Artykuł jest poprawioną wersją tekstu, który ukazał się w internetowym pismie LUX, nr 3-4(2018).
Jednym z problemów polityki historycznej w dzisiejszej Polsce jest niebezpieczeństwo, które zapowiada już sama jej nazwa. Bardzo szybko, przynajmniej na prawicy - w ciągu kilku zaledwie lat - dokonało się przesunięcie od rozumienia polityki historycznej jako wyrazu dbałości o prawdę na temat polskiej historii, do polityki historii.
Rzecz jasna sytuacja nigdy nie była jednoznaczna, ponieważ niebezpieczeństwo instrumentalizacji jest chlebem powszednim polityki historycznej. Jednak kiedy pojęcie to pojawiło się w polskim dyskursie wyrażało intencje odzyskania przez Polskę suwerenności w zakresie mówienia o historii swojej i swojego narodu. Zawierało się w tym, owszem, pragnienie osłaniania dobrego imienia Polski, ale też rzetelnego prezentowania prawdy historycznej i kształtowania pamięci narodu w oparciu o prawdę, o to jak faktycznie było, a nie rozmaite, szyte na miarę, narracje. Niezależnie od tego jak oceniamy pracę Instytutu Pamięci Narodowej powstał on jako wyraz właśnie tego nurtu myślenia. Oprócz problemu nierozliczenia się wielu ludzi ze swoją działalnością w czasach PRL, IPN odważnie podejmował się choćby takich zadań jak publikacja dokumentacji związanej z mordem w Jedwabnem. Fundamentem polskiej polityki historycznej miałą być po prostu prawda.
Dziś już słabo pamiętamy, jak bardzo ten naturalny odruch suwerenności - badanie historii - tak potrzebny zarówno w relacjach międzynarodowych, jak i wewnętrznych był atakowany. Choć to prawica zaczęła używać świadomie pojęcia polityka historyczna, za co była atakowana, to taką politykę od samego początku prowadzili liberałowie i lewica. W pierwszej dekadzie XXI wieku, proniemiecki publicysta Klaus Bachmann w portalu “Niemcy on-line” opublikował tekst pod tytułem Wbrew społecznym trendom. Dlaczego polityka historyczna niemiecka była i będzie skuteczniejsza od polskiej, w którym oceniał projekt Muzeum Powstania Warszawskiego jako projekt “sprzeczny z trendami społecznymi” a równocześnie Muzeum przeciw Wypędzeniom inicjowany przez ziomkostwa niemieckie i wspierany wówczas przez władze centralne w Berlinie jako wyraz “oddolnego multikulturalizmu”. Tymczasem przecież niemiecki projekt był bez wątpienia świadomym elementem renacjonalizacji niemieckich opowieści historycznych, znacznie bardziej radykalnym od MPW. To, że takie teksty powstawały było wyrazem stosunku jaki rząd w Berlinie (a także wiele liberalnych środowisk w Polsce) miał do polskiej suwerenności, którą wtedy konserwatyści lubili określać mianem podmiotowości. Tekst Bachmanna, dziś już niedostępny pod dawnym adresem internetowym, był znakomitym przykładem niemieckiej “polityki historii”, a zatem tego zła, które doszło także do Polski. Był także przykładem “polityki historycznej”, środowisk, którym marzyła się nie tylko ekonomiczna transformacja Polski.
Można powiedzieć, że zaprezentowana na początku tekstu koncepcja polityki historycznej, to wizja przeniknięta zasadami polskiej cywilizacji chrześcijańskiej odnoszącej się do prawdy, do języka sprawiedliwości i przyznawania słusznych racji. Jednak polityka historyczna, choć możemy próbować ją przetwarzać w polski i chrześcijański sposób, narodziła się jako część szerszego nurtu polityki tożsamości charakterystycznej dla nowoczesnych, liberalnych polityk państwowych. Prawda nie ma w nich znaczenia poza “prawdą” subiektywną jednostek, a zatem nie dochodzi się już w ramach tych polityk do prawdy, ale według politycznych kryteriów i potrzeb konstruuje się “tożsamości”, które biorą udział w walkach o uznanie. Bądz po prostu są prezentowane poprzez różne formy propagandy, jako te, według których należy myśleć. Usunięcie racjonalnego, poszukującego prawdy i choć zbliżającego się do obiektywności elementu z procesu opowiadania o ludzkiej historii sprawia, że niebezpiecznie zbliżamy się do wizji historii w której następuje całkowita dominacja woli nad rozumem. W efekcie praktykowania polityk tożsamościowych ludzie, społeczności i narody coraz bardziej zaczynają traktować innych według hobbesowskiej zasady “człowiek, jest człowiekowi wilkiem”. Bez odniesienia do prawdy nowoczesne społeczeństwo zamiast wyzwolić się ze stanu natury (tak jak opisywał go Hobbes), do niego wraca.
Również w Polsce brak mocnego i świadomego osadzenia polityki historycznej w tradycji chrześcijańskiej sprawił, że jej suwerennościowy impuls nie oparł się pokusie pogańskiej woli mocy obecnej choćby w polityce historycznej Niemiec czy Francji. I w pewnym sensie z fazy uległości innym politykom, która wyrażała się wysokim poziomem obojętności na sprawy narodowe u Polaków w latach. 90, przeszliśmy w fazę naśladownictwa jawnie siłowego rozwiązywania problemów historycznych. Takie nastawienie państwa wzmaga równocześnie - w reakcji - rozwój myślenia o Polsce tylko z perspektywy “czarnych kart”. Zdominowanie historii przez politykę sprawia, że rzetelne myślenie o niej prawie zanika ze sfery publicznej bądz miesza się z czysto politycznymi narracjami i tylko z ich perspektywy jest odbierane. Już nie podpowiadana przez racjonalność Logosu prawda, ale polityczne tożsamości wyznaczają obszar i granice pamięci historycznej. To, że polityczne uwikłanie historii nie jest do wykluczenia zupełnie trzeba przyjąć za oczywistość, ale spór radykalny, niezależny od badania prawdy, jest już dla narodu i państwa samym rozkładem.
Ideologiem - nawet jeśli nie wprost - historii, w której fantazja lub fałsz zatruwają prawdę jest bez wątpienia Jarosław Marek Rymkiewicz. Pisarz wybitny, ale tym bardziej zwodniczy. Fascynacja jaką wzbudza na prawicy, która powinna być obrończynią prawdy historycznej nie wróży dobrze na przyszłość polskim sporom o przeszłość, ale i o dzisiejsze problemy. Swobodne mieszanie prawdy, fantazji i tożsamości zwiększa tylko tendencję obecną u zaangażowanych obywateli, by nie przeżywać siebie jako siebie, Polski i jej problemów w obecnym jej biegu, ale by przebierać się w dawne stroje, odgrywać dawne losy. Oderwanie od prawdy w historii skutkuje bowiem oderwaniem od rzeczywistości (w tym sensie także prawdy) polityki. Skutkiem, do którego się przybliżamy może być narodowe szaleństwo z jednej strony, które pochłonie cały etos patriotyczny i obojętność na los Polski z drugiej strony, tej która będzie przede wszystkim chciała stać z dala od szaleństwa. Nawet jeśli tym sposobem odda się w ręce innej nieroztropności.
Tomasz Rowiński
(1981), redaktor "Christianitas", redaktor portalu Afirmacja.info, publicysta poralu Aleteia.org, senior research fellow w projekcie Ordo Iuris: Cywilizacja Instytutu Ordo Iuris, historyk idei, publicysta, autor książek; wydał m. in "Bękarty Dantego. Szkice o zanikaniu i odradzaniu się widzialnego chrześcijaństwa", "Królestwo nie z tego świata. O zasadach Polski katolickiej na podstawie wydarzeń nowszych i dawniejszych", "Turbopapiestwo. O dynamice pewnego kryzysu", "Anachroniczna nowoczesność. Eseje o cywilizacji przemocy". Mieszka w Książenicach koło Grodziska Mazowieckiego.