szkice
2022.11.17 11:05

Adoracja w ponowoczesności

Ten artykuł, tak jak wszystkie teksty na christianitas.org publikowany jest w wolnym dostępie. Aby pismo i portal mogły trwać i się rozwijać potrzebne jest Państwa wsparcie, także finansowe. Można je przekazywać poprzez serwis Patronite.pl. Z góry dziękujemy. 

Jedna z tradycji katolickich wyobrażała wystawiony w kościele Najświętszy Sakrament jako słońce, którego promienie oświetlają każdą osobistą modlitwę. Z tego niewielkiego miejsca w czasie i przestrzeni wysnuwa się nasza własna pobożność. Tak więc jest to dar Boży, a nie wasze dzieło (Ef 2,8). Modlitwa Kościoła przypomina kwiat, który rośnie i rozwija się dzięki słońcu Eucharystii. Zwykle dzieje się to w półmroku kościoła lub kaplicy. A raczej nie „dzieje się”, gdyż nie o wydarzenie ani „dzianie się” tutaj chodzi, lecz o trwanie.

U proroka Habakuka znajdujemy werset, którego wprawdzie nie komentowali zbyt często Ojcowie Kościoła, lecz nam, spadkobiercom długiej tradycji Kościoła, może przypominać wygląd monstrancji: Świeci On blaskiem samego słońca, otacza Go ze stron wszystkich świetlany wieniec, w promieniach światła kryje się moc Jego (Ha 3,4). Pobieżna lektura tego tekstu daje nam wyobrażenie o czymś jawnym i jasnym, rozświetlonym nad nami niczym słońce w południe. Ale wewnątrz wersetu znajdują się zakamarki bardziej tajemnicze. Dla przykładu, hebrajskie słowo chebyon, użyte w tej formie tylko u Habakuka, oznacza chowanie się lub miejsce ukrycia. W kilku innych fragmentach Starego Testamentu możemy wprawdzie spotkać się ze słowem chabah, lecz za każdym razem użyte ono zostało w kontekście opracowywania taktyki wojennej zakładającej chronienie się w rozpadlinach gór. Habakuk jako jedyny uczynił z ukrycia jako chebyon czy chabah pojęcie mistyczne.

Obecność Jezusa Chrystusa w hostii wystawionej do adoracji wymyka się zatem naszej potrzebie kontroli. Nie potrafimy, jak to się przyzwyczailiśmy jako ludzie ponowoczesności, wziąć tę tajemnicę w posiadanie; możemy się jej jedynie poddać. Bóg przychodzi jako jawny, widoczny w zasięgu naszego wzroku, dostępny dla zmysłów, a jednak ukryty za ich zasłoną. Otacza Go świetlany wieniec, ale moc pozostaje ukryta. Jest chebyon, a zarazem nogah. Nie widzimy Go twarzą w twarz (1 Kor 13,12). On sam, jak twierdzili Ojcowie Kościoła komentujący Pieśń nad pieśniami, stoi za naszym murem, zagląda przez okno, patrzy poprzez kraty (Pnp 2,9). Werset ten, jak można zobaczyć na przykładzie tekstów tradycji, był konsekwentnie adaptowany zarówno do Wcielenia, jak również do tajemnicy Ciała i Krwi Pańskiej w sakramencie.

Wspomnianym murem jest rzeczywistość naszych zmysłów, wprawdzie koniecznych do życia i tworzenia jedności z innymi, ale w oczywisty sposób ograniczonych w spotkaniu z Bogiem. Jednocześnie ludzka cielesność została wybrana na okno,przez które Stwórca chce spotykać się ze stworzeniem. Pojednanie nieba z ziemią nie dokonało się przecież inaczej, jak właśnie za sprawą przyjęcia przez Pana ograniczeń natury człowieka. Są to kraty, ponieważ widzenie Boga nie jest tutaj wyraźne, choć na pewnym poziomie łatwo uchwytne i spontaniczne. Dokonuje się ono przez pryzmat tego, co w nas naturalne; a więc konieczny jest, jak na razie, dystans, „już” i „jeszcze nie”. Rzeczywistość, o której tu mowa, nie jest czymś, z czym łatwo godzi się człowiek wychowany w kulturze autokreacji. Przeciwnie, czymś koniecznym staje się tutaj zarówno poznanie swojego naturalnego potencjału, który został we mnie włożony, jak również ciążących na nim ograniczeń.

Adoracja jest w ten sposób przeciwieństwem postawy konsumpcyjnej. Jej istotą jest obecność, najczęściej milcząca, pozbawiona nadmiaru słów, na które uskarża się także kultura ponowoczesna, nie potrafiąc jednak znaleźć skutecznego remedium na wszechobecny jazgot. Adoracji towarzyszy także zachwyt, jest on jednak z reguły pozbawiony gwałtownych poruszeń wewnętrznych, które mogą pojawiać się jedynie sporadycznie. Pozostaje to w pewnej sprzeczności z interesami współczesnego człowieka. Przede wszystkim jednak tego rodzaju trwanie przy Bogu jako Umiłowanym zakłada zapomnienie o sobie, aby wpatrywać się w Innego. To oddanie Mu swojego czasu, z którego rodzą się owoce, lecz nie one powinny być tutaj celem. Blisko stąd do tych stanów ducha, które św. Teresa od Dzieciątka Jezus nazwała „praktyką owych nic”.

Hostia milczy. A dzięki ciszy przemawia tym wyraźniej. Naszą postawą wobec tak objawionej obecności Boga jest często podobna cisza, ponieważ, jak pisał św. Ignacy Antiocheński, „lepiej jest milczeć i być, niż mówić i nie być”. Adoracja jest zatem modlitwą bycia. Można by nawet powiedzieć, że dzięki niej wychodzimy z postawy mieć, aby ukierunkować się w pełni na bycie. To oczywiście pewne przybliżenie, które nie jest doskonałe dlatego, że spotkanie z Bogiem zakłada jednocześnie pewnego rodzaju zapomnienie o sobie samym, aby ukierunkować się na Innego. Mogę być naprawdę wtedy, gdy wychylam się ku misterium, które nie wypływa ze mnie samego i które mnie przekracza. W innym swoim liście pisał św. Ignacy Antiocheński, że „nie pojął książę tego świata dziewictwa Maryi ani Jej macierzyństwa, podobnie jak i śmierci Pana, owych trzech głośnych tajemnic, które dokonały się w ciszy Boga”. Milczenie hostii staje się słowem, ale konieczna jest uważność Tego, który stoi przede mną.

Adoracja prowadzi zatem do oczyszczenia z nadmiaru, czyli „ubóstwa w duchu” (zob. Mt 5,3), chociaż pojawia się tutaj również niebezpieczeństwo użycia tej praktyki w celu doznania ulgi. Jest to kwestia warta poruszenia zwłaszcza w dobie ponowoczesnego konsumowania elementów prawd religijnych. Stąd być może lepiej byłoby mówić o tym, że adoracja zakłada oczyszczenie, a nie prowadzi do niego jako do swojego ostatecznego celu. Nie jest ona bowiem ćwiczeniem uważności, ale rzeczywistym spotkaniem oraz pozostawaniem w obecności. Realizm tego ja przy Nim to coś, co należy podkreślić. Maria quae etiam sedens secus pedes Domini. Ta, siedząc u stóp Pana, wybrała najlepszą cząstkę(zob. Łk 10,39). Stała się „ubogą w duchu”, kimś, kto nawet wtedy gdy posiada wiele dóbr materialnych, wewnętrznie nie posiada niczego prócz zależności od Chrystusa w kawałku chleba.

Dla chrześcijaństwa czymś pierwszorzędnym jest rzeczywista obecność Boga. Tym samym różni się od tzw. „duchowości niereligijnych”, które stanowi stosunkowo nowe zjawisko w kulturze zachodniej. Jeden z psalmów mówi: Tylko w Panu szukaj szczęścia, a On wypełni twego serca pragnienia (Ps 37,4). Tekst ten wskazuje na właściwą kolejność dynamiki życia duchowego: pierwsze jest szukanie Boga, z którego dopiero jako z rzeczywistego spotkania osoby z Osobą, płynie korzyść dla duszy. Życie wewnętrzne nie jest zatem sprawą określonej techniki, choć oczywiście zakłada szereg określonych praktyk wyrastających z odkrycia realnej prawdy obecności. Zarazem jednak adoracja prowadzi do oczyszczenia tak, jak trwanie u stóp Pana leczy każdą chorobę naszego wieku.

Podstawową cechą kondycji człowieka ponowoczesnego jest przecież ciągły ruch i zmiana, która nie ma jednak określonego kierunku. Założeniem, z którego wyrasta ten stan świadomości, jest nie tylko poczucie wyczerpania kultury, ale także odrzucenie nauki o bycie. Jean-François Lyotard przekonywał, że nie ma rzeczywistości, a wszystko, co istnieje, to płynące swobodnie energie oraz związane z nimi nieustanne procesy przemiany, kształtowania i transformacji. Adoracja przeciwnie, jest trwaniem. Spotkanie Chrystusa w sakramencie dokonuje się dzięki realizmowi Jego obecności, tu i teraz, przy zaprzestaniu ruchu, który może rozpraszać.

Jeżeli wobec tego można mówić o kulturze adoracji, to jest ona czymś usytuowanym na przeciwległym biegunie w stosunku do popkultury. Chcąc ująć tę kwestię z tej perspektywy, a więc docześnie, w ramach osadzenia człowieka w kulturze, należy przyznać, że prawdziwy kult eucharystyczny, jego blask oraz ukrycie, oddala nas od funkcjonowania wewnątrz nieustannego obiegu dóbr i koniunktury, czy też tego, co Zygmunt Bauman nazwał „syndromem niecierpliwości” oraz „funkcjami spożywczo-ludycznymi”. Adoracja nie jest wyjściem ku temu, czego chcemy czy nawet potrzebujemy w tym samym sensie, co innych dóbr kultury. Nie kieruje nią zasada przyjemności, nie dotyczą jej zależności płynące z promocji, pożytkowania czasu i gromadzenia wrażeń. To raczej praktyka konieczna dla życia duchowego, które nie jest w stanie nasycić się wytworem chwili, lecz wyłącznie rzeczywistą obecnością.

----- 

Drogi Czytelniku, prenumerata to potrzebna forma wsparcja pracy redakcji "Christianitas", w sytuacji gdy wszystkie nasze teksty udostępniamy online. Cała wpłacona kwota zostaje przeznaczona na rozwój naszego medium, nic nie zostaje u pośredników, a pismo jest dostarczane do skrzynki pocztowej na koszt redakcji. Co wiecej, do każdej prenumeraty dołączamy numer archiwalny oraz książkę z Biblioteki Christianitas. Zachęcamy do zamawiania prenumeraty już teraz. Wszystkie informacje wszystkie informacje znajdują się TUTAJ.


Michał Gołębiowski

(1989), doktor nauk humanistycznych, filolog, historyk literatury, eseista, pisarz, tłumacz. Stały współpracownik pisma „Christianitas”. Autor książek, m.in. „Niewiasty z perłą” (Kraków, 2018) czy „Bezkresu poranka” (Kraków, 2020), za którą został uhonorowany Nagrodą Specjalną Identitas. Jego zainteresowania obejmują zarówno dawną poezję mistyczną, jak również kulturę tworzoną w atmosferze tzw. „śmierci Boga” oraz dzieje ruchów kontrkulturowych lat 60. XX wieku.