W najnowszym „Znaku” Dobrosław Kot wraca do tekstu ks. Józefa Tischnera Schyłek chrześcijaństwa tomistycznego i sporu księdza z tomistami. Teza Kota jest następująca: tradycyjny katolicyzm ma się świetnie, natomiast katolicyzm otwarty, reprezentowany przez filozofię Józefa Tischnera, okazał się epizodem w historii Kościoła; epizodem zbyt pięknym, aby mógł trwać. W Kościele nastąpił odwrót od prawdziwego myślenia, którego promotorem w Polsce był ks. Józef Tischner. Kot uznaje pewną żywotność tomizmu jako myślenia „zakorzenionego w katechizmie i liturgii” ale uważa go, jak ks. Tischner, za całkowicie przebrzmiałe stanowisko filozoficzne.
Tezę Kota traktuję tylko jako punkt wyjścia – nie zamierzam z nią szczególnie polemizować, ani tym bardziej wracać do – jak sądzę – przebrzmiałej już dyskusji wywołanej tekstem ks. Tischnera. Chciałbym zwrócić natomiast uwagę na co innego: nie wiem, czy tradycyjny katolicyzm ma się świetnie (skłaniałbym się ku ostrożniejszej diagnozie) natomiast z pewnością jest prawdą, że filozofia księdza Tischnera i reprezentowany przez niego sposób myślenia o Kościele jest – jako filozofia właśnie – martwy; i jest to jego, ks. Tischnera, a nie zacofanego polskiego Kościoła, wina. Odwrotnie natomiast z tomizmem. Owszem, wystarczyło kilka dekad, aby okazało się, że św. Tomasz i tomizm jest – jak zawsze był – poważną propozycją filozoficzną i źródłem istotnych argumentów w rozmaitych sporach, nie tylko zresztą dotyczących Kościoła. Tymczasem filozofia ks. Tischnera oraz do pewnego stopnia filozofia jego największych autorytetów (Heideggera, późnego Husserla, Levinasa czy Bubera) jest filozofią martwą.
Powiem więcej: ta myśl nigdy nie była poważną propozycją filozoficzną w takim sensie, w jakim jest nią filozofia św. Tomasza. Ksiądz Tischner był ciekawym pisarzem religijnym i etycznym – podobnie jak ciekawym autorem jest późny Edmund Husserl, późny Martin Heidegger, Emmanuel Levinas czy Martin Buber. Chcę być dobrze zrozumiany: tych ludzi warto czytać, stanowią oni trwały element naszej historii intelektualnej (w przypadku ks. Tischnera, również politycznej). Nie zawsze są oni jednak partnerami myślenia filozoficznego. Od ludzi tych można się wiele dowiedzieć o ich wrażliwości, o sposobie „widzenia” świata, ale nie można z nimi polemizować ani wejść w spór. Dlaczego? Ponieważ ich filozofia nie jest zbudowana na argumentacji, ale na iluminacji. Naczelną kategorią filozofii Edmunda Husserla jest „wgląd” – ks. Tischner, jeśli należał do jakieś szkoły filozoficznej, to właśnie do szkoły fenomenologicznej. W tym sposobie uprawiania filozofii, lepszym filozofem jest ten, kto dłużej „wytrwa w pytaniu”, a potem, wielkim natężeniem swojego intelektu, ujrzy prawdę w jej „oczywistości”; objawi mu się ona z całą prostotą i oczywistością. Jak wiadomo, prawdy ujrzane z całą prostotą w widzeniu są niemożliwe do przekazania innym, o ile nie dostąpili oni również widzenia. A więc: mamy tu do czynienia nie z argumentowaniem, ale mówieniem do już przekonanych. Taki sposób filozofowania nie może być więc, wbrew swojej nazwie, filozofią dialogu. Ktoś, kto ma „wgląd” wygłasza monologi do innych ludzi. Jeśli mają oni taki sam wgląd co wygłaszający monolog – zgadzają się; jeśli są go pozbawieni – nie zgadzają się. Na tym kończy się „myślenie” w tej filozofii. Oczywiście: wspomniani autorzy mają wiele ważnych rzeczy do powiedzenia i nie zawsze grzeszyli w ten sposób przeciwko rozumowi i duchowi dyskusji – wczesny Husserl, wczesny Heidegger czy chwilami Levinas to wielcy filozofowie. Jednak dostatecznie często z argumentujących filozofów stawali się objawicielami ujrzanych przez siebie prawd, aby dziś nie mieć już zbyt wielu twórczych kontynuatorów i nie być traktowani jako partnerzy w rzeczywistej dyskusji. Mówiąc krótko: zostawili dziedzictwo, którego nie da się podjąć.
Św. Tomasz, niezależnie od tego, czy się z nim zgadzamy czy nie, był autorem który formułował tezy w sposób jasny, a następnie, bardzo szczegółowo i na różne sposoby je uzasadniał. Dla ludzi, którzy oczekują „widzeń” są to rzecz jasna nudne, „scholastyczne” rozważania. Jednakże jeśli interesuje nas argumentacja, św. Tomasz jest doskonałym partnerem do rozmowy. U niego żadna prawda nie jest „wrażana” w nasz umysł „natężeniem uwagi” – św. Tomasz nigdy nie próbuje nas zmusić do uznania swoich tez podnosząc głos: „popatrz, popatrz uważniej!” Św. Tomasz konstruuje argumenty: wykłada założenia, starając się wychodzić od takich, które przyjmuje jego rozmówca. Jeśli to ostatnie jest niemożliwe, przynajmniej zaznacza, jakie przesłanki należy przyjąć, aby się z nim zgodzić. Prawda jest tutaj osiągana na drodze złożonego rozumowania: wychodzi się od prostych przesłanek, żeby dojść do poszukiwanych odpowiedzi. Odpowiedzi te nie są jednak widoczne za jednym razem, w prostym wglądzie – tak poznaje Bóg i aniołowie. Człowiek wychodzi od rzeczy prostych i trywialnych, żmudnym wysiłkiem rozumu „rachuje”, „wylicza” swoje odpowiedzi, których nie jest w stanie często w ogóle „uchwycić” za jednym zamachem. Te rachunki można sprawdzić. Natomiast nie można sprawdzić „wglądów”, bo człowiek nie posiada mocy udzielania widzenia innemu człowiekowi.
Czy to nie ironia, że filozofia, która miała być lekarstwem na skostniałą teologię tomistyczną, sama od początku skonstruowania była jako zbiór prawd, nad którymi nie da się dyskutować? Oczywiście nikt nie zakazywał tej dyskusji, a ks. Tischner był miłośnikiem dialogu. Jednakże dyskusja ta była po prostu niemożliwa: nie da się dyskutować z objawieniem prawdy, którą ktoś ujrzał w prostym widzeniu. Można natomiast dyskutować z argumentacją: uzasadnieniem prawdy rozłożonym na szereg racji powiązanych związkami wynikania.
To z tego powodu filozofia św. Tomasza jest dziś rozwijana i dyskutowana: nie tylko w analitycznym tomizmie, ale też w teorii działania, ontologii, etyce oraz last but not least w teologii, zwłaszcza „teologii filozoficznej”. Tomasz jest po prostu i najpierw kimś, kto formułuje argumenty i przedstawia rozwiązania problemów „w ludzki” sposób, tzn. respektując naturę ludzkiego rozumu. Jest partnerem prawdziwej dyskusji, a dla niektórych staje się następnie autorytetem i mistrzem; i nie chodzi tu wyłącznie o ludzi wierzących. Nie jest natomiast mędrcem, który z głębin swojego geniuszu wydobywa, nadludzkim wysiłkiem i teatralnie zawieszając głos, „prawdy”, nad którymi następnie domaga się „namysłu”. Nie naśladuje nieudolnie Boga, który jest w stanie udzielić widzenia innym. Z takim mędrcem nie można dyskutować, jego myśl – jako myśl, jako filozofia – jest od początku martwa. Takim mędrcem bywał ks. Tischner i jego autorytety. Dlatego spotkał ich koniec, a myśl św. Tomasza jest żywa.
Paweł Grad
-----
Drogi Czytelniku, skoro jesteśmy już razem tutaj, na końcu tekstu prosimy jeszcze o chwilę uwagi. Udostępniamy ten i inne nasze teksty za darmo. Dzieje się tak dzięki wsparciu naszych czytelników. Jest ono konieczne jeśli nadal mamy to robić.
Zamów "Christianitas" (pojedynczy numer lub prenumeratę)
-----
(1991), członek redakcji „Christianitas”, dr filozofii, adiunkt na Wydziale Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Autor książki O pojęciu tradycji. Studium krytyczne kultury pamięci (Warszawa 2017). Żonaty, mieszka w Warszawie.