Módlcie się, bracia, aby moją i waszą ofiarę przyjął Bóg Ojciec wszechmogący.
[Orate, fratres: ut meum ac vestrum sacrificium acceptabile fiat apud Deum Patrem omnipotentem]
Wydarza się to podczas każdej Mszy świętej: woda zmieszana zostaje z winem na znak wzajemnego oddania się człowieka i Boga. Chwilę później podążą za tą czynnością słowa modlitwy, zaczynającej się od słów: „Przyjmij nas, Panie, którzy stajemy przed Tobą…”[1]. Dzięki niej jawne stanie się to, co w mistyczny, milczący sposób wyraża gest kapłana. Wola ludzka wyjdzie naprzeciw woli Bożej, zjednoczy się z nią niczym woda i wino (spotkanie to słusznie nazwano amore sacro, czyli „świętą miłością”). I kiedy już padną słowa wzajemnego ofiarowania, kapłan zwróci się do Dawcy świętości z prośbą, aby zechciał On przyjąć dary ołtarza[2]. Za dni patriarchów dziękczynienie ściągało przecież płomienie z niebios, teraz – przyzywa znacznie większe błogosławieństwo, obecność tak wzniosłą i tak dalece przekraczającą naturę, że zazwyczaj niedostrzegalną zmysłami.
Krzyż stał się nowym ołtarzem – mawiali mistycy[3]. O ile bowiem Bóg wielokrotnie pouczał starotestamentowych proroków o tym, że pragnie miłości, a nie krwawej ofiary (zob. Oz 6, 6), o tyle na Kalwarii (a następnie podczas każdej Mszy świętej) darem przebłagalnym stała się sama Miłość wcielona. Ale męka Chrystusa odsłoniła odwieczny zamysł starotestamentowych ołtarzy także w tym sensie, że składane na nich pierwociny zapowiadały oddanie wszystkiego, co najcenniejsze dla człowieka. Wiadomo, że czas przelewania krwi zwierząt dobiegł końca, ponieważ na krzyżu Chrystusa została złożona zupełna i ostateczna ofiara, do której nie sposób już niczego dodać. W odpowiedzi na nią człowiek może jednak zawierzyć samego siebie, tak aby Pan przyjął całą jego wolność, przyjął pamięć, rozum i całą wolę[4], a wszystko to dzięki zjednoczeniu z Umęczonym. W pewien sposób symbolizuje to zasłona świątyni, która w chwili śmierci Pana Jezusa rozdarła się na dwoje. Zniesiony został wówczas dystans między dwojgiem: Osoba dwóch natur, łącząca w sobie wodę człowieczeństwa i wino Boskości, stała się całopaleniem dla Ojca. Innymi słowy, sam Bóg wcielony złożył siebie na ofiarę, a zarazem ofiarowana została w Nim cała ludzkość[5]. Hostia jawi się więc jako dar od Pana i dla Pana, jedyny w pełni odpowiadający tak wielkiemu Dawcy, jak również jako zachęta do oddania swojego serca. Fac ut portem Christi mortem, passionis fac consortem, et plagas recolere („Bym z Chrystusem konał razem, męki Jego był obrazem, rany Jego w sobie czuł”)[6] – mówi znana pieśń Jacopone’a da Todi.
Jest w człowieku potrzeba, jak i lęk przed ofiarowaniem się Bogu. Nie należeć całkowicie do Jedynego – to samotność. Oddać się bez reszty – to w pewnym sensie śmierć. Znamienne okazuje się jednak, że już u progu dziejów Nowego Przymierza obecna była ofiara, jak gdyby zapowiedź najwyższej żertwy całopalnej. Moment Zwiastowania pokazuje bowiem Maryję, która wypowiada wobec Boga swoje „tak”, a więc w zupełności poddaje się woli niebios. Pismo wspomina zarówno o tym, że była Ona dziewczyną zaślubioną mężczyźnie imieniem Józef, jak i o tym, że sama prawdopodobnie zamierzała wieść życie dziewicze (zob. Łk 1, 27.34). Opatrzność wkroczyła w te ludzkie plany, wskazując na całkiem odmienną, przez nikogo niespodziewaną drogę życia. Najświętsza Panna miała więc pozostać dziewicą, a zarazem przyjąć rolę żony i matki, nie tylko zresztą matki człowieka, choćby nawet kapłana czy proroka, ale samego Boga zrodzonego w ciele. Nietrudno dojść do wniosku, że to nowe powołanie wiązało się z „ukrzyżowaniem” typowo ludzkiego sposobu rozumowania. W doczesnych warunkach człowiek niechętnie porzuca swoje nastawienia czy dążenia (w szerokim, duchowym sensie), ponieważ one zapewniają mu poczucie bezpieczeństwa, zarazem jednak zatrzymując go w drodze, zwłaszcza wtedy, gdy Bóg chce go posłać do całkiem nowego miejsca. Dlatego Pismo wychwala tych, którzy „nie umiłowali swego życia, lecz śmierć przyjęli” (Ap 12, 11)[7]. Czy nie jest to bowiem śmierć, która otwiera na prawdziwe życie? Pisał o niej św. Jan od Krzyża:
I jeśli człowiek zdecyduje się naprawdę podjąć i znosić dla Boga trud we wszystkich rzeczach, znajdzie w nich wszystkich wielką ulgę i słodycz, aby tak ogołocony ze wszystkiego mógł postępować tą drogą, nie pragnąc czegokolwiek. Jeśliby jednak zechciał cośkolwiek mieć dla siebie, czy to od Boga, czy od stworzeń, nie będzie zupełnie ogołocony i pełen zaparcia się we wszystkim (…)[8].
Kiedy słudzy i służebnice Pańskie przyjmowali pustynię ogołocenia, ta z czasem wypuszczała strumienie wód i obrastała kwiatami. W rękach Stwórcy nieuchronnie stawała się bowiem ogrodem wolności i pokoju. Złożyć wszystko na ołtarzu, to odnaleźć wszystko w Bogu – o tym zapewniali nauczyciele drogi świętości. Nie sposób jednak zrozumieć wartości ofiary bez odwołania do cnoty miłości. Z jednej strony Pismo chwali tych, którzy „nie umiłowali swego życia, lecz śmierć przyjęli” (Ap 12, 11)[9], a z drugiej mówi, że tak „jak śmierć potężna jest miłość” (Pnp 8, 6). Wynika z tego, że każdy z fundamentalnych wyborów duszy opiera się na tym, co ona kocha: świat czy Boga. Nic nie dzieje się bez miłości. Oblubienica Pańska na siedemnastowiecznych wyobrażeniach alegorycznych może spać na twardym drzewie krzyża, zamiast miękkiego łoża światowych wygód, właśnie dlatego, że jest Umiłowaną, narzeczoną Baranka. W dawnym piśmiennictwie ascetycznym jej śmierć dla świata określano fragmentem Pieśni nad pieśniami: „Obłóżcie mię kwieciem, osypcie mię jabłki: boć mdleję od miłości” (Pnp 2, 5)[10]. W wielu barokowych tekstach belki krzyża, na których spoczywa Oblubienica, zdają się jakby łożem małżeńskim. Postawa ofiarna rozciągała się zresztą na wszystkie przejawy życia, także na zroszone trudy czy przykrości. „Kto krzyż odgadnie, ten nie upadnie w boleści sercu zadanej”[11] – mówi jedna z tradycyjnych polskich pieśni kościelnych. Podobnie twierdzili wielcy przedstawiciele duchowości katolickiej. Tomasz à Kempis twierdził na przykład, że ten, kto utkwił swój wzrok w Najwyższym, dla tego żadna przykrość nie jest nazbyt wielka[12]. Z kolei św. Franciszek Salezy napisał, że człowiek głęboko zraniony cierniem z korony Chrystusa, tego żadne zdarzenie czy słowo w rzeczywistości nie zrani[13]. Żaden z tych autorów nie przeczył oczywiście temu, że należy przeciwstawiać się złu i niesprawiedliwości, o ile czynione jest to w sposób właściwy Dobrej Nowinie (zob. J 18,20-23; Rz 12,21). Zarazem jednak nauczali, że dusza powinna wszystkie własne rany jednoczyć z ranami Ukrzyżowanego, przyjmując je z miłości do Niego. Tylko wówczas nabierają one sensu, a serce otwiera się na pokój, który przewyższa ziemskie poznanie (por. Flp 4, 7).
Doczesne udręki nie były więc dla katolickich świętych powodem do przygnębienia. W akcie ofiarowania stawały się raczej okazją do dawania wciąż nowych dowodów miłości i przywiązania do Chrystusa. Można powiedzieć, że dokonywało się wówczas złożenie serc na ołtarzu Najświętszego Serca Pana Jezusa. I rzeczywiście, najważniejszą pobudką dla mistyków, świętych i męczenników do znoszenia cierpień było pragnienie odwzajemnienia miłości, jaką Bóg umiłował świat. Raz jeszcze warto przypomnieć, że Msza święta pokazuje Baranka Bożego, który pierwszy oddał ciało i krew za przyjaciół. Najświętszy Sakrament wprost uobecnia Jego ofiarę. Dary chleba i wina są jednak nie tylko objawieniem tego, jak dalece Pan Jezus poświęcił się dla człowieka, ale także pytaniem o to, jak dalece człowiek może ofiarować się Ukrzyżowanemu. Podstawową kwestią pozostaje zatem miara miłości, owego amoris sacri, a ściślej – rozstrzygnięcie we własnym sumieniu, czy bardziej umiłowany jest Ukrzyżowany, czy własne życie. Lektura pism świętych i mistyków prowadzi wręcz do wniosku, że dla osoby prawdziwie duchowej nic na świecie nie jawi się jako absolutnie złe, albo absolutnie dobre; o wszystkim decyduje oddanie się, a następnie pokochanie i przylgnięcie do woli Ojca. Kościół daje przy tym wiernym sakramenty, aby niedoskonałe ofiarowanie wolności, pamięci, rozumu, woli zjednoczyło się z doskonałą ofiarą Syna Bożego. Tak modlił się św. Alfons Maria de Liguori, autor Nawiedzeń Najświętszego Sakramentu:
Jezu mój najmilszy, jak jesteś moją nadzieją, zbawieniem, siłą i pociechą, tak pragnę, abyś był całą moją miłością, jedynym przedmiotem wszystkich myśli, pragnień i uczuć moich (…). Panie mój, obejmuj całkowicie rządy nad duszą moją, oddaje Ci ją zupełnie. Weź ją jako własność na zawsze. Moja wola, zmysły i uzdolnienia niech służą Twojej miłości, Twemu upodobaniu i chwale[14].
Tekst powyższy należy do wielu adoracji świętej Hostii, zostawionych na piśmie przez św. Liguoriego. W dziełach tego Doktora Kościoła wyraźnie zresztą widać, jak ścisły związek zachodzi pomiędzy mistyką, ascezą a życiem sakramentalnym i Mszą świętą. Nie bez powodu w czasach patriarchów ogień zstępował z nieba właśnie tam, gdzie sprawowana była publiczna ofiara. Moc Boża odpowiada na całkowite oddanie. Oznacza to jednocześnie, że dar, jaki człowiek składa Bogu z samego siebie, wprowadza w stan życia, który wraz za mistyką karmelitańską można nazwać wzniosłą szczęśliwością.Powiedziane jest bowiem, że „kto straci swe życie z mego powodu, ten je zachowa” (Łk 9, 24). Szczegółowych wskazówek dostarczają natomiast nauczyciele Kościoła, zdaniem których dusza pragnąca odpowiedzieć na ofiarę Mszy świętej powinna „wszelkimi siłami starać się o to, co jest Bogu miłe i właśnie dlatego trzeba być oderwanym od świata, od jego wymagań, od wszelkich względów ludzkich, od wszystkiego, co świat ceni, w czym się kocha, co nazywa swoim szczęściem”[15]. Wszystko po to, aby pozyskać Chrystusa: „Gdy jestem z Tobą, ziemia mnie nie cieszy (…). Dla mnie zaś jest szczęściem przebywać blisko Boga” (Ps 73, 25.28)[16].
Michał Gołębiowski
[1] Pełny tekst modlitwy brzmi: „Przyjmij nad, Panie, którzy stajemy przed Tobą w duchu pokory i z sercem skruszonym, a ofiara nasza tak niech się dzisiaj dokona przed obliczem Twoim, aby się podobała Tobie, Panie Boże [In spiritu humilitatis, et in animo contrito suscipiamur a te, Domine: et sic fiat sacrificium nostrum in conspectu tuo hodie, ut placeat tibi, Domine Deus]” (Mszał Rzymski, Poznań 1963, s. 600-601).
[2] Tekst modlitwy brzmi: „Przyjdź, Dawco świętości, wszechmogący wiekuisty Boże, i pobłogosław tę ofiarę przygotowaną dla chwały świętego Imienia Twojego [Veni, sanctificator omnipotens aeterne Deus, et benedic hoc sacrificium, tuo sancto nomini praeparatum]”. Dalej, po umyciu rąk, kapłan modli się: „Przyjmij, Trójco Święta, tę ofiarę, którą Ci składamy na pamiątkę Męki, Zmartwychwstania i Wniebowstąpienia Jezusa Chrystusa, Pana naszego, oraz na cześć Najświętszej Maryi Zawsze Dziewicy… [Suscipe sancta Trinitas hanc oblationem, quam tibi offerimus ob memoriam passionis, resurrectionis et ascensionis Iesu Christi, Domini nostri: et in honorem beatae Mariae semper virginis etc.]” (Mszał Rzymski, jw., s. 600-601).
[3] Zob. A.M. de Liguori, Medytacje pasyjne. Medytacje różańcowe, Kraków 2011, s. 199.
[4] Jest to parafraza modlitwy dziękczynnej po Mszy świętej zawartej w: Liturgia Godzin. Codzienna modlitwa Ludu Bożego, t. II. Wielki Post, okres wielkanocny, Poznań 1984, s. 1819; por. Modlitwę św. Alfonsa Marii de Liguoriego: „O Jezu mój Najdroższy! Tyś mię tak umiłował, iż Serce swoje wydałeś za mnie na przebicie włócznią i do ostatniej kropli wylałeś z Niego Krew swoją a ja bym nie miał/a Ci oddać za to całego nędznego serca mego? O Zbawco mój Najmiłościwszy! Sercu Twojemu za mnie przebitemu oddaję i poświęcam całkiem serce moje, a z nim i całą wolę moją: przyjm łaskawie ten dar mój, acz lichy, i rozporządzaj nim według woli swojej. Ty, o Najmiłościwsze Serce Jezusa, powinnoś zawładnąć najzupełniej biednym sercem moim, które dotąd względem Ciebie było tak niewdzięcznym i z własnej winy pozbawiło się miłości Twojej. Spraw, o Panie, aby odtąd serce to pałało świętą miłością Twoją tak, jak Twoje pała ku mnie. Spraw, aby wola moja była jak najściślej zjednoczona z wolą Twoją Przenajświętszą, aby odtąd serce moje niczego nie pragnęło, jak tylko tego, co Serce Twe miłuje” (Do ran Chrystusa. Modlitewnik pasyjny, red. I. Pawlak, W.W. Żurek, Kielce 2013, s. 129-130).
[5] Zob. W. Śpikowski, Uczestnictwo we Mszy świętej, Warszawa 2002, s. 52-61; por. M. Gihr, Ofiara Mszy Świętej, tłum. A. Kuleszo, t. III, Warszawa 2012, s. 40; Pius XII, Mediator Dei II, 1 [20 XI 1947].
[6] Jacopone da Todi, Stabat Mater [w:] Gaudeamus. Łaciński śpiewnik mszalny, oprac. W. Kądziela, Warszawa 2012, s. 155-156.
[7] Przekład za tekstem brewiarzowym: Liturgia Godzin. Codzienna modlitwa Ludu Bożego, t. II. Wielki Post, okres wielkanocny, jw., s. 1093.
[8] Jan od Krzyża, Droga na Górę Karmel, tłum. B. Smyrak, Kraków 2013, s. 128.
[9] Przekład za tekstem brewiarzowym: Liturgia Godzin. Codzienna modlitwa Ludu Bożego, t. II. Wielki Post, okres wielkanocny, jw., s. 1093.
[10] Cytat biblijny podaję za wydaniem: Biblia to jest Księgi Starego i Nowego Testamentu, według łacińskiego przekładu starego, w kościele powszechnym przyjętego, na polski język z nowu z pilnością przełożone [...] przez D. Jakuba Wujka z Wągrowca [...], Kraków 1599.
[11] W krzyżu cierpienie [w:] Śpiewnik kalwaryjski, oprac. A. Chadam, Kraków 1980, s. 156.
[12] Zob. Tomasz à Kempis, O naśladowaniu Chrystusa, tłum. J. Gruchalski, Kraków 2017, s. 187.
[13] Zob. Franciszek Salezy, List do pani de la Baurne, 30 kwietnia 1618 roku [w:] tegoż, Wybór pism, oprac. J. Rybałt, Warszawa 2016, s. 431.
[14] A.M. de Liguori, Nawiedzenia Najświętszego Sakramentu, Kraków 2012, s. 46.
[15] A.M. de Liguori, Droga do świętości. Ścieżka cnót i rad ewangelicznych, Kraków 2017, s. 143.
[16] Przekład za tekstem brewiarzowym: Liturgia Godzin. Codzienna modlitwa Ludu Bożego, t. II. Wielki Post, okres wielkanocny, jw., s. 1135.
(1989), doktor nauk humanistycznych, filolog, historyk literatury, eseista, pisarz, tłumacz. Stały współpracownik pisma „Christianitas”. Autor książek, m.in. „Niewiasty z perłą” (Kraków, 2018) czy „Bezkresu poranka” (Kraków, 2020), za którą został uhonorowany Nagrodą Specjalną Identitas. Jego zainteresowania obejmują zarówno dawną poezję mistyczną, jak również kulturę tworzoną w atmosferze tzw. „śmierci Boga” oraz dzieje ruchów kontrkulturowych lat 60. XX wieku.