szkice
2023.03.23 14:36

Wezwanie do rozczarowania

Ten artykuł, tak jak wszystkie teksty na christianitas.org publikowany jest w wolnym dostępie. Aby pismo i portal mogły trwać i się rozwijać potrzebne jest Państwa wsparcie, także finansowe. Można je przekazywać poprzez serwis Patronite.pl. Z góry dziękujemy. 

 

Powtarzanie nazwy jakiejś rzeczy znajdującej się przed nami jest jedną z przyjemności dzieciństwa; to tak, jakbyśmy w pewien sposób nad nią panowali,

Miguel de Unamuno, Recuerdos de Niñez y Mocedad (Wspomnienia z dzieciństwa i młodości)

 

Nieustannie myślę o tym, co napisał Charles Du Bos: Kiedy mówi nasz Pan, nic się nie wtrąca między sens a słowo. Być może także i nam, pewnego dnia, nic nie będzie się wtrącać między sens a słowo. W międzyczasie nieustannie zmagamy się ze słowami, by złagodzić naszą najwidoczniej nieograniczoną zdolność oszukiwania samych siebie. Kiedy kłamiemy – choć nikt nie usłyszy naszego kłamstwa – próbujemy kształtować rzeczywistość, a słowa zamieniają się w zaklinanie. Jednak jasne jest, że istnieje Ktoś, kto zawsze słyszy nasze kłamstwa.

Niepokój, że nie wie się, jak coś powiedzieć, że nie potrafi się znaleźć właściwego słowa, by opisać nasze doświadczenie, jest znany każdemu. Istnieje pewna tradycyjna pieśń brazylijska, która wydaje mi się przedstawiać ten niepokój z maestrią: nazywa się A tristeza do jeca. Jeca w brazylijskim portugalskim znaczy mniej więcej tyle, co „prostak”. W tej pieśni prosty człowiek wyznaje – zwierza się – swojej ukochanej: chce opowiedzieć jej „swoje cierpienie i swój ból”, a najlepsza metafora, jaką znajduje, to porównanie siebie do ptaka, który nazywa się sabiá, ptaka, który śpiewa pięknie i smutno. On także, kiedy śpiewa, jest pełen smutku.

Jednak metafora ta jest trafna, ścisła. Ten człowiek ze wsi, który z jakiegoś powodu odczuł potrzebę opowiedzenia swojej historii ukochanej kobiecie, zmaga się z tym, że nie może tego zrobić tak, jakby chciał; jego słowa nie wystarczają, by dać poznać – całego siebie – tej kobiecie. Zatem porównuje się do tego, co zna: do ptaka, który śpiewa smutno. Także on, jeca, śpiewa i jego pieśń jest smutna; także on może pokazać najpiękniej to, co w sobie niesie, śpiewając. Wydaje mi się pięknym paradoksem, że sztuka może być zdolna do wyrażenia nawet wyraźnej niezdolności.

Jednak, dlaczego człowiek ten pragnie zwierzyć się ukochanej kobiecie? Z tego powodu, dla którego każdy z nas chce być poznany, zrozumiany i zaaprobowany. Miłość – jak powiedział Josef Pieper – jest tym samym co aprobata. Jest tak, jakby nasze życie musiała potwierdzić ukochana osoba, by – zaryzykujmy stwierdzenie oczywistości – zostało ono wzmocnione. W tym przypadku mężczyzna ten staje przed kobietą, by ona powtórzyła jego imię i zawładnęła nim. Nie myli się Antonio Machado, kiedy pisze:

 

Mówią, że mężczyzna nie jest mężczyzną
dopóki nie usłyszy swojego imienia
z ust kobiety.
Być może.

 

Jest coś jeszcze: ta pieśń jest także figurą kreacji artystycznej. Nawet mimo tej pieśni i opowieści o swym życiu, mężczyzna pozostaje smutny; pozostaje smutny, gdyż nie potrafi wyrazić całkowicie tego, co chce powiedzieć; mówiąc inaczej: wiele rzeczy wtrąca się pomiędzy sens a słowo. Artysta nie tworzy piękna, ale tworzy w pięknie, próbuje mieć udział w pięknie, które widzi. Środki i formy jednakże wydają się niekompletne w porównaniu do tego, co zamierzał stworzyć.

Mężczyzna z piosenki – artysta wieśniak – potrzebuje aprobaty ukochanej dla dzieła, którym jest jego własne życie; każdy artysta nadaje formę – ciało – dziełu, by było kontemplowane i aprobowane. Doświadczenie artysty nie jest zasadniczo różne od doświadczenia zwykłego człowieka, ale w rzeczywistości nabiera ciała w inny sposób. Jeśli jest pisarzem, osobisty niepokój przyjmuje formę słowa. Albo jak napisał Charles Du Bos w swoim Dzienniku:

(...) prawdę powiedziawszy nie ma wyrażenia, które nie byłoby subiektywne; to wobec tego czegoś subiektywnego, co dużo łatwiej odczuć, niż zdefiniować, pisarz ma swą powinność; jednak to coś subiektywne należy uchwycić, wyrazić w formie tak absolutnej w swej precyzji, że osiąga przez to walor ponadjednostkowy i obiektywność wyłącznie z powodu doskonałości i pełni, z którą ten stan został uchwycony i wyrażony. Fakt osobisty – nie więcej niż osobisty – ale uchwycony, odczuty, przeżyty i w końcu wyrażony w taki sposób, że przed oczami ja odłącza się od razu walor ogólny, którego ja nie podejrzewało (i odłącza się właśnie dlatego, że go nie podejrzewało) – im bardziej się nad tym zastanawiam, tym bardziej to interpretuję jako akt ekspresji, w którym pod wszystkimi upragnionymi formami wydaje mi się przede wszystkim znajdować dzieło literackie.

W A tristeza do jeca walorem ogólnym, który się odsłania, jest pragnienie, by dać się poznać ukochanej osobie i niepokój z tego powodu, że robi się to w sposób tak niedoskonały, że wiele rzeczy wplata się pomiędzy sens a słowo. Każdy artysta doświadcza tego samego niepokoju, kiedy ukończy dzieło, i każdy artysta doświadcza tego samego niepokoju, kiedy zamierza dać się poznać. Dlatego mówię, że doświadczenie artysty nie jest zasadniczo odmienne. Tak naprawdę to formy wyrażenia tego niepokoju są odmienne.

Artysta, podobnie jak ten z pieśni, traktuje ten niepokój niczym pobudkę do osobistej kreacji. Dla niepokoju, który odczuwa jeca, śpiewanie nie jest rozwiązaniem, ale przynajmniej ten niepokój rozpoznaje, nazywa go, przyswaja go i egzorcyzmuje, by tak powiedzieć. I – podążając za rozumowaniem Du Bosa – wyrażenie osobistego doświadczenia jest wierne i autentyczne, forma (w tym przypadku pieśń) odłącza się od autora, by stać się powszechną. Zatem nawet ci, którzy nie rozumieją nic z muzyki – tak jak ja – mogą przyswoić sobie przedstawioną formę, by dostrzec w niej coś z własnego niepokoju.

Powołanie artystyczne jest wezwaniem do rozczarowania. Artysta jest wezwany do odrzucenia – w swoim dziele – wszystkiego, co wtrąca się pomiędzy sens i słowo. To z tego powodu, tak jak dziecko, powtarza nazwę każdej rzeczy, kiedy się przed nią znajdzie; i czyni tak wiele razy, ponieważ – zapanowując nad rzeczą z pomocą słowa – pragnie uczestniczyć w rzeczywistości.

W swoim eseju O literaturze Marcel Proust powiedział, że najwyższą siłą pisarza i artysty jest „częściowe usunięcie zasłony brzydoty i błahości, która sprawia, że jesteśmy obojętni wobec wszechświata”. W epoce wściekłości i nudy, takiej jak nasza, nade wszystko to zasłona brzydoty i błahości jest tym, co wtrąca się pomiędzy sens a słowo. Zamieniamy się – tak jak postaci ze Sznurówek Domenico Starnone – we wszechwiedzących narratorów brzydoty i błahości. Zatem nasza diagnoza świata będzie potępieńczym zaklinaniem. Oszukiwanie samego siebie jest drogą ku zatracie, tak jak uczy starzec Zosima Dostojewskiego.

Kiedy z drugiej strony usiłujemy pozbyć się ze środka wszystkiego, co wtrąca się pomiędzy sens a słowo, kiedy przyjmujemy rozczarowanie, być może jesteśmy nieco smutni, tak jak jeca z pieśni. Jednak żal artysty, niezadowolenie, jest oznaką nadziei: jeśli nie uchwyci dobrze piękna, wie, że ono istnieje i ma nadzieję napotkać je w jakiejś chwili; ma nadzieję, że stopniowo jego słowo stanie się czystsze, bardziej zgodne z sensem; ma nadzieję dostąpić prawdy, której blask widzi w pięknie.

Gilmar Siqueira

Tłum. Jan J. Franczak

Źródło: marchandoreligion.com

 

Drogi Czytelniku, prenumerata to potrzebna forma wsparcja pracy redakcji "Christianitas", w sytuacji gdy wszystkie nasze teksty udostępniamy online. Cała wpłacona kwota zostaje przeznaczona na rozwój naszego medium, nic nie zostaje u pośredników, a pismo jest dostarczane do skrzynki pocztowej na koszt redakcji. Co wiecej, do każdej prenumeraty dołączamy numer archiwalny oraz książkę z Biblioteki Christianitas. Zachęcamy do zamawiania prenumeraty już teraz. Wszystkie informacje wszystkie informacje znajdują się TUTAJ.


Gilmar Siqueira

(1995), Brazylijczyk, piszący w języku hiszpańskim, publikuje eseje o literaturze na hiszpańskim portalu katolickim „Marchando Religión”. W roku 2020 opublikował e-book Diario de un dandy rural y otros artículos literarios.