Czy cywilizacja jest warta obrony? Czy powinniśmy dążyć do dostosowania się do niej, aby uważano nas za cywilizowanych? Czy powinniśmy dążyć do wychowania naszych dzieci zgodnie z jej normami tak, aby je także uznano za cywilizowane? Czy powinniśmy starać się uczynić nasz kraj i nasz świat tak cywilizowanym, jak to tylko możliwe? Wszystko wskazuje na to, że większość ludzi na każde z tych pytań odpowie twierdząco. Większość ludzi – nawet w wiekach ciemnych, w których żyjemy – uważa bycie cywilizowanym za coś dobrego. Problem w tym, że większość ludzi nie ma jasnego pojęcia, czym jest cywilizacja albo – co być może równie ważne – czym ona nie jest. Dobrym zatem ćwiczeniem mogłoby być poszukanie jasnej definicji rzeczy, pod którą większość z nas byłaby szczęśliwa się podpisać.
Czym jest cywilizacja?
Być może najlepiej byłoby zacząć od skonsultowania się z wyrocznią nad wyroczniami, palantirem wszystkich palantirów – przez co oczywiście rozumiem Wikipedię. Według tego na pozór wszechwiedzącego cybernetycznego jasnowidza cywilizacja jest definiowana w najszerszym rozumieniu jako „każda złożona wspólnota państwowa, charakteryzująca się społeczną hierarchią, formami symbolicznej komunikacji (zazwyczaj systemami pisma) oraz dostrzegalnym oddzieleniem od środowiska naturalnego i panowaniem nad nim”. Do tej szerokiej [anglojęzycznej] definicji Wikipedia dodaje inne kluczowe charakterystyki cywilizacji jako będącej „urbanizacją (czyli rozwojem miast), centralizacją, udomowieniem zarówno ludzi, jak i innych organizmów, specjalizacją pracy, kulturowo zakorzenionymi ideologiami postępu i supremacji, monumentalną architekturą, opodatkowaniem, społeczną zależnością od rolnictwa i ekspansjonizmem”.
W tym momencie niektórzy z nas mogą zacząć kwestionować, czy wciąż postrzegamy cywilizację jako coś, co jest dobre i warte obrony. Jak wielu z nas walczyłoby o cywilizację, gdybyśmy sądzili, że walczymy o coraz większą złożoność państwa i hierarchii społecznej? Jak wielu agrarystów spośród nas walczyłoby o cywilizację, która definiuje się jako coś oddzielnego od środowiska naturalnego i dążącego do dominacji nad nim? Jak wielu z nas walczyłoby o bezustanną urbanizację, centralizację i bierne udomowienie samych siebie wraz udomowieniem innych organizmów? Jak wielu z nas uświadamiało sobie, że bycie cywilizowanym to gotowość stania się bydłem w służbie coraz bardziej złożonych hierarchii społecznych? Jak wielu z nas myślało o tym, że cywilizacja jest naznaczona tego typu „specjalizacją pracy”, która redukuje pracę człowieka do czegoś podobnego do jednorazowego trybiku w coraz większym i coraz bardziej złożonym mechanizmie? Jak wielu z nas odgadło, że cywilizacja określana jest przez kulturowo zakorzeniony progresywizm i inne supremacyjne ideologie? Jak wielu z nas zauważyło, że opodatkowanie jest cywilizowane i że wobec tego narastające opodatkowanie to prawdopodobnie oznaka coraz większej cywilizacji?
Jeśli to jest cywilizacja, to bylibyśmy usprawiedliwieni mając nadzieję, że tę cywilizację piekło pochłonie, i w istocie bylibyśmy równie usprawiedliwieni, gdybyśmy uważali, że najwidoczniej ku temu zmierza.
Mylilibyśmy się jednak, gdybyśmy porzucili cywilizację z powodu tak żałośnie opacznej jej definicji. Bliższe przyjrzenie się hasłu na temat cywilizacji w Wikipedii wykaże, że tak naprawdę diabeł tkwi w szczegółach. Odkryjemy, jeśli przewiniemy stronę w dół, że „cywilizacja” jest opisana jako koncept mający swoje źródła w oświeceniu. Według Wikipedii „cywilizacja” to jedynie ideologiczny konstrukt XVIII wieku! Nie jest to rzeczywistość sama w sobie, ale idea, dzięki której niereligijny i irracjonalny „racjonalizm” może wyjaśnić i uzasadnić – ku swojej tendencyjnej satysfakcji – historię kultury ludzkiej. Wśród tych, których Wikipedia uznaje za mających zasadnicze znaczenie dla definicji „cywilizacji”, znajdują się z jednej strony społeczni darwiniści, a z drugiej zwolennicy Rousseau. Cywilizacja jest zatem definiowana albo przez tych, którzy popierają sekularne rozumienie „postępu”, albo przez tych, którzy wyzywają do jej odrzucenia poprzez sekularną idealizację tak zwanego „szlachetnego dzikusa”. Inni myśliciele – od Spenglera po Toynbeego – są cytowani po to, aby podeprzeć to materialistyczne rozumienie „cywilizacji”, ale na próżno tu szukać tradycyjnego chrześcijańskiego jej rozumienia.
Przyjrzawszy się temu, jak cywilizację definiuje się w Internecie (jedynej Rzeczy, która rządzi nimi wszystkimi i w ciemności ich wiąże[1]), dokonajmy rozróżnienia pomiędzy taką definicją a chrześcijańskim rozumieniem tego, co to znaczy być cywilizowanym.
Prawdziwa cywilizacja to kultura ożywiana transcendentną trójcą dobra, prawdy i piękna. Autentyczna obecność dobra to miłość i jej przejaw w cnocie; autentyczna obecność prawdy uwidacznia się w zgodności kultury z rozumem, właściwie pojmowanym jako zaangażowanie się w obiektywną rzeczywistość poza ograniczeniami egocentrycznego subiektywizmu; autentyczna obecność piękna to szacunek dla piękna stworzenia i kreatywności, właściwie postrzegany jako wylew wdzięczności, który jest owocem pokory. Społeczeństwo kształtowane i ożywiane taką kulturą jest naprawdę cywilizowane.
Cywilizowany człowiek nie jest ożywiany pragnieniem kształtowania siebie na obraz własnego „ja”, które jest samo w sobie niepoznawalne, ale poprzez gotowość pozwolenia na kształtowanie siebie na obraz doskonałej Osoby poza sobą. Odpowiadając na Chrystusowy trynitarny opis siebie jako Drogi, Prawdy i Życia, człowiek cywilizowany poddaje się Drodze cnoty (miłość), Prawdzie rozumu i Życiu łaski (piękno). W skrócie i w sumie – cywilizacja przejawia się w zgodności woli człowieka z wolą Dawcy wszelkiego dobra, prawdy i piękna.
Czym zatem jest cywilizacja? Jest to zgodność serca ludzkości z Sercem Chrystusa. Wszystkie inne definicje cywilizacji są nie tylko błędne, ale ostatecznie niecywilizowane!
Joseph Pearce
Źródło: faithandculture.com
Tłum. Jan J. Franczak
-----
Drogi Czytelniku, skoro jesteśmy już razem tutaj, na końcu tekstu prosimy jeszcze o chwilę uwagi. Udostępniamy ten i inne nasze teksty za darmo. Dzieje się tak dzięki wsparciu naszych czytelników. Jest ono konieczne jeśli nadal mamy to robić.
Zamów "Christianitas" (pojedynczy numer lub prenumeratę)
-----
[1] Nawiązanie do Władcy pierścieni J. R. R. Tolkiena (przyp. tłum.)
(1961), Anglik z pochodzenia, szef publikacji książkowych w Augustine Institute, redaktor naczelny „St. Austin Review”, portalu „Faith and Culture” oraz redaktor serii wydawniczej Ignatius Critical Editions. Wykłada literaturę dla Homeschool Connections i współpracuje z portalem „Imaginative Conservative”. Jest autorem wielu książek poświęconych literaturze, m.in. biografii Chestertona, Oscara Wilde’a, Hilairego Belloca i Aleksandra Sołżenicyna. Także trzech książek o katolicyzmie Szekspira i jego dramatów. W Polsce wydano m.in.: „Pisarzy nawróconych” i „Wyścig z diabłem”.