Komentarze
2015.11.10 10:39

Sekularyzacja arcybiskupstwa brukselskiego

Wywiad (wersja polska na strone RV) jakiego udzielił arcybiskup Brukseli Josef De Kesel (i którego fragmenty podaje Radio Watykańskie) wydaje się być dobrym przykładem myślenia nowych kadr w Kościele europejskim, a przynajmniej tej części tych kadr, które mogą teraz liczyć na stanowiska i władzę. Zresztą ściślej byłoby powiedzieć, że to kadry stare-nowe - De Kesel ma dziś 68 lat i należy do epigonów pokolenia, które po Soborze Watykańskim przegrało Kościół i swoją wiarygodność. Przegrywało je podczas rewolty episkopatów po ogłoszeniu Humanae vitae, przy demontażu integralności katolickości w latach 70. przez ignorowanie nauczania o małżeństwie (antykoncepcja), przy milczącym sprzeciwie wobec zdecydowania w kwestiach antropologicznych Jana Pawła II, wreszcie gdy kontestowało poczynania Benedykta XVI inicjującego program „reformy reformy”.

 

Co mówi abp De Kesel? Przede wszystkim jest rozczarowany tym, że synod nie zmienił nauczania Kościoła w kwestii kilku sakramentów, czyli znacznej części niezmiennej doktryny katolickiej, dotyczącej niedopuszczania ludzi żyjących w grzechu do Komunii świętej. Nominacja tak radykalnego kasperianina na arcybiskupa Brukseli jest bardzo znacząca.

 

W dalszej kolejności warto zauważyć, jakie są priorytety Kościoła według abp. De Kesela – „akceptacja tego, że Kościół będzie coraz mniejszy”. Widać tu wyraźnie przesunięcie – De Kesel nie chce być już następcą Apostołów, głosicielem dobrej nowiny, której prawda ma docierać na krańce świata. Chodzi raczej o zarządzanie masą upadłościową – ludźmi, których jest coraz mniej, budynkami, funduszami, a także resztką prestiżu społecznego.

 

Czy to nie dziwi? Ze starego katolicyzmu, ta posoborowa i synodalna odnowa nie chce wcale zachować prawdy wiary, czystej Ewangelii, co zwykle sugeruje, ale tę odrobinę władzy (kosztem prawdy wiary), prestiżu i dobrego samopoczucia, która może wyniknąć z mówienia tego samego co „kultura dominująca” - jak określa to sam De Kesel.

 

Zauważmy jeden z cytatów:

 

„Nawet mały Kościół musi być Kościołem otwartym i liczącym się w społeczeństwie.”

 

O problemie władzy i współczesnych hierarchów mających reformatorskiej ambicje piszę też w tekście otwierającym nowy numer „Christianitas” (#60-61).

 

Tak właśnie mogłoby zdefiniować swoje cele współczesne NGO. Trudno zrozumieć, jak przemyślenia abp. De Kesela można pogodzić z wyrażaną wielokrotnie opinią papieża Franciszka, że Kościół nie może stać się kolejnym NGO, a największym niebezpieczeństwem, jakie mu zagraża jest zeświecczenie wkradające się do jego wnętrza.

 

Tymczasem abp De Kesel w krótkiej opinii przedstawia proces osuwania się Kościoła w zupełną świeckość. Propozycja rezygnacji z prawdziwej doktryny, połączona z postulatem, by nie zajmować się tylko sprawami religijnymi, ale też społecznymi, przy jednoczesnym – zadekretowanym wiele lat temu w opisywanym środowisku w stanowisku rezygnacji z wyrażania publicznej „opinii katolickiej” – jest znakiem zupełnego zaadaptowania do „kultury dominującej” oraz złożeniem hołdu wobec liberalnych bożków „otwartości” i „szacunku”. Niczym to się nie różni od poprawności (uległości, niesamodzielności) politycznej charakteryzującej tzw. trzeci sektor.

 

Na koniec zaś przyjrzyjmy się niechęci abp De Kesela do miłosierdzia, jako rodzaju protekcjonalizmu. Nie powinna ona dziwić. Kasperianie, choć wciąż operują hasłem miłosierdzia w rzeczywistości odrzucają jego dynamikę, która jest… dialogiczna – ponieważ zakłada pozytywną odpowiedź człowieka na zaproszenie do nawrócenia jakie daje Bóg. Kasperianie proponują jednak właśnie szacunek i otwartość – przede wszystkim dla grzechu. Ktoś powie, że nie, bo dla człowieka. Dla człowieka? Człowiekowi proponują co najwyżej śmierć wieczną, która wynika z niegodnego przyjmowania Ciała Pańskiego. I przekonanie, że Bóg jeśli jest to „nie tutaj”, nie w sakramentach, nie w sposób jaki sam Kościołowi ofiarował. Choć roztropna nadzieja będzie tu ironicznie widziała upowszechnienie niezawinionej ignorancji, jako drogi do powszechnego zbawienia…

Widać arcybiskup Brukseli pragnie nade wszystko by jego Kościół wygodnie i przyjemnie mógł umierać.

 

Problem szerszy polega na tym, że „kultura dominująca” przede wszystkim przyjmuje winę naszego Boga w kwestii zła w świecie, wybielając i usprawiedliwiając człowieka, jako nieszczęsne i słabe dzieło tego demiurga. Czy zatem mogą istnieć „wspólne wartości” katolików i „kultury dominującej”? Tylko jeśli katolicy odrzucą własnego Boga i uznają go za ojca kłamstwa, a nawrócenie za rodzaj zniewolenia. A zatem, gdy przynajmniej przestaną poważnie traktować swoją wiarę i uznają suwerenność społeczeństwa liberalnego także w kwestiach decydowania o tym co jest “prawdziwym dyskursem” na temat religii.

 

Tomasz Rowiński


Tomasz Rowiński

(1981), senior research fellow w projekcie Ordo Iuris: Cywilizacja Instytutu Ordo Iuris, redaktor "Christianitas", redaktor portalu Afirmacja.info, historyk idei, publicysta, autor książek; wydał m. in "Bękarty Dantego. Szkice o zanikaniu i odradzaniu się widzialnego chrześcijaństwa", "Królestwo nie z tego świata. O zasadach Polski katolickiej na podstawie wydarzeń nowszych i dawniejszych", "Turbopapiestwo. O dynamice pewnego kryzysu", "Anachroniczna nowoczesność. Eseje o cywilizacji przemocy". Mieszka w Książenicach koło Grodziska Mazowieckiego.