Nadesłany do naszej redakcji komentarz p. Anny Lasek do fragmentu artykułu wstępnego Michała Barcikowskiego jest godny przemyślenia i dyskusji. Ciekawe jest zwrócenie uwagi na to, iż wspólne mieszkanie ze sobą mężczyzny i kobiety (którzy pozostają w sakramentalnym związku małżeńskim z innymi osobami) jest zawsze grzechem - także ze względu na życie na sposób małżeński. Osoby takie tworzą bowiem wspólnotę całego życia, czyli łączą się węzłem psychicznym, emocjonalnym, ekonomiczym, jednym słowem wspierają się w każdym zakresie tak, jak to się dzieje w każdym małżeństwie.
W świetle rozważań św. Tomasza o małżeństwie stworzenie "stadła" jest rzeczywiście jedną z cech małżeństwa. Jedną z oznak jest wspólne zamieszkiwanie - oczywiście nie na zasadzie chwilowego dzielenia mieszkania, lecz na zasadzie pewnej wspólnoty życia, wydatków, posiłków, spraw. Św. Tomasz uważa nawet, że związek Maryi i Józefa był "prawdziwym małżeństwem", ponieważ do jego dopełnienia wystarczyła umowa i domniemane zamieszkanie. W koncepcji autorki komentarza zawarta jest więc zasadnicza racja: długie współzamieszkiwanie ma w sobie coś z dóbr właściwych małżeństwu.
Drugim ciekawym punktem jest przypomnienie nauki, że małżeństwo istnieje nie tylko wtedy, gdy małżonkowie współżyją seksualnie. Autorka pisze, że seks jest tylko jednym z elementów małżeństwa. Tłumacząc dokładniej tę formułę można powiedzieć, że akt seksualny jest zastrzeżony dla małżonków - jest bowiem wyłącznym aktem małżeństwa - nie jest jednak jedynym aktem konstytuującym małżeństwo. Małżeństwo powstaje przez ugodę i wszystkie wymienione w ugodzie elementy są elementami istoty małżeństwa. Co prawda do istoty małżeństwa wchodzi wola zrodzenia potomstwa, ale akt seksualny jest tu jedynie warunkiem, pewnym następstwem umowy. W doktrynie o małżeństwie koniecznym warunkiem była zawsze jedynie możność współżycia. Dlatego znana oblubienicy wada impotencji nie uniemożliwia zawarcia małżeństwa.
Powyższe uwagi dość dobrze oddają zapomnianą dziś świadomość katolicką dotyczącą spraw małżeńskich. Odjąwszy mocne kwalifikacje moralne, np. kategoryczne stwierdzenia, że coś jest grzechem, Anna Lasek przypomina pewną regułę bezpieczeństwa moralnego: nie tylko w sensie unikania "okazji", ale także w sensie "stwarzania pozorów".
Najciekawszym punktem komentarza jest oczywiście sprzeciw wobec tego, co można nazwać "białym związkiem" osób po separacji lub rozwodzie. Autorka wskazuje na to, iż sytuacja, gdy małżonek mieszka z inną osobą niż ta, której ślubował dozgonne wspólne życie jest sama w sobie nieprawidłowa, gdyż żaden publiczny ślub czystości nie rozgrzesza za złamanie ślubów małżeńskich. Trudno się z tym nie zgodzić. Po pierwsze zawiązanie wspólnoty z kimś innym zaczyna się od aktu zerwania lub od uporczywego trwania w zerwaniu. W tej perspektywie rzeczywiście jedynym słusznym postępowaniem jest życie "osobne". Po drugie, dla samej wspólnoty Kościoła istnieje niebezpieczeństwo, że "czysty konkubinat" będzie uznawany za tożsamy z sakramentalnym małżeństwem osób niewspółżyjących, czyli "białym małżeństwem" sensu stricto.
Uznając całą słuszność tych uwag, pragniemy jednak zwrócić uwagę na drobną trudność natury metodologicznej oraz na nieco radykalnego "ducha" widocznego w rozumowaniu autorki.
Wydaje się, że dla zaprzeczenia legalności "białego związku" Anna Lasek używa argumentu z "życia na sposób małżeński", który jest niewspółmierny do argumentu "ze współżycia", który zazwyczaj stosuje się do rzeczywistości małżeńskiej. Nie można zapominać, że w języku Kościoła małżeństwem nazywa się spełnienie ludzkich dążeń w sferze płciowości w formie ściśle określonej fizycznej czynności i że ludzie pobierają się po to, aby to dążenie mogło się spełnić. Ponadto oddzielenie w rozumowaniu tego, co "seksualne" od tego, co "wspólnotowe" naraża je na sprzeczność. Jeśli bowiem Kościół uznaje małżeństwo bez seksu za pełne, to dlaczego to samo miałoby być "zakazem bezpiecznościowym" w przypadku konkubinatu?
Nauka Kościoła na temat małżeństwa ma charakter całościowy, a jego wypowiedzi w kwestii duszpasterstwa "przypadków trudnych" są bardziej ostrożne. Kościół nie tylko nie rozdziela "stołu" i "łoża", ale podkreśla konieczność odnoszenia się do konkretnych przypadków. Przywołany przez autorkę dokument Jana Pawła II Familiaris Consortio mówi, że taka forma życia (...) nie stoi w sprzeczności z nierozerwalnością małżeństwa (…), gdy mężczyzna i kobieta, którzy dla ważnych powodów — jak na przykład wychowanie dzieci — nie mogąc uczynić zadość obowiązkowi rozstania się, „postanawiają żyć w pełnej wstrzemięźliwości, czyli powstrzymywać się od aktów, które przysługują jedynie małżonkom”. Kościół stosuje tu więc zasadę roztropności. Bierze pod uwagę obiektywną "bezgrzeszność" mieszkania mężczyzny i kobiety, realizm upadłej natury człowieka, ważność powodów (np. dobro dzieci zrodzonych w takich związkach), a sposób prowadzenia poszczególnych osób do zbawienia pozostawia prerogatywom kapłańskim.
Redakcja