Komentarze
2025.03.18 13:55

Tak zwany realizm polityczny

Ten artykuł, tak jak wszystkie teksty na christianitas.org publikowany jest w wolnym dostępie. Aby pismo i portal mogły trwać i się rozwijać potrzebne jest Państwa wsparcie, także finansowe. Można je przekazywać poprzez serwis Patronite.pl. Z góry dziękujemy.

 

Zmiany w amerykańskiej polityce międzynarodowej, a więc zarazem w międzynarodowym systemie bezpieczeństwa, które wprowadza obecnie administracja Donalda Trumpa są istotnie przełomowe. Jak bardzo, pokażą dopiero kolejne miesiące i lata. Już teraz jest jednak jasne, że nastąpił co najmniej jeden przełom. W warstwie retorycznej, Ameryka przestała się prezentować jako dysponent i gwarant bezpieczeństwa opartego na prawie międzynarodowym i wartościach podstawowych. To, czy wcześniej rzeczywiście nim była jest osobną kwestią. Jest jednak jasne, że na dobre i na złe prezentowała swoje interwencje na całym świecie jako motywowane wartościami takimi jak demokracja, wolność i prawa człowieka. Donald Trump uznał najwyraźniej, że taka retoryka wartości jest wyłączną domeną demokratycznego establishmentu, którym gardzi. Postanowił zastąpić ją retoryką transakcji biznesowych. Według tej retoryki, bezpieczeństwo oferowane przez Amerykę nie jest jej powinnością, a towarem, który zawsze należy sprzedawać za dobrą cenę. W tej wymianie towarów ewentualne krzywdy czy zagrożenia spotykające wczorajszych sojuszników USA nie są żadną walutą.

Te działania Donalda Trumpa tchnęły nowy wiatr w żagle tzw. politycznego realizmu. Mówię „tak zwanego”, ponieważ uważam, że zgodnie z właściwym znaczeniem słowa „realizm”, termin ten powinien się on odnosić do innych poglądów niż te, które często określa się w ten sposób. Co więcej, tzw. realizm polityczny wydaje mi się raczej nieosiągalnym punktem odniesienia w krytyce politycznego idealizmu niż wyznawanym na serio i konsekwentnie poglądem. Jest pozycją krytyczną, którą zajmuje się na chwilę i w określonym celu, a nie punktem wyjścia rzeczywistych diagnoz. A to dlatego, że jest w gruncie rzeczy stanowiskiem trudnym do utrzymania.

Z punktu widzenia tak zwanego politycznego realizmu retoryczny przełom Trumpa jest rodzajem objawienia. W tej optyce Trump, zasiadłszy na imperialnym tronie, objawił narodom całego świata prawdę o naturze relacji międzynarodowych. To, co tzw. polityczni realiści głosili od dawna, zżymając się na naiwność politycznych idealistów i moralistów, teraz stało się widoczne z każdego miejsca na świecie. Oni wołali na puszczy, Trump ogłosił to wszystkim narodom. Opadła kurtyna etycznej ideologii i realna polityka objawiła się wszystkim w całej swojej wspaniałej grozie i prostocie.

Uważam, że tak jak tzw. realizm polityczny nie zasługuje w pełni na swoją nazwę, tak rzekoma Trumpowska apokalipsa realnej polityki jest, paradoksalnie, wielką iluzją mającą zasłonić nędzę prymitywnej ideologii przemocy. Jak każda iluzja, aby była skuteczna, musi zawierać nieco prawdy. Jak każde kłamstwo prześladowcze wypowiadane w mimetycznym sporze z wrogiem politycznym, celnie uderza w słabości rywala, z którym walczy, ale zarazem powtarza jego ruchy.

Zacznijmy od samej etykiety. Realizm: a więc stanowisko uwzględniające to, jak rzeczy się naprawdęmają; skupiające się na tym co istotne, na rzeczywistych przyczynach zdarzeń politycznych. Trudno zrozumieć czym jest prawda, istotność i rzeczywistość, nie zauważając, że obok prawdy istnieje fałsz, to, co nieistotne oraz pozór. A więc sama etykieta „realizm polityczny” jest rodzajem pochwały. Implikuje, że stanowisko, do którego się odnosi, jest wolne od zasadniczego fałszu, pomija to, co nieistotne i nie daje się uwieść pozorom.

W punkcie wyjścia tzw. polityczny realista ustala więc, co jest rzeczywistością, względem której będzie analizował dane zjawiska polityczne. Rzeczywiste, zdaniem tzw. politycznego realisty, są jedynie interesy i potencjał graczy politycznych. Przy czym, jak lubi podkreślać polityczny realista, racjonalnie jest mieć takie i tylko takie interesy, których realizacja jest możliwa. A więc ostatecznie to potencjał jest najważniejszy. To on jest tą rzeczywistością samą, na którą powołuje się tzw. polityczny realizm.

Co więc definiuje możliwości graczy politycznych? Tzw. polityczny realista może wskazać wiele czynników – geografia, zasoby naturalne, demografia, gospodarka, siła militarna, pozycja międzynarodowa, kultura polityczna. Lista ta jest otwarta. Niemniej tzw. polityczny realista ma intuicję, że rzeczywistość jest ostatecznie prosta. Starając się uwzględnić zbyt wiele czynników definiujących potencjał polityczny ryzykujemy, że zamiast dotrzeć do realnych sprężyn polityki zbudujemy kolejną jałową teorię. Dobrze więc wybrać czynnik decydujący. Bywało więc, że tzw. realiści polityczni wskazywali przede wszystkim na czynniki geograficzne. Bywało, że zdawali się sugerować, iż w dużej mierze chodzi o kulturę polityczną. Obecnie, być może z racji wartości, które reprezentuje postać Donalda Trumpa, wydaje się, że o potencjale decyduje przede wszystkim gospodarka. To jest polityczna Rzeczywistość przez wielkie R zdaniem tzw. politycznego realisty. To ona decyduje ostatecznie o sile militarnej i pozycji międzynarodowej, to ona kształtuje kulturę polityczną. Geografia może jej sprzyjać, czasem może ją wykluczać, ale sama nie stanowi o potencjale państwa.

Żeby uchwycić istotę tzw. politycznego realizmu na odpowiednim poziomie ogólności, warto pamiętać, że przez „gospodarkę” mamy na myśli przede wszystkim gospodarkę kapitalistyczną. A właściwie nie o ten czy inny wskaźnik rynkowy, ale o samą zasadę kapitalizmu, którą jest autoteliczna i niczym nie równoważona zasada akumulacji kapitału. Rzeczywista jest więc siła nabywcza: to, co państwo może uzyskać oddając część swoich aktywów (nie tylko zresztą finansowych). Do istoty kapitału należy to, że jest on całkowicie obojętny na to, w czyich rękach pozostaje i na jakie dobra zostanie wymieniony. Tylko tak pojęty kapitał jest rzeczywisty. Wszystko poza siłą nabywczą – potencjałem w stanie czystym – a już szczególnie te śmieszne „wartości”, jest nierzeczywiste. Jeśli ktoś lubi przebywać w tych fantasmagorycznych światach wartości, tzw. polityczny realista nie będzie mu bronił; zauważy tylko, że trzeba mieć czym płacić za swoje iluzje.

Nie będę kłopotał się przekonywaniem czytelnika, że taka „ontologia polityki” jest beznadziejnie prymitywna. Rzeczywistość, w tym natura ludzka i natura tworzonych przez ludzi państw, obejmuje znacznie więcej, niż tylko zasadę zachowania, której postacią jest nieregulowana kapitalistyczna zasada nieskończonej akumulacji. Postacią, dodajmy, wynaturzoną i patologiczną. Dlatego ontologia tzw. politycznego realizmu jest tak trudna do utrzymania. Można wyznawać ją tylko wtedy, gdy odwraca się głowę od tego, co stanowi jej sedno. Pomagają w tym dwa czynniki: iluzje i błędy przeciwników.

Do iluzji należą wszystkie formy retorycznego zacierania prostoty ontologii tzw. politycznego realizmu. Na przykład Trump deklarujący, że w swoich działaniach wobec Rosji i Ukrainy kieruje się chęcią przyniesienia pokoju i zatrzymania rzeki krwi płynącej podczas tej wojny. A więc nie tylko kapitał i interes się liczą. Chodzi o coś jeszcze: o przerwanie cierpienia i śmierci. Najwyraźniej polityczny realizm dostrzega wartość ukraińskiego i rosyjskiego życia. Może nawet kapitał, jakim dysponuje USA zostanie tutaj użyty na rzecz wyższej wartości, stanie się narzędziem pokoju! Być może on sam, Donald Trump, naprawdę tego chce – trudno mi powiedzieć.

A jednak nie da się takiego poglądu o nadrzędności pokoju uzasadnić w ramach konsekwentnie „realistycznego” paradygmatu, który objawiają nam działania Trumpa. A to dlatego, że ta retoryka pabiedy w obecnej sytuacji służy bardziej rosyjskiemu niż ukraińskiemu interesowi, czym ostatecznie przyczynia się do dalszego rozlewu krwi. Taki jest potencjał i interes putinowskiej Rosji, że będzie hojnie płaciła krwią swoich obywateli a przede wszystkim ukraińskich ofiar. To jest realny politycznysens wzywania przez Trumpa do pokoju na Ukrainie i przerzucania odpowiedzialności za wybuch wojny na Zełenskiego. Nie wiem, czy Trump to wie, ale z pewnością miał wiele okazji, aby się dowiedzieć. Na pewno natomiast powinien wiedzieć to każdy, w tym tzw. „polityczny realista”, komu na sercu leży rzeczywistość polityczna. Jeśli tak, to Trumpowska narracja o „pokoju” w istocie rzeczy jest rodzajem iluzji, obsługującej realny interes rosyjski i – w takiej mierze, w jakiej Ameryce uda się coś w ten sposób dostać od Rosji – amerykański. Czym więc iluzja pokoju różni się od rzekomej naiwnej iluzji Demokratów, poza tym, że lepiej realizuje interes rosyjski? 

Błędy przeciwników również dodają pozorów prawdy ontologii tzw. politycznego realizmu. Mówię zarówno o błędach politycznych jak i sposobie ich uzasadnienia. Tak z perspektywy interesów amerykańskich jak i polskich wiele zaangażowań i zaniechań administracji demokratów można uznać za błędne. A jednak sądzę, że o sile oddziaływania Trumpowskiego „objawienia” decydują nie te długo wyliczane przez niego prawdziwe i rzekome błędy poprzedniej administracji, ani nawet ich suma, a raczej fakt, że niezależnie od realnych motywów działań demokratów towarzyszyło im gorliwe etyczne uzasadnienie. Mówiąc wprost, czasem to uzasadnienie mogło wyglądać na retoryczną iluzję, jeśli nie hipokryzję, mającą przysłaniać rzeczywiste, zgoła amoralne lub niemoralne interesy. Co istotne, i co pozwala wyjaśnić przełomowy charakter obecnej prezydentury Trumpa nie tylko wobec poprzednich rządów demokratycznych, ale w ogóle wszystkich rządów USA w ostatnich dekadach, taką samą iluzję zdawały się roztaczać też niektóre administracje republikańskie. Pomyślmy na przykład o tym, jak administracja George’a Busha uzasadniała interwencję w Iraku i ile warte było to uzasadnienie.

Wbrew pozorom, Trump nie zrywa z tym wszystkim. Jak widzieliśmy przed chwilą, retoryka jego rządów roztacza też swoje własne iluzje. Na przykład tę o symetrii krzywd w obecnym konflikcie rosyjsko-ukraińskim oraz możliwości zawarcia rzeczywistego pokoju z Rosją. To właśnie tę iluzję próbował obnażyć prezydent Zełenski podczas awantury w Gabinecie Owalnym. Polityczny realizm – ten rzeczywisty, nie ów prymitywny kapitalistyczny darwinizm – nakazuje uznać, że podczas tej kłótni Zełenski źle oszacował swoje możliwości wpłynięcia na Trumpa. Czas pokaże, jak poważny był to błąd. Kiedy piszę te słowa, rozmowy wokół zawieszenia broni na Ukrainie wchodzą w kolejny zakręt, po którym może się okazać, że tamta scysja nie miała aż takiego znaczenia. Niezależnie jednak od naszej oceny tamtej rozmowy, twierdzenie, że popełnił coś więcej niż polityczny błąd, że mianowicie dał dowód niezrozumienia tzw. realnej polityki, jest możliwe tylko, jeśli ma się bardzo okrojoną wizję tego, co realne.

Donald Trump nie jest więc prorokiem politycznego realizmu: nie objawia on wszem i wobec rzeczywistej natury polityki międzynarodowej; jak jego demokratyczni i republikańscy poprzednicy, on równie wytwarza iluzje, mające uwiarygodnić jego politykę. Skoro ów mesjasz zdrowego rozsądku i realnej polityki też potrzebuje wsparcia iluzji, to najwyraźniej sama naga rzeczywistość nie jest przekonująca. Najwyraźniej, wbrew obietnicom tzw. politycznego realizmu, nie uwzględnia on wszystkich rzeczywistych czynników kształtujących politykę międzynarodową.

Paweł Grad

Drogi Czytelniku, prenumerata to potrzebna forma wsparcja pracy redakcji "Christianitas", w sytuacji gdy wszystkie nasze teksty udostępniamy online. Cała wpłacona kwota zostaje przeznaczona na rozwój naszego medium, nic nie zostaje u pośredników, a pismo jest dostarczane do skrzynki pocztowej na koszt redakcji. Co wiecej, do każdej prenumeraty dołączamy numer archiwalny oraz książkę z Biblioteki Christianitas. Zachęcamy do zamawiania prenumeraty już teraz. Wszystkie informacje wszystkie informacje znajdują się TUTAJ.


Paweł Grad

(1991), członek redakcji „Christianitas”, dr filozofii. Autor książki O pojęciu tradycji. Studium krytyczne kultury pamięci (Warszawa 2017). Żonaty, mieszka w Warszawie. Strona autorska: pawelgrad.net