W roku stulecia odzyskania przez Polskę niepodległości publikujemy kolejne rozdziały książki Pawła Milcarka "Polska chrześcijańska. Kamienie milowe". Książkę można kupić w księgarni Wydawnictwa Dębogóra.
Chrześcijańskie narody Europy Zachodniej i śródziemnomorskiej mają w swoje dzieje wpisaną legendę zakonów rycerskich: templariuszy, joannitów, krzyżaków etc. – na dobre i na złe. My w Polsce – co by nie mówić – tego nie mamy. Cystersi nie porwali nas do krucjat, zaś krzyżacy pozostawili wspomnienie jak najgorsze. Zakonem, który w największym stopniu wniósł do polskiej pobożności ducha bojowania, byli natomiast jezuici – wspólnota zakonna nowożytna, która nie miała już nic wspólnego z epoką średniowiecznych wypraw krzyżowych.
Zakon ten – Towarzystwo Jezusowe – został założony w 1534 roku przez świętego Ignacego Loyolę, człowieka o temperamencie i doświadczeniu osobistym rycerza. Podobno – tak wywnioskowali grafologowie badający próbki pisma Ignacego – w jego charakterze poza dumą baskijskiego szlachcica była i skłonność do narzucania innym swej woli i „musztrowania” bliźnich. Jednak ten ostry składnik osobowości hidalga został oczyszczony łaską (tak że umiejętność rządzenia został napełniona pokorą) oraz dopełniony pięknem prostoty. Realne doświadczenie religijne Ignacego szybko wyprowadziło go ze ścieżki, na której mógłby zostać jedynie pierwowzorem Don Kichote’a – a wprowadziło najpierw do groty pustelniczej, a przez nią – do Paryża na uniwersytet, a wreszcie do Rzymu, na stanowisko generała niezwykłej „armii”, stojącej na rozkaz papieża.
Jezuici byli zakonem zupełnie nowego typu: ani mnisi, ani kanonicy, ukazali się w Kościele i świecie jako wspólnota nie tylko scentralizowana, ale i o zgoła wojskowej dyscyplinie opartej na pojmowaniu posłuszeństwa idącym dalej niż we wcześniejszych pojęciach teologów. Zostali zwolnieni z praktykowania modlitw wspólnych typowych dla zakonów mniszych. Mieli natomiast – wskutek ścisłej selekcji i intensywnej formacji, teologicznej i humanistycznej – tworzyć elitę silnych charakterów, w pełni dyspozycyjnych, zdolnych do działania nawet w pojedynkę, obeznanych z aktualnymi prądami i potrafiących przeniknąć do środowisk decydujących o losach społeczeństw.
W epoce wielkich odkryć geograficznych – byli gotowi z łatwością przerzucać swe siły w dowolną część świata. W epoce szerzenia się protestantyzmu – byli dobrze przygotowani do kontrowersji teologicznej, ale i do szerokiego duszpasterstwa. W epoce centralizacji władzy – zmierzali do tego, by stawać się zausznikami królów i wychowawcami ich synów. W epoce zaufania do przemyślanych metod w poznaniu i działaniu – oferowali metodyczne ćwiczenia duchowe i scenariusze kształcenia charakteru. Swoich młodych podopiecznych prowadzili do przepisanego w Ćwiczeniach duchowych świętego Ignacego „rozmyślania o dwóch sztandarach”, dzięki któremu należało się opowiedzieć na polu duchowej bitwy, wybierając między Chrystusem i Lucyferem.
Do Rzeczypospolitej jezuici dotarli dość późno: w roku 1564 – nazajutrz po zakończeniu Soboru Trydenckiego (1545-1563) – sprowadził ich do Braniewa jeden z najwybitniejszych polskich hierarchów, kardynał Stanisław Hozjusz, biskup warmiński. Tutaj dali początek pierwszemu w Polsce seminarium duchownemu. Kolejne ośrodki powstały szybko w Kaliszu, Wilnie, Poznaniu i Pułtusku. Na polu formacji duchowieństwa pracowali obok Misjonarzy świętego Wincentego a Paulo.
Dziedziną, w której jezuici szybko zaczęli wieść prym, była edukacja szkolna młodzieży starszej. W oparciu o tworzone przez siebie tzw. kolegia zbudowali przemyślany do szczegółów własny program kształcenia i wychowania. Nie był on inną wersją długowiecznego programu edukacji praktykowanej do tej pory, lecz nawiązywał chętnie do oczekiwań ery nowożytnej – szczycono się nowatorstwem metod, systematycznością prac, współzawodnictwem w osiągnięciach. Szkoły były bezpłatne, miały dobre wyposażenie, oferowały atrakcje takie jak szkolny teatr, orkiestra, chór, rozmaite organizacje. Poziom stał tam tak wysoko, że kolegia jezuickie przyciągały również innowierców – a dzięki zręczności w ich traktowaniu (bez wywierania bezpośredniego przymusu konfesyjnego) przyczyniały się do licznych powrotów do Kościoła katolickiego w następnych pokoleniach. Ponadto jezuici dość szybko uruchomili pierwsze w Polsce seminarium nauczycielskie (w Pułtusku) oraz Akademię Wileńską, drugą w kraju uczelnię wyższą. W praktyce dominowali w przestrzeni edukacji szkół średnich – obok pijarów – aż do czasów oświeceniowej reformy Komisji Edukacji Narodowej w drugiej połowie XVIII wieku.
Umieli pozyskiwać względy społeczeństwa szlacheckiego – w jednym imponowali, w innym okazywali się szybko niezastąpieni. Pisał o nich Jędrzej Kitowicz:
Jezuici z dawna od wprowadzenia tego zakonu do Polski byli w pierwszych respektach u panów, których łaskę umieli sobie zyskiwać już to przez wygodę w nabożeństwie, regularnie bardzo trzymanym w swoich kościołach, już przez uczenie szkół, którym sposobem stawali się potrzebnymi całemu krajowi. […] Nie pospolitowali się także z nikim podłym, ale zawsze szukali znajomości i przyjaźni z osobami znacznymi i panami. […]
Nawiedzać chorych, pod murami albo w gnojach jęczących, pocieszać ich duchowną nauką i niedostatek doczesny jałmużną wspierać - były to cnoty, jak bardzo w innych osobach rzadkie, tak jezuitom pospolite i niemal właściwe, do których przydać należy asystowanie zbrodniarzom do śmierci…[1]
Tak więc – jak konkludował dalej Kitowicz – „jezuitów więcej nad inne wszystkie zakony poważano”. Ich wpływ na oblicze chrześcijaństwa Rzeczypospolitej był przepotężny – równocześnie w wymiarze stylu religijności i kultury. Nie powiemy dziś o naszym XVI, XVII i XVIII wieku bez nazwisk biblisty Jakuba Wujka, kaznodziei Piotra Skargi, poety Macieja Kazimierza Sarbiewskiego („polskiego Horacego”), komediopisarza Franciszka Bohomolca czy historyka Adama Naruszewicza. A to tylko niektórzy z wybitnych jezuitów, należałoby dodać uczonych, wynalazców, wydawców. W dziejach duchowości przykład Kacpra Drużbickiego pokazuje odrębny styl jezuicki.
Biorąc zaś pod uwagę „patronał polski”, nie pominiemy nigdy dwóch świętych jezuitów z sarmackiej Rzeczypospolitej: młodziutkiego Stanisława Kostki i „duszochwata” Andrzeja Boboli, męczennika Unii Brzeskiej.
Duszpasterski wpływ jezuitów nie ograniczał się do ich bezpośredniego oddziaływania. Jako zaufani ludzie papieża i Kościoła, byli oni także delegowani do projektowania lub reformowania innych instytucji kościelnych, a w ten i inny sposób stali się jakby wzorem czy inspiracją dla większości nowoczesnych zgromadzeń zakonnych.
Przy tym wszystkim obecność jezuicka w dziejach chrześcijaństwa w Polsce jest dwuznaczna: z jednej strony przynosili oni z Zachodu styl mocno elitarny i tak odległy od naszej kultury jak zakon Hiszpana może być odległy od naszej kultury sarmackiej; przychodzili do katolickiego państwa tolerancji religijnej z krajów wojen religijnych oraz wzajemnych rzezi „papistów” i innowierców; przybywali ze świata ułożonego tak, że silna monarchia jest instrumentem lub zakładnikiem w rywalizacji wyznań – a zastawali na miejscu „demokrację szlachecką”. Z drugiej strony – zaadaptowali się do warunków polskich w ten sposób, że zamiast dociskać u nas śrubę elitaryzmu, rozwinęli potężnie misje ludowe. Była to wielka operacja kaznodziejsko-katechetyczna obejmująca cały kraj. Poza tym wpisywali w pobożność Polaków fenomeny takie jak z jednej strony Sodalicja Mariańska (stowarzyszenie nastawione na młodzież szkolną, ale mające wśród swoich członków i królów, i hetmanów), a z drugiej – nabożeństwo oddania się w „niewolę Maryi” (mancipium Mariae) i nabożeństwo do Najświętszego Serca Jezusa.
W skali światowej wpływ jezuicki został przerwany przez dokonaną w 1773 roku przez papieża Klemensa XIV kasatę Towarzystwa Jezusowego. Dekret papieski nie został ogłoszony na ziemiach polskich wcielonych do Rosji po pierwszym rozbiorze, w związku z tym przebywający tam jezuici kontynuowali działalność – aż do przywrócenia zakonu w roku 1814.
Legenda jezuitów okazała się może nawet potężniejsza od ich wpływów w okresie wielkości Towarzystwa. W XIX wieku w środowiskach antykatolickich uznawano ich za najbardziej podstępnych, wszechobecnych, zakonspirowanych spiskowców papieskich. Na tymże tle car Aleksander I w 1820 roku zakazał im wstępu w granice Rosji. Na ziemiach polskich oparcie mogli znaleźć jedynie w zaborze austriackim, w Galicji. Stamtąd prowadzili akcję wydawniczą (z jednej strony Przegląd Powszechny dla inteligencji, z drugiej - popularny Posłaniec Serca Jezusowego), równocześnie spełniając potajemnie opiekę duszpasterską nad unitami na Podlasiu (w latach 1878-1905). Po roku 1918 odnawiali też swoje dzieła wychowawcze i stowarzyszenia, choć w wymiarze minimalnym w stosunku do wcześniejszego rozmachu.Prowadzili także delikatną i trudną misję w Rosji, z czym kojarzono ich słusznie aż do upadku Związku Sowieckiego. W wydanym w roku 1975 sowieckim podręczniku do historii pisano więc z osobliwym wdziękiem:
W odróżnieniu od innych mnichów jezuici […] ubierali się w zwykłe ubrania i zachowywali się tak, aby niczym nie zdradzać swojej przynależności do zakonu. Przebiegły, wiecznie mający się na baczności jezuita ze swoim przemiłym głosem i schlebiającym uśmiechem, potrafił jak żmija wśliznąć się w najwęższą szczelinę. [...][2]
Paweł Milcarek
[1] Jędrzej Kitowicz, Opis obyczajów za panowania Augusta III, Warszawa 1985, s. 76.
[2] J. Agibałowa i G. Donskoj, Historia wieków średnich, Kowno 1975 - cyt. F. Paluszkiewicz, Jezuita dzisiaj, Rzym 1979, s. 5.
(1966), założyciel i redaktor naczelny "Christianitas", filozof, historyk, publicysta, freelancer. Mieszka w Brwinowie.