Ten artykuł, tak jak wszystkie teksty na christianitas.org publikowany jest w wolnym dostępie. Aby pismo i portal mogły trwać i się rozwijać potrzebne jest Państwa wsparcie, także finansowe. Można je przekazywać poprzez serwis Patronite.pl.
Z góry dziękujemy.
Niebiosa mówią o Bogu, nieboskłon głosi Jego dzieła, dzień dniowi i noc nocy posyła opowieść (Ps 18,2-3). Na stole leżą niedawno odłożone książki, Kondycja ludzka Hanny Arendt i Perspektywy człowieka Rogera Garaudy’ego, echa czasu wielkich odkryć; za oknem słychać cichą mowę kończącego się lata. Jest bez wątpienia teologiczna. Pod biurkiem leży kot, od wielu już minut myje grzbiet i łapy, ale tak naprawdę snuje właśnie, wiedząc czy nie, wzniosłą opowieść.
Zaglądam też do złych snów Klausa Schwaba o społeczeństwie korporacyjnym. Podobno tak właśnie ma wyglądać przyszła cywilizacja ludzi dalece bardziej od-osobnionych aniżeli ci, którzy zamieszkują alphaville Jeana-Luca Godarda albo technokrację radiowych umysłów z kontrkulturowych wierszy i piosenek. Tak jak w wierszu Maxa Jacoba, „tysiąc ludzi w tych samych płaszczach i tych samych kapeluszach, o tym samym wzroście zebrało się w tym samym miejscu, aby skraść ostatnią radość samotnika”. Podobno już się to powoli dzieje, kształty świata stają się coraz bardziej liniowe, nieplastyczne i niedynamiczne, niemal pozbawione znamion ingerencji człowieka jakby w akcie zemsty za niespełnione obietnice nowoczesnego indywidualizmu oraz kultu woli.
Ale pojawia się u Schwaba także niby optymistyczny akcent w postaci dobrze znanego mitu o naukowym i medycznym przezwyciężeniu śmierci. Gdy jednak mowa o nieśmiertelności, to odczuwam sprzeciw, bo przecież tak czy inaczej nie jest możliwe, aby człowiek był nieśmiertelnym. Choć postmodernizm dawno już skompromitował tę modernistyczną utopię, to można założyć, że dotarcie do tego miejsca w praktyce jakoś się uda. W dalszym ciągu człowiek nie będzie mógł o sobie powiedzieć: „nieśmiertelny”, gdyż pozostanie podległy światu, zdany na czynnik zewnętrzny. Będzie kimś w głębokim sensie niesamodzielnym i nieoderwanym od tego, co go podtrzymuje. Każdy łyk wody i haust powietrza oznajmia zarówno życie, jak i bliskość śmierci. Wszystko inne to wyłącznie odsuwanie momentu umierania przez istotę taką, jaka jest, czyli poddaną czynnikom; odsuwanie, którego nie można nazwać nieśmiertelnością nawet wtedy, gdy miałoby trwać w nieskończoność. Nie wspominając o tym, że trwanie życia biologicznego pozbawionego sensu (a sens jest wtedy, gdy można się mu poddać w zależność) to inny rodzaj śmierci, a więc śmierć duchowa, nieumieranie w stanie „choroby na śmierć”.
Człowiek pozostaje istotą zawisłą. Jednocześnie jego życie nie sprowadza się do przedłużania własnego doczesnego bytowania. Jest ono, jak wyraził się Joseph Ratzinger, otwarte na „sakramentalność”. A więc osoba niejako naturalnie czy intuicyjnie, choć zapewne „nie bez łaski Bożej” (Lumen gentium, 16), ulega temu, co widzi, czyli stworzeniu, w poczuciu podlegania czemuś wyższemu, może nawet tajemniczemu bądź świętemu. Musi się pożywić, lecz w ramach kultury organizuje ucztę. Ta sama uczta zaczyna spajać społeczność. Wspólny stół symbolizuje tym samym bliskie więzi zaufania i przyjaźni między ludźmi. Mamy więc rytuał, do którego człowiek dobrowolnie się dostosowuje, wierząc że jest on nośnikiem sensu. Zwykłe czynności odnoszą wówczas do wartości i rzeczywistości ostatecznych. Dlatego na początku filmu Godarda, Żyć własnym życiem z 1962 roku, widzimy cytat z Michela Montaigne’a: „Należy udzielać się innym, a oddawać się sobie”.
A zatem to komunia, a nie przetrwanie okazuje się decydujące dla egzystencji. Emmanuel Lévinas przekonywał, że jedyne dobro odsłania się poprzez twarz innego, spotkanie “ja” z przyjacielem, czyli kimś, kto jest “przy ja”, zaś współczesna psychologia humanistyczna stwierdzi, że to nie popędy ani zasada przyjemności są najsilniejszym bodźcem życiowym, lecz raczej potrzeba sensu. Wszystko to sprowadza się de facto do komunii. Świadomy tego Ratzinger stwierdził, że chociaż współczesna kultura stała się nie tyle nawet wroga wierze, co raczej jej obojętna, to w dalszym ciągu „przedmiotem ludzkiego pragnienia jest określone dobro konkretne, bardzo często niemające nic wspólnego z duchem”. Wówczas „człowiek staje wobec pytania, co jest naprawdę jedynym dobrem”. A skoro tak, to, chcąc nie chcąc, tenże sam człowiek „musi skonfrontować się z czymś, co jest od niego inne, czego nie może zbudować, ale jest powołany do tego, by to uznać”.
I jest to, jak sądzę, zaskakująca lekcja, którą można wynieść z postmodernizmu i nihilizmu (lekcja przygotowująca być może wspomnianej „sakramentalności życia”): po pierwsze istnieje taka śmierć wewnętrzna, na którą nie ma lekarstwa w naukach technicznych ani psychiatrii, a po drugie naturalne odchodzenie jest być może jakoś potrzebne, skoro nieskończone trwanie tutaj, w ramach „postaci tego świata” (1 Kor 7,31), tworzy iluzję niezależności i nieskończoności. One zaś oddalają pytanie o sens. Zbawiciel wciąż jednak woła: Kto pragnie, niech przyjdzie (J 7,37).
Michał Gołębiowski
-----
Drogi Czytelniku, prenumerata to potrzebna forma wsparcja pracy redakcji "Christianitas", w sytuacji gdy wszystkie nasze teksty udostępniamy online. Cała wpłacona kwota zostaje przeznaczona na rozwój naszego medium, nic nie zostaje u pośredników, a pismo jest dostarczane do skrzynki pocztowej na koszt redakcji. Co wiecej, do każdej prenumeraty dołączamy numer archiwalny oraz książkę z Biblioteki Christianitas. Zachęcamy do zamawiania prenumeraty już teraz. Wszystkie informacje wszystkie informacje znajdują się TUTAJ.
(1989), doktor nauk humanistycznych, filolog, historyk literatury, eseista, pisarz, tłumacz. Stały współpracownik pisma „Christianitas”. Autor książek, m.in. „Niewiasty z perłą” (Kraków, 2018) czy „Bezkresu poranka” (Kraków, 2020), za którą został uhonorowany Nagrodą Specjalną Identitas. Jego zainteresowania obejmują zarówno dawną poezję mistyczną, jak również kulturę tworzoną w atmosferze tzw. „śmierci Boga” oraz dzieje ruchów kontrkulturowych lat 60. XX wieku.