szkice
2025.02.10 16:29

Wokół szkodników

Ten artykuł, tak jak wszystkie teksty na christianitas.org publikowany jest w wolnym dostępie. Aby pismo i portal mogły trwać i się rozwijać potrzebne jest Państwa wsparcie, także finansowe. Można je przekazywać poprzez serwis Patronite.pl. Z góry dziękujemy.

 

 

Żonie i Dzieciom, którzy doświadczali konsekwencji mojego zaangażowania w spór o Puszczę;

Czytelnikom Szkodników, znajomym i nieznajomym uczestnikom sporu;

Wszystkim, dla których ważna jest Puszcza Białowieska

 

Szkodniki1to poruszająca literatura faktu wysokiej próby – reporterski konkret bez niepotrzebnych ozdobników, publicystycznych wtrętów i niepopartych źródłami rozważań. W trakcie lektury da się odczuć, że autorka wykonała zarówno solidną pracę w terenie, jak i pogłębiony research: kwerendę lokalnej prasy, regionalistycznych publikacji, opracowań naukowych, przemówień polityków i aktów prawnych. W rezultacie powstała złożona i wielowątkowa opowieść o sporze o "najcenniejszy polski las" – jak zgodnie przyznawały obie strony konfliktu – o wiele bardziej złożona i zniuansowana niż wycinek tego obrazu wyłaniający się z prasowych nagłówków. (z recenzji Patryka Zakrzewskiego, culture.pl)

 

Historia zmagań o model zarządzania Puszczą Białowieską i o kształt jej ochrony to temat na fascynującą opowieść reportersko-historyczną. Dobrze udokumentowana historia ochrony puszczy w czasach I RP, zabory i powstania narodowe, niemieckie uprzemysłowienie lasu w czasie I Wojny Światowej i utworzenie niewielkiego rezerwatu ścisłego, utrata i uratowanie przed zagładą żubra, odzyskanie niepodległości, utworzenie Polskich Lasów Państwowych i początki parku narodowego, aktywność sowieckiej agentury i „wyzwolenie” 1939, hitlerowskie zamknięte gospodarstwo łowieckie, pojałtański podział Puszczy i półwiecze PRL, upadek komunizmu, rozwiązanie ZSRS w 1991 r. (w puszczańskim pałacyku w wiosce Wiskule), transformacja gospodarcza i powołanie „samofinansującego” się Państwowego Gospodarstwa Leśnego „Lasy Państwowe”, kampania o ograniczenie cięć i o powiększenie Białowieskiego Parku Narodowego, „kryzys graniczny”. Historia pogranicza Wielkiego Księstwa Litewskiego i Korony w soczewce. Patologie III RP w pigułce. Niektóre z tych wątków pojawiają się jako tło zasadniczego tematu reportażowej opowieści Doroty Borodaj – „o ludziach, drzewach i maszynach w Puszczy Białowieskiej”.

 

Krótki, pomimo pięknego portretu szkodnika na okładce, raczej niejednoznaczny tytuł, ładna forma i przyjazny format wydania zachęcają do sięgnięcia po tę książkę. Nie jest ona reportażem w rozumieniu M. Wańkowicza, który, dzięki dogłębnemu zbadaniu tematu, mógłby służyć za kompendium wiedzy o krajobrazie, gospodarce, kulturze i zwyczajach. Szkodniki to przede wszystkim zapis odczuć i subiektywnych ocen rozmówców, w różny sposób i w różnym stopniu zaangażowanych (czy uwikłanych) w najnowszą, kilkunastoletnią, odsłonę „sporu o puszczę”. Choć autorka dyskretnie unika przedstawiania własnych sądów, czytelnik nie ma raczej problemu z jednoznaczną identyfikacją (poza kornikiem drukarzem) szkodników i szkodnictwa. Zamiast próby odnalezienia się w psychologiczno-politycznym uniwersum Szkodników, wolałem potraktować książkę D. Borodaj jako inspirację i okazję do nieco szerszego przedstawienia „problemu Puszczy Białowieskiej”, licząc na to, że jej czytelnicy zechcą zapoznać się również z moim dopowiedzeniem. Choć nie będzie w nim brakowało bezpośrednich odniesień do Szkodników, czy nawet polemiki z zawartymi w niej treściami, nie jest to recenzja. To raczej próba wypełniania nowej, nierównomiernej kanwy reporterskiej przy pomocy nici i kawałków starego płótna – jedynego dostępnego mi materiału. Mam nadzieję, że zabieg ten nie jest skazany na porażkę, że płótno się nie rozedrze, a czytelnik otrzyma porcję faktów pozwalających na zniuansowanie jego oceny. Gdyby się udało, byłoby to w dużym stopniu zasługą twórczyni wymagającej kanwy – Doroty Borodaj.

 

Przyrodniczy zapis działań człowieka

 

„Pamięć ekologiczna” oznacza zależność aktualnie obserwowanych zjawisk i procesów przyrodniczych od współcześnie już nieobecnych czynników historycznych występujących w bliższej lub dalszej przeszłości. Puszcza Białowieska wyróżnia się wyjątkowo bogatą pamięcią. Jej obecny obraz nie jest (jak sądzą niektórzy) rezultatem niezaburzonego procesu sukcesji ekologicznej, zainicjowanej dwanaście tysięcy lat temu. Jest on bardzo nieregularną i asynchroniczną kompozycją, tworzoną przez dziesiątki pokoleń zamieszkujących tereny Puszczy ludzi i wykorzystywaną przez nich przyrodę. Gdy człowiek gospodaruje, natura – posługując się potencjałem tkwiącym w poszczególnych gatunkach (np. sposób rozsiewania się, poziom odporności na czynniki stresu, zdolności konkurencyjne itd.) – w optymalny dla siebie sposób wykorzystuje tworzoną przez nas antropogeniczną „scenę”.

 

W taki sposób powstawały i funkcjonowały, na przykład, pachnące żywicą, różnowiekowe, porośnięte obficie wrzosem sosnowe „bory lado” w lasach systematycznie wypalanych przez bartników, czy wyróżniające się bogactwem roślinności zielnej dąbrowy świetliste, wymagające wypasu zwierząt i nieregularnej, „chłopskiej”, przecinki. Analogicznie, natura nie znika, gdy część lasu zostaje wykarczowana, bo potrzeba polany myśliwskiej czy składnicy drewna. Natura „deleguje” tam liczne gatunki światłożądne i ciepłolubne – od dzikich roślin kwiatowych po chrząszcze i motyle, a także gady, wymagające silniejszego, niż pod okapem drzew zwartego lasu, nasłonecznienia. Obficie przytaczane przez O. Hedemanna2 źródła z epoki jagiellońskiej oraz królów elekcyjnych, jednoznacznie wskazują, że stałym elementem krajobrazu puszczańskiego ostatnich kilkuset lat były też zręby – bo skąd miałyby pochodzić sprzedawane przez królewskie puszczańskie gospodarstwo wańczos, klepka, belki czy maszty? Jeszcze inaczej musiały wyglądać puszczańskie uroczyska, w których koncentrowała się produkcja węgla drzewnego czy potażu, wymagająca dużych ilości młodych drzew liściastych (I. Krasicki: „Gdyby nie było potażu, nie byłoby ekwipażu…”). Bogate gatunkowo zbiorowiska roślin porębowych, piękny, melancholijny śpiew lerki, czy tajemnicze terkotanie lelka, to tylko przykłady florystycznego i dźwiękowego krajobrazu „dziurawionej” od stuleci przez człowieka puszczy. Warto jeszcze dodać, że w przypadku wielu z gatunków uznawanych za typowe dla „starolasów” – na przykład rozwijających się w martwym drewnie chrząszczy – otwarte śródleśne tereny stanowią bardzo ważne zaplecze pokarmowe. Tam ich dorosłe postaci (imago) żywią się pyłkiem obficie kwitnących roślin. Utrzymywanie przez wieki na względnie niewielkim obszarze królewskiej puszczy3 licznej populacji żubra było możliwe dzięki zamianie części nadrzecznych łęgów w obfitujące w trawę łąki.

 

Przyjęty w czasach jagiellońskich system zarządzania puszczą, oprócz wykorzystywanych przez człowieka „uroczysk”, obejmował wyłączone z użytkowania „ostępy”, traktowane jako bezpieczne mateczniki grubej, królewskiej, zwierzyny. Niestety, nie dysponujemy informacjami, dzięki którym moglibyśmy precyzyjnie określić zajmowaną przez nie powierzchnię i ich lokalizację. Być może, jednym z nich było „Nieznanowo”, położone w zachodniej części puszczy, wymienione przez badającego Puszczę Białowieską ok. 1820 r. Juliusa v. Brinckena jako obszar „wyjątkowo dziki i nieprzyjemny”4. Wydzielenie ostępu, podobnie jak dziś utworzenie rezerwatu przyrody, jest efektem arbitralnej decyzji człowieka. Uroczysko i ostęp, analogicznie jak las gospodarczy i rezerwat, stanowią elementy określonego systemu korzystania z lasu. Podobnie jak na polanie, w borze systematycznie wypalanym przez bartnika, czy wypasanej dąbrowie, tak i w rezerwacie, przyroda – tak jak najlepiej potrafi – wykorzystuje „udostępnioną” jej przestrzeń. W tym przypadku (rezerwatu) posługuje się przede wszystkim gatunkami dobrze znoszącymi duże zacienienie, jak na przykład grabem, wiązem, czy świerkiem. Czy jest to przyroda „bardziej naturalna” od tej, która odpowiada polanie? Nie znam odpowiedzi na to pytanie. W każdym razie, nie mogę oprzeć się wrażeniu, że motywacja będąca kilkaset lat temu podstawą wydzielania ostępów – jako niedostępnych „mateczników” królewskiej zwierzyny – nadal brzmi bardziej przekonująco, niż ochrona „bioróżnorodności” czy „zachowanie ciągłości naturalnych procesów”. Wyjątkowa w skali Europy ekologiczna renoma Puszczy Białowieskiej potwierdza skuteczność (z punktu widzenia tego, co dziś nazywamy ochroną przyrody) historycznego systemu zarządzania puszczą, służącego jasnym celom i odwołującego się do powszechnie zrozumiałych pojęć i kategorii. Czy system, oparty na coraz trudniejszych w interpretacji wskaźnikach i mało zrozumiałych celach, okaże się w tym względzie skuteczniejszy? Czas pokaże. Póki co, europejskie doświadczenia nie napawają optymizmem5.

 

Gładkie teorie i zgrzytająca rzeczywistość

 

Z książki D. Borodaj, pomimo powtarzającego się zastrzeżenia, że nie powinno się mówić o pierwotności (no bo czy w ogóle w dzisiejszym świecie jest jakaś pierwotność?), wyłania się bardzo specyficzny i określony obraz przyrody „cennej”, bardziej niż inne zasługującej na ochronę. To przyroda reprezentowana przez „las ukształtowany bez udziału człowieka, nadal zmieniający się bez jego udziału lub tylko z minimalnym wpływem.”6 Przed czym i w jaki sposób należy taką przyrodę chronić? Odpowiedź implikuje sama, przedstawiona wyżej, definicja: przed wpływem człowieka. Problem w tym, że Puszcza Białowieska nie jest unikatowym w skali Europy „oknem” na wolną od ludzkiego wpływu przeszłość (jeszcze dwadzieścia pięć lat temu sam ten pogląd powielałem…). Jest czymś znacznie ciekawszym – żywym zapisem historii interakcji rozumnego człowieka i otaczającej go przyrody.

Wobec niekwestionowanych historycznych i biologicznych faktów, wskazujących na nieprzerwaną od ponad 500 lat7 i niezwykle złożoną współzależność ludzkiej ekonomii i białowieskiej przyrody, tkwienie w paradygmacie dualizmu „dobra natura versus zły człowiek” skazuje na wybór prostej, pozornie spójnej ideologii, zastępującej wysiłek poznawania niejednoznacznej, niezależnej od teorii, rzeczywistości.

 

Choć Szkodniki nie są książką naukową, wypowiedzi naukowców stanowią jej istotny aspekt. Podoba mi się barwny, plastyczny sposób, w jaki specjalistka opowiada o metodologii badań palinologicznych – od przygotowania próbek, przez zestawienie list zidentyfikowanych gatunków czy rodzajów roślin, po interpretację diagramów pyłkowych. Niestety, „wprowadzenie do palinologii” promuje też mylną (ale pasującą do opowieści) tezę, że skład pyłku w danej warstwie torfu przekłada się na określony kształt roślinności, a nawet drzewostanu („Cztery tysiące lat temu rozprzestrzeniły się graby, wymieszały się z dębami i stworzyły znany dziś krajobraz grądowy.”). Choć zawartość określonego pyłku stanowi niepodważalny dowód na obecność danych gatunków „gdzieś w okolicy”, nie może to być podstawą rekonstrukcji krajobrazu i jego elementów. Ponieważ pyłek drzew może być przenoszony z różnych kierunków i ze znacznych odległości, diagram pyłkowy nie jest „zakodowanym” obrazem określonej formy roślinności (np. lasu), tworzącej rzeczywisty krajobraz. Podobnie mało przekonująco brzmią spekulacje o genezie ekspansji świerka. „Jeszcze cztery tysiące lat temu było go na tych terenach jak na lekarstwo. Zadomowione od dawna dęby i graby nie dawały mu szans w wyścigu po słońce. Może by tak zostało, gdyby nie człowiek. Wypalał fragmenty lasu pod wypas lub uprawę zbóż, a gdy przenosił się w inne miejsce, na prześwietloną część wchodził świerk.” A także: „Kiedy pod koniec XVIII wieku car ograniczył eksploatację puszczy, ten gatunek [świerk] był już zadomowiony. Zwierzęta roślinożerne gardziły jego kłującymi pędami i wybierały soczyste gałęzie młodych dębów i lip.” Po pierwsze, cienioznośny (znacznie bardziej niż dąb) świerk, osiągający przeciętnie dwukrotnie większą wysokość niż grab, doskonale sobie radzi jako domieszka w drzewostanach liściastych (na co zwracał uwagę cytowany wcześniej J. v. Brincken). Po drugie, owszem, świerk był „zadomowiony” w puszczy pod koniec XVIII w., jednak, jak zauważył Brincken, jeszcze w latach 20. XIX w. występował jedynie w najbardziej wilgotnych częściach puszczy oraz jako domieszka lasów liściastych, stanowiących wówczas zaledwie ok. 20 proc. całego lasu. Po trzecie, jego faktyczną ekspansję w drugiej połowie XIX w., znacznie lepiej niż presja roślinożerców na gatunki liściaste (jak pokazują współczesne badania, grab doskonale znosi intensywną presję roślinożerców)8, tłumaczy efekt radykalnego zakazu wypalania dna lasu, wprowadzonego przez carską administrację w latach 1830.9

 

Wojna ideologii

 

Podobnie jak „wymyślony przez człowieka” szkodnik (cytat jednego z rozmówców autorki), arbitralnym, określonym przez człowieka, kryterium jest „naturalność”. Ani traktowane jako „wskaźnikowe” chrząszcze zgniotek cynobrowy czy pachnica dębowa nie są żadną obiektywną emanacją „naturalności”10, ani śródleśna składnica drewna nie jest pozbawioną „naturalności” przyrodniczą pustynią. A jednak, pomimo dystansowania się od pojęcia „pierwotna puszcza”, czytelnik Szkodników dostrzega „grubą kreskę” rozgraniczającą to co wartościowe i „naturalne” od tego, co „antropogeniczne” czy „zdegradowane”. Podział ten najlepiej wyraża się w stosunku do znaczenia pięknie przedstawionego na okładce książki kornika drukarza i do powodowanych przezeń przekształceń lasu. Po jednej stronie – naturalny, niezbędny element puszczańskiego ekosystemu, wręcz „dobrodziej” lasu, po drugiej stronie „kreski” – niebezpieczny szkodnik zagrażający trwałości lasu, powodujący utratę walorów przyrodniczych i gospodarczych. „Kryterium kornika” stało się główną osią konfliktu pomiędzy leśnikami, Lasami Państwowymi i ich zwolennikami a ekologicznymi aktywistami (i aktywistkami)11, znaczną częścią biologów, pozarządowymi organizacjami i instytucjami unijnymi. Oś klarowna i, jak nic innego, uznawana przez obie strony sporu. Bardzo pomocna w pozycjonowaniu siebie oraz przeciwnika.

 

Dla jednych tytułowymi „szkodnikami” są ludzie, którzy za właściwego szkodnika uważają kornika i postulują konieczną z nim walkę. Ofiarą bowiem tej walki pada „naturalność" lasu. Dla drugich „szkodnikami” są ci, którzy, nie godząc się z takim stawianiem rzeczy, utrudniają lub uniemożliwiają prowadzenie zalecanych przez gospodarkę leśną działań, zwiększając ryzyko zamierania drzewostanów i marnowania drewna. Jeśli przymkniemy oczy na namacalną rzeczywistość, a skoncentrujemy się na „czystych” ideach i wywoływanych przez nie emocjach, to faktycznie, skoro „szkodnika wymyślił człowiek”, usuwanie zasiedlonych przez kornika drzew może być przejawem ślepego na argumenty nauki i na potwierdzające je unijne prawo jakiegoś korporacyjnego i politycznego fanatyzmu. I analogicznie, skoro „pierwotna puszcza” jest konstruktem ideologicznym, poświęcanie dla jej ochrony lasu, który był wcześniej przedmiotem gospodarki, może się jawić jako czyste szaleństwo.

 

Szkodniki nie pozostawiają złudzenia, że ich pozytywnymi bohaterami są ekolodzy-aktywiści, uczestnicy tzw. „Obozu dla Puszczy”, który w latach 2015-2017 stanowił swoiste połączenie „wolnego uniwersytetu”, agory, sztabu dowodzenia, wywiadu terenowego, centrum prasowego i pospolitego ruszenia aktywistów-wolontariuszy, broniących własnym ciałem lasu przed leśnikami, drwalami i ich maszynami. Obfite relacje z życia i walki „Obozu” zawierają szczegółowe (często naturalistyczne) opisy doświadczeń poszczególnych uczestników. Prawdopodobnie nie byłoby „Obozu dla Puszczy” gdyby nie zaangażowanie dużych i wpływowych organizacji pozarządowych, w tym przede wszystkim Greenpeace. Jego przedstawicielka nie kryje emocji, odsłaniając kulisy, prowadzonej równolegle z działaniami terenowym lobbystycznej, operacji w salach i na korytarzach gmachów instytucji unijnych w Brukseli. Ich ukoronowaniem było podjęte, w bezprecedensowo szybkim tempie, postępowanie przeciwko Polsce przez Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej.

 

Istotne miejsce w opisie kampanii „Obozu dla Puszczy” i jego licznych sprzymierzeńców przeciwko polityce ówczesnego Ministra Środowiska, śp. Jana Szyszko oraz podlegających mu Lasów Państwowych, zajmuje wątek kompromitującego sojuszu władzy politycznej, Lasów Państwowych i Kościoła. Na szkodliwość upartyjnienia Kościoła na przykładzie „sprawy białowieskiej” zwracałem uwagę w swoim tekście z 2017 r. na tych łamach. Obawiam się, że straty powodowane przez instrumentalizację i ideologizację Kościoła są znacznie poważniejsze od ewentualnych konsekwencji nieopanowanej gradacji kornika drukarza czy też radykalnych cięć sanitarnych. Gdy jednych oburza skandal upartyjnienia, innych jeszcze bardziej boli śmieszność, na jaką naraża się Kościół, gdy z jego dwutysiącletniej tradycji wyprowadza się uzasadnienie dla cięć sanitarnych. Domyślam się, że podobne wątpliwości niepokoiły co najmniej jednego z bohaterów reportażu, przyznającego się do wiary katolika, a zarazem aktywnego uczestnika „Obozu dla Puszczy”. Dla innych jednak, próba, jakiej poddano ich przywiązanie do Kościoła, mogła okazać się zbyt trudna. Tak, jak dla ukazanego w Szkodnikach wolontariusza – wcześniej wieloletniego ministranta i lektora – który, jak przyznał, widząc po drugiej stronie „barykady” duchownych, odwrócił się od Kościoła, stając się klimatycznym aktywistą …

 

O ile – na gruncie wiedzy empirycznej o funkcjonowaniu ekosystemów leśnych – nie do obrony jest retoryka śp. prof. Jana Szyszko i rzeszy jego akolitów o śmiertelnym zagrożeniu (czy wręcz śmierci) Puszczy Białowieskiej, powodowanym gradacją kornika drukarza, o tyle jego starania o uznanie puszczy za kulturowe (oprócz przyrodniczego) dziedzictwo ludzkości miały mocne uzasadnienie w powszechnie znanych faktach. Puszczy by nie było (zostałaby wycięta jak sąsiadująca z nią niegdyś Puszcza Bielska) lub istniałaby jedynie jako „zwykły”, gospodarczy las (jak np. Puszcza Kozienicka), gdyby nie została objęta specjalnym statusem puszczy królewskiej („państwowej”) w XV w. Status ten wymagał odpowiedniego systemu ochrony. Zorganizowano „straż leśną”, której skuteczność zapewniał specjalny system motywacyjny, w tym dziedziczne stanowiska i koncesje na korzystanie z lasu. Puszcza byłaby dziś zupełnie innym lasem gdyby nie wielorakie użytkowanie w ciągu ostatnich stuleci – istotnie, czy wręcz decydująco wpływające na obecny skład drzewostanów. Na przykład, bez wywoływanych przez człowieka zaburzeń (tworzenia polan, lokalnego przerzedzania drzewostanów, wypasu, itp.) mielibyśmy w Puszczy zdecydowanie mniej dębów; gdyby nie systematyczne wypalanie dna lasu – sosna byłaby wręcz rzadkością, itd. Wreszcie, już od końca XVIII w. Puszcza Białowieska była ostatnią ostoją żubra w Europie12. To, że gatunek ten przetrwał do XXI w., jest wynikiem świadomej gospodarki łowieckiej, prowadzonej w puszczy od czasów jagiellońskich; najpóźniej od początku XVIII w. obejmowała ona systematyczne zimowe dokarmianie żubrów sianem pozyskiwanym na puszczańskich łąkach. Niestety, niedorzeczne argumentowanie jakoby gospodarka leśna prowadzona przez PGL Lasy Państwowe była kontynuacją historycznej gospodarki i stanowiła warunek dalszego istnienia puszczy, mogła jedynie pomóc w odrzuceniu słusznego postulatu uznania Puszczy Białowieskiej za unikatowe dziedzictwo kulturowe (i historyczne) ludzkości13.

 

„Szkodniki” były już tu wcześniej

 

Cytowany wyżej baron von Brincken, który był człowiekiem ukształtowanym w kulcie troski o zdrowie drzew i drzewostanów, zastanawiał się, dlaczego w Puszczy Białowieskiej nie obserwuje się spowodowanego przez kornika zamierania świerków – zjawiska, z którym leśnictwo niemieckie zmagało się już na początku XIX w. W swoim białowieskim „memuarze” zanotował: kornik nie ma warunków, by skutecznie zagrozić świerkowi, bo ten występuje jedynie w najbardziej wilgotnych i chłodnych, nielubianych przez owady miejscach lub w dużym rozproszeniu, jako domieszka w drzewostanach drzew liściastych.

 

Dla królewskiej administracji źródłem szkód był nadmiar licencji na korzystanie z tzw. „wchodów” – fragmentów puszczy, do których dziedziczne prawo zachowywały poszczególne rodziny – szlacheckie lub straży leśnej14. Szkodnikami bywali sąsiadujący z królewską puszczą prywatni właściciele, organizujący od czasu do czasu rejzy na państwowe bogate gospodarstwo, powodując nieraz wielkie straty – tak w tkance przyrodniczej, jak w infrastrukturze, a nawet w ludziach. Obrona puszczańskich dóbr przed takimi sąsiadami należała do głównych zadań zorganizowanej w XVI w. królewskiej służby leśnej.15

 

Bezwzględnym szkodnikiem były szwedzkie wojska, pustoszące Rzeczpospolitą w czasie „potopu”, gdy zniszczenia – wycinki, podpalenia, kłusownictwo, grabież i niszczenie dóbr – nie ominęły białowieskiego gospodarstwa. By je postawić na nogi Jan III Sobieski zamienił Puszczę Białowieską w swoistą „wolną strefę ekonomiczną”, znosząc większość ograniczeń w zakresie gospodarczego wykorzystania lasu, co wielu zachęciło do tworzenia wewnątrz puszczy nowych „wchodów”, gdzie karczowano las, uprawiano ziemię, a nawet stawiano zabudowania. Zjawisko to okazało się jednak dość efemeryczne, bo z nastaniem rządów saskich Wettynów, idący za przykładem zakochanego w przyrodzie puszczy Władysława Jagiełły, August II Mocny szybko unieważnił koncesje, uznając rozrastający się biznes leśny za wielce szkodliwy dla swojego łowiska. Parę niespodziewanych w łęgu sosen, stopniowo zacierający się zarys (lepiej widoczny po pierwszym opadzie śniegu) zagonów nad rzeczką Orłówką w środku parku narodowego – to wszystko, co pozostało po porzuconym gospodarstwie jednego ze „szkodników” promowanych przez króla Jana.

 

O. Hedemann przytacza dokumenty zawierające skargi na panoszących się na znacznych obszarach lasu bartników. Na porządku dziennym były sytuacje, kiedy tworzący swoistą branżową „republikę” bartnicy przekraczali przydzielone im limity drzew (głównie sosen), które mogli przekształcić w tzw. drzewa bartne. W sposób oczywisty kolidowało z pozyskaniem jednego z „markowych” produktów puszczańskiej ekonomii – sosnowego „drewna masztowego”. Nie dali bartnikom rady polscy królowie, poradził sobie z nimi „nowoczesny” zaborca. Skoro służbę leśną, modernizowanej na modłę Zachodu, Rosji opanowali niemieccy leśnicy (tacy jak J. von Brincken), z nastaniem zaborów zapożyczono niemiecki katalog szkód i szkodników, wprowadzając odpowiednie procedury przeciwdziałania im i ich zwalczania. Jednym z dogmatów niemieckiej gospodarki leśnej było uznanie ognia za czynnik bezwzględnie szkodliwy i groźny dla lasu. Uznanie go przez rosyjską administrację Puszczy Białowieskiej doprowadziło do skutecznego wygaszenia kilkusetletniej (co najmniej) historii gospodarki bartników, kształtującej las przez regularne wypalanie runa i podszytu.16

 

Puszczański reset

 

Całkiem szokową zmianę zafundowała puszczy trzyletnia niemiecka okupacja w czasie I Wojny Światowej, zastępując dotychczasowy system wykorzystania lasu nowym, opracowanym w Saksonii modelem gospodarki leśnej, umożliwiającym intensyfikację produkcji drewna, pod warunkiem znacznego ograniczenia wieku i ujednolicenia drzewostanów. Do transportu wielkich ilości pozyskiwanego surowca nie wystarczały przystosowane do spławu wąskie leśne rzeczki. Zbudowano więc sieć leśnej kolei wąskotorowej. Najbardziej racjonalnym sposobem na zagospodarowanie „wypracowanej” przez niemieckie leśnictwo, olbrzymiej podaży drewna, było stworzenie lokalnego ośrodka przemysłu drzewnego na samym skraju puszczy. Tak powstały wielkie nowoczesne tartaki, fabryka chemicznego przerobu drewna i towarzyszące im warsztaty naprawcze. Był to prawdziwy „kamień węgielny” nowoczesnego systemu użytkowania i hodowli puszczańskich drzewostanów. W ciągu trzech lat niemieckiego, okupacyjnego zarządu wycięto prawie trzy miliony metrów sześciennych drewna. Kolejne dwa miliony pozyskał i przerobił w poniemieckich zakładach brytyjski kontrahent polskiego rządu w latach 20. XX w., a drugie tyle w następnych latach międzywojnia – Polskie Lasy Państwowe.

 

Wokół nowego wielkiego ośrodka przemysłowego, zatrudniającego tysiące robotników, musiało powstać miasto – pierwsze i jedyne typowo przemysłowe miasto Podlasia – Hajnówka. Dynamikę i rozmach jego międzywojennego rozwoju – z zachowaniem proporcji – można porównywać z rozwojem miast Centralnego Okręgu Przemysłowego czy Gdyni. O ile tam sensem ich powstania był przemysł ciężki (ze stoczniowym), uzasadnieniem istnienia i rozwoju Hajnówki był przemysł drzewny, przetwarzający surowiec z Puszczy Białowieskiej. Obraz Hajnówki z czasów jej świetności sprzed drugiej wojny światowej i w okresie PRL, portret jej mieszkańców i ich stosunku do puszczy, odmalowany przez Dorotę Borodaj, stanowi jeden z ciekawszych fragmentów książki.

 

Intensyfikacja i uprzemysłowienie gospodarki leśnej były ważną częścią dwudziestowiecznego „resetu” systemu wykorzystania puszczy. Drugim jego elementem było wyodrębnienie fragmentu lasu dedykowanego naukowej ochronie „dzikiej przyrody”. Był nim powstały z inicjatywy niemieckiego botanika, profesora Hugona Conwentza, między 1916 a 1918 rokiem, niewielki (ok. 3 tys. hektarów) „park natury”. Fakt ten zostaje doceniony w Szkodnikach jako swoisty akt założycielski nowoczesnego (współczesnego) systemu ochrony przyrody w Puszczy Białowieskiej. Już w niepodległej Rzeczypospolitej, profesor Władysław Szafer – botanik, nestor naukowej ochrony przyrody w Polsce – wskaże obszar „parku” Conwentza jako „najlepiej zachowany fragment pierwotnej Puszczy”. Z jego inicjatywy, nieco powiększony, stanie się on w 1921 r. „Leśnictwem Rezerwat”, podlegającym Dyrekcji Lasów Państwowych w Białowieży, przemianowanym w 1932 r. na Park Narodowy w Białowieży, a w 1947 r. na Białowieski Park Narodowy. Od tego czasu, obejmując powierzchnię niecałych 5 tys. hektarów (w przybliżeniu 3 proc. całej powierzchni Puszczy Białowieskiej), przetrwa jako ściśle chroniony BPN do 1996 r.17 Pomimo, że chodzi tu o historię zaledwie pięciu procent powierzchni puszczy, mających stanowić enklawę „dzikiej natury” (powierzchnia funkcjonujących przez stulecia „ostępów” była prawdopodobnie znacznie większa), ustanowienie „parku natury” otwarło zupełnie nowy rozdział historii praktycznej ochrony przyrody. Rozdział pisany przez biologów i ekologów-aktywistów – występujących w roli rzeczników „czystej”, wolnej od wpływu człowieka przyrody. Ponieważ dla wielu przyrodników las – jako taki – z definicji stanowi najcenniejszą postać lądowego ekosystemu, początkowo, ramię w ramię z leśnikami, zwalczali oni wypas w lasach, połączony z przygodną chłopską wycinką, wypalaniem, czy wygrabianiem ściółki.18 Po rozprawieniu się z chłopem-„szkodnikiem” (w efekcie tej ochrony zanikły utrzymywane przez niego dąbrowy świetliste), drogi przyrodników-ekologów i leśników musiały się rozejść, ponieważ każda forma gospodarki leśnej stanowi ingerencję w wolną od człowieka naturę – zasadniczy cel ochrony przyrody.

 

Chciałbym w tym miejscu podkreślić, że trwale wyłączone z gospodarki leśnej obszary (różnej wielkości) mają ogromne znaczenie poznawcze i edukacyjne. Potrzeba istnienia takich obszarów wynika też (a może przede wszystkim) z właściwie rozumianego interesu gatunku ludzkiego. Choć polecenie „czynienia sobie ziemi poddaną” nie przestało być aktualne, jego realizacja powinna zawsze uwzględniać zarówno aktualny stan środowiska przyrodniczego jak i, przede wszystkim, istotę ludzkich potrzeb. Niestety, w przestrzeni publicznej powoływanie się na Boży nakaz zbyt często brzmi jak (de facto bluźniercza) insynuacja, jakoby Bóg dawał człowiekowi licencję na nieograniczoną eksploatację czy niszczenie dóbr przyrody dla zaspokojenia wszelkich możliwych fantazji, czy ambicji. Rozumne korzystanie z przyrody potrzebuje istnienia „obszarów odniesienia”, swoistych „laboratoriów natury”, pozwalające nam na lepsze i pełniejsze zrozumienie funkcjonowania biosfery.

 

Tak jak niemądrą i krótkowzroczną jest neokonserwatywna interpretacja polecenia „czyńcie sobie ziemię poddaną”, utożsamiająca ją z bezwzględnym prawem do nieograniczonej eksploatacji przyrody w imię doraźnego interesu gospodarczego, a nawet zwykłego hedonizmu19, irracjonalnym jest ekocentryzm, przypisujący przyrodzie suwerenność w zakresie stanowienia o tym, co lepsze, a co gorsze. Jest to czysto ideologiczne stanowisko, służące tym, którzy uzurpują sobie prawo do reprezentowania „natury-suwerena”. Logicznie – wewnętrznie sprzeczne. Obiektywnie bowiem, to człowiek, opierając się na arbitralnie przyjętych kryteriach, ocenia wartość ekosystemu. Jeżeli najcenniejszymi ekosystemami są te niezaburzone przez człowieka, to powinniśmy ich szukać nie w Białowieży czy w Amazonii, a w innym systemie słonecznym, w którym nas nigdy nie było. Z ekocentrycznego punktu widzenia, istnienie takich dziewiczych ekosystemów napełniałoby olbrzymią radością, a troska o nie musiałaby się wyrazić absolutnym sprzeciwem wobec jakichkolwiek prób ich eksploracji.

 

Szkodniki zmieniają barwy

 

Choć regulamin „Obozu dla Puszczy” podkreślał apolityczny charakter tej inicjatywy, przedstawiony w Szkodnikach podział na zwolenników i przeciwników wycinki niemal idealnie pokrywa się z podziałem: prawica kontra lewica i liberałowie. Nie zawsze jednak tak było.

 

Połowa lat 90. to początek serii wielkich gradacji kornika drukarza w północno-wschodniej Polsce i towarzyszącego mu sporu: chronić drewno i drzewostan czy naturalny proces? Oprócz publikowanego na miejscu biuletynu Towarzystwa Ochrony Puszczy Białowieskiej (TOPB) „Puszcza”, temat podejmowały nie tylko wszystkie leśne periodyki, ale również ogólnopolska prasa i tygodniki opinii. Podobnie jak dwadzieścia lat później, zawiązała się liczna koalicja na rzecz ochrony Puszczy Białowieskiej, reprezentowana i koordynowana przez niewielkie, dysponujące śmiesznym, pochodzącym ze składek kilkudziesięciu członków budżetem, społeczne stowarzyszenie. Choć nie było spektakularnych przepychanek ze Strażą Leśną, działacze TOPB – głównie mieszkańcy Białowieży i okolic, przez lata doświadczali atmosfery zastraszenia i gróźb, podsycanej przez publikacje regionalnej prasy, rozpowszechnianą kanałami Lasów Państwowych dezinformację i plotki, czy wypowiedzi prominentnych (wówczas przede wszystkim lewicowych) polityków. Konsekwencje swojego społecznego zaangażowania ponosili nie tylko przyrodnicy, ale też całe ich rodziny z uczęszczającymi do miejscowych szkół dziećmi. Nie było internetu z mediami społecznościowymi, które dwadzieścia lat później transmitowały na cały świat brawurowe akcje „Obozu”, odwagę przypinających się do maszyn leśnych obozowiczów, udostępniały life graficzny zapis przykrości doznawanych ze spotkania z przedstawicielem „mordoru” – strażnikiem leśnym. Wtedy było „zwykłe życie” ze „zwykłą” niepewnością, wśród sąsiadów, którym wmawiano, że „ci za parkiem” zagrażają ich bytowi.

 

Słusznie Szkodniki przypominają zasługę premiera Cimoszewicza dla powiększenia parku w 1996 r. W 2016 r. polityk ten maszerował na czele tzw. „Marszu Entów” – wzywając, wraz z eko-aktywistami, do zaprzestania „wyrębu puszczy”. Jednak w czasie, gdy ważyły się losy rządowego programu „Kontrakt dla Puszczy Białowieskiej”20, były wówczas premier Cimoszewicz, hołubiony przez Lasy Państwowe honorowy członek „Bractwa Leśnego”, otwarcie występował przeciwko objęciu całej Puszczy Białowieskiej statusem Parku Narodowego, rzekomo zagrażającemu prawom białoruskiej i prawosławnej mniejszości. Czy taka retoryka była mniej szkodliwa i niebezpieczna niż cytowane w Szkodnikach wypowiedzi ministra J. Szyszko z lat 2015-2019?21 W tym samym czasie, kiedy myśliwy Cimoszewicz bronił przed parkiem ludność prawosławną, pojawił się w Białowieży tajemniczy geograf z Oksfordu22, Stuart Franklin, autor artykułu, w którym wykazywał podobieństwo starań o powiększenie BPN do zbrodniczego programu realizowanego w puszczy przez Trzecią Rzeszę w latach 1941-1944. Jedyną organizacją zabezpieczającą prawa białoruskiej mniejszości były, według Franklina, Lasy Państwowe. Co ciekawe, od ogłoszenia w 1998 r. przez prawicowego ministra “Kontraktu” zamilkli na dwa lata ogólnopolscy żurnaliści, powszechnie identyfikowani jako “rzecznicy” ochrony Puszczy Białowieskiej, aż do wycofania się rządu z obiecanego powiększenia parku.

 

Choć w latach 90. Unii Europejskiej jeszcze w Polsce nie widziano, realizowane już były liczne projekty finansowane z rządowych funduszy państw członkowskich UE, takich jak DANCEE – duński fundusz pomocy dla krajów Środkowej i Wschodniej Europy. Warto przypomnieć jego zasługi dla utrwalenia białowieskiego konfliktu na kolejne dekady. Gdy minister Szyszko publicznie inaugurował „Kontrakt dla Puszczy” z budżetem 30 mln zł, w Białowieży pojawiła się duńska delegacja, prezentująca projekt z sześciokrotnie mniejszym od „kontraktowego” budżetem, z misją „zapewnienia trwale zrównoważonej gospodarki leśnej w Puszczy Białowieskiej”. Towarzystwo Ochrony Puszczy Białowieskiej apelowało o modyfikację celów projektu DANCEE i dostosowanie jego agendy do polskiego, rządowego „Kontraktu”. Niestety, był to przysłowiowy głos wołającego na puszczy, a finansowany przez Danię projekt stał się wkrótce platformą skutecznego sabotowania rządowego programu. Odtąd działały w Białowieży już dwa ciała: „pro-parkowa”, „rządowa” komisja „Kontraktu” i „anty-parkowy” komitet projektu DANCEE (realizowanego przez firmę konsultingową COWI). W obu zasiadali przedstawiciele ministerstwa. Jak niedaleka przyszłość miała pokazać (rzucanie jajkami w ministra A. Tokarczuka w 2000 r. i jego wycofanie decyzji o poszerzeniu parku zostało opisane w książce D. Borodaj), wygrała „opcja duńska”. Bez tego zwycięstwa nie byłoby kolejnych lat kampanii, nie byłoby „Obozu dla Puszczy” i dedykowanych mu Szkodników.

 

Granica i pogubiona nauka…

 

Będąc w 2009 r. w Pradze, z ciekawością wysłuchałem wykładu Vaclava Havla o znaczeniu i potrzebie granic. Różnych granic. Które porządkują i chronią. Granica przecinająca Puszczę Białowieską jest wynikiem rozpaczliwej korekty tzw. linii Curzona, która, narzucona Europie Wschodniej przez Układ Jałtański, miała całą puszczę pozostawić po stronie sowieckiej (wspomina o tym, zresztą w swojej książce D. Borodaj). W 1980 r. ZSRS poprowadził wzdłuż zachodniej swojej lądowej granicy tzw. „systemę” – szeroki zaorany pas z wysokim płotem ze słupów betonowych, rur stalowych i drutu kolczastego. Pojawienie się takiego płotu w Puszczy Białowieskiej musiało zakłócić funkcjonowanie naturalnych szlaków migracyjnych dużych zwierząt – szczególnie zwierząt kopytnych z żubrem na czele. W 2021 r. Białoruś rozszczelniła płot, organizując systematyczny przerzut dużych grup migrantów z Bliskiego Wschodu, Afryki i Azji, by destabilizować sytuację w sąsiadujących z nią od zachodu krajach.

 

Wojna nie jest tym, czego może sobie i innym życzyć zdrowy, normalny człowiek. Skoro jednak dochodzi do agresji ze strony sąsiada, pierwszą, naturalną reakcją napadniętego jest jak najskuteczniejsze powstrzymanie jego działań. Dla rozumiejących tę zasadę, nie podlega wątpliwości, że taki był właśnie cel błyskawicznej reakcji władz Polski i podległych jej służb. W tym, przede wszystkim, Służby Granicznej, która natychmiast musiała utworzyć „żywy mur”, do czasu wzniesienia niezbędnej, kontrolowanej przez Polskę, zapory. Czy kogokolwiek mogła radować budowa dodatkowego, betonowo-metalowego, wysokiego płotu przecinającego Puszczę Białowieską? Pytanie chyba raczej retoryczne. Bo nie chodziło o zaspokojenie jakiejś „fantazji”. Chodziło o życie ludzi – zarówno tworzących od miesięcy żywy mur funkcjonariuszy Straży Granicznej i wojska, jak i o życie pokonujących ten „mur” migrantów, zdezorientowanych w trudnym puszczańskim terenie, narażonych na śmiertelne wyczerpanie i wychłodzenie. Kierując się zdrowym rozsądkiem, można było się spodziewać, że sprawnej, jak najszybszej budowy zapory będą oczekiwać zarówno ci, którzy stali „murem za polskim mundurem”, jak i ci, dla których najważniejszym był los biednych „szukających swojego miejsca” ludzi-migrantów. Jak się okazało, intuicja ta zawiodła. W styczniu 2022 r., gdy gotowe do inwazji rosyjskie wojska stały wzdłuż granicy ukraińskiej, ponad 1800 przedstawicieli nauki – z kraju i całego świata – wystąpiło z apelem do Komisji Europejskiej o powstrzymanie Polski przed budową zapory ze względu na zagrożenie, jakie mogła stanowić dla wielu wartości przyrodniczych, będących przedmiotem ochrony europejskiej sieci ekologicznej Natura 2000 oraz rezerwatu biosfery UNESCO. W dokumencie tym nie znajdziemy najmniejszego śladu troski o bezpieczeństwo ludzi – z którejkolwiek strony zapory.

 

Myślę, że rozdział o „konflikcie granicznym”, wpisujący się w emocjonalną i moralistyczną konwencję filmu „Zielona granica”, nie powinien się znaleźć w Szkodnikach. Dlaczego? Przez narzucającą się analogię walki z kornikiem drukarzem sugeruje on, że rozwijanie przez funkcjonariuszy koncertyny i wznoszenie zapory wynikało z potrzeby (tych samych sił, które opowiadały się za zwalczaniem kornika drukarza) walki ze „szkodnikami” – tym razem wyczerpanymi, wylęknionymi, biednymi ludźmi z Południa. Czy wszyscy czytelnicy mogą obronić się przed takim niesprawiedliwym i dehumanizującym skojarzeniem?

 

Podsumowanie

 

Napisany przeze mnie tekst stanowi próbę naświetlenia genezy „białowieskiego sporu” z uwzględnieniem szerszego – przyrodniczego i historycznego kontekstu. Jak sądzę, pomimo nieustannie zmieniającego się oblicza puszczy, istota tej zmienności – ciągłe dostosowywanie się ekosystemów do zmian zachodzących w szerszym środowisku przyrodniczym oraz tych, które wynikają z decyzji człowieka – pozostaje niezmienną od tysięcy lat, tj. odkąd pojawił się w niej człowiek. Ten jednak, w ciągu ostatnich kilku dekad radykalnie zmienił podstawy swojej obecności i aktywności w przyrodzie. Czy na lepsze? Niegdyś przyroda była darem, z którego należało tak korzystać, by go nie utracić. Nie zawsze się to udawało. Na przykład, nie dostrzegając korzyści z istnienia dużych drapieżników, tępiliśmy je niemiłosiernie za czynione nam „szkody”. Jednak, jeśli tylko zapewniliśmy odpowiednio trwałe i szerokie ramy funkcjonowania przyrody (jak w chronionej przez stulecia królewskiej puszczy), natura wykazywała się olbrzymią plastycznością, współtworząc z człowiekiem niezwykle bogaty, biologiczno-kulturowy układ. W ostatnich czasach, gardząc tradycyjnym, samo-ograniczającym się – poprzez odniesienie do Bożego porządku – antropocentryzmem, przyjęliśmy pozornie bardziej ambitne, idealistyczne zasady. Sami wymyśliliśmy idealne lasy, o które toczymy ze sobą ideologiczne wojny – marnując realny przyrodniczy potencjał, tracąc kulturowe bogactwo pochodzące z wielopokoleniowej sztafety tradycyjnej mądrości i wiedzy o puszczy, kompromitując naukę i deformując sens przekazu Objawienia. Odpowiada za to najgroźniejszy szkodnik: ideologie służące obronie zasłaniających rzeczywistość idei.

Andrzej Bobiec

 

Ten artykuł, tak jak wszystkie teksty na christianitas.org publikowany jest w wolnym dostępie. Aby pismo i portal mogły trwać i się rozwijać potrzebne jest Państwa wsparcie, także finansowe. Można je przekazywać poprzez serwis Patronite.pl. Z góry dziękujemy. 

 

1 Dorota Borodaj, Szkodniki. O ludziach, drzewach i maszynach w Puszczy Białowieskiej, Wydawnictwo Dowody, Warszawa 2024, s. 280

2 Otto Hedemann - Dzieje Puszczy Białowieskiej w Polsce przedrozbiorowej (w okresie do 1798 roku). Instytut Badawczy Lasów Państwowych, Warszawa 1939.

3 Na przykład, wielki ekosystem Yellowstone (Greater Yellowstone Ecosystem), gdzie pasą się stada spokrewnionego z żubrem bizona amerykańskiego, zajmuje około czterdziestopięciokrotnie większą powierzchnię niż teren zajmowany przez historyczną Puszczę Białowieską (odpowiednio, 89000 i 2000 km2).

4 J. Brincken, Mémoire descriptif sur la Forêt Impériale de Białowieża en Lithuanie, Glücksberg, Warsaw 1826

5 Na przykład, unijny raport za 2024 r. „Sustainable development in the European Union – Overview of progress towards the SDGs in an EU context, 2024 edition” wykazuje fiasko współczesnych form ochrony przyrody (w tym sieci Natura 2000); pomimo rosnących nakładów na ochronę przyrody, znacznego obniżenia poziomu emisji gazów cieplarnianych, nie zahamowano negatywnych trendów w zakresie bioróżnorodności lądowych obszarów chronionych, stanu populacji ptaków krajobrazu rolniczego, czy populacji motyli (strona 37 raportu).

6 Z motta książki – cytat profesora Tomasza Wesołowskiego.

7 Z wcześniejszego okresu, poza relacją z polowania króla Jagiełły w Białowieży w 1409 r. zawartej w Kronice J. Długosza, brak wiarygodnych danych historycznych.

8 Kuiper et al. (2010) Bottom-up versus top-down control of tree regeneration in the Białowieża Primeval Forest, Poland. J. Ecol. 98, 888-899. https://doi.org/10.1111/j.1365-2745.2010.01656.x

9 Na taki proces wskazuje, m.in., wykonana przeze mnie rekonstrukcja dendrochronologiczna drzewostanów Białowieskiego Parku Narodowego: Bobiec, A. (2012) Białowieża Primeval Forest as a remnant of culturally modified ancient forest. Eur J Forest Res 131, 1269–1285. https://doi.org/10.1007/s10342-012-0597-6

10Od czasu gdy owady te uznano za wskaźniki „puszczańskości” lasu, wskazującymi na „pierwotność” Puszczy Białowieskiej, rozszerzona inwentaryzacja entomologiczna wykazała częstą obecność tych owadów w lasach wtórnych (posadzonych przez człowieka – zgniotek), czy w pojedynczych starych drzewach, np. przydrożnych wierzbach (pachnica dębowa).

11 W moim przekonaniu, jednym z poważnych mankamentów książki jest zastosowanie przez autorkę modnej, lecz lekceważącej zasadę języka polskiego o tworzeniu liczby mnogiej, maniery zastępowania jednej wspólnej formy rzeczownika liczby mnogiej dwiema odrębnymi dla każdej z płci. Co gorsza, nie jest to podejście konsekwentne i nie rozumiem klucza według którego w jednych sytuacjach wymienia się obie formy, a w innych już nie. Na przykład, dlaczego autorka wymienia jedynie leśników, Żydów, Niemców, czy Bolszewików, pomijając leśniczki, Żydówki, Niemki, czy Bolszewiczki?

12 Oprócz linii nizinnej żubra Bison bonasus, do lat 1920. na Kaukazie występował żubr linii kaukaskiej.

13 Przykładem absurdalnej argumentacji jest drugie motto książki – fragment wypowiedzi profesora Janusza Sowy.

14 Przed samymi zaborami, problem wchodów próbował uregulować Podskarbi W.X.L., A. Tyzenhauz, wyrównując granice lasu i nadając zamienne działki poza puszczą.

15 Wiele miejsca temu problemowi poświęca w swojej monografii O. Hedemann (1939)

16 Potwierdzają to, m.in., badania Niklassona i współautorów (2010) A 350-year tree-ring fire record from Białowieża Primeval Forest, Poland: implications for Central European lowland fire history. J. Ecol. 98, 1319-1329, https://besjournals.onlinelibrary.wiley.com/doi/full/10.1111/j.1365-2745.2010.01710.x

17 W tym roku, za sprawą nacisku środowisk naukowych i wielu przyrodniczych polskich stowarzyszeń skupionych wokół utworzonego w 1995 r. Towarzystwa Ochrony Puszczy Białowieskiej, obszar parku zastał powiększony do ponad 10 tys. hektarów.

18 Symbolicznym śladem tego sojuszu są niemal identyczne zakazy obowiązujące zarówno na mocy Ustawy o lasach jak i Ustawy o ochronie przyrody.

19 Choć nie mająca nic wspólnego z katolicką tradycją i katolicką nauką Kościoła, jednak mocno obecna w prawicowej publicystyce.

20 Program „Kontrakt dla Puszczy Białowieskiej” został ogłoszony przez ówczesnego ministra Jana Szyszko w pierwszej połowie 1998 r. Jego integralnym elementem było poszerzenie Białowieskiego Parku Narodowego na obszar całej polskiej części Puszczy Białowieskiej „najpóźniej do końca 2001 r.”

21 Warto przypomnieć, że wygłaszanie takich sugestii miało miejsce zaledwie dwa lata po ustaniu tragicznej wojny na Bałkanach.

22 autor słynnego zdjęcia człowieka zagradzającego drogę czołgu na placu Tienanmen w 1989 r.


Andrzej Bobiec

(1962) Wdzięczny mąż, ojciec i dziadek; w pracy badacz krajobrazów.