Kiedy rozważamy kwestię, czy powinniśmy zachować lub też wycofać katechezę ze szkół publicznych trzeba jak sądzę rozpatrzeć różne kwestie. Pierwszą z nich i podstawową jest zasada całości jaką przyjmujemy w spojrzeniu na życie społeczne. Odpowiedzialność, którą chcemy brać na siebie będąc chrześcijanami nie jest tylko odpowiedzialnością za Kościół rozpatrywany niczym rzeczywistość istniejącą obok społeczności świeckiej, obok narodu i państwa. Kościół i naród są w Polsce zrośnięte silniej nawet niż osobista wiara poszczególnych ludzi - to właśnie oznacza, że chrześcijaństwo, katolickość jest w Polsce instytucją. To ważne, instytucje mają znaczenie uniwersalne i formacyjne we wspólnocie politycznej, do pewnego stopnia niezależnie od bardziej indywidualnie przyjmowanych tradycji lub przekonań o charakterze światopoglądowym czy politycznym. Z tego samego powodu należy cenić nawet bardzo płytką i nie pogłębioną religijność charakteryzującą wielu Polaków. Dlaczego?
Narzucają się tu słowa proroka Izajasza, który mówił: Trzciny zgniecionej nie złamie ani knotka tlącego nie dogasi. Tak długo jak trwają instytucje wiary, tak długo pozostają one kanałami łaski. Rzecz jasna, mogą one wydawać nieskuteczne, nie przynoszące owoców, jednak dużo łatwiej jest coś zniszczyć całkowicie niż rzeczywiście zbudować coś lepszego zupełnie od nowa. Zauważyła to w swoim tekście “Jaka katecheza?” Antonina Karpowicz-Zbińkowska. Katecheza jest realną pomocą - pomimo swojej ułomności - w formacji religijnej w coraz bardziej poganiejącym społeczeństwie. Przeciwdziała ona także silnemu wykluczeniu społecznemu ludzi wierzących, ponieważ jest jedną z form publicznej obecności religii w życiu państwa. Oswaja z tą obecnością młode pokolenia. Państwowa pieczęć na formacji religijnej czyni też całe państwo do pewnego stopnia chrześcijańskim, jest częściowym chociaż wypełnieniem obowiązku jaki organizacja ta ma wobec prawdziwej religii.
Uważam za romantyczny idealizm przekonanie, według którego powinniśmy zrezygnować z religii w szkołach państwowych tylko dlatego, że nasze państwo jest nominalnie (a także nieraz realnie) liberalne, czy laickie. Państwo jest laickie zawsze o tyle o ile przeszkadza w budowaniu cywilizacji chrześcijańskiej i łamie sumienia oraz wiarę, ale tam gdzie tę wiarę i cywilizację wspiera nie powinniśmy temu zaprzeczać, ani tym bardziej przeszkadzać. Choć mamy do skłonność do takiego myślenia państwo nie jest sprzężeniem jednej niezłomnej woli, tylko zespoleniem różnych społecznych i prawnych ciśnień oraz tendencji. W naprawdę złych czasach za okruchy ludzkiej i chrześcijańskiej cywilizacji trzeba uważać nawet akty tolerancji dla chrześcijan. Jeśli by tak nie było chrześcijanie powinni z obojętnością przyjmować choćby ustalenia edyktu mediolańskiego z roku 313, a nawet z lekceważeniem je odrzucić jako niepotrzebne. Jednak było zupełnie inaczej, echo chrześcijańskiej wdzięczności wobec cesarza Konstantyna choć jest słabsze, trwa do dziś.
Wróćmy do kwestii całości. Zmaganie jakie toczymy, i którego częścią jest obecność katechezy w szkołach, nie jest tylko pracą nad “interesem chrześcijan”, ale nad utrzymaniem jak najszerszego zakresu ludzkiej cywilizacji i kultury w czasach, gdy rządzą nami - mówiąc znanym obrazem kończącym słynne dzieło MacIntyre “Dziedzictwo cnoty - barbarzyńcy. Prawdziwa religia ma to do siebie, że nie jest gnozą dla wybranych, ale mądrością dla wszystkich, na poziomie doczesnym cywilizującą społeczeństwa. Jest dla mnie rzeczą oczywistą, że to bardzo niedoskonałe praeparatio evangelica jakie ma miejsce w szkołach jest jednym z elementów istotnym dla społecznej formacji. Formacji, która daje zaplecza dla oporu pozwalającego wciąż unikać Polsce przyjmowania wprost bezbożnych praw. W sytuacji, gdy rządzą nami ludzie pozbawieni zasad lub ograniczeni jeśli chodzi o zdolność ich pojmowania oraz rozumienia konieczności prawnej ich implikacji, przekonania moralne społeczeństwa w sutroju demokratycznym są także przedmurzem wolności chrześcijan. Dlaczego przedmurzem? Dlatego że za wprowadzaniem nieludzkich praw, jak zgoda na mord prenatalny, eutanazja, genderowa demoralizacja edukacji będzie szła bardziej bezpośrednia dyskryminacja chrześcijan. Wtedy los tych rodzinnych wspólnot głęboko katechizujących swoje dzieci - o których mówi w swoim tekście “Rozpoznać czas: nie instytucje, a znaki” Arkadiusz Robaczewski - widzę w ciemnych barwach.
Co więcej trzeba zapytać ile dusz bezpośrednio poniesie szkodę z powodu naszego wycofania się na “wysoki zamek”. Instytucje zachowujące elementy chrześcijańskie - jeśli nie są tylko narzędziem zgorszenia, to znaczy nie przekazują treści zupełnie sprzecznych z wiarą pod szyldem chrześcijańskim - po prostu pomagają żyć w wierze. To miał na myśli św. Paweł, gdy pisał:
Zalecam więc przede wszystkim, by prośby, modlitwy, wspólne błagania, dziękczynienia odprawiane były za wszystkich ludzi:za królów i za wszystkich sprawujących władze, abyśmy mogli prowadzić życie ciche i spokojne z całą pobożnością i godnością. Jest to bowiem rzecz dobra i miła w oczach Zbawiciela naszego, Boga, który pragnie, by wszyscy ludzie zostali zbawieni i doszli do poznania prawdy[1].
To, że po usunięciu religii ze szkół nie zniknie powód do politycznego sporu jest pewne, ponieważ znajdzie się kolejny. Mamy jeszcze w Polsce konkordat, mamy ustawę chroniącą życie, mamy konstytucję broniącą formuły naturalnego małżeństwa, mamy różne formy wsparcia dla katolickich instytucji ze strony państwa. To są rzeczy dobre, ponieważ w tak zinstytucjonalizowanej cywilizacji jak nowoczesna instytucje sprzyjające chrześcijanom chronią wiemu nas przed upadkiem, który idzie zawsze w historii w cieniu, krok za heroicznymi męczennikami. Kto z nas może być pewny, że on sam czy jego dzieci nie ugnie się wobec wielkiego walca antychrześcijańskiej kultury.
Warto odnieść się jeszcze do słów Papieża Piusa XI, które Arkadiusz Robaczewski cytuje:
Nie mogą też katolicy zgodzić się na taką mieszaną szkołę (gorzej, jeśli jest ona jedyna i dla wszystkich obowiązkowa), w której, jakkolwiek ubocznie, mogą pobierać naukę religii, przecie resztę nauczania otrzymują od nauczycieli niekatolików, razem z uczniami niekatolikami.
W naszym przypadku zasadnicze są właśnie słowa “gorzej, jeśli jest ona jedyna i dla wszystkich obowiązkowa”. Tak właśnie z rozmaitych względów jest. Nie sądzę tylko by można było przyjąć założenie, że nauczyciele i uczniowie w Polsce to po prostu “niekatolicy”.
Nawet jednak przyjmując za prawdziwą - co do pewnego stopnia mogę uczynić - krytykę samej katechezy a także społeczeństwa polskiego jako ochrzczonych pogan, trzeba też przyjąć, że szkoła zawsze jest szerokim obszarem możliwości duszpasterskich. Sam mogę powiedzieć, że katecheza - mnie dziecko mało religijne z bardzo umiarkowanie religijnej rodziny - “przytrzymała” w “orbicie” katolicyzmu. Dzięki niej nie zniknął on z horyzontu, a gdy Pan nasz zechciał włączyłem się już świadomie - na dobre i złe - po szyję w wody rzeki katolickiego życia.
Tomasz Rowiński
[1] 2 Tm 1-4.
Na ten temat pisali u nas:
Artur Górecki - Relgia w szkole to przyczółek
Antonina Karpowicz-Zbińkowska - Jaka katecheza?
Arkadiusz Robaczewski - Rozpoznać czas: nie instytucje a znaki
Michał Jędryka - Czy katecheza powinna wyjść ze szkoły
Kinga Wenklar - Postawić na nogi, albo rozwalić. Rzecz o katechezie
Monika Chomątowska - O katechezie w szkole i poza nią słów kilka
(1981), senior research fellow w projekcie Ordo Iuris: Cywilizacja Instytutu Ordo Iuris, redaktor "Christianitas", redaktor portalu Afirmacja.info, historyk idei, publicysta, autor książek; wydał m. in "Bękarty Dantego. Szkice o zanikaniu i odradzaniu się widzialnego chrześcijaństwa", "Królestwo nie z tego świata. O zasadach Polski katolickiej na podstawie wydarzeń nowszych i dawniejszych", "Turbopapiestwo. O dynamice pewnego kryzysu", "Anachroniczna nowoczesność. Eseje o cywilizacji przemocy". Mieszka w Książenicach koło Grodziska Mazowieckiego.