Ten artykuł, tak jak wszystkie teksty na christianitas.org publikowany jest w wolnym dostępie. Aby pismo i portal mogły trwać i się rozwijać potrzebne jest Państwa wsparcie, także finansowe. Można je przekazywać poprzez serwis Patronite.pl.
Z góry dziękujemy.
Jeśli zestawimy ze sobą niedawne dokumenty papieskie nakładające ograniczenia na księży i wiernych chcących uczestniczyć w liturgii w starszej formie rytu rzymskiego, a dokładniej mówiąc, dołączony do motu proprio List do biskupów, z głośnym wydarzeniem Arena Młodych pod hasłem „Reset” z 14 września br., to uderzy nas istniejący pomiędzy nimi rozdźwięk. Otóż Papież Franciszek, reagując twardo na domniemane zagrożenia stwarzane przez nadmiernie jego zdaniem rozrastający się i idący w niebezpiecznych kierunkach ruch tradycjonalistyczny, jednocześnie umieszcza sam siebie w gronie papieży zauważających oraz krytykujących liczne i szkodliwe nadużycia pojawiające się w liturgii posoborowej. Prosi zatem adresatów swojego listu „o czuwanie, by każda liturgia była sprawowana godnie i z dochowaniem wierności księgom liturgicznym promulgowanym po Soborze Watykańskim II, bez ekscentryczności, które łatwo przeradzają się w nadużycia”[1]. Wszyscy, którzy mieli okazję obejrzeć nagranie lub zdjęcia z „Resetu” zgodzą się, że - eufemistycznie mówiąc - nie było to wydarzenie, które można potraktować jako pozytywną odpowiedź na papieską odezwę. A mówiąc wprost, cała ta akcja z poskładaną częściowo z całkowicie nieliturgicznych elementów i zaanonsowaną w pewnym momencie przez abp. Rysia „mszą-niespodzianką”, w stosunku do dezyderatu papieża tworzy dysonans totalny. To-tal-ny.
Nie wiem dlaczego abp Ryś, wraz z o. Remim „Banuj od razu!” Recławem SJ i innymi organizatorami i realizatorami „Resetu” wymyślili coś takiego (to znaczy po tym drugim spodziewałbym się wszystkiego, ale ten pierwszy bardzo mnie negatywnie zaskoczył). Mam skądinąd powody, aby szanować łódzkiego Ordynariusza, pomimo tego, że często czytając bądź słuchając jego wypowiedzi głęboko się z nimi nie zgadzam. Dlatego nie chcę tu skupiać się na jego osobie, a raczej na pewnym zjawisku, które sposób potraktowania liturgii Kościoła w czasie „Resetu” niejako wydobyło na wierzch. Chodzi o fakt, iż w aktualnej rzeczywistości kościelnej, płynące z Watykanu napomnienia i dezyderaty odnośnie wierności formom kultu (jak najbardziej tym posoborowym) są i muszą pozostać pustosłowiem. Liturgia jest przez wielu hierarchów, kapłanów i świeckich traktowana jako ich własność i środek do osiągania innych celów: ewangelizacyjnych, duszpasterskich, dydaktycznych. Tego nauczyła ich sama praktyka reformy liturgicznej, w takim paradygmacie byli lub bywali formowani i żadne prośby ze strony nieśmiałego - jak sam o sobie ostatnio powiedział - papieża Franciszka tego nie zmienią. Zwłaszcza, że o on nie świeci przykładem, zarówno na poziomie liturgicznym (vide msze wielkoczwartkowe i mandata w więzieniach), o innych sprawach nie wspominając. Nie wiem czy Ojciec Święty umieścił w swoim liście tę prośbę do biskupów z przekonania, czy też dla stworzenia pozorów symetryzmu i osłodzenia tradycjonalistom zakładanego przez siebie powrotu do „jedności rytu”. Nie ma to jednak najmniejszego znaczenia, ponieważ nawet jeśli dla niego nie była ona tylko pustym frazesem, to jej efekt będzie dokładnie taki sam, jakby nim była. Instrumentalnego podejścia do liturgii, jakie ma ogromna część katolików na wszystkim stopniach hierarchii nie da się zmienić papieskimi prośbami, dezyderatami czy nawet nakazami. Szansą na jej odwrócenie był powolny proces upowszechniania się starszej formy i niesionej przez nią „filozofii” kultu. Proces, który Franciszek właśnie znacząco spowolnił, a najchętniej w ogóle by go wygasił. Ot, taki paradoks.
Z punktu widzenia osób związanych z liturgią tradycyjną cała ta sytuacja ma jeszcze jeden wymiar. W ciągu ostatnich dwóch miesięcy, tzn. od czasu wydania przez Franciszka Traditionis custodes, nasz status uległ znaczącej zmianie, a przestrzeń, w której dotychczas działaliśmy, i która przed 16 lipca wydawała się przyjazna i otwarta, a w każdym razie obiecująca spokojny rozwój, nagle najeżyła się trudnościami. Co prawda w wielu diecezjach biskupi nie zastosowali zarządzonych przez papieża reglamentacji w sposób surowy i restrykcyjny, niemniej wszędzie papieski dokument wywołał konkretną, szybką reakcję i spowodował - w porównaniu z czasem wcześniejszym - mniejsze lub większe ograniczenia, a gdzieniegdzie trwającą ciągle niepewność co do dalszych losów tego czy innego miejsca celebracji, posługi danego kapłana itp. Tak naprawdę dokument Franciszka w mniejszym lub większym stopniu wywrócił nasz świat do góry nogami i zrobił to w dodatku bardzo szybko. Okazuje się, że są takie dziedziny, w których ukazy z Watykanu wywołują reakcję błyskawiczną, słabo albo w ogóle nieliczącą się z wiarą, duchowością, przywiązaniem i zaangażowaniem wiernych, których dotyczą. Roma locuta, causa finita. I na tle takiej sytuacji przychodzi coś takiego jak „Reset”, pokazując, że najbardziej „franciszkowi” ludzie Kościoła (czyż abp Ryś nie jest spośród polskich hierarchów tym, któremu najbliżej jest do papieskiego sposobu myślenia i działania?) bez najmniejszej żenady, publicznie i z pełną pompą robią coś dokładnie przeciwnego w stosunku do tego, do czego wzywa ich papież. To prawda, że na tradycjonalistów nasz nieśmiały Ojciec Święty wystosował paragrafy, a o dbanie o nieekscentryczność i wierność księgom liturgicznym tylko biskupów poprosił. Paragrafy trzeba wyegzekwować. A prośby? Bądźmy poważni.
Tak naprawdę jestem dość mocno przekonany, że nawet gdyby jacyś oburzeni zdecydowali się zwrócić do Franciszka o reakcję na sposób potraktowania mszy w czasie „Resetu”, to w najlepszym wypadku nie doczekaliby się jej, a w najgorszym papież pogratulowałby abp. Rysiowi, „Mocnym w Duchu” czy komu tam jeszcze, wspaniałej inicjatywy ewangelizacyjnej. Z czego o tym wnoszę? Ano z wyjaśnienia sytuacji, jakiego na swoim kanale na YT udzielił o. Recław. Dowiadujemy się z niego, że organizatorzy nie chcieli pozbawiać uczestników mszy i komunii, ale nie mogli ich po prostu włączyć w program (bo za długo, bo ludzie się znudzą, bo zaczną gwizdać itd.), więc zdecydowali się wkręcić ich w coś, co dopiero w trakcie miało okazać się mszą. Po jednej stronie - mówi nasz jezuita - mieliśmy rytuał, po drugiej człowieka. I wybraliśmy człowieka. I serce, bo msza jest sercem.
Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że są to argumenty, które trafiłyby do papieża i że mógłby w związku z nimi zapomnieć, iż całkiem niedawno prosił biskupów, nawet nie tyle, żeby sami nie lekceważyli reguł rządzących kultem Bożym, ile żeby czuwali nad ich zachowywaniem wśród swoich podwładnych. Wyjaśnienia o. Recława, przy całej swojej pokrętności, są bowiem w rzeczywistości głęboko zbieżne z konsekwentnie od lat wyrażanym podejściem Franciszka do rytuału, reguł czy zasad, ze stale u niego obecną niepojednywalną dychotomią prawa i miłości, obsesyjnym potępianiem sztywności, rygoryzmu itp. Patrząc z tej perspektywy naprawdę trudno mi sobie wyobrazić, że papież odstawia na bok prymat „miłości” oraz „serca” i napomina abp. Rysia za niezachowanie wierności abstrakcyjnym i martwym regułom mszy. Cytując disneyowskiego klasyka - przypuszczam, że wątpię.
Tomasz Dekert
-----
Drogi Czytelniku, prenumerata to potrzebna forma wsparcja pracy redakcji "Christianitas", w sytuacji gdy wszystkie nasze teksty udostępniamy online. Cała wpłacona kwota zostaje przeznaczona na rozwój naszego medium, nic nie zostaje u pośredników, a pismo jest dostarczane do skrzynki pocztowej na koszt redakcji. Co wiecej, do każdej prenumeraty dołączamy numer archiwalny oraz książkę z Biblioteki Christianitas. Zachęcamy do zamawiania prenumeraty już teraz. Wszystkie informacje wszystkie informacje znajdują się TUTAJ.
[1] https://episkopat.pl/list-ojca-swietego-do-biskupow-swiata-ws-motu-proprio-traditionis-custodes/
(1979), mąż, ojciec, z wykształcenia religioznawca, z zawodu wykładowca, członek redakcji "Christianitas", współpracownik Fundacji Dominikański Ośrodek Liturgiczny.