Gdzieś w odległym kraju pewien biskup suspendował księdza, który w kazaniu skrytykował papieża Bergoglio. Osobiście jestem zdania, że kazanie nie jest właściwym momentem do krytyki jakiegokolwiek katolickiego duchownego. Kazania nie temu służą. Muszę jednak z całą mocą zaprotestować przeciwko słowom, których ów biskup przy tej okazji użył. A wspominam o tym, ponieważ jest to sposób mówienia, z którym spotkałem się również w innych miejscach w czasie tego coraz bardziej zniewalającego pontyfikatu.
Jak powiada biskup, przepowiadanie powinno służyć „medytacji nad czytaniami z dnia, nie zaś wygłaszaniu osobistych sądów, zwłaszcza jeśli nie są one w jedności z Papieżem (…) Nie ma wątpliwości, że kapłańska posługa w Kościele katolickim zakłada jedność z Ojcem Świętym” (zwracam uwagę na całą tę konstrukcję).
Pozostawanie w jedności z Papieżem lub też (ponieważ można powiedzieć, że ochrzczeni niekatolicy są w częściowej jedności) pozostawanie w pełnej jedności z Papieżem jest kategorią prawną, która oznacza, że ktoś nie został wyłączony ze wspólnoty Kościoła katolickiego na mocy formalnego wyroku lub przez popełnienie przestępstwa, które zgodnie z prawem kanonicznym skutkuje zaciągnięciem ekskomuniki latae sententiae.
Samo krytykowanie Papieża (nawet jeśli niestosowne lub nieroztropne) z pewnością nie niesie ze sobą takiego wyroku. A jeśli tak, to według którego kanonu? I który kanon mówi, że duchowny dokonujący takiej krytyki podlega suspensie latae lub ferendae sententiae?
Jeśli krytyka Papieża automatycznie wyłącza kogoś z jedności z Ciałem Chrystusowym, to gdzieś tam musi być całkiem sporo ludzi, którzy krytykowali papieża Benedykta, i którzy ciągle błąkają się z dyndającymi im na szyjach, niewidzialnymi ale całkiem realnymi wyrokami ekskomuniki latae sententiae, zderzającymi się w kłopotliwych momentach z ich pektorałami.
ks. John Hunwicke
tłum. Tomasz Dekert
(1941) Od 2011 jest księdzem Ordynariatu Personalnego Matki Bożej z Walsingham utworzonego przez papieża Benedykta XVI dla byłych anglikanów.