Komentarze
2015.12.29 12:26

Zła zmiana – do zmiany

W ostatnich dniach mijającego roku, 22 grudnia 2015 pani minister edukacji podpisała rozporządzenie, z którego wynika, że od stycznia 2016 budżet państwa zapłaci szkole znacznie mniej pieniędzy w takim przypadku, gdy uczeń realizuje obowiązek szkolny w ramach nauczania domowego, czyli tzw. homeschoolingu. Będzie to ledwie 60% tej sumy, którą wspiera edukację innych uczniów. To, niestety, nie jest „dobra zmiana”!

Jest to zły sygnał i duże utrudnienie dla tej grupy rodziców, którzy zdecydowali się na „homeschooling” – i dla szkół, które wyszły tym rodzicom na spotkanie. Jednak komuś to nowe rozporządzenie może się wydać i normalne, i nawet sprawiedliwe: przecież uczniowie z edukacji domowej „nie chodzą do szkoły”, zatem dlaczego szkoła ma dostawać na nich takie same pieniądze?

Rzeczywiście: edukacja domowa na tym polega, że uczeń „nie chodzi do szkoły”. Ale jest do szkoły zapisany. Ale ma zdawać w szkole egzaminy. Ale do tych egzaminów przygotowuje się w porozumieniu z dyrekcją i nauczycielami przedmiotów. Ale może korzystać z wybranych zajęć edukacyjnych w szkole. Ale – jak wiadomo – jego rodzice mogli do tej pory (przynajmniej w niektórych szkołach) rozliczać w szkole część swych wydatków edukacyjnych. Tak więc również uczeń, który „nie chodzi do szkoły”, uczy się nie za darmo – jego edukacja kosztuje i szkołę, i rodziców. Dlaczego zatem budżet ma płacić prawie o połowę mniej na głowę takiego ucznia?

Jaki będzie przewidywalny skutek ostatniego ruchu ministerstwa? Taki, że – po pierwsze – szkoły „w rejonie” będą jeszcze mniej przychylne edukacji domowej; a po drugie: że nieliczne szkoły przyjazne tej formie edukacji po prostu stracą możliwość efektywnego wspierania swoich homeschoolersów. Czy o to chodzi? To bodaj jedyne skutki, ponieważ oszczędności z tego będą żadne, zważywszy, że zjawisko homeschoolingu to dzisiaj w Polsce nie więcej niż 3-4 tys. uczniów.

Homeschooling to wciąż zjawisko liczbowo marginalne – jednak każdemu z nas dzisiaj powinno zależeć na tym, aby możliwość edukowania dzieci przez ich rodziców poza szkołą była czymś realnym. Po pierwsze dlatego, że jest to dobitny znak świętej zasady, że podmiotem wychowania zawsze jest rodzina (a szkoła jedynie partnerem rodziny). I po drugie: ponieważ musi istnieć realny „plan B” na wypadek gdy do szkoły wchodzi ideologia szkodząca wychowaniu i uderzająca w prawa rodzin. O obu tych rzeczach powinien dziś pamiętać każdy kto ma wpływ na kształt edukacji publicznej, i to właśnie teraz.

Pani Minister, trzeba to odkręcić koniecznie!

 

Paweł Milcarek 

 

Kometarz ten można przeczytać w Przewodniku Katolickim z 3 stycznia 2016.

 


Paweł Milcarek

(1966), założyciel i redaktor naczelny "Christianitas", filozof, historyk, publicysta, freelancer. Mieszka w Brwinowie.