Zajrzałam kilka dni temu na christianitas.org i przeczytałam tekst ks. Jarosława Tomaszewskiego pt. „O dyspozycjach koniecznych do modlitwy”. Autor podaje tam treści na temat modlitwy pochodzące z pism bł. kard. Newmana. Przeczytałam tekst i poczułam sprzeciw. Wyraźny i zdecydowany. Więc przeczytałam jeszcze raz i sprzeciw nie minął, choć nieco osłabł. Mówiąc obrazowo: ugasiłam żagiew i sięgnęłam po skalpel.
Nie znam na tyle pism św. J.H. Newmana, by dyskutować z relacją na temat jego doktryny dotyczącej modlitwy, zresztą z dotyczącymi tego fragmentami jak najbardziej się zgadzam. Dotknęło mnie za to co innego: kategoryczność stwierdzeń dotyczących stosowania wskazówek na temat modlitwy, cytuję: „tradycja terezjańska dyspozycje czy też, posługując się terminologią Newmana, formy modlitewne opisuje za pomocą warunków, jakie musi spełnić dusza, aby się modlić”, oraz brak wyraźnego rozgraniczenia między tym, co jest „mlekiem” dla początkujących a co „mięsem” dla postępujących na drodze modlitwy (por. 1Kor 3,2).
Do tego, żeby zacząć się modlić, dusza niczego nie musi. W „Wyznaniach” św. Augustyn pisze: „Stworzyłeś nas bowiem jako skierowanych ku Tobie. I niespokojne jest serce nasze, dopóki w Tobie nie spocznie” i słowa te najlepiej oddają prawdę o tym, że rodzimy się z naturalną zdolnością do modlitwy, podobnie jak, np. do chodzenia. I jak chodząc, rozwijamy jednocześnie służące do tego mięśnie i chodzimy coraz lepiej, podobnie jest z modlitwą: modląc się, rozwijamy potrzebne cechy i dyspozycje.
A do tego, żeby zacząć, trzeba nawet zaledwie trzech „P”: pragnienia, praktyki i przewodnika. Pragnienia Boga, praktykowania modlitwy i poddania się prowadzeniu mądrego przewodnika; duchowego mistrza. Ten ostatni jest już wejściem na drogę rozwoju tej praktyki. To może być pisarz, kapłan a czasem człowiek świecki, jak było w przypadku Karola Wojtyły i Jana Tyranowskiego.
I dopiero na drodze wzrostu istotne stają się dyspozycje, o których pisze ks. Tomaszewski. Tego rozróżnienia mi zabrakło i moim zdaniem, jest ono bardzo istotne. Wynika to z faktu, że można tak bardzo skupic się na wypracowywaniu dyspozycji i postaw, i właściwych warunków, i czego tam jeszcze się żąda, że nigdy nie zaczniemy się tak naprawde modlić, bo wciąż nie osiągniemy doskonałej pozycji wyjściowej do tego biegu. A tymczasem, jak pisze w Regule św. Benedykt, „Jeśli mnich [i każdy chrześcijanin] chce się modlić, niech się modli”. W tej postawie jest prostota, która odbiera pożywkę próżności, która może się karmić doskonałością osiągniętej formy.
Bo kiedy zaczniemy, chwiejnie i niepewnie, jak stawiające pierwsze kroki dziecko, z czasem i w miare praktykowania, dyspozycje zaczną kształtować się same. Pragnienie Boga będzie motywować nas do praktykowania a przewodnik duchowy – korygować błędy postawy. Ale reszta ukształtuje się sama, bo jak pisze w swoim „Traktacie o modlitwie” bł. Paweł Gustiniani, refomator kamedułów z XVI w.: „Metodą modlitwy jest brak metody modlitwy”. Dobrze jest znać różne jej szkoły, sposoby i warunki, wiedzieć także, gdzie na tej drodze są znaki zakazu wstępu, ale Duch i tak poprowadzi po swojemu, biorąc pod uwagę także nasze fizyczne i emocjonalne uwarunkowania.
I na koniec piękna modlitwa bł. Pawła z czasów, kiedy jeszcze nie był br. Pawłem kamedułą, ale Tomasso Giustinianim, weneckim patrycjuszem, filozofem i erudytą:
Chropawa jest ta moja modlitwa.
Nie patrz na słowa,
ale na uczucie, z którym Ci ją składam.
Zwracaj uwagę na to, o co Cię proszę,
a nie na to, jak Ciebie proszę.
Nie zastanawiaj się, jak zasłużyłem na to, o co proszę,
ale jak wielką mogłoby mi to przynieść radość.
Nie patrz na to, co powinienem otrzymać,
ale na to, co Ty możesz dać.
Co dasz temu, kto Cię o coś prosi, jeśli nie pozwolisz kochać się tym, którzy pragną Cię kochać i błagają, by mogli Cię kochać?
Ale teraz niech już, milcząc, przemówi moje uczucie, swymi myślami i piórem:
Ty je widzisz, Ty je słyszysz.
Wewnętrzne słowa mojego serca nie są bowiem w stanie wyrazić mojego uczucia;
zresztą jeśli moje serce o czymś myśli, nie myśli w taki sposób, żeby jego myśl można było zapisać piórem.
Milczące więc i nieme, moje uczucie ciągle przemawia do Ciebie i krzyczy:
„Pozwól mi Ciebie kochać;
rozpal mnie ogniem Twojej miłości.
Jak mnie słyszysz, tak mnie wysłuchaj, proszę Cię”.
(„Myśli o miłości Bożej”, 19,4-5)
Chropawa jest nasza modlitwa, zwłaszcza na początku. Ale to nie jest powód, żebyśmy nie podejmowali prób jej praktykowania, starając się perfekcyjnie do niej przygotować. Jesteśmy powołani do tego, by chodzić pewnie, mocno, z uniesioną głową, ale niech to nas nie powstrzyma od pierwszych chybotliwych kroków na niepewnych, krzywych nóżkach.
Elżbieta Wiater
(1976), doktor teologii i historyk, publicystka, autorka książek (m.in. Filotea 2.1, Hildegarda z Bingen. Mistyczka z charakterem, C.S. Lewis. Pielgrzym radości). Mieszka w Krakowie.