Duchowość
2024.08.14 18:56

Tajemnica Kościoła: Duch i misja

Ten artykuł, tak jak wszystkie teksty na christianitas.org publikowany jest w wolnym dostępie. Aby pismo i portal mogły trwać i się rozwijać potrzebne jest Państwa wsparcie, także finansowe. Można je przekazywać poprzez serwis Patronite.pl. Z góry dziękujemy. 

 

„Napiszę na nim imię Boga mojego, i nazwę miasta Boga mego, nowego Jeruzalem” (Ap 3,12). Tak więc na zwycięzcy będzie zapisana nazwa Kościoła, tak samo jak imię Boga i Chrystusa.

Wcielenie jest misją Syna Bożego w świecie, a misja ta kontynuuje się i rozszerza przez liczne posługi Kościoła we wszystkich czasach. „Jako mnie posłał Ojciec, i ja was posyłam” (J 20,21). Tak jak w Starym Testamencie prorocy, a nawet aniołowie nie interweniowali, jeśli nie zostali posłani, tak też w Nowym Testamencie nie ma żadnej posługi Odkupienia nie tylko bez wezwania czy powołania, które czyni ją zdatną do udziału w tym dziele, ale wręcz bez formalnego powierzenia misji, które ją wyraźnie określa i uruchamia. A Bóg jest nie mniej niż kiedyś zazdrosny o swoje prawo posyłania (zob. Jr 23,21).

Również misja osób będących na różnych stopniach kapłaństwa hierarchicznego, podobnie zresztą jak samo powołanie1, zawsze przychodzą od Boga za pośrednictwem Kościoła. To on ma tę rozległą i wieczną misję.

Rozróżnienie między władzą święceń a władzą rządzenia2 opiera się na stałej konieczności realizowania misji, której wspaniałe określenie dały Kościołowi Pismo i Duch Święty. Bez udzielenia misji, przynajmniej w najbardziej podstawowej formie, tj. pozwolenia, władza kapłańska, choć pozostawałaby ważna, jednak jej sprawowanie nie oddawałaby już czci Bogu, a składana Bogu ofiara nie byłaby otoczona miłą Mu wonią. Podobnie poza kościelną władzą rządzenia kapłańska władza odpuszczania i zatrzymywania grzechów stałaby się nieskuteczna, ponieważ to prawodawstwo Kościoła określa jej materię.

W Kościele są też jednak misje wykraczające poza hierarchię kapłańską. Święty Franciszek z Asyżu, który nie był kapłanem, jest uznawany za mistrza ewangelicznej doskonałości. Kobiety często otrzymują misje reformatorskie. Nawet misje dyplomatyczne i wojskowe, o tyle, o ile ich celem są interesy cywilizacji chrześcijańskiej i o ile są powierzane przez Stolicę Świętą, stają się misjami w ścisłym znaczeniu nadprzyrodzonymi. Książe Juan de Austria, na którego barki spadł ciężar ocalenia Europy pod Lepanto, zasłużył na to, aby na jego epitafium uczczono go zdaniem z Ewangelii św. Jana: „Był człowiek posłany od Boga, a Jan mu było na imię” (J 1,6).

Czyż jednak nie powinniśmy rozumieć nauki o misji szerzej i objąć ją także najpowszechniejsze stany ludzkiego życia? Przecież ekonomia sakramentalna zapewnia wszystkim tym stanom, do których małżeństwo jest bramą, odpowiednią łaskę, łaskę stanu, precyzując jednocześnie i dopełniając rozumienie ich obowiązków. Bez wątpienia można widzieć w tych stanach życia ludzkiego jakiś rodzaj misji. Zresztą, czyż wszystkie sakramenty nie pomagają nam związać wszelkich okoliczności naszego życia z jedyną regułą woli Bożej, czyż nie przekazują nam sekretnego Bożego hasła do otwarcia każdego z naszych dni i lat? Cała moralność nadprzyrodzona, a w konsekwencji sama duchowość, opiera się na uświęceniu obowiązków stanu. Właśnie w tym szczególnie jaśnieje wzniosła mądrość i powszechne dobrodziejstwo kierownictwa Kościoła. Powtórzmy jednak raz jeszcze, że w tej kwestii chodzi przede wszystkim o rozszerzenie nauki o misji na wszystkie okoliczności życia codziennego w najpowszechniejszych stanach życia chrześcijańskiego. Przez tę nadprzyrodzoną zgodność z porządkiem Opatrzności włączamy się w najwspanialszy akt posłuszeństwa, który Syn Boży spełnił przychodząc na świat. Posłuszeństwo zaprowadziło Go aż na Kalwarię.

Czemuż więc wywyższamy i traktujemy prawie jak męczenników tych, którzy tracą życie, dążąc do jakichś nadzwyczajnych osiągnięć, na przykład dla postępu nauki albo w innych obszarach ludzkiej aktywności? Czyż pokorna chrześcijanka, która umiera, wypełniając do końca ciche zadania związane z prowadzeniem domu, nie trzyma się wierniej szlaku ludzkiego obowiązku? Czy cel, do którego dąży, jest mniej piękny? Czyż nie poświęciła się prawdziwej misji? „Codziennie umieram dla tej chwały waszej, bracia, którą mam w Chrystusie Jezusie Panu naszym” (1 Kor 15,31).

Wielu pragnie jakiejś misji, choć przecież misja została im już powierzona. W rzeczywistości pragną spełnić ludzkie ambicje, chcą być wyjątkowi i otrzymywać wyjątkowe zadania. Muszą czuć się wyniesieni ponad przeciętność, aby w pełni zaangażować się w działanie. Nie brakuje im misji, lecz ducha. Inni z kolei mają ducha zdolnego do podjęcia najwznioślejszych i najtrudniejszych misji, ale odrzucają je i kryją się w cieniu. Czyż jednak nawet tacy nie trwają w Kościele jako jego niewidzialne narzędzia?

Te uwagi prowadzą nas do dopełnienia zasady konieczności misji zasadą konieczności ducha. Misja w Kościele, czy to związana z jego porządkiem hierarchicznym, czy też wykraczająca poza ten porządek, nigdy nie powinna być realizowana bez ducha. Wszelka misja czerpie całą swoją moc, prawdziwą zasługę i owocność tylko z ducha. Łatwo jest to wykazać.

Jednym z pierwszych skutków ducha jest żywa wiara w misję, którą otrzymaliśmy: znajdujemy wtedy w poleceniu Boga i Jego Kościoła główne źródło sił do działania, a jednocześnie odrzucamy nadmiar naszego naturalnego i osobistego aktywizmu, poszukiwanie własnej chwały i niepotrzebne rozgorączkowanie, wzbudzamy w sobie słuszną dumę z wierności prawu Bożemu i jego zasadom, budujemy zaangażowanie i poświęcenie aż do ofiary z siebie samego.

Duch wspiera misję i nie pozwala od niej odstąpić. Nie ma żadnego mistycyzmu poza Kościołem.

Duch niekiedy poprzedza misję. Nie znaczy to, że ją zawłaszcza albo nierozważnie planuje, przygotowuje ją tylko, gromadzi dla niej zasługi. Widzimy to w historii właściwie wszystkich zakonów: założyciele i ich pierwsi uczniowie żyli ideą utworzenia tych instytucji zanim jeszcze wyraźnie ją sformułowali albo przedstawili Kościołowi do akceptacji. Ta gorliwość doprowadzała w końcu do uzyskania zgody Kościoła, który ostatecznie oczyszczał ideę i oficjalnie powierzał misję.

Często niestety ta zgoda przychodziła, gdy w pierwotnej wspólnocie kończył się już złoty wiek. Kryło się w tym dwojakie niebezpieczeństwo: odpoczywania na misji albo zamykania jej w bardzo sformalizowanym systemie. W pierwszym przypadku pozwala się duchowi przysnąć, w drugim zaś w ogóle się go tłumi.

To podwójne niebezpieczeństwo, które pojawia się po oficjalnym i zgodnym z prawem powierzeniu misji, grozi tak instytucjom, jak i poszczególnym osobom, na przykład mistrzom wiedzy teologicznej i kaznodziejom.

W epokach herezji i schizm konieczność uzyskania misji w ogóle jest odrzucana.

W epokach politycznego zniewolenia albo kościelnego liberalizmu brakuje pełni ducha.

Od strony psychologicznej ten brak spójności ducha w epokach liberalizmu tłumaczy się przez dwie główne przyczyny: z jednej strony liberałowie są podatni na wpływy, z drugiej zaś są rozgorączkowani. Podatni na wpływy, gdyż zbyt łatwo przejmują stany ducha od sobie współczesnych; rozgorączkowani, gdyż z obawy przed zranieniem innych ludzi, którzy mają różne stany ducha, trwają w nieustannym niepokoju apologetycznym. Wydają się sami cierpieć na te same wątpliwości, z którymi walczą, nie mają wystarczającego zaufania do Prawdy, chcą zbyt wiele uzasadniać, dowodzić, przesadnie dostosowywać albo zbyt wiele wybaczać.

Ta nerwica i gorączka nie są wystarczająco czystym hołdem składanym Prawdzie, są raczej znakiem prób niskiego targowania się z nią. Umniejszają jedynie wiarę w otrzymaną misję i osłabiają działanie łaski. Taki właśnie jest powód klęski prób odrodzenia chrześcijańskiego podejmowanych w imię liberalizmu. Kościół mógł im z początku błogosławić, ale ostatecznie duch zdradził misję.

Dzięki upublicznionym niedawno dokumentom3 widzimy dziś pożałowania godne duchowe słabości Lamennais’a w odniesieniu do wielkiej misji, która prawie została mu powierzona. Wszystkie skargi na brak uwagi i pośpiech, które formułuje pod adresem Stolicy Świętej w dziełku Les Affaires de Rome, są bezsprzecznie fałszywe4. W jednym z listów z maja 1833 r., a więc na długo przed opublikowaniem Paroles d’un Croyant, apostazja Lamennais’a zdaje się już być zdecydowana w jego sercu. „W celu wywyższenia papiestwa Lamennais odwołuje się do akcentów imperialnych i pisze, jakby rozkazywał (…). Papiestwo powinno być wielkie, dlatego że on chciałby, żeby było wielkie, i w sposób, który on sam określa. I właśnie wobec takiego wymarzonego przez siebie papiestwa pragnąłby okazać się posłusznym synem. Posłuszeństwo w tym rozumieniu staje się elementem jego marzenia. Lamennais zdaje się być podobnym do tych średniowiecznych rzeźbiarzy, którzy przedstawiali siebie klęczących lub leżących pod amboną, którą wznieśli i ozdobili: klęczy przed tronem Piotra, ale przed tronem opartym na nowych podstawach, przed tronem, który wzniosły jego suwerenne ręce proroka”5.

Niekiedy, przeciwnie, wszystko zdaje się skłaniać Kościół do udzielenia misji, a Kościół tej misji nie udziela. Można to oczywiście wystarczająco wytłumaczyć charakterystycznym dla Kościoła wyjątkowym wyczuciem wszystkich okoliczności. Oto przykład: Kardynał Newman kreślił prawdziwie wielkie projekty mające na celu wzmocnienie katolicyzmu w Anglii, ale zaczęto je realizować dopiero po jego śmierci. Jednak nawet ten przykład sugeruje jeszcze inne wytłumaczenie zjawiska, o którym wspomnieliśmy: Gdy człowiek, który marzy o jakimś wielkim dziele religijnym, jest osobą o wielkiej wrażliwości, chce dopieścić swoje dzieło, widzi w nim owoc swojej własnej sztuki. Jak prawdziwy artysta ma wyrafinowane wymagania i gorączkowy zapał. A dzieła Boga i Kościoła są owocami rozumu i mądrości; nie byłoby stosowne, gdyby były przypisywane jakiemuś kaprysowi, a nawet osobistemu geniuszowi ludzkiego artysty. Bóg zatem okazuje szacunek artyście, pozwalając mu przeczuwać jakieś dzieło, zapowiadać je i ogłaszać, ale zostawia swojemu Kościołowi jego realizację, często za pomocą najpokorniejszych narzędzi. Ta próba, to prawo oczyszczenia z tego co osobiste i ludzkie, dotyka zarówno idei, jak i dzieł. Jeśli Bóg nie chciał, aby św. Tomasz dokończył swoją Sumę Teologiczną, to nie dlatego, że pokora wielkiego doktora była zagrożona, ale dlatego że te kwestie wyjaśniają się i dopełniają dopiero w wieczności.

Nie chciałbym w żadnym razie sugerować, że Pascal, podobnie jak Lamennais, nie rozumiał tajemnicy Kościoła, ani też, że – mimo swoich związków z herezją –odrzucał konieczność zarówno misji, jak ducha. Aby uniknąć względem niego jakiejkolwiek niesprawiedliwości, trzeba oddać mu to, że sformułował kilka pięknych myśli o Kościele: „Właściwa nazwa historii Kościoła powinna brzmieć «historia Prawdy»”; „Niemożliwe jest, aby ci, którzy kochają Boga z całego serca, nie poznali Kościoła, jest on bowiem tak oczywisty”, „Przykład śmierci męczenników porusza nas, gdyż to są nasze członki”; „Jestem dla ciebie obecny przez moje słowo w Piśmie Świętym, a przez mojego Ducha w Kościele”. Jednak Pascal nie wystarczająco opiera swoje dzieło apologetyczne na tajemnicy Kościoła, a jego postrzeganie tej tajemnicy jest zawężone przez wpływy jansenistyczne.

Jego argumentacja jest bardzo osobista, dramatyczna, skupiona na jednostce i podmiocie. Nawet wtedy, gdy jego dusza rozpływa się w tajemnicy Chrystusa, jest raczej napięty i bolejący niż czuły. Na próżno by szukać u niego tej chrześcijańskiej poczciwości, która jest wyszukaną formą delikatności i prawości, a może rozkwitać tylko w niosącej pokój atmosferze tajemnicy Kościoła. Można by powiedzieć, że nie do końca zapomina o libertynach i że jego troska o to, aby się przed nimi obronić, niekiedy bardziej przypomina chwilową gorączkę niż spokój starożytnej doktryny. Przede wszystkim jednak trzeba powiedzieć, że Pascal nigdy nie zapomina o swoim jansenizmie, a Bossuet – starając się o wywyższenie tajemnicy Kościoła – umie jednak wciąż zapominać o swym gallikanizmie. Posłuchajmy zatem Bossueta:

„Bóg dokonał wielkiego dzieła wśród nas. Dzieło to nie ma żadnej innej przyczyny, pochodzi tylko od Niego i widać na nim wyraźny ślad Jego ręki. Wypełnia ono wszystkie czasy i miejsca, a całej ziemi ukazuje swoje Boskie pochodzenie. Dzieło to nazywa się: Jezus Chrystus i Jego Kościół. Sam Bóg powierzył też Kościołowi wyjątkową władzę uniżania pychy i wynoszenia prostoty”6.

Ktoś powiedział, że trzeba umieć cierpieć nie tylko dla Kościoła, ale i przez Kościół. Jeśli jest w tym jakaś prawda, to polega ona na tym, że niekiedy dobre jest dla nas, gdy ktoś nas ostro potraktuje, gdy przez jakiś czas jesteśmy w cieniu i ciszy, doświadczając niełaski. Być może doświadczamy tego, gdyż nie korzystaliśmy w wystarczająco święty sposób z przywilejów i względów, które Kościół okazywał nam wcześniej.

Nie miejmy wątpliwości, że to ostre traktowanie – sprawiające, że skutecznie pracujemy nad wzrostem porządku i świętości w Kościele – ma być dla nas nadprzyrodzonym odpowiednikiem powierzenia nam misji. Niewątpliwym znakiem zachowywania pełni ducha jest nasze niezmienne przekonanie o tym, że jeśli cierpimy przez Kościół, jest to cierpienie zsyłane bądź dopuszczane przez Boga.

o. Humbert Clerissac

tłum. Tomasz Glanz

 

Drogi Czytelniku, prenumerata to potrzebna forma wsparcja pracy redakcji "Christianitas", w sytuacji gdy wszystkie nasze teksty udostępniamy online. Cała wpłacona kwota zostaje przeznaczona na rozwój naszego medium, nic nie zostaje u pośredników, a pismo jest dostarczane do skrzynki pocztowej. Co wiecej, do każdej prenumeraty dołączamy numer archiwalny oraz książkę z Biblioteki Christianitas. Zachęcamy do zamawiania prenumeraty już teraz. Wszystkie informacje wszystkie informacje znajdują się TUTAJ.

 

 

1 Znana jest bardzo ciekawa odpowiedź, jaką udzieliła komisja kardynalska powołana w czerwcu 1912 r. do doprecyzowania doktryny powołania kapłańskiego. Zgodnie z tą odpowiedzią powołanie kapłańskie dokonuje się wyłącznie przez wezwanie Kościoła, przez biskupa sprawującego element formalny powołania kapłańskiego (List Sekretariatu Stanu do Biskupa Diecezji Aire, 1 lipca 1912 r.)

2 Zdaniem teologów władza święceń w Kościele jest władzą sakramentalną, nieprzekazywalną, a jej celem jest składanie Przenajświętszej Ofiary oraz wszystko, co jest związane z udzielaniem sakramentów i uświęcaniem dusz. Władza rządzenia jest władzą zarządzania, kierowania wiernymi przez nauczanie doktryny wiary i prawa (przyp. wydawcy francuskiego).

3 Zob.: P. Dudon. Lamennais et le Saint-Siège (1820-1854), Paryż 1911.

4 „Od 1829 r. kardynał Capellari, przyszły papież Grzgorz XVI, musiał zajmować się Lamennais’em, prowadząc w jego sprawie długą korespondencję z kardynałem Lambruschinim, ówczesnym nuncjuszem w Paryżu. Gdy dwa lata później watykańscy kanceliści wszczęli alarm w sprawie błędów w doktrynach głoszonych przez Lamennais’a, papież nie musiał się o nich niczego się dowiadywać. Jego opinia teologiczna była już ukształtowana i nie miała ona nic wspólnego z polityką” zauważa historyk Georges Goyau (Autor nie podaje źródła cytatu – przyp. tłum).

5 G. Goyau.

6 J.-B. Bossuet,


Humbert Clerissac