Felietony
2015.02.24 09:11

Tradycja, Intronizacja i ludowość w ogniu podejrzeń.

Głównym nurtem Kościoła dryfuje od jakiegoś czasu sposób myślenia, który sprowadza się do bezpodstawnego osądzania innych. Osądzania, że za tym, co robią jawnie, kryją się jakieś ukryte, niecne motywy, albo wręcz przeciwnie – nic się nie kryje.

 

Tego typu podejrzenia stały choćby za ikonoklazmem. Przypisywano czcicielom obrazów, że czczą deski i farby, a nie Chrystusa. Czcicielom świętych wypominano zaś, że nie czczą Boga, tylko ludzi. Podobne opinie formułowali badacze wobec tzw. ludów pierwotnych, czy przedstawicieli „kultur ludowych”, że mylą one „znaczące” ze „znaczonym”. Zapomnieli chyba o tym, że człowiek jest  materialny i potrzebuje materialnych przypominaczy, zewnętrznych sposobów wyrażania treści.  Nazywamy je znakami. Polegają one na tym, że to co znaczące re-prezentuje to co znaczone.  Obraz może reprezentować świętego, a święty – Boga (trzy poziomy semiotyczne). Zdjęcie i rzecz ukochanej osoby, która jest daleko zachowujemy, całujemy kierując te wszystkie akty w stronę tej osoby, a nie zdjęcia samego w sobie.  Jak pisał Cyprian Kamil Norwid:

 

Kto kocha, widzieć chce choć cień obrazu,

Choć ślad do lubej wiodący mieszkania,

Choć rozłożone ręce drogowskazu,

Choć krzyż, litanii choć nawoływania,

Choćby kamienną wieżę, w błyskawice

Idącą - Boga by oglądać lice.

(...)

I wszelka inna Miłość bez wcielenia

Jest upiorowym myśleniem myślenia...

 

Od pewnego czasu powyżej przedstawione oceny dotykają ludowej pobożności, tradycjonalistów broniących pewnej form Mszy Świętej, a w końcu zwolenników Intronizacji.

Wszyscy oni słyszą – również w oficjalnych komunikatach księży i biskupów – że są formalistami, czyli forma przysłania im treść, znaczące znaczone, że to czego bronią, to puste akty, albo „magicznie pojmowana wiara”.

Osądy te są jednak pochopne i krzywdzące, bo najkrócej rzecz ujmując nie wiemy, co kto ma w sercu.

Nie wiemy, czy za formą, której ktoś broni kryje się treść. A jeśli nie wiemy, to zakładajmy z zgodnie z zasadą domniemania niewinności, chrześcijańską nadzieją i wiedzą o symbolicznej naturze człowieka, że forma odsyła do jakiejś treści i to do treści dobrej. Szczególnie wtedy, gdy forma ta, sama w sobie, nie jest niczym złym, gdy stoi za nią Nauka Kościoła i całe wieki Tradycji, w której partycypowali liczni święci.

Tymczasem tropiciele formalizmu jako alternatywę proponowali i proponują w gruncie rzeczy inne formy, np.: estetyczny minimalizm i słowa, czytanie Biblii, etc.

One jednak też mogą stać się puste. Nie są więc żadną alternatywą wobec rzekomego formalizmu.   Osamotnione słowa stają się podatne na znaczeniową labilność. Biblijne „Logos” oznaczało nie literki i dźwięki z ust wypuszczane, ale przede wszystkim Znaczenie-Sens-Myśl-Rozum. Skupiając się zaś na samych słowach tracimy kontekst zbudowany z pozawerbalnych znaków, należący do tego, co zwie się obyczajem i tradycją, ułatwiający zachowanie nie tyle samych słów, co znaczenia w nich zawartego. W efekcie słowo „treść” może stać się pustą formą. Piewcy treści i krytycy formy osiągają efekty odwrotne do zamierzonych.

 

Kolejną alternatywą okazują się po prostu... inne pozawerbalne formy, tyle tylko, że zaczerpnięte z potoku zmiennych mód światowych. Ta niekonsekwencja potwierdza tylko, że od form nie da się uciec. Nawet jednak, gdyby  były puste, to drogą do ich wypełnienia nie jest zmienianie, ale podjęcie metanoicznego wysiłku, zaparcie się samego siebie, by je zrozumieć i przeżywać, by odnaleźć ich właściwe znaczenie!

 

Ureligijnianie polityki

 

„Intronizatorom” dostaje się ponadto za „upolitycznianie religii”, czyli za jej instrumentalizację. Cechę taką jak instrumentalne traktowanie religii badacze uwikłani w sekularystyczną wizję świata przypisywali przedstawicielom kultur ludowych, choćby polskim chłopom. Zasugerowali się tym polscy księża socjologowie, którzy dodali do tej interpretacji negatywne wartościowanie. Tyle tylko, że jest to interpretacja, a nie fakt. Faktem było tylko przemieszanie religii z innymi sferami życia, stanowienie przez nią podstawy spoistości grupy i tożsamości jednostek do niej należących. Tego typu przemieszanie można jednak interpretować jako coś przeciwnego instrumentalizacji religii – jako jej nadrzędność wobec innych obszarów życia.

Nie rozumieli tego krytycy Intronizacji, gdy przypisywali jej zwolennikom ukryte, niecne intencje. Tymczasem wypowiedzi „Intronizatorów” i nauczanie Kościoła, do którego się odwołują wskazują na to, że Intronizacja jest czymś przeciwnym upolitycznianiu religii, a mianowicie ureligijnianiem polityki.

 

Jan Moniak

 

 


Jan Moniak