Komentarze
2017.10.04 16:23

Dlaczego nie pojadę z różańcem na granicę?

Katolicy w Polsce od kilku lat żyją od imprezy do imprezy. Początki tego stanu rzeczy sięgają pielgrzymek św. Jana Pawła II do Ojczyzny, później pojawiły się spotkania młodzieży na polach Lednicy, a zaraz za nimi na stadionachtzw. narodowe rekolekcje prowadzone przez egzotycznych kapłanów. Organizatorzy religijnych wydarzeń prześcigają się dzisiaj w tworzeniu nowych form i rytuałów, mogących budzić zainteresowanie odbiorcy, czasem zapędzając się w obrzędy budzące zdziwienie orazpoważne wątpliwości teologiczne i liturgiczne. Przykładem takiego zdarzenia może być ubiegłoroczna Wielka Pokuta i nieznana dotąd forma egzorcyzmu nad państwem – wyrażanego w modlitwie tłumu zgromadzonego u stóp jasnogórskiego Sanktuarium.

 

Wiodącą propozycją dla pobożności ludowej nad Wisłą jest event: duży, mały, narodowy, wspólnotowy – to bez znaczenia. Ważne, że ekstraordynaryjny, z mocą, wyjątkowy, jakiego jeszcze nie było. Żyjemy pospolitym ruszeniem, tak bardzo miłym polskiej duszy i naszemu narodowemu lenistwu lubującemu się w wielkich gestach bez pokrycia. Wystarczy skonstruować propozycję modlitewną zaprawioną nutką mesjanizmu, poczucia wybraństwa i wyrazić to za pomocą języka właściwego dla spotkań grup pentakostalnych, aby otrzymać wydarzenie gromadzące wielotysięczne tłumy.

 

Na fali tego typu wydarzeń przyszła kolej na Różaniec do granic. Na stronie organizatorów akcji znajdujemy deklarację: „wierzymy, że jeśli różaniec zostanie odmówiony przez około milion Polaków na granicach kraju, to może nie tylko zmienić bieg zdarzeń, ale otworzyć serca naszych rodaków na działanie Łaski Bożej [1].Nikt nie wyjaśnia jednak, dlaczego takie znaczenie nadano modlitwie na granicy państwa. Jakie jest znaczenie teologiczne wyboru tak specyficznego miejsca i konieczności odbycia pielgrzymki właśnie tam? Co do zasady modlitwa na każdym miejscu globu ma taką samą wartość. Nie ma znaczenia, czy pomodlę się przy własnym łóżku, na przejściu granicznym w Bezledach czy na moście w Zgorzelcu. Wyjątkiem są świątynie, w szczególności sanktuaria wybrane przez Boga i ustanowione przez kompetentną władzę duchowną. Ale granica państwa to nie sanktuarium! Jaki cel ma więc zachęcenie miliona Polaków do wycieczki na granice? Od wieków w ważnych momentach dziejowych czy osobistych modliliśmy się w sanktuariach, z Jasną Górą na czele – czemu więc ma służyć i jak uzasadnia się ten nagły zwrot?

 

Słyszy się argument, że Różaniec do granic to wydarzenie symboliczne. No dobrze. Pytam jednak uparcie, co ma ono symbolizować. Symbol oznacza łącznik, czytelne odwołanie do istniejącej rzeczywistości. Kiedy mówię Wierzę w Boga, wypowiadam symbol mojej wiary – łącznik z tym, że Bóg istnieje i jest taki, jak przedstawia mi to Kościół w Credo. Kiedy patrzę na znak drogowy, odczytuję z niego treść symboliczną, odwołującą mnie do normy prawnej kształtującej moje zachowanie.

 

Pozostając przy tym uproszczonym i podstawowym znaczeniu symbolu ponawiam pytanie: co symbolizuje odmawianie różańca na granicy państwa? Jaka jest teologiczna treść wyboru tego konkretnego, specyficznego miejsca? Jakie duchowe znaczenie ma owo otoczenie Polski modlitwą?

 

W praktyce Kościoła nie było takich pomysłów. Pierwszym skojarzeniem dla podobnej idei są popkulturowe przedstawienia magicznych rytuałów ochronnych, np. tworzenia kręgów z rozsypanej soli w celu obrony przed duchami. Już nawet na poziomie kultury masowej widać, że pomysł otaczania kraju modlitwą geograficznie wzdłuż granic ma więcej cech magicznych niż zdrowej pobożności. Bez trudu odnajdziemy wyraźne wątki łączące tę ideę z praktykami pogańskich ludów pierwotnych, jednocześnie nie mając oparcia w dotychczasowej praktyce modlitewnej Kościoła.

 

Oczywiście można podnosić, że lud wierny wielokrotnie na różańcu wypraszał Boże interwencje w decydujących momentach dziejowych. Pada przy tym wspomnienie Lepanto czy Wiednia. Nie usprawiedliwia to jednak w żaden sposób mieszania elementu zdrowej pobożności, jakim niewątpliwie jest różaniec w intencjach Ojczyzny, z praktykami z pogranicza magii i szamanizmu. Wiara Kościoła jest wiarą myślącą, trzeźwo szukającą rozróżnienia między zdrowymi formami jej wyrazu i kultu Bożego, a elementami fałszywymi. Nie sposób, zauważając poważne nadużycia konkretnej formy pobożności, usprawiedliwiać je chwalebnością pozostałych jej elementów.

 

W dyskusji pojawia się także argument, jakoby katolicyzm ze swojej natury był nastawiony na event. Podnosi się, że cykl liturgiczny, z uroczystościami (w szczególności Bożym Narodzeniem i Wielkanocą), a także cykl życiowy znaczony chrztami, ślubami i pogrzebami, niosą ze sobą wydarzenia odrywające od codzienności w sposób analogiczny do imprez duszpasterskich, z jakimi mamy do czynienia współcześnie w polskim Kościele. Trudno jednak porównywać oba zjawiska. Rok liturgiczny stanowi przede wszystkim cykl wtajemniczenia wiernego w misterium Chrystusa działającego w Kościele. Przez to, w wymiarze codzienności i odświętności, skierowany jest na prowadzenie do łączenia tajemnic zbawczych z konkretem życia i w tym konkrecie jest zatopiony. To rok liturgiczny z jego rytmem świąt i uroczystości niesie podstawowy i najważniejszy kairos, czas łaski, dla wierzącego, będąc przy tym najbardziej fascynującym wydarzeniem, wrastającym do głębi wydarzeń życia niesionych przez Chronos.

 

W opozycji do tego stoją eventy religijne ze swoją narracją wyjątkowości i oderwania od codzienności. Oczywiście, i one są potrzebne. Kościół dostrzegał to od wieków, co widać chociażby w praktyce misji ludowych w parafiach. Jednak akcent zawsze położony był na codzienność, na zwyczajne życie modlitwy i liturgii, wszak nawet misje nie odbywały się rokrocznie. Dzisiaj te proporcje zostały zachwiane.

 

Nie potępiam w czambuł Różańca do granic. Jeśli ktoś w sumieniu odnajduje zaproszenie do takiej formy pobożności, uważam, że powinien na nie odpowiedzieć. Sądzę jednak, że akcja budzi istotne zastrzeżenia, którymi spróbowałam się z Państwem podzielić.

 

Agata Skorupska-Cymbaluk

 

 

Do tej pory w dyskusji na temat akcji "Różańca do granic" opublikowaliśmy:

 

Agata Skorupska-Cymbaluk - Dlaczego nie pojadę z różańcem na granicę

Tomasz Dekert - Glosa w sprawie różańca bez granic

Paweł Milcarek - Czy wystarczy Różaniec do granic

Ks. Dawid Tyborski - O "Różańcu do granic" na spokojnie 

Kinga Wenklar - "Różaniec do granic" - między teorią a praktyką

 

[1]http://www.rozaniecdogranic.pl/o-rozancu-do-granic

 


Agata Skorupska-Cymbaluk

(1986), mieszka we Wrocławiu, jest radcą prawnym