmierci, by podnieść ludzką egzystencję ponad błahą znikomość”[8].

Dla Asnyka opłakiwanie zmarłej dziewicy daje bodziec do refleksji nad „zmiennością bytu”, którą ostatecznie przezwycięża dopiero moment śmierci. Tkwi w tym znaczący paradoks: pieczęć wspomnianej „zmienności” jest jednocześnie przezwyciężeniem wszelkich oznak przemijania. Motyw „zmiennego bytu fali ruchliwej” pojawiał się zresztą w twórczości Asnyka wielokrotnie, czego dobitnym przykładem jest pean na cześć zmartwychwstania zawarty w cyklu Nad głębiami. Asnyk w nieco Baudelaire’owski sposób połączył w nim dwie perspektywy, doczesną „zgniliznę” i „pleśń” z „królewskim diademem” życia wiecznego, aby ostatecznie dać wyraz wiary w zwycięstwo duchowego piękna nad ziemskimi ruinami:

 

Taką jak byłaś – nie wstaniesz z mogiły!
Nie wrócisz na świat w dawnej swojej krasie;
Musisz porzucić kształt przeszłości zgniły,
Na którym teraz robactwo się pasie;

Musisz zatracić niejeden rys miły

I wdzięk w dawniejszym uwielbiany czasie...
Lecz nową postać wziąć i nowe siły
I nowych wieków oręż mieć w zapasie.
Grób cię nie odda światu – widmem bladem,

Z mogilnej pleśni i zgnilizny plamą,
Do wnętrza śmierci przesiąkniętą jadem...
Lecz, przystrojona w królewski diadem,

Musisz do życia wkroczyć życia bramą,
Musisz być inną, choć będziesz tą samą![9]

 

 

Michał Gołębiowski
----- 

Drogi Czytelniku, skoro jesteśmy już razem tutaj, na końcu tekstu prosimy jeszcze o chwilę uwagi. Udostępniamy ten i inne nasze teksty za darmo. Dzieje się tak dzięki wsparciu naszych czytelników. Jest ono konieczne jeśli nadal mamy to robić.

Zamów "Christianitas" (pojedynczy numer lub prenumeratę)

Wesprzyj "Christianitas"

-----

 

[1] A. Malczewski, Maria, oprac. E. Zarych, Kraków 2004, s. 20.

[2] A. Malczewski, Maria, jw., s. 46.

[3] A. Malczewski, Maria, jw., s. 46.

[4] A. Pope, Elegia na śmierć nieszczęśliwej niewiasty, tłum. L. Kamiński [w:] Poeci języka angielskiego, t. II, oprac. H. Krzeczkowski, J.S. Sito, J. Żuławski, Warszawa 1971, s. 27.

[5] A. Asnyk, Zmarłej dziewicy [w:] tegoż, Dzieła poetyckie, t. I, Warszawa 1910 [?], s. 228.

[6] A. Asnyk, Zmarłej dziewicy, jw., s. 229.

[7] Familiaris Consortio, par. 13.

[8] Cyt. za: A. Nowicka-Jeżowa, Pieśń czasu śmierci. Studium z historii duchowości XVI-XVIII wieku, Lublin 1992, s. 11.

[9] A. Asnyk, Nad głębiami [w:] tegoż, Dzieła poetyckie, t. II, Warszawa 1910 [?], s. 74.


Michał Gołębiowski

(1989), doktor nauk humanistycznych, filolog, historyk literatury, eseista, pisarz, tłumacz. Stały współpracownik pisma „Christianitas”. Autor książek, m.in. „Niewiasty z perłą” (Kraków, 2018) czy „Bezkresu poranka” (Kraków, 2020), za którą został uhonorowany Nagrodą Specjalną Identitas. Jego zainteresowania obejmują zarówno dawną poezję mistyczną, jak również kulturę tworzoną w atmosferze tzw. „śmierci Boga” oraz dzieje ruchów kontrkulturowych lat 60. XX wieku.