Często słyszymy, że władze Rzeczypospolitej powinny jak najszybciej poniechać kontrowersji z Unią Europejską, nie podważać kierunku polityki jej władz, pamiętać, że jesteśmy tylko jednym z jej państw i w ogóle nastawić się nie na polemiki, ale na „załatwianie spraw” i „dogadywanie się”. Zwolennicy takiego podejścia kierują się nie tylko ciasnym pragmatyzmem, ale często szczerze uważają, że rozróżnianie między władzami UE a Unią Europejską jest sztuczne, bo kto atakuje władze – atakuje samą Unię i jest wrogiem współpracy jej narodów. Takie podejście do spraw europejskich ma niewątpliwie wielu zwolenników. Zaskakujące jest natomiast, że bardzo wielu z nich, rekomendując uprawianie polityki dworskiej („załatwianie” i „dogadywanie się”) uważa się szczerze za zwolenników demokracji i z największym przekonaniem mówi, że Unia to nie zagranica, to związek państw, gdzie jesteśmy u siebie.
Wyobraźmy sobie więc, że ktoś naszej opozycji proponuje, aby jak najszybciej „poniechała kontrowersji” z polskim rządem, nie „podważała polityki” władz, żeby cały czas pamiętała, że przegrała wybory i że w związku z tym, zamiast urządzać demonstracje i atakować rząd w kraju i zagranicą – powinna zacząć „dogadywać się”, cierpliwie przekonywać i „załatwiać” sprawy. Bo rozróżnianie między władzami Rzeczypospolitej a Polską jest sztuczne, kto atakuje polskie władze – atakuje Polskę. Z pewnością takie stanowisko zostałoby uznane za absurd, bo opozycja w wolnym państwie nie może się zachowywać jak „opozycja” w Rosji Putina, a kto to proponuje – powinien uprzytomnić sobie, gdzie żyjemy. No właśnie, skoro jednak takie rzeczy się nam właśnie w UE proponuje, warto sobie uprzytomnić w jakiej Europie żyjemy i dokąd to wszystko zmierza.
Tytuł tego artykułu jest oczywiście parafrazą znanej wypowiedzi o „zakamuflowanej opcji niemieckiej”. Wypowiedzi niespecjalnie przemyślanej, bo śląskość (nieusuwalny składnik polskiej kultury) to co innego niż ruch ślązakowski, z jego kulturowym separatyzmem. Politycy nie powinni traktować pojęć i ludzi w sposób – powiedzmy – nonszalancki. Ale nie za to tę wypowiedź atakowano. Za bluźnierstwo przeciw liberalnej naiwności (przepraszam, poprawności) uznano sugestię, że krytyczna opinia społeczna powinna zawsze odróżniać deklarowaną ideologię od realizowanej polityki. I nie chodzi mi jedynie o paradoks, że ci, którzy wczoraj ze świętym oburzeniem piętnowali demaskowanie „zakamuflowanej opcji” – dziś sami z jeszcze większą pasją tropią „zakamuflowaną opcję antyeuropejską”, która „chce wyprowadzić Polskę z Unii”. Nie chodzi o ich intencje, ale o ich politykę. Bo ci, którzy państwa europejskich narodów chcieliby zastąpić Stanami Zjednoczonymi Europy, są, najczęściej bezrefleksyjną, ale jednocześnie najzupełniej autentyczną opcją antyeuropejską. Podważając znaczenie państw narodowych – niszczą charakteryzującą naszą cywilizację republikańską koncepcję demokracji, opartej na poczuciu historycznej wspólnoty politycznej, którą nazywamy narodem, na poczuciu obowiązków obywatelskich, nieodłącznych od praw, na opinii publicznej.
Zwolenników władz UE nie gorszy opinia, że w Unii niepotrzebna jest opozycja, a tym bardziej protesty uliczne przeciw polityce jej władz. A powinno, bo choć Unia Europejska nie jest – bo nie może być – demokratyczna, nie powinna być antydemokratyczna. Tymczasem traktowanie krytyki władz jako działalności wywrotowej (jak w Rosji Putina) – świadczy o nastawieniu najzupełniej antydemokratycznym. Podobnie jak osłabianie roli państw narodowych. Podmiotem demokracji jest naród, przestrzenią – państwo. Kto chce je osłabić – pozbawia demokrację samych podstaw.
Unia Europejska jest tylko związkiem naszych państw. Jest nie tylko, ale aż – związkiem naszych państw, bo to wielka misja. I tylko jako związek państw, tylko respektując ich stanowisko, prawa i interesy – może im służyć. Bo gdy państw Europy nie będzie – nie będzie Europy. A to, co politycy ustanowią na jej miejscu – Posteuropę, Stany Nowej Europy czy Nowy Wspaniały Świat – też nie potrwa długo, bo nie żyjemy na świecie sami. Ale to już zupełnie inna historia.
Marek Jurek
(1960), historyk, współzałożyciel pisma Christianitas, były Marszałek Sejmu. Mieszka w Wólce Kozodawskiej.