Możesz odeprzeć każdy atak, gdy on nadchodzi.
Ludwig Wittgenstein
Jednym z symptomów kryzysu religii jest usprawiedliwianie wątpliwości jako normalnego elementu wiary religijnej. Wiara, mówi się, tym się różni od wiedzy, że jest niepewna i nie może być pewna. Co więcej, czasem da się usłyszeć, że prawdziwa wiara, wiara dojrzała i świadoma, polega waśnie na wątpliwościach. Im więcej wątpliwości, rozterek i obaw, czy nasza wiara jest prawdziwa, tym lepiej świadczy to o dojrzałości wierzącego. I odwrotnie: im ktoś ma mniej wątpliwości, tym gorzej świadczy to o jego dojrzałości, a może i inteligencji.
Wszystko to są błędne próby poradzenia sobie z kryzysem wiary i religii. Jak większość postchrześcijańskich fałszywych przekonań i to zawiera zniekształcone elementy prawdy. Rzeczywiście, pod pewnym względem wiara, nie tylko wiara religijna, jest mniej doskonałym poznaniem niż poznanie bezpośrednie. Fałsz zaczyna się wtedy, gdy przestajemy pamiętać o tym „pod pewnym względem”. Załóżmy, że akceptujemy jakąś prawdę dowiedzioną przez naukę, której bezpośredni dowód jest trudno zrozumiały, np. prawdę o tzw. „dylatacji czasu”. Z pewnością nasze poznanie tej prawdy będzie doskonalsze, gdy będziemy w stanie sami zaplanować i zweryfikować potwierdzający ją eksperyment, niż gdy po prostu uwierzymy naukowcowi przekonującemu nas o jej prawdziwości. W tym sensie poznanie „na wiarę” jest, co dosposobu poznania, mniej doskonałe niż poznanie bezpośrednie. Jedna z różnic między „wiarą” jaką obdarzamy teorie naukowe a wiarą religijną jest taka, że wszyscy żyjący na ziemi ludzie muszą przyjąć na wiarę te prawdy, które Bóg poznaje bezpośrednio i udziela ich bezpośredniego widzenia swoim świętym w niebie. Dlatego z pewnością poznanie twarzą w twarz, to nadprzyrodzone bezpośrednie widzenie, jest doskonalsze niż poznanie przez wiarę.
Zauważmy jednak, że w gruncie rzeczy ma to luźny związek z kwestią wątpliwości. Od wątpliwości wolny może być zarówno laik wierzący naukowcowi, jak i naukowiec dysponujący dowodem swojego twierdzenia. Oczywiście „mniejsza doskonałość” wiary ma pośredni związek z łatwością, z jaką jesteśmy skłonni wątpić w to, co wierzymy, ale czego bezpośredniego poznania nie mamy. Co do zasady, poznanie bezpośrednie jest bardziej stabilne, jeśli rozważamy sam sposób poznania. Pamiętajmy jednak, że w grę wchodzi jeszcze wiele innych czynników: charakter przedmiotu, który poznajemy, wiarygodność tego, od którego pochodzi świadectwo na rzecz wiary, zgodność poznawanej prawdy z naszymi milcząco przyjmowanymi założeniami. Dlatego nawet bezpośrednie poznanie złożonego zjawiska może być mniej stabilne niż przyjęcie „na wiarę” stosunkowo prostej prawdy. I z drugiej strony: nie będziemy mieć wątpliwości, jeśli przyjmujemy na wiarę prawdę od osoby, którą darzymy wielkim zaufaniem.
Tak właśnie jest z wiarą nadprzyrodzoną, w ramach której przyjmujemy prawdy objawione nam przez Boga. A On jest najbardziej wiarygodny, jest nie tylko źródłem prawdy, ale i samą Prawdą. „Wierzę w coś objawił Boże, Twe słowo mylić nie może”. Z tego właśnie powodu wiara religijna jest ufnym i pozbawionym wątpliwości przylgnięciem do bożej prawdy. Wątpliwości nie są normalnym elementem wiary religijnej, choć są, niestety, normalnym elementem naszej naznaczonej grzechem egzystencji. Są czymś, z czym należy rozumnie walczyć, a nie czymś, co należy zaakceptować lub się tym chlubić.
Nota bene: paradoksalne słowa św. Pawła o „chlubieniu się ze swoich słabości” również łatwo można przeczytać w sposób fałszywy i postchrześcijański, tak jakby Paweł chlubił się swoimi słabościami dla nich samych, a nie po to „aby zamieszkała w nim moc Chrystusa” (2 Kor 12,5-10). Na tym zresztą polega ogólna logika postchrześcijańskiego kłamstwa: wziąć Wcielenie i Odkupienie Boga, całe dzieło Jego miłosierdzia, za zanegowanie Jego majestatu, chwały i sprawiedliwości. Tak jakby śmierć na Krzyżu nie kończyła się Zmartwychwstaniem. To samo dotyczy „wątpliwości w wierze”.
Bardzo pouczająca w tym temacie jest historia na temat Ludwiga Wittgensteina, jaką przytoczyła filozof Elisabeth Anscombe:
na spotkaniu Moral Science Club zacytował on pewnego razu fragment ze św. Augustyna, który za sprawą charakterystycznej dla tego autora retoryki brzmiał tak, jakby był wewnętrzne sprzeczny. Wittgenstein wziął zdanie „porusza bez poruszenia” za celowo sprzeczne i nie miał cierpliwości słuchać uwag, że nie można tak interpretować tego zdania, ponieważ pierwsze „porusza” ma sens czynny, a drugie bierny (movet, non movetur). Wittgenstein chciał uważać tę pozorną sprzeczność za zamierzoną, choć jednocześnie odnosił się do niej z szacunkiem. Było to związane z jego niechęcią do racjonalności, czy też pozornej racjonalności, w religii. On sam mówił o tym z charakterystycznym uśmiechem: w przypadku wiary mamy tu do czynienia z czymś kanciastym i nieregularnym, a niektórzy ludzie pragną zatopić to w gładkiej kulę: zaglądając do środka zobaczysz kanciaste krawędzie i nierówności, a gładka powierzchnia okaże się czymś sztucznym. Wittgenstein wolał zostawić wszystko nieregularnym. (…) W wierze katolickiej, pewne przekonania (takie jak te dotyczące Trójcy, Wcielenia, Eucharystii) nazywa się «tajemnicami»; oznacza to przynajmniej tyle, że ani nie jest możliwe ich dowiedzenie, ani wykazanie raz na zawsze, że nie są one sprzeczne i absurdalne. Z drugiej strony nie uwzględnia się możliwości, aby były sprzeczne i absurdalne; «To może być obalone, ale wciąż w to wierzę» – to w ogóle nie jest postawa typowa dla wiary. Tak więc pozorne dowody absurdalności takich przekonań, uważa się w katolicyzmie za możliwe do obalenia, jeden po drugim. Taką sytuację [w innym konteście - P.G] sam Wittgenstein opisał pewnego razu w ten sposób: «Możesz odeprzeć każdy atak, gdy on nadchodzi» (powiedział to w rozmowie prywatnej). Nastawienie osoby, która tak robi, albo chciałaby tak zrobić, nie charakteryzuje się otwartością na uznanie sprzeczności. Wręcz przeciwnie. Z drugiej strony, tajemnice religii nie są teorią albo efektem rozumowania; ich źródło jest całkiem inne.[1]
Problem z „wątpliwościami w wierze” polega na tym, że często wiarygodność Boga czy wręcz samo jego istnienie jest przedmiotem wątpienia – nie może być więc odpowiedzą na wątpliwości. Nie można wykazywać pewności wiary wskazując na absolutną wiarygodność tego, komu wierzymy, jeśli sama jego wiarygodność lub nawet istnienie są przedmiotem wątpliwości. Można powiedzieć, że „wątpliwości w wierze” mają często globalny albo fundamentalny charakter: dotyczą religii jako całości, albo samych jej podstaw, a nie tego czy innego jej twierdzenia.
Warto tutaj zwrócić uwagę, że wiara religijna w sensie ścisłym, wiara nadprzyrodzona, wymaga pewnego przygotowania, które nie musi mieć nadprzyrodzonego charakteru. Np. przekonanie o istnieniu Boga – Boga w ogóle – jest takim warunkiem wstępnym. Oczywiście Bóg może udzielić poznania tej prawdy drogą bezpośredniego objawienia, ale zasadniczo istnienie Boga nie jest prawdą wiary. Jest prawdą, którą możemy poznać naszym naturalnym rozumem. W tradycyjnej teologii nazywało się takie prawdy preambula fidei – przygotowaniem, wstępem do wiary. Znów: racje do uznania takich prawd mogą być różnorakie, a znaczna część z nich nie ma charakteru nadprzyrodzonego.
W tym wypadku, jak i w wypadku prawd wiary w sensie ścisłym, jest właśnie tak, że „odpieramy każdy atak, gdy on nadchodzi”. Pojęcie totalnego wątpienia, które poddaje w wątpliwość wszystko na raz, nie ma sensu. To pusta możliwość, i nie na tym polegają zasadne wątpliwości. Mówiąc jeszcze inaczej: nasze przekonania, w tym wiara religijna, są bardzo złożonym systemem wzajemnie się wspierających przekonań. Ich pewność zależy od wielu czynników, a w przypadku wiary religijnej w znacznej mierze od wiarygodności Boga. Będąc przekonani o jego istnieniu, mamy mocne powody, aby uznawać jego doskonałość, a więc i prawdomówność. Wreszcie wiara nadprzyrodzona, sama będąc udoskonaleniem naszej woli i rozumu, sama jest darem łaski – możemy być lepiej lub gorzej przygotowani na jej przyjęcie, ale ostatecznie jej obecność w naszej duszy wymaga suwerennej decyzji Boga. Z drugiej strony, łaska Boga nie działa w próżni, ale doskonali nasze poznanie i naszą wolę. Dlatego fraza „wiara jest łaską” nie może być wymówką dla wątpliwości lub braku wiary. Wiara nadprzyrodzona jest cnotą uzdalniającą nasz rozum do przylgnięcia do prawd bożych – ta cnota jest darem łaski, ale kształtuje nasze ludzie, naturalne poznanie.
Wszystko to sprawia, że wątpliwości nie są, jak powiada Anscombe, typowe dla wiary. Nie oznacza to rzecz jasna, że z rozmaitych powodów, ludzie nie miewają wątpliwości. Tym co należy z nimi robić, to starać się je oddalić jedna po drugiej. Ich globalna akceptacja tak jak i „globalne” wątpienie są nie tylko sprzeczne z postawą wiary, ale też nieracjonalne.
Paweł Grad
-----
Drogi Czytelniku, skoro jesteśmy już razem tutaj, na końcu tekstu prosimy jeszcze o chwilę uwagi. Udostępniamy ten i inne nasze teksty za darmo. Dzieje się tak dzięki wsparciu naszych czytelników. Jest ono konieczne jeśli nadal mamy to robić.
Zamów "Christianitas" (pojedynczy numer lub prenumeratę)
-----
[1] G. E. M. Anscombe, The Question of Linguistic Idealism, w: Taż, From Parmenides to Wittgenstein, Oxford 1981, s. 122-123.
(1991), członek redakcji „Christianitas”, dr filozofii, adiunkt na Wydziale Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Autor książki O pojęciu tradycji. Studium krytyczne kultury pamięci (Warszawa 2017). Żonaty, mieszka w Warszawie.