szkice
2024.12.10 18:35

Stat Crux dum volvitur orbis. O końcu świata personalistycznego

Ten artykuł, tak jak wszystkie teksty na christianitas.org publikowany jest w wolnym dostępie. Aby pismo i portal mogły trwać i się rozwijać potrzebne jest Państwa wsparcie, także finansowe. Można je przekazywać poprzez serwis Patronite.pl. Z góry dziękujemy.

 

 

 

Ów bałamutny personalizm stanowi jedną z przyczyn rewolucyjnych katastrof nowożytności: w miarę jak lud przyzwyczaja się do mylenia wysokich osobistości z wieczną zasadą, jaką mają reprezentować, jego uraza wobec nich przeobraża się powoli w chęć uniwersalnego zniszczenia.

 

Jeszcze jakiś postęp owej religii osoby, a nie będziemy już mieli „dobrych domów”, ojczyzny, ducha kasty, wspólnoty – korzeni w czasie i w przestrzeni.

 

Personalizm, Gustave Thibon

 

 

I.

 

„Przemija postać tego świata”. To krótkie i dobrze znane zdanie z Listu do Koryntian1, powtarzane niejednokrotnie, robi w naszych czasach, niejako na nowo, pewną karierę. Czy to dziwi i powinno dziwić? Nie, z pewnością nie, ponieważ jest ono na swój sposób zawsze aktualne. Jeszcze bardziej jednak jego aktualność zauważamy my, którym przyszło żyć w epoce postrzeganej jako czas dynamicznych i definitywnych zmian. Wielu ludzi zachodniego świata jest przekonanych, że ledwie krok dzieli naszą kulturę od całkowitego zerwania z życiodajnym dziedzictwem, które dało światu bezcenny zasób prawd nadprzyrodzonych, ale też dojrzały owoc humanizmu. Nie chcę tu wdawać się w dyskusję o charakterze relacji chrześcijaństwa i humanizmu2. Są one złożone i skomplikowane. Dość powiedzieć, że humanizm nie byłby możliwy bez chrześcijaństwa.

 

Hannah Arendt pisząca w zamierzchłej przeszłości wieku XX uważała, że zerwanie nici tradycji dokonało się już wtedy, w jej czasach3. Choć całe życie pozostawała niereligijna, czytała też uważnie pisarzy chrześcijańskich, nie tylko swojej epoki4. Nie była głucha na ich refleksje, ale nie wydaje się, by to zmieniło jej opinię na temat końca tradycji. Podobne wrażenia wywarła na mnie twórczość tradycjonalistycznego pisarza francuskiego Jeana Raspaila. Kochany przez wielu katolików, był faktycznie heroldem upadku wszelkich tradycji. Raspail zdawał się uważać, że Kościół katolicki jest ostatnią instytucją łączącą nas nie tylko z dawnym światem, ale także z rzeczywistością łaski Bożej, z intelektualnymi i kulturowymi formami cywilizacji klasycznej5.

 

Doświadczenie schyłku niczym widmo krąży po tej części świata, którą można nazwać rozszerzoną Europą. Świat północnoatlantycki trzeszczy w szwach po końcu historii, jakim stało się intelektualne doprecyzowanie i implementacja liberalnych porządków6. Świat ten nie wie jednak, po co dalej ma istnieć, i pogrąża się z jednej strony w bezradności, a z drugiej w przemocy. Najczęściej jest to przemoc symboliczna, ale coraz częściej również bezpośrednia. Wylewa się ona na ulice europejskich i amerykańskich miast w ruchach protestu, ale też i w pozornie bezinteresownej przemocy, której prawdziwym tłem są różnice rasowe, religijne czy pauperyzacja. Przemoc tę napędza polityka tożsamości, a jej paliwem jest żądza bycia docenionym i wywyższonym w nominalnie egalitarnych społeczeństwach. Walka o uznanie realizowana przez kolejne grupy społeczne rozsadza stare centrum świata7.

 

Liberalny świat rozpada się na miliony coraz drobniejszych elementów, z których każdy zdaje się coraz bardziej zainteresowany tylko sobą, tożsamością swojego kręgu i władzą, jaką może uzyskać. Coraz mniej kogokolwiek obchodzi całość – osobowa czy też społeczna, rodzinna czy narodowa. Mogłoby się wydawać, że to kolejna okazja, by ludzie naszych czasów, tak jak wielu innych w przeszłości, zakotwiczyli w katolickiej tradycji. By znaleźli w niej zdrój prawdy, łaskę, wielki skarbiec mądrości, formę życia, aż wreszcie – co najważniejsze – Boga, który objawił się w Jezusie Chrystusie. Nie będzie przesadą powiedzieć, że dzieje się to w wielu miejscach, do których nie docierają kamery mediów wielkiego świata. Jednocześnie jesteśmy świadkami procesów zupełnie innych, jesteśmy świadkami oddziaływania wielkiego złudzenia, że to Kościół musi się zmienić, dopasować, że musi iść tam, dokąd wędruje liberalny świat. Gdzieś poza koniec świeckiej historii.

 

To prawda, Kościół powinien się zmieniać, ale poprzez szukanie większej wierności Chrystusowi, poprzez budowanie Królestwa Bożego i jego sprawiedliwości8. Tymczasem obserwujemy specyficzne zjawisko, w którym przemijanie dotychczasowego świata wywołuje nowy zamęt także wśród katolików. Duch czasu, duch świata, chaos, jaki go opanował, jest często brany w Kościele za nowe powiewy Ducha Świętego. Głos Pisma Świętego i Tradycji, tych dwóch źródeł Objawienia Bożego9, nagle wydaje się wielu, również wierzącym, niczym wobec głosu ludu. Brzmi on im donośniej od głosu Boga. Permanentna synodalność, którą Papież Franciszek ogłosił jako nową siłę zbawczą dla Kościoła, staje się na naszych oczach zastępczą formą katolickiego życia. Odwraca uwagę od rzeczywiście katolickiej drogi: liturgii, sakramentów, obowiązków rodzinnych, wypełniania moralnego prawa i powinności życia publicznego. W zamian daje nieustanną dyskusję i kwestionowanie prawd religijnych w oparciu o niejasne kryteria. Relatywizm upowszechniany pod hasłem nowego paradygmatu w teologii staje się teologią kościelnych przywódców i katolickich intelektualistów10.

 

*

 

Dlaczego akurat w tych czasach, gdy chwieje się świat liberalny, Chantal Delsol pisze o końcu świata chrześcijańskiego11, Rod Dreher o chrześcijańskiej porażce12, a Marcin Kędzierski tytułuje swój dość głośny esej o „końcu katolickiego imaginarium” cytatem z Listu do Koryntian o przemijaniu tego świata?13 Nawet Tomasz Terlikowski, jeszcze niedawno gorący katolicki apologeta, dziś wyglądający na pogodzonego z porażką człowieka mainstreamu, na pierwszej stronie jednej ze swoich książek także przywołuje ten wyimek z Pisma Świętego?14Koniec Kościoła, jaki znacie, Wygasanie. Zmierzch mojego Kościoła15, wołają do czytelników tytuły ostatnich książek Tomasza Terlikowskiego poświęcone sprawom katolickim. W przekazie, jaki kierują do nas powyżej przywołane teksty, jest coś jeszcze, co musi powodować konfuzję. Słysząc same okładkowe hasła, chętnie podawane i promowane przez liberalne media, nie wiemy już, czy według ich autorów przemija postać świata, czy może raczej przemija Kościół.

 

Wspomniane powyżej eseje pojawiły się być może dlatego, że na własnej skórze coraz bardziej boleśnie odczuwamy prawdziwość diagnozy, którą na końcu Dziedzictwa cnoty zanotował Alasdair MacIntyre. Barbarzyńcy nie stoją już u bram naszej cywilizacji, ale są wśród nas, a nawet zaczęli nami rządzić16. Dlaczego jednak powtarzanie frazy o przemijaniu tego świata owocuje u części autorów przekonaniem, że przemija nie świat, a Kościół czy też w ogóle chrześcijaństwo? Widać to dobrze wszędzie tam, gdzie zamiast przypominać męstwo Machabeuszy17, heroizm męczenników i wyznawców lub determinację rycerzy gotowych do poświęcenia życia w obronie Ziemi Świętej, pojawia się postulat przemyślenia na nowo katolickiego nauczania. Słyszymy, że istnieje potrzeba zweryfikowania w Kościele moralnej doktryny według, faktycznie, przesłanek świata liberalnego, zrelatywizowania Objawienia za pomocą świeckiej krytyki tekstu, zmiany struktury życia religijnego pod dyktando wskazówek ideologów demokracji. Tak jakby przemijanie postaci świata wymuszało na chrześcijanach zmianę dostosowawczą lub samowykluczenie ze spraw doczesności.

 

Można mieć w tej sytuacji jedno poważne podejrzenie, że to nie Kościół wymaga jakiegoś kompletnego przebudowania, ale że wspomniani autorzy zbytnio przywiązali się do formy świata, którą zastali, gdy się na nim pojawili, i która ich uformowała. A teraz, gdy ten świat się zmienia, by zachować własną tożsamość, prą do rewolucji w świecie katolickim. W konsekwencji wkładają dziś wiele wysiłku, by uratować pewien rodzaj złudzeń tworzących świat ich doświadczeń. Może to dotyczyć zarówno papieża, wybitnej filozofki, interesującego i inteligentnego publicysty, jak i każdego z nas. Jeśli przez minione sto lat wydawało się, że w świecie, a także w Polsce, zapanowała wielka, choć wewnętrznie różnorodna synteza chrześcijaństwa i humanizmu, nawet tego w liberalnej odmianie, znana katolikom pod nazwą personalizmu, koniec tego świata musi być bolesny.

 

Choć należy być ostrożnym, jeśli chodzi o analogie, to można w tym miejscu przypomnieć, że doświadczenie schyłku Cesarstwa Rzymskiego na Zachodzie było doświadczeniem równie bolesnym dla ówczesnych pogan, jak i chrześcijan. Nie jest przypadkiem, że św. Augustyn napisał swoje wielkie dzieło o Państwie Bożym także po to, by pocieszyć i przestrzec przed rozpaczą ówczesnych katolików. Każdemu w tamtym czasie mogło się wydawać, że bliski jest koniec nie tylko imperium, ale koniec świata18. Pewien świat rzeczywiście się skończył, rozpadła się rzeczywistość śródziemnomorskiego antyku, ale Kościół trwał dalej. Nie rozmył się w synkretyzmie, ale umocnił swoją wiarę, znalazł nowych wiernych Krzyżowi przewodników. Być może w pierwszej kolejności i przede wszystkim św. Benedykta z Nursji. Wierność życia monastycznego stała się fundamentem odbudowy cywilizacji.

 

Warto dodać, że tamta sytuacja była też odmienna od naszej. Na gruzach imperium powstały chrześcijańskie królestwa. Wbrew interpretatorom tamtych czasów, takim jak Rod Dreher, świat nie rozpadł się wtedy zupełnie, a chrześcijanie nie wycofali się w całej swojej masie do klasztorów. Zasady katolickie wciąż były implementowane w życiu publicznym, ponieważ na gruzach Rzymu powstały chrześcijańskie królestwa. Dziś, gdy rządzą nami często wrodzy religii barbarzyńcy, wyobrażenie, że wraz z upadkiem imperium nastąpił koniec historii i zupełnie wszystko, także życie publiczne w Europie, zostało rozpoczęte od nowa, jest fałszem. Mamy w tej sytuacji do czynienia z oczywistą pokusą drążącą umysły zmęczone koniecznością zmagania się z przeciwnościami doczesności w jej nowoczesnej, coraz bardziej niechrześcijańskiej odsłonie19.

 

*

 

Rzeczywiście, dziś trzeba wybierać pomiędzy katolickością a tym, co jeszcze zostało z humanizmu w coraz bardziej degenerującej się nowoczesnej kulturze liberalnej. Długotrwała, szczególnie powojenna, społeczna synteza chrześcijaństwa i humanizmu powstała m.in. w oparciu o filozofię praw człowieka20, spowodowała, że wielu katolików, może nawet sam Papież Franciszek, uważa dziś katolicyzm, w ich mniemaniu będący personalizmem, jedynie za odmianę humanizmu. Znaczy to mniej więcej tyle, że w sytuacji konfliktu egzystencji i zasad stają oni po stronie egzystencji przeciw Bożemu prawu, które wydaje im się nieludzkie. Stają po stronie metafor, jakie w nowoczesności wypełniły puste miejsce po metafizyce, przeciwko prawdzie. Metafory, jak wiemy, są różne, jedne mówią, że „człowiek jest dobry”, inne, że „jest wilkiem”, a jeszcze inne, że „piekło to inni”. Dobrze znamy tę retorykę, w której „Bóg jest miłością”, ale już nie odnosi się ona do Krzyża. Pytana o szczegóły, metafora ta odpowiada tautologią „miłość to miłość”21, w której każdy może słowo „miłość” wypełnić dowolną treścią. Henri de Lubac, już w latach 40. XX wieku, w swoim Dramacie humanizmu ateistycznego22 zajął dość zdecydowane stanowisko w tej sprawie. Stwierdził, że współczesny humanizm zawsze ostatecznie prowadzi do ateizmu. Jeśli zaś humanizm jest egzystencjalizmem, a egzystencjalizm to nieustanna metaforyzacja doświadczeń zastępująca próbę ich zrozumienia i wpisania w szerszy kontekst metafizyczny, to znaczy, że hipotezy de Lubaca rzeczywiście nie można zlekceważyć.

 

Oczywiście nie wszyscy i nie w każdej sprawie działają tak samo. Metaforyzacja ujawnia się w życiu katolików personalistów w rozmaity sposób. Jedni w sprawie ochrony życia osób nienarodzonych nie są zwyczajnie za ochroną tego życia, ale za „wyborem”23, inni w sprawie prokreacji nie są za otwartością na życie, ale za „budowaniem jedności małżeńskiej” poprzez zapobieganie poczęciu24, jeszcze inni uparte trwanie w homoseksualnej relacji, zamiast działaniem przeciwnym naturze, nazywają „wiernością”25. Są też tacy, dla których realna obecność Ciała Chrystusa pod postaciami eucharystycznymi jest „symbolem”, „wspomnieniem”, „znakiem wspólnoty”26. Tego rodzaju metaforyzacji w obrębie zmodernizowanego personalistycznego katolicyzmu jest wiele i wszystkie one składają się na faktyczne unieważnienie religii wewnątrz samej religii. Metafory są stale otwarte, nie posiadają żadnych granic, a zatem także ich treść można zredukować do uczucia lub innego arbitralnego sądu. Tymczasem żadna prawda religijna nie może istnieć jako płynna i obowiązująca formuła27.

 

Dlaczego jednak ludzie, katolicy przecież, robią to sobie i innym, dlaczego pracują na rzecz Kościoła, który będzie ich oszukiwał? Czy dlatego właśnie, że przez splot wątków kultury, w której przyszło im żyć, nie wierzą już w konkretność Objawienia, ale w egzystencjalne metafory nowoczesności, religijne mity naszych czasów, w historycznie nietrwałe imaginarium, które nauczono ich utożsamiać z wiarą Kościoła? Są też i tacy, którzy wewnętrznie porzucili już katolicyzm na rzecz utożsamienia się z cywilizacją liberalizmu, zgorszeni tym, co dzieje się w Kościele w ostatniej dekadzie, zgorszeni tym, czego się o tworzących go ludziach dowiedzieli. Personalistyczny pomost pomiędzy katolicyzmem ze świeckimi ideologiami mógł im w tym bardzo pomóc.

 

Podobnie wielu zgorszyło się po Soborze Watykańskim II podczas wielkiego dzieła likwidowania tradycji kościelnej. Ich zgorszenie polegało na tym, że widząc słabość samej Stolicy Świętej, hierarchów, ich niezdolność do obrony wiary, ale i sprawiedliwości, popłynęli z nowoczesnym prądem. Pociągnęła ich któraś z metafor, które niczym herezje są często przeakcentowaniem, wyrwaniem z kontekstu jednej z chrześcijańskich zasad. Dziś szczególnie żyją w nas „wolność”, „jedność”, „miłosierdzie”, bez prawdy jednak mogą one, choć wydają się tak ważne, prowadzić na manowce.

 

II.

 

Do roku 2005, może nawet chwilę dłużej, ale pewnie realnie nie dalej niż do upadku koncepcji wielkiej koalicji Platformy Obywatelskiej oraz Prawa i Sprawiedliwości, Jan Paweł II był kluczem do polskiej polityki. Może nawet szerzej, do polskiego życia społecznego. Był, przynajmniej publicznie, szanowany przez wszystkie liczące się siły polityczne i przez przytłaczającą większość społeczeństwa28. Jego zdanie, nawet jeśli nieraz kontestowane w różnych sprawach, jednocześnie było brane pod uwagę. Choćby dlatego, że sami Polacy nie życzyli sobie, by Papieża z Polski lekceważyć. Można było to wszystko wielokrotnie obserwować. Choćby w 1999 roku, gdy odwiedził Sejm Rzeczpospolitej, w którym zasiadał na miejscu marszałka. Jednak siedział tam bardziej jak monarcha, w specjalnie wydzielonej przestrzeni. Nieprzypadkowo filozof Dariusz Karłowicz określił Jana Pawła II niekoronowanym królem Polski29.

 

To prawda, że w 1991 roku, gdy Papież przyjechał do Ojczyzny podważyć oczywistość liberalnego modelu demokracji, która była wtedy implementowana w Polsce, został radykalnie odrzucony przez opinię liberalną. Odrzuciły go jednak także, mające wtedy znaczne społeczne i kościelne oddziaływanie, środowiska zwyczajowo utożsamiane z inteligencją katolicką. Mam na myśli redakcje „Tygodnika Powszechnego” czy miesięcznika „Znak”. Równocześnie jednak, gdy w latach 90. trwały prace nad nową konstytucją, trzymający sprawę w swoich rękach postkomuniści nie odważyli się w jej projekcie pominąć ani Pana Boga, ani chrześcijańskiego dziedzictwa, ani też prawa do życia. Wiedzieli, że czeka ich referendum, zderzenie ze „społeczeństwem teologicznym”30. Warto dodać, że autorem paragrafu konstytucji będącego w Polsce do dziś fundamentem prawnej ochrony życia, także życia osób nienarodzonych, był Marek Borowski, polityk Socjaldemokracji Rzeczpospolitej Polskiej i Sojuszu Lewicy Demokratycznej, postkomunista31. A zatem nawet postkomuniści nie byli wtedy radykalnymi antyklerykałami, przynajmniej na tyle, na ile zmuszały ich do tego okoliczności.

 

Epoka personalistyczna miała swoje zalety i wady. Była, na tyle, na ile zachowywała ład chrześcijański, bezpieczną czasoprzestrzenią, także dla tych, którzy swoją katolickość postrzegali bardziej jako tożsamość, nabyty w procesie tradycji i może nie do końca przemyślany weltanschauung. Była czasoprzestrzenią łaski i dla gorących, i dla letnich. Opis ten może szczególnie dotyczy Polski, którą wielu z nas pamięta. Jednocześnie personalizm, czasem podskórnie, a czasem we wpływowych niszach, legitymizował procesy po prostu niedobre. Nigdy nie powinniśmy zapominać o wspomnianym już i wciąż odradzającym się cieniu, którym był sojusz katolicko-laicki pomiędzy „Gazetą Wyborczą” a liderami katolickiego personalizmu przeciwko Janowi Pawłowi II. Jeden z liderów środowiska „Znak” – Jacek Woźniakowski – tak napisał niedługo po pielgrzymce z roku 1991:

 

Papież mówi: „Postulat, aby do życia społecznego i państwowego w żaden sposób nie dopuszczać wymiaru świętości, jest postulatem ateizowania państwa”. Jak się ujawnia ten postulat? I co znaczy „wymiar świętości w życiu społecznym”, do którego mogą dopuszczać albo mu przeszkadzać zasady czy działania legislacyjne? Tu otwiera się pole do popisu dla teoretyków prawa. Postulowany bowiem „wymiar świętości w życiu społecznym i państwowym” łatwo może być wadliwie zinterpretowany jako swoisty werbalizm religijny (ujawniający się w pewnym stylu słownictwa czy uczestnictwa w ceremoniach kościelnych). lnne sformułowanie Papieża: „Trzeba z życzIiwością, dobrą wolą i delikatnością dopracować się form obecności tego, co święte w życiu społecznym i w państwowym”. Co to znaczy? Takie sformułowanie niesie w sobie oczywiste zadanie do wypracowania. I dalej mówi Jan Paweł II: „Wielu katolików czułoby się nieswojo w państwie, z którego struktur wyrzucono by Boga”. Co to znaczy „Bóg w strukturach państwowych”?32

 

Czy Woźniakowski rzeczywiście nie rozumiał, co Papież chciał powiedzieć, ponieważ jego osobista intelektualna formacja nie pozwalała mu tego zrozumieć? A może po prostu nie chciał zrozumieć, ponieważ przyjmował już za oczywistość chadecki dogmat o konieczności dołączenia do liberalnej republiki, do liberalnej rewolucji 1989 roku? Konsekwencją dołączenia do rewolucji była od samego początku abdykacja z głoszenia katolickich postulatów będących fundamentem wszelkiej sprawiedliwości, abdykacja ze sprzeciwu wobec partykularyzmu, choćby był to partykularyzm większości. Kwestia ochrony życia osób nienarodzonych, zarówno wtedy, jak i teraz, była kamieniem granicznym pomiędzy cywilizacją chrześcijańską a liberalną. Tak bardzo wojtyliańska w czasach komunizmu inteligencja katolicka, związana z ważnymi historycznie tytułami prasowymi, przynajmniej od roku 1989 była już częścią świata liberalnego. Personalizm chronił letnich, ale także stanowił osłonę dla rzeczywistych wilków w owczej skórze33.

 

Dodać tu trzeba, że choć „Znak” czy „Tygodnik Powszechny”, ale także „Więź, należały do skrzydła radykalnego personalizmu, to idea ta na przełomie lat 80. i 90. XX wieku była ideą dominującą w Kościele, nie tylko zresztą polskim. Personalistą był do pewnego stopnia Jan Paweł II, który traktował go raczej jako narzędzie pośredniczące w dyskusji ze światem nowoczesnym, a nie filozoficzne rozwiązanie. Widać to dobrze choćby na kartach najważniejszego filozoficznego dzieła Wojtyły, czyli Osoby i czynu34. Tak czy inaczej pojmowany i przyjmowany przez bardzo wielu ludzi, personalizm wydawał się stanowić łącznik między katolicyzmem a kulturą liberalizmu.

 

„Personalizm, choć był nurtem wielowątkowym, to jednocześnie można go scharakteryzować jako styl myślenia będący próbą zachowania najlepszych elementów rewolucji indywidualistycznej, liberalnej, czyli autonomii osoby, przy jednoczesnym ponownym, egzystencjalnym umetafizycznieniu jednostki. To umetafizycznienie miało rozmaity charakter w różnych nurtach personalizmu, ale w katolickim kontekście oznaczało osadzanie klasycznego, tomistycznego rozumienia osoby w nowym, humanistycznym kontekście”35 – pisałem w innym miejscu. Czy jednak można wyrwać „osobę” z właściwego jej naturze kontekstu opisanego przez metafizykę i osadzić na nowoczesnej pustyni? Czy nie stanie się ona tylko kolejną niestabilną, pustą metaforą?

 

Chantal Delsol zupełnie wprost podczas wystąpienia wygłoszonego 20 października 2024 roku, w czasie uroczystości przyznania jej doktoratu honoris causa Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, wyraziła istotę myślenia personalistycznego na temat chrześcijaństwa. Spójrzmy na trzy fragmenty jej wypowiedzi:

 

Ewangelia nie jest dogmatem, lecz lekcją życia.

 

Egzystencja zastępuje dogmat.

 

Nie uratujemy świata chrześcijańskiego. (...) Będziemy jednak kontynuować historię chrześcijaństwa w ten oto sposób – w filozofii, zastępując dogmatykę fenomenologią; w duszpasterstwie – zastępując dogmatykę świadectwem36.

 

Cóż, fenomenologia to tylko kolejna postać egzystencjalizmu. Twierdzenia Delsol są niczym innym jak jeszcze jedną próbą metaforyzowania, rozcieńczenia wiary chrześcijańskiej, czyli tym samym, co z prawdziwą religią wroga jej nowoczesność próbuje zrobić od kilkuset lat. Zdanie mówiące, że Ewangelia jest egzystencją, to tylko metafora, która dopiero musi zostać wypełniona treścią. Ta zaś może być dowolna. Już to słyszeliśmy: „Bóg jest miłością”, „miłość jest miłością”, „człowiek jest z natury dobry”, „człowiek jest z natury zły”, „wybór, nie zakaz” itd. Liberalizm także jest egzystencjalizmem, sądy moralne redukuje do uczuć, problemy religii redukuje do doświadczenia serca, odrzucając związki wiary i dogmatu, wiary i filozofii, aż wreszcie wiary i życia publicznego. Odrzuca też istnienie grzechu i zła poza relatywną normą społeczną i prawną37.

 

Trzeba zatem powiedzieć, że nowoczesna kultura katolicka poprzez personalizm, owszem, była zdolna do ograniczonej katolicyzacji środowisk laickich, ale jednocześnie sama stała się podatna na propozycję redukcji religii do uczuć, do subiektywnych rozstrzygnięć, do lekceważenia kościelnego magisterium. Pisał o tym zresztą już w 1922 roku, zanim jeszcze katoliccy myśliciele opisali własne formuły personalistyczne, o. Jacek Woroniecki we wciąż aktualnym eseju Życie religijne współczesnej inteligencji polskiej38.

 

*

 

Wpływ Jana Pawła II na polską politykę był niewątpliwy i stabilizujący. Zdawał się on powstrzymywać rozpad wspólnoty politycznej i narodu na różne frakcje rokoszan. Potencjalni rokoszanie, a byli tacy, odkładali szable, by zasiąść w parlamentarnych ławach i – nawet jeśli z niechęcią – razem tworzyli Rzeczpospolitą. Jan Paweł II, pomimo oporów, zakotwiczył Rzeczpospolitą w prawie moralnym. Nie znaczy to, że mógł powstrzymać liczne jej patologie. Władał wieloma sumieniami lub przynajmniej na nie oddziaływał, ale nie rządził Rzeczpospolitą. Można sądzić, że obrał najlepszą z dostępnych mu politycznych ról. Bez niego byłoby o wiele gorzej, a właściwie należałoby powiedzieć, że jest gorzej, gdy go między nami nie ma.

 

Od tego czasu wiele się jednak zmieniło. Polityka w Polsce stała się bipolarna. Znaczna część polityków, ale także społeczeństwa, zaczęła traktować Jana Pawła II jako przedmiot kpin, a nawet wrogości. Pewien patologiczny, ale rozpoznawany celebryta wytatuował sobie na ramieniu skrót JP2GMD od zdania „Jan Paweł II gwałcił małe dzieci”. Od śmierci polskiego Papieża znaczna część społeczeństwa utożsamiła się nie z pokoleniem JP2, ale pokoleniem JP, czyli Janusza Palikota i jego wulgarnego antyklerykalizmu. Z tymi, którzy oddawali mocz na krzyż z puszek po piwie ustawiony przy Krakowskim Przedmieściu po katastrofie prezydenckiego samolotu w Smoleńsku w 2010 roku. Nie da się tych zmian zlekceważyć.

 

*

 

Mamy obecnie jednak do czynienia z szerszym zjawiskiem niż tylko z odchodzeniem w przeszłość postaci Jana Pawła II, jego historycyzacją i karykaturyzacją. Zrozumienie tego zjawiska jest niezbędne do wyjaśnienia, dlaczego powstały takie eseje jak Marcina Kędzierskiego, Tomasza Terlikowskiego, ale także Chantal Delsol czy Roda Drehera. Amerykański filozof polityki Mark Lilla użył swego czasu, w celu periodyzacji amerykańskiej historii politycznej, określenia „obrządek”. Choć sam jest niewierzący, zaczerpnął je, jak mówi, z języka chrześcijańskiej religijności. Opisuje ono stosunkowo krótkie, nie więcej jak kilkudziesięcioletnie okresy historyczne, które łączy pewna wspólna charakterystyka.

 

Twierdzę, że historię polityczną Stanów Zjednoczonych na przestrzeni ostatniego stulecia można podzielić – korzystając z pojęcia zaczerpniętego z porządku teologii chrześcijańskiej – na dwa obrządki. Pierwszy z nich to „obrządek rooseveltowski”, panował od epoki Nowego Ładu do czasu działalności ruchu na rzecz praw obywatelskich i Wielkiego Społeczeństwa, a następnie wyczerpał się w latach 70. Drugi z nich, „obrządek reaganowski”, rozpoczął się w roku 1980 i dziś kończy się rządami oportunistycznego i wyzbytego zasad populisty39.

 

Każdy z tych obrządków niósł ze sobą inspirującą wizję przyszłości Stanów Zjednoczonych i odrębny katalog doktryn, które nadawały ton debacie publicznej. Obrządek rooseveltowski przedstawiał obraz Ameryki złożonej z obywateli tworzących wspólnotę, której celem jest wzajemna ochrona przed ryzykiem, biedą i pogwałceniem praw. Jego hasłami przewodnimi były solidarność, możliwość awansu społecznego i wypełnianie obowiązków wobec społeczeństwa. Obrządek reaganowski malował obraz Ameryki bardziej zindywidualizowanej, w której rodziny, małe społeczności i przedsiębiorstwa rozkwitną, uwolnione od ograniczeń nakładanych przez państwo. Jego hasłami przewodnimi były z kolei samodzielność i minimalny rząd40

 

– czytamy w książce Koniec liberalizmu, jaki znamy.

 

Panujący w Polsce i Kościele „obrządek” społeczno-polityczny, który wiążemy z postacią Karola Wojtyły, zakończył się niedługo po śmierci Papieża. Jednak nie był to „obrządek”stricte wojtyliański. Papież Wojtyła tylko wzmocnił jego żywotność, a jednocześnie był jednym z jego ostatnich akcentów.

 

O jakim „obrządku” tu mówimy? Czytelnik zapewne się już tego domyśla. Można go określić mianem obrządku personalistycznego. W naszym kraju miał on znaczny impet z powodu katolickości polskiego narodu, a także politycznej roli Kościoła – i nie chodzi tu tylko o Kościół hierarchiczny. Kościół w Polsce musiał za czasów komunizmu być jednolity i ideologią tej jednolitości, uwzględniającej zarówno liberalną krytykę komunizmu, jak i posoborową korektę teologiczną, był właśnie personalizm. Wielu mógł się wydawać nową filozoficzną syntezą ustaleń nadprzyrodzonej religii i przyrodzonego rozumu. Wiemy już, dlaczego tak jednak nie było i na czym polegało to złudzenie. Za tekst będący intelektualnym otwarciem tego „obrządku” można uznać wydaną w 1933 roku przez francuskiego filozofa, tomistę i personalistę, przyjaciela papieży, Jacques’a Maritaina książkę pt. Humanizm integralny41.

 

Pozycję tę należy uznać za manifest zbliżenia, a nawet sojuszu katolickiej myśli politycznej i ówczesnego liberalizmu, który krył się wtedy pod szerszą formułą filozofii praw człowieka. Maritainowi zdawało się, że liberalny demokratyzm jest właściwą przyrodzonemu porządkowi natury formą autonomii ludzkiej polityczności. Neutralnym fundamentem, na którym będzie mogła się odrodzić cywilizacja chrześcijańska42. Czy Maritain nie rozumiał, że demokratyczny liberalizm nie jest po prostu technicznym narzędziem rozwiązania problemu reprezentacji politycznej? Czy zapomniał, że fundamentalną metaforą tego systemu są rewolucyjne frazy mówiące, że „źródło wszelkiego zwierzchnictwa spoczywa całkowicie w Narodzie” oraz że „żadne ciało, żadna jednostka nie może wykonywać władzy, która nie pochodzi wyraźnie od Narodu”43. Wydaje się, że nie, skoro w czasie wojny domowej w Hiszpanii poparł siły komunizujących republikanów44. Jego postulat, by chrześcijanie w sprawach życia publicznego zaczęli posługiwać się jedynie „środkami ubogimi”45 jak modlitwa czy świadectwo, był jednym ze źródeł upowszechnienia się metaforyzacji zasad religii wewnątrz samego Kościoła, ale także w życiu publicznym. To dzięki Maritainowi możemy lepiej zrozumieć, czym jest błąd metaforyzacji wiary. To użycie nieadekwatnego środka do osiągnięcia oczekiwanego celu.

 

Politycy chrześcijańskiej demokracji tak bardzo zmetaforyzowali chrześcijaństwo, tak bardzo ograniczyli się do środków ubogich, że w efekcie stali się jedną z najbardziej zdemoralizowanych formacji w dziejach XX-wiecznej polityki. Stali się też aktywnymi uczestnikami najpierw demontażu tego, co zostało z cywilizacji chrześcijańskiej, a potem współtwórcami liberalnej demoralizacji nominalnie chrześcijańskich społeczeństw46.

 

*

 

Być może moglibyśmy spojrzeć nawet dalej w przeszłość i wskazać na odrzucenie przez wczesnych chrześcijańskich demokratów propozycji zawiązania katolickiego sojuszu przeciwko laicyzmowi jako na początek „obrządku personalistycznego”. Propozycję taką w pierwszych latach XX wieku złożył monarchista Charles Maurras demokracie Marcowi Sangnierowi. Sangnier wybrał sojusz z siłami laickimi w obronie demokracji przeciwko monarchistom47. Jednak to monarchiści okazali się dziedzicami klasycznej katolickiej nauki o polityce. Nie tyle nawet dotyczyło to samego monarchizmu, co wierności zasadom znanym ze św. Tomasza czy encyklik Leona XIII Immortale Dei oraz Graves de communi. O demokracji chrześcijańskiej48.

 

To prawda, że Sangnier został później potępiony przez Papieża, ale jego myśli odrodziły się w znacznym stopniu w książce Maritaina. Natomiast potępienie przez Piusa XI ruchu politycznego Maurrasa miało daleko idące konsekwencje. Zmieniło polityczny „obrządek” wewnątrz samego Kościoła, ale i w wielu krajach katolickich. Przetrącono w ten sposób kręgosłup tym katolickim tradycjom politycznym, które posiadały w sobie przeciwciała zdolne do aktywnego oporu wobec ekspansji agresywnego liberalizmu. Sytuacja ta spowodowała, że doszło do trwałego związku pomiędzy Kościołem a światem laickim, którego fundamentem miały być personalizm, humanizm, prawa człowieka. Jeszcze bardziej więzy te wzmocniły się, gdy ujawnił się wspólny wróg liberałów i Kościoła, czyli komunizm. Ten sam proces wzmacniania nastąpił również po wojnie z nazistowskimi Niemcami, gdy zaistniała potrzeba globalnej odbudowy ładu moralnego i przekonanie o potrzebie powstrzymywania większego zła ponad różnicami.

 

Katolicy po drugiej wojnie światowej, przy pewnych zastrzeżeniach ze strony Piusa XII49, potwierdzili sojusz – a przynajmniej pakt o nieagresji – ze światem liberalnym przeciwko totalitaryzmowi, za demokracją. Niezależnie od wszystkich ważnych różnic do tak ukształtowanego „obrządku” należeli i kard. Wyszyński, i kard. Wojtyła, a także inteligencja katolicka, zarówno ta z prawej, jak i z lewej strony. A nawet w pewien specyficzny sposób po roku 1989 postkomuniści. Demokracja, prawa człowieka i wolności polityczne stały się intelektualną wulgatą społeczności świeckiej i kościelnej. Można powiedzieć, że jego częścią byli także prawie wszyscy katolicy i Polacy urodzeni przed rokiem 2005 i w tym roku jeszcze żyjący.

 

Dziś trzeba jednak powtarzać to, co wszyscy już wiemy. Świat laicki poszedł swoją drogą, dał nową wykładnię praw człowieka, wolności, a także wprowadził nowe dogmaty i zasady przymusu. Prawa człowieka oderwały się od prawa naturalnego i stały się reprezentacją uprawnień, które za pomocą politycznych przewag potrafią zdobywać określone grupy społeczne. Prawa człowieka nie reprezentują już filozoficznego rozumu, ale polityczną przemoc, wynikają z rozstrzygnięć walki o uznanie. Na naszych oczach dokonała się przynajmniej częściowa depersonalizacja ludzkiego życia.

 

Papież Franciszek razem z częścią Kościoła stara się w naszych czasach podtrzymać iluzję, że dawny sojusz katolicko-liberalny trwa. Robi to bezwzględnie, osłabiając przesłanie Ewangelii i katolickiej tradycji z pomocą namaszczonych przez siebie hierarchów. Kwestionowana jest jedyność misji Chrystusa i Kościoła50, relatywizuje się moralność życia małżeńskiego, a co za tym idzie, znaczenie łaski i nawrócenia51, czynione są ukłony w stronę postulatów politycznego ruchu homoseksualnego przez otwarcie drogi do błogosławienia związków jednopłciowych52, postuluje się regionalizację nauczania katolickiego według upodobań poszczególnych episkopatów. Dynamizm tych wysiłków nie zmienia faktu, że jest to tylko szkodliwa iluzja, jakoby można było poprzez dostosowanie do świata powstrzymać tego świata przemijanie. Wysiłki te przyniosą jeszcze większe zgorszenie społeczeństwom i samemu Kościołowi. Świadectwem tych procesów są przywołane na początku teksty ulegających podobnemu złudzeniu, co Papież, intelektualistów.

 

Jednym z przykładów złych efektów trwania tej iluzji jest pojawienie się utożsamiania schyłku obrządku personalistycznego ze schyłkiem katolicyzmu. Katolicyzmu rozumianego nie jako trwanie kościelnej instytucji, ale jako określona treść, forma i prawda wiary. Łączy się to z tendencją do krytykowania tych, którzy opisywaną tu zmianę dostrzegli, zdiagnozowali po katolicku i zaproponowali metody działania niebędące jedynie kolejnymi sposobami metaforyzacji wiary. Innym efektem długotrwałego oddziaływania obrządku personalistycznego jest to, że wielu katolików stało się liberałami i oddaliło od wiary oraz nauczania Kościoła, a nawet zupełnie z niego odeszło. Część zaś z tych „oddalonych”, którzy formalnie zostali, postanowiła dla ratowania swojej personalistycznej tożsamości, a czasem dla zwiększenia mocy nowo przyjętej liberalnej już tożsamości, zmienić Kościół. Upodobnić jego wykład wiary do relatywistycznej religii serca, religii egzystencji, w której nie liczy się już Objawienie, a nowoczesna i płynna norma obyczajowa.

 

Ci, którzy nie chcą podążać za obrządkiem liberalnym, także często są zdezorientowani nową sytuacją. Nie znajdując nowych propozycji, poza dołączeniem do rewolucji, wycofują się z myślenia i działania o sprawach publicznych. Atrakcyjne stają się dla nich takie perspektywy jak ta z książki Opcja Benedykta Roda Drehera, proponująca chrześcijanom wycofanie ich religijnej gorliwości do życia prywatnego. Realizacja tego rodzaju propozycji jest jednak tylko odwróconą formą podążenia wprost za obrządkiem liberalnym. Obrządek ten nade wszystko pragnie sprowadzenia dziedzictwa katolickiego, a szerzej chrześcijańskiego, do problemu „religii”, a zatem do czegoś nieodległego od zabobonu – prywatnego zespołu przesądów bliskich sercu, ogrzewających lodowaty i odczarowany świat. Zadanie, które teraz stoi przed katolikami, to znalezienie nowej formuły katolickiej reakcji na te okoliczności, a nie taka czy inna forma rejterady. Niezależnie, czy będzie to ucieczka w prywatność, w życie wewnętrzne, czy w zajmowanie się jedynie własnym kręgiem kościelnym. Tego rodzaju niszczące kręcenie się w kółko proponuje nam się pod hasłem permanentnej synodalności w Kościele, na końcu której widać tylko kompletny rozkład wspólnoty wiary.

 

*

 

Trzeba jeszcze podsumować sprawę polską, ponieważ jest to przestrzeń naszej bezpośredniej odpowiedzialności. Polaryzacja polityki jest jednym z objawów zmierzchania obrządku personalistycznego, który do pewnego stopnia, na swój specyficzny sposób, był katolicki. Jednak nawet teraz cywilizacja chrześcijańska, pomimo liberalnej polaryzacji tożsamości, wciąż trwa w naszym kraju w ludziach, w wielu dobrych praktykach, instytucjach i ustawach. Oznacza to, że wymaga ona ochrony, a czasem już odbudowy, ale z pewnością nie porzucenia. Katolicy muszą nauczyć się pracować na jej rzecz w nowym, często wrogim środowisku. Nie możemy też dołączyć do coraz bardziej nieludzkiej cywilizacji nowoczesnej i pozwolić jej działać w nieskrępowany sposób. Musimy szukać wszelkich możliwych, realnie dostępnych narzędzi, by stawiać jej opór. Parafrazując jednego z mistrzów lewicy, należy powiedzieć, że trzeba bronić cywilizacji i ludzi niezależnie, czy są oni chrześcijanami. Ochrona praw Boga, zachowanie wolności wyznawania wiary, praca na rzecz porządku moralnego i sprawiedliwości, dzięki którym społeczeństwa mogą być po prostu bardziej ludzkie, nie mogą ustać. Trzeba to wszystko robić dla osób, dla rodzin, szerszych społeczności i narodów.

 

Równocześnie odwoływanie się, jak niegdyś, w każdej sprawie do Jana Pawła II jako wielkiego narratora i patrona obrządku personalistycznego będzie już w większości przypadków nieskuteczne. Dla liberałów dlatego, że nie chcą oni już żadnej mediacji z katolikami, ale ich podporządkowania, a dla wielu katolików dlatego, że personalizm stał się dla nich symbolem przebrzmiałej strategii, która nawet jeśli w Polsce miała swój ograniczony sens, w wymiarze powszechnym katolicyzmu poniosła klęskę. Personalizm i maritainowska chadecja oddały ostatecznie cywilizację chrześcijańską w ręce wrogów, a wnukowie chadecji chcą także oddać w jej ręce Kościół. Zła polityka uformowała błądzących katolików.

 

Czy to znaczy, że Jan Paweł II nie ma już znaczenia powszechnego dla nowej sytuacji społeczno-politycznej w Polsce? Tak, nie jest on już kluczem do polskiej polityki. Nastąpił rozłam, po którym wspomnienie o „obrządku” personalistycznym jest coraz bardziej anachroniczne dla wszystkich stron sporu o Polskę. Jednocześnie, i nie jest to sprawa najmniej istotna, Papież z Polski dołącza do panteonu ważnych autorów cywilizacji chrześcijańskiej, do św. Augustyna czy św. Tomasza. Można przyjąć, że jego ranga w perspektywie długiego trwania nie będzie aż tak wielka jak tych dwóch mistrzów, ale nie zniknie zupełnie.

 

Wciąż mamy też do czynienia z, może osłabionym, ale realnym, długim trwaniem Jana Pawła II, z oddziaływaniem konsensusu dotyczącego zespołu zasad, doświadczeń, punktów odniesień intelektualnych, moralnych, ale i bardziej masowych, publicznych, które są uznawane za prawomocne przez dużą część polskiego społeczeństwa. Nie wszystkich, ale wielu. W tym sensie Papież Jan Paweł II, już nie jako ojciec powszechny wszystkich Polaków, ale jako patron Polski chrześcijańskiej, wciąż może mieć swoje miejsce w życiu publicznym. Może je nawet – kto wie – jeszcze wzmocnić po latach przesytu, jaki zafundował nam Kościół w Polsce, podsuwając Papieża każdemu z nas pod nos niczym kolejną, zbyt dużą kremówkę. Rzecz jasna, to, na ile realnie możemy myśleć o nowej roli Jana Pawła II w Polsce, ale i w Kościele, będzie musiało być dopiero zweryfikowane przez czas i kolejne już pokolenia. Historia, jak zawsze, stoi przed nami otworem.

 

III.

 

Do sprawy zmierzchu obrządku personalistycznego należy dopisać jeszcze jedno podsumowanie, które równocześnie otwiera nowy, wymagający w przyszłości szerszego omówienia, wątek. Jeśli przyjrzeć się polskim intelektualistom epoki personalistycznej, łatwo można dostrzec, że tworzą oni rodzaj archipelagu katolickiej kapitulacji. Poczynając od manifestu Stanisława Stommy zatytułowanego Minimalne i maksymalne tendencje społeczne katolików, opublikowanego na łamach „Znaku” już w roku 194653, rozpoczyna się trwające dziesięciolecia zjawisko dostosowywania katolickich elit do dominujących systemów ideowych54. Główne wyspy tego archipelagu tworzą w czasach komunistycznych środowiska związane z „Tygodnikiem Powszechnym”, „Znakiem”, „Więzią”, Klubami Inteligencji Katolickiej, odrębną wyspę tworzyło Stowarzyszenie „PAX”. To ostatnie środowisko było oczywiście skonfliktowane z personalistami, ponieważ funkcjonowało w większym zbliżeniu z władzami PRL. Nie zmienia to faktu, że wszystkie wspomniane grupy faktycznie miały charakter instytucji koncesjonowanych. Ich istnienie było zależne – w różnym stopniu – od uległości wobec komunistów, a także, okresowo, od brania współodpowiedzialności za władzę, bez realnej możliwości jej kształtowania.

 

Zwykła pobieżna obserwacja przemian ideowych środowisk personalistycznych pozwala zobaczyć, jak w kolejnych latach stawały się one religijną przybudówką do świeckich propozycji politycznych. Po deklaracji minimalizmu Stommy przyszła deklaracja szczerej wiary w socjalizm w artykule wstępnym opublikowanym w powstającej „Więzi”55. W latach 60. XX wieku już można dostrzec zbliżenie personalistów z komunistycznymi rewizjonistami takimi jak Leszek Kołakowski, który w tym czasie już zajął się badaniem dysydenckich grup religijnych w obrębie nowoczesnego chrześcijaństwa. Myślenie to stanie się wzorem inteligenckiego personalizmu56. Jednocześnie środowiska te skonfliktowały się z prymasem Stefanem Wyszyńskim i zaczęły dystansować coraz bardziej do katolickiej tradycji. Pewnego rodzaju apogeum tego procesu w epoce komunistycznej stanowił artykuł ks. Józefa Tischnera Schyłek chrześcijaństwa tomistycznego, także opublikowany na łamach „Znaku”57.

 

Dalsze kroki personalistów katolickich były do przewidzenia, ewoluowali oni razem ze środowiskami rewizjonistycznymi w stronę liberalizmu. W roku 1989 katolicka inteligencja nie miała właściwie żadnej propozycji moralnej i politycznej dla Polski. Jeśli można było w sferze publicznej usłyszeć katolicki głos, to wychodził on ze znacznie mniej rozpoznawalnych środowisk, które z czasem utworzyły choćby Zjednoczenie Chrześcijańsko-Narodowe. Jednak to nie ci ludzie brali udział w porozumieniach Okrągłego Stołu, nie oni też, w większości, weszli do kręgów nowych elit władzy. Oddziaływał wtedy rzecz jasna głos Jana Pawła II. Papież nie uległ mentalnej kolonizacji ideologicznej. Może dlatego, że jako hierarcha poznał charakter nowoczesnych reżimów politycznych? Faktem jest, że już w czasie prac Soboru Watykańskiego II sprzeciwił się pomysłom laicyzacji katolickiej nauki społeczno-polityczną, które już wtedy funkcjonowały w obiegu teologicznym58. Dziś, gdy patrzy się na młodsze pokolenie personalistów, widać, że ich poglądy uległy kolejnemu uzgodnieniu, tym razem często w duchu liberalnej lewicy. Można wskazać tu na środowisko warszawskiego KIK-u i pismo „Kontakt”, na Kongres Katoliczek i Katolików oraz wymienionych już wcześniej autorów. Prąd ten pod wpływem pontyfikatu Papieża Franciszka rozlewa się już bardzo szeroko.

 

Stanowisko personalistyczne nazwałem „archipelagiem kapitulacji”. Hasło to wziąłem od Pawła Milcarka, który pisał w roku 2004 na łamach „Christianitas” o „archipelagu ortodoksji radykalnej”59. Autorowi chodziło wtedy o konstelację rozmaitych środowisk, często także związanych z tytułami czasopism, które były zdolne, na przełomie lat 90. XX wieku i nowego milenium, otrząsnąć się z personalistycznego złudzenia.

 

Na mapie współczesnego polskiego katolicyzmu byłby to w zasadzie jedyny ośrodek wyraźnie wolny od skrępowania fatalizmem, za to ufny we własną żywotność wiary – pogłębionej, ale i ekspandującej, wolnej od pokusy bezwolnej imitacji świata. Tę żywotność widzę już dziś w aktywności bliskich mi środowisk skupionych wokół tradycyjnej Mszy łacińskiej, w formacji Opus Dei, w prowadzonej przez charyzmatyków walce duchowej z ideologią New Age, we „Frondowej” wersji neokatechumenatu, w dyskursie cywilizacyjnym poszczególnych historyków czy filozofów młodszego pokolenia… Chodzi o cały „archipelag” ortodoksji radykalnej. O tym, co myśli się na poszczególnych „wyspach” tego „archipelagu”, można się dowiedzieć, zaglądając do „Frondy”, „Arcanów”, „Listu” czy „Christianitas”, z tekstów reprezentatywnych przedstawicieli tych środowisk. Tymczasem mieszkańcy różnych „wysp” tego „archipelagu” dyskutują ze sobą na czatach i forach internetowych – czasem znajdują wspólny język, czasem się na siebie, nie bez powodów, złoszczą. Coś się kluje. Kościół w Polsce, istotnie, zmienia się. Szukajmy więc dróg na nowej mapie, na odkrywanym stopniowo archipelagu ortodoksji radykalnej60.

 

Dały one wtedy w różnych sprawach, od kościelnych po społeczne, głos inny od naśladowczego refrenu kapitulantów. Ten archipelag jest dziś już tylko historycznym wspomnieniem. Podobnie jak polemiki, jakie ze Stommą prowadził Józef Marian Święcicki, jeden z publicystów „Tygodnika Warszawskiego”, pisma zniszczonego przez komunistów, którego działalność zakończyła się wieloletnimi wyrokami więzienia.

 

Tymczasem stanowisko kapitulacji, zawsze prostsze w realizacji, skutecznie dokonało w ostatnich latach nowego zaciągu do swoich szeregów. Nie jest to zaskakujące. Działa tu pewien rodzaj fizyki, a nawet, mówiąc Gustave’em Thibonem, fizjologii61 życia społecznego. Siły przyciągania związane z dystrybucją prestiżu, koncesjami, zasobami finansowymi sprawiają, że przywiązanie do nagród tego świata wciąż się odradza. Wpływ na tę sytuację mają także okoliczności kościelne. Chaos, jaki wprowadził do świata katolickiego Papież Franciszek – inni powiedzą, że to świadoma rewolucja – jeszcze bardziej osłabia zdolność jasnego widzenia spraw. Kapitulanci otrzymali od Stolicy Apostolskiej niezwykłe umocnienie w sytuacji, gdy wielu może się wydawać, że stoimy u progu Kościoła jak z marzeń ideologów.

 

Tym bardziej dorobek heroldów defetyzmu potrzebuje opisu, jest on nam potrzebny właśnie po to, byśmy sami mogli się oprzeć głoszonej przez nich rezygnacji. Ich diagnozy często są dużo bardziej pesymistyczne od rzeczywistości, a recepty, jakie proponują, zastosowane zwykle pogorszyłyby tylko stan, w jakim znajduje się dziś Kościół, cywilizacja chrześcijańska, realne życie katolickie. Zresztą w znacznej mierze już takie doświadczenie zostało w XX wieku przez katolików przeżyte i przynajmniej

część obecnych kłopotów wynika z braku należytych wniosków podsuwanych nam przez historię.

Tomasz Rowiński

 

Ten artykuł, tak jak wszystkie teksty na christianitas.org publikowany jest w wolnym dostępie. Aby pismo i portal mogły trwać i się rozwijać potrzebne jest Państwa wsparcie, także finansowe. Można je przekazywać poprzez serwis Patronite.pl. Z góry dziękujemy. 

 

 

 

 

 

 

1 1 Kor 7, 31.

2 Znakomitą książkę o humanizmie katolickim w ostatnim czasie wydał Paweł Milcarek, Otwarte okna. Szkice o kulturze humanizmu katolickiego, Dębogóra 2022.

3 Problemowi temu w znacznej mierze poświęcone są dwa pierwsze rozdziały książki Arendt Między czasem minionym a przyszłym. Osiem ćwiczeń z myśli politycznej, tłum. M. Godyń, W. Madej, Warszawa 1994.

4 Dwa warte uwagi eseje Arendt dotyczące religii znaleźć można choćby w zbiorze Salon berliński i inne eseje, Warszawa 2008; Religia i intelektualiści, s. 164–168, Religia i polityka, s. 169–196. Odniesienia do myślicieli chrześcijańskich powracają także wielokrotnie w przywołanych wcześniej „ćwiczeniach z myśli politycznej”, a także w wielu innych tekstach.

5 Pisałem o tym w artykułach Testament Raspaila oraz Realność łaski. Jean Raspail (1925–2020). Oba ukazały się na stronie tygodnik.tvp.pl i zniknęły decyzją nowych władz telewizji publicznej po jesiennych wyborach parlamentarnych z 2023 roku.

6 Interesująco o dziedzictwie „końca historii” w myśli F. Fukuyamy pisał przed kilku laty J. Tokarski w eseju Dziedzictwo nihilizmu, „Tygodnik Powszechny”, nr 14, 2017, s. 66–68.

7 Wciąż wartą uwagi książką na temat polityki tożsamości jest esej Marka Lilli, Koniec liberalizmu, jaki znamy. Requiem dla polityki tożsamości, tłum. Ł. Pawłowski, Warszawa 2018.

8 Mt 6, 33.

9 Sobór Watykański II, Konstytucja dogmatyczna o Objawieniu Bożym Dei Verbum, 9.

10 Szeroko ten problem omówiłem na podstawie wskazówek Vademecum synodu o synodalności, w tekście Rola świeckich w procesie synodalnym synodu o synodalności, christianitas.org, 31 października 2023, dostęp: 20 listopada 2024. O niszczących konsekwencjach permanentnej synodalności pisał na przykładzie niemieckim ponad pół wieku temu Joseph Ratzinger, Demokratyzacja Kościoła?, w: J. Ratzinger, H. Maier, Demokracja w Kościele. Możliwości i ograniczenia, tłum. M. Labiś, Kraków 2004.

11 Ch. Delsol, Koniec świata chrześcijańskiego. Inwersja normatywna i nowa era, Kraków 2023.

12 R. Dreher, Opcja Benedykta. Jak przetrwać czas neopogaństwa?, tłum. M. Samborska, Kraków 2018.

13 M. Kędzierski, „Przemija bowiem postać tego świata”. LGBT, Ordo Iuris i rozpad katolickiego imaginarium, klubjagiellonski.pl, 8 sierpnia 2020, dostęp: 20 listopada 2024.

14 T. Terlikowski, Koniec Kościoła, jaki znacie, Warszawa 2022.

15 Tenże, Wygasanie. Zmierzch mojego Kościoła, Kraków 2023.

16 A. MacIntyre, Dziedzictwa cnoty. Studium teorii moralności,tłum. A. Chmielewski, Warszawa 1996, s. 465–466.

17 O współczesnych analogiach z podstawą Machabeuszy bardzo ciekawie pisała nie tak dawno Justyna Melonowska w swojej książce Pisma machabejskie. Religia i walka, Warszawa 2020.

18 J. Salij OP, Wstęp, w: Św. Augustyn, Państwo Boże, tłum. W. Kubacki, Kęty 2002, s. 5.

19 Szerzej problem analogii naszych czasów z epoką schyłku antyku omawiałem w eseju Między sensus catholicus a secular reason. Katolickie potyczki z politycznością, który opublikowałem w książce Bękarty Dantego. Szkice o zanikaniu i odradzaniu się widzialnego chrześcijaństwa, Kraków 2015, s. 195–221.

20 O tym T. Rowiński, Prawa człowieka: tradycja chrześcijańska czy liberalna?, w: tenże, Anachroniczna nowoczesność. Eseje o cywilizacji przemocy, Dębogóra 2022, s. 111–142.

21Miłość to miłość jest jednym z najbardziej znanych haseł politycznego ruchu homoseksualnego.

22 H. de Lubac, Dramat humanizmu ateistycznego, tłum. A. Ziernicki, Kraków 2005.

23 Po wyroku Trybunału Konstytucyjnego przeciwko aborcji eugenicznej miałem okazję przeglądać dokładnie listopadowe numery „Tygodnika Powszechnego” i tam stanowisko takie było deklarowane właściwie wprost. A. Boniecki, Dni kobiet, „Tygodnik Powszechny”, nr 44, 1 listopada 2020, s. 3; Z. Radzik, Zbuntowana rzeczywistość, „Tygodnik Powszechny”, nr 44, 1 listopada 2020, s. 8–9. Teksty z „TP” to tylko konkretne wybrane przykłady ducha wrogości, jaki w części środowisk katolickiego personalizmu sekunduje prawnej ochronie życia osób w prenatalnej fazie życia.

24Z. Radzik, To nie do zniesienia.Posłuchajcie jak bardzo, „Tygodnik Powszechny”, nr 45, 8 listopada 2020, s. 14–15; A. Sporniak, Antykoncepcja po adhortacji, nr 19, 30 kwietnia 2016, s. 32–33.

25 Niech tu za przykład posłuży książka pod redakcją Cezarego Gawrysia i Katarzyny Jabłońskiej wydana przez Wydawnictwo Więź, Wyzywająca miłość. Chrześcijanie a homoseksualizm, Warszawa 2016.

26 Toczący się w Kościele spór o udzielanie komunii osobom żyjącym w grzechu, ale też wyznawcom denominacji chrześcijańskich, które zwykle nie uznają katolickiej nauki o Eucharystii, jest w znacznym stopniu odbiciem wiary i niewiary jej uczestników w realną obecność Jezusa pod postaciami chleba i wina.

27 P. Grad, O pojęciu tradycji. Studium krytyczne kultury pamięci, Warszawa 2017, s. 63–112; tenże, Unieszkodliwianie Magisterium. Studium dyskusji o Amoris Laetitia, 305, „Christianitas”, nr 65, 2016, s. 41–84.

28 Dość dobrze było to widać jeszcze w badaniach, jakie po roku 2005 przeprowadziło warszawskie Centrum Myśli Jana Pawła II, T. Żukowski (red.), Wartości Polaków a dziedzictwo Jana Pawła II, Warszawa 2009.

29 D. Karłowicz, Papież jako król Polski, w: tenże, Koniec snu Konstantyna, Kraków 2004, s. 218–227.

30 Sformułowania tego użył Jan Paweł II w czasie pobytu w Polsce 3 czerwca 1979 roku, podaję za: Społeczeństwo teologiczne. Polska teologia narodu 966–2016, red. P. Rojek, Kraków 2016, s. 7.

31 „Biuletyn KKZN”, nr 45, 1997, s. 45–46; J. Roszkiewicz, Prawo nasciturusa do życia w prawie konstytucyjnym i prawie międzynarodowym, „Forum Prawnicze”, nr 4, 2017, s. 105.

32Polska ‘91 w świetle nauczania papieża. Dyskusja, „Znak”, nr 438/1991, s. 15.

33 O tym, jak środowiska tzw. inteligencji katolickiej skapitulowały w sprawie ochrony życia już w roku 1990, zob. list Pawła Milcarka opublikowany w „Rzeczpospolitej”, Różne wizje katolicyzmu. Wciąż jest on dostępny w archiwum internetowym tej gazety pod datą 27 października 2004, dostęp: 26 listopada 2024.

34 K. Wojtyła, Osoba i czyn, Kraków 1969; P. Grad, Wojtyła i nowoczesna mitologia podmiotu, „Christianitas”, nr 60–61, 2015, s. 152–164.

35 T. Rowiński, „Ludzie nowocześni” i ich aspiracje według Deklaracji o wolności religijnej Vaticanum II, tekst przygotowywany do druku w „Christianitas”, nr 98, 2024.

36 Ch. Delsol, Zbyt długo wierzono, że słowo autorytetu wystarczy, wiez.pl, 23 października 2023, dostęp: 25 listopada 2024.

37 Dużo pisze wspomniany już Alasdair MacIntyre w pierwszej części Dziedzictwa cnoty. Można też zwrócić uwagę na książkę Karoliny Wigury, Wynalazek nowoczesnego serca. Filozoficzne źródła współczesnego myślenia o emocjach, Warszawa 2019.

38 J. Woroniecki OP, Życie religijne współczesnej inteligencji polskiej, w: tenże: Wychowanie człowieka, Kraków 1961, s. 289–316.

39 Trzeba pamiętać, że Mark Lilla jest zagorzałym, choć jednocześnie krytycznym wobec swojego środowiska demokratą. W zdaniu tym chodzi mu oczywiście o Donalda Trumpa.

40 M. Lilla, dz. cyt., s. 20–22.

41 J. Maritain, Humanizm integralny, brak informacji o tłumaczu, Warszawa 1981.

42 P. Grad, Wojtyła i nowoczesna mitologia podmiotu, s. 153.

43 Deklaracja praw człowieka i obywatela z 26 sierpnia 1789 roku, https://libr.sejm.gov.pl/, dostęp: 25 listopada 2024.

44Od Christianitas do nouvelle chretiente, opr. P. Milcarek, „Christianitas”, nr 45–46, 2011, s. 398.

45 J. Maritain, Środki bogate i środki ubogie, tłum. J.W., „Tygodnik Powszechny”, nr 34, 1958, s. 1–2; szerzej o tym w książce J. Grzybowskiego, Jacques Maritain i nowa cywilizacja chrześcijańska, Warszawa 2007, rozdział „Doczesna misja chrześcijan”, s. 267–326.

46 M. Jurek, Między chrześcijańską cywilizacją a Chrześcijańską Demokracją, christianitas.org, 26 listopada 2012, dostęp: 26 listopada 2024.

47 J. Bartyzel, „Umierać, ale powoli!” O monarchistycznej i katolickiej kontrrewolucji w krajach romańskich 1815–2000, Kraków 2006, s. 584–585.

48 Tamże, przyp. 594 na s. 703.

49 F.J. Mazurek, Stanowisko Kościoła wobec Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka, „Ethos”, t. 12, nr 1–2, s. 245.

50 Chodzi o dwie kontrowersyjne, ale jednocześnie spójne wypowiedzi Papieża Franciszka, pierwsza pochodzi z deklaracji podpisanej w Abu Zabi (2019), a druga ze spotkania z młodzieżą w Singapurze (2024), gdzie Papież mówił o wielości religii jako zjawisku chcianym przez Boga.

51 Stolica Apostolska potwierdziła liberalną wykładnię adhortacji Amoris Laetitia, która pozwala na dopuszczanie do Komunii świętej osób, które zawarły ważne małżeństwo sakramentalne, a pozostają w związku z inną osobą. Watykan odpowiada kard. Duce: można udzielać Komunii św. rozwodnikom w nowych związkach, opoka.org.pl, 3 października 2023, dostęp: 26 listopada 2024.

52 Deklaracja Fiducia supplicans (2023) Dykasterii Nauki Wiary otworzyła drogę do błogosławienia par jednopłciowych. Choć możliwa jest interpretacja tego dokumentu zgodna z katolicką nauką moralną, została ona powszechnie przyjęta jako stanowisko tę naukę podważające.

53S. Stomma, Minimalne i maksymalne tendencje społeczne katolików, w: tenże, Pisma wybrane, tom 3, Kraków 2018, s. 9–24.

54 R. Graczyk, Katolicy-rewizjoniści: nowa „wieloświatopoglądowość”?, „Christianitas”, nr 51, 2013, s. 265–284.

55 Zespół „Więzi”, Rozdroża i wartości, „Więź”, nr 2(1), 1958, s. 5–13.

56 T. Rowiński, Religia Leszka Kołakowskiego i kapitulacja inteligencji katolickiej, „Twórczość”, nr 7–8, 2024, s. 129–146.

57 J. Tischner, Schyłek chrześcijaństwa tomistycznego, „Znak”, nr 187, 1970, s. 1–20.

58 T. Rowiński, Biskup Karol Wojtyła na Soborze Watykańskim – wypisy i akcenty, „Christianitas”, nr 48–49, 2012, s. 320–339.

59 P. Milcarek, Katolicy – nowa mapa, „Christianitas”, nr 19–20, 2004, s. 3–14.

60 Tamże, s. 13–14.

61 G. Thibon, Diagnozy. Esej o fizjologii życia społecznego, tłum. T. Glanz, Dębogóra 2020.


Tomasz Rowiński

(1981), redaktor "Christianitas", redaktor portalu Afirmacja.info, publicysta poralu Aleteia.org, senior research fellow w projekcie Ordo Iuris: Cywilizacja Instytutu Ordo Iuris, historyk idei, publicysta, autor książek; wydał m. in "Bękarty Dantego. Szkice o zanikaniu i odradzaniu się widzialnego chrześcijaństwa", "Królestwo nie z tego świata. O zasadach Polski katolickiej na podstawie wydarzeń nowszych i dawniejszych", "Turbopapiestwo. O dynamice pewnego kryzysu", "Anachroniczna nowoczesność. Eseje o cywilizacji przemocy". Mieszka w Książenicach koło Grodziska Mazowieckiego.