Ten artykuł, tak jak wszystkie teksty na christianitas.org publikowany jest w wolnym dostępie. Aby pismo i portal mogły trwać i się rozwijać potrzebne jest Państwa wsparcie, także finansowe. Można je przekazywać poprzez serwis Patronite.pl.
Z góry dziękujemy.
Stracone złudzenia, reż. Xavier Giannoli, Francja 2021.
Niedługo na ekrany kin wejdzie francuski film „Stracone złudzenia”, będący wierną adaptacją powieści Honoré de Balzaca. We Francji film zdobył nagrody i zebrał pozytywne recenzje, także w mediach prawicowych. I trzeba powiedzieć, że jest to bardzo dobry film – bardzo dobry formalnie. Rzetelnie nakręcony, od początku do końca logiczny, dość trudny – jak trudne bywają ambitne filmy europejskie. Tło epoki jest odtworzone z wyczuciem autentyzmu, co prawdopodobnie nie miałoby miejsca, gdyby ekranizacją zajęli się Amerykanie. Nikt inny nie mógłby przecież oddać epoki Restauracji lepiej niż Francuzi. Gwiazdorska obsada: Jeanne Balibar i Cécile de France, Gérard Depardieu, świetne role męskie młodych aktorów, w tym odtwórcy głównego bohatera, Luciena de Rubempré. Jest w tym filmie cielesność i materia, śmiałość i pewność przedstawień, trochę jak w „Ziemi obiecanej” Andrzeja Wajdy, choć w „Straconych...” aktorstwo jest bardziej oszczędne, a kontrasty stonowane. Warto go więc zobaczyć ze względu na poziom sztuki filmowej i wrażenia estetyczne.
Co do treści to, krótko mówiąc, jest to film o „panświnizmie”. Niemal wszystkie postacie, wskutek kontaktu z zepsutym światem Paryża, tracą pierwotną niewinność i stają się osobnikami wypranymi z ideałów, zasad, przyzwoitości. Paryż jest w dziele Giannoliego bagnem, w którym rządzi zasada dochodzenia do kariery lub uznania po trupach. Tylko dwie postacie zdają się być inne – choć i one zaliczają „grzech pierworodny”, dzięki któremu mogły zaistnieć społecznie. Pierwsza jednak szybko umiera, a druga okazuje się być narratorem, co oznacza, że w świecie przedstawionym mają specyficzny status. Ta szokująca – i nieprawdziwa – wizja rzeczywistości czyni z filmu obraz przygnębiający. Nadziei nie niesie dwuznaczne zakończenie. Jednak trzeba zaznaczyć, że Balzac w tym duchu przedstawiał społeczeństwo: jako zbiorowisko zwierzęcych okazów, ślepo posłusznych swoim namiętnościom. Nie odebrał religijnego wychowania, a jego późna sympatia do katolicyzmu wynikała z tego, że wyżej cenił pozytywny wpływ Kościoła na ludzi niż jego naukę.
Mówi się, że film Xaviera Giannoliego uwspółcześnia, modernizuje Balzaca. Rzeczywiście, reżyser wydobył z powieści wątek narodzin nowoczesnej prasy i technik manipulacji społecznej, co może przypominać nam działanie dzisiejszych globalnych mediów z ich fake newsami. Pokazuje też stosunki panujące w środowiskach dziennikarskich i politycznych, które chętnie dziś skojarzylibyśmy ze światem międzynarodowych korporacji i rodzimych partii. Lecz wymiar nowoczesności wykracza w „Straconych złudzeniach” poza typową krytykę „systemu”. Otóż w świecie przedstawionym przez tego reżysera nie ma żadnej transcendencji, która by mogła ratować rzeczywistość przed ostatecznym rozkładem. To cecha modernizmu w sztuce. W paradygmacie klasycznym istniały bóstwa i cnoty. Romantyzm ze swoim przełomem w estetyce stopniowo je usunął. W konsekwencji źródło naprawy świata przedstawionego stało się niedostrzegalne, a pisarze, dramaturdzy i filmowcy zaczęli odtąd stosować nowe środki, by ożywiać opowieść i prowadzić ją do rozwiązania. Filmowy Rubempré, który dostrzega swoje „ześwinienie” i chce z nim zerwać, nie czyni tego pod wpływem niezależnej od niego rzeczywistości: prawdy-dobra-piękna. Wiedząc o swoim amoralizmie dalej w nim tkwi, tylko mniej aktywnie, zaś skok w „nawrócenie” zawdzięcza sobie. W filmie wyraźnie widać, że do rezygnacji z Paryża zmusiły go pułapki lepszych od niego intrygantów. Dla Balzaca moralność łączyła się z uprawianiem sztuki: od zła miała pisarza ratować wierność twórczym ideałom. To właśnie od czasów romantyzmu bezkompromisowe i subiektywne opisywanie świata stało się wartością etyczną, cnotą. Tym też sposobem dla późniejszych pokoleń sztuka stanie się wręcz namiastką religii. Jeśli chodzi o Giannoliego, to moralność ma u niego źródło w człowieku: w młodzieńczym idealizmie bohaterów, w ich własnym „ja”, które pamięta czasy niewinności. Podczas seansu widz na darmo wypatruje zbawczego dla postaci impulsu. Smutek tego filmu wynika z nieobecności obiektywnej zasady dobra, która wyciągnęłaby bohaterów z bagna ich złego życia. Taka zewnętrzna zasada jest wszechobecna w kinie amerykańskim. W kinie zachodnioeuropejskim jej brak stał się cechą niemal fundamentalną. Amerykanom można zarzucić nadużywanie happy-endu. Z kolei Europejczycy – myśląc zapewne, że „po śmierci Boga” w kulturze pozytywne zakończenie straciło swą wiarygodność – usuwają je z filmów i książek. Tym samym można powiedzieć, że kino amerykańskie jest „jasne”, a zachodnioeuropejskie „ciemne”.
„Stracone złudzenia” to tytuł podwójnie gorzki. Pierwszą goryczą jest to, że bohaterowie Balzaca tracą złudzenia co do uczciwości otoczenia i możliwości sukcesu, jaki byliby w stanie odnieść dzięki swemu talentowi i pracy. Powieściowy Rubempré traci iluzje co do Paryża i wraca na swoją prowincję, by próbować żyć od nowa. Druga i większa gorycz jest w filmowej adaptacji. Dla filmowego Rubemprégo utrata złudzeń, czyli porzucenie fałszu, nie oznacza powrotu do rzeczywistości. Aby taki powrót był możliwy potrzebna byłaby pozytywna wizja świata, a tej w filmie brakuje. Wydaje się, że obraz Xaviera Giannoliego jest pod tym względem modelowym przykładem nowoczesności w sztuce: reżyser chce przestrzegać odbiorcę przed złem, ukazując je w sposób zwielokrotniony, przesadzony. Ten właśnie środek zastąpił dawne bóstwa i cnoty. Amplifikacja zła ma wywołać u odbiorcy moralny lub estetyczny wstrząs, który miałby go doprowadzić do odrzucenia cierpienia i brzydoty oraz do oczyszczenia uczuć. Przejście przez fikcyjny koszmar ma sprawić, że odbiorca przyjmie prawdę, piękno i dobro w rzeczywistości, która nie jest fikcją. Jednak reżyser nie chce lub nie potrafi przywołać jakiegokolwiek zewnętrznego źródła tego oczyszczenia. „Oczyszcza” odbiorcę, ograniczając się do szoku (etymologicznie: uderzenia). Wstrząs wywołany filmem nie działa tu jak katarsis, ponieważ przygnębienie – jako skutek pobicia – pozostaje. Dlatego „Stracone złudzenia”, jak i inne dzieła tworzone według tej recepty, dają wrażenie jałowości.
Co zatem zrobić ze sztuką po modernistycznym przełomie? Od dzisiejszej sztuki raczej trudno wymagać wyraźnej obecności chrześcijańskiego Boga. Wystarczy, że piękno, prawda lub dobro będą wyrażane implicite, w sposób zakodowany, a nawet przy pomocy elementów innych religii (por. odpowiednio Paris, Texas Wima Wendersa lub W Krainie Bogów Hayao Miyazakiego). Jednak jakieś źródło tych trzech zasad musi być w dziele „niewidzialnie obecne”, wyczuwalne. Tak, by nie brakowało w nim głębi i smaku.
Monika Grądzka-Holvoote
-----
Drogi Czytelniku, prenumerata to potrzebna forma wsparcja pracy redakcji "Christianitas", w sytuacji gdy wszystkie nasze teksty udostępniamy online. Cała wpłacona kwota zostaje przeznaczona na rozwój naszego medium, nic nie zostaje u pośredników, a pismo jest dostarczane do skrzynki pocztowej na koszt redakcji. Co wiecej, do każdej prenumeraty dołączamy numer archiwalny oraz książkę z Biblioteki Christianitas. Zachęcamy do zamawiania prenumeraty już teraz. Wszystkie informacje wszystkie informacje znajdują się TUTAJ.
Nasze publikacje związane z tematem:
Piotr Kaznowski, Między fatum a marzeniem, „Christianitas” 39/2008.
Michał Gołębiowski, Bezkres poranka. O teologii poetyckiej i teologiach kontrkultury, Kraków 2021.
(1970), romanistka, tłumaczka. Członek redakcji "Christianitas". Mieszka we Francji.