Rzeka Pedernales, fot. Paweł Grad
Ten artykuł, tak jak wszystkie teksty na christianitas.org publikowany jest w wolnym dostępie. Aby pismo i portal mogły trwać i się rozwijać potrzebne jest Państwa wsparcie, także finansowe. Można je przekazywać poprzez serwis Patronite.pl. Z góry dziękujemy.
Do Pax Christi Retreat Center przyjechaliśmy tuż przed mszą świętą. Miejsce to jest ośrodkiem duszpasterskim parafii w Brenham, położonym pośród pól, lasów i farm południowo-wschodniego Texasu, około stu kilometrów na północny wschód od Houston. Było niedzielne, słoneczne i chłodne popołudnie pod koniec stycznia. Od domu dzieliło nas dziewięć tysięcy kilometrów. Przytłaczająca rozległość Teksańskich przestrzeni tylko potęgowała poczucie opuszczenia i zagubienia. Dziwnie to współgrało z tym, co czułem myśląc o tym, w jakim położeniu znalazły się środowiska tradycji katolickiej – w tym to, do którego właśnie przyjechałem.
„Środowiska tradycji katolickiej” to w ogóle dziwne sformułowanie. Jeśli rację mają teologowie i socjolodzy, a przede wszystkim Papieże, że tradycja jest po prostu formą istnienia Kościoła – jest nieprzerwanym i wcielonym przekazem objawienia od Chrystusa przez Apostołów aż do nas, ochrzczonych – to właściwie Kościół powinien być jednym wielkim „środowiskiem tradycji katolickiej”. Tymczasem, i to stało za moim poczuciem opuszczenia, „środowiska tradycji katolickiej” są dziś obce w swoim własnym domu. Fakt, że określenie, które właściwie powinno odnosić się do całego Kościoła, odnosi się do jego niechcianej i problematycznej części, jest tylko wyrazem tej nienormalnej sytuacji.
Msza święta odprawiana była w prostym, lekkim budynku przypominającym stodołę, czy raczej duży garaż na maszyny rolnicze. Niewątpliwie pasował on do okolicy. Nie było w nim nic pięknego i nic trwałego. W środku pachniało wykładziną z tworzywa sztucznego i środkami czystości a nie starym drewnem i kadzidłem. Wspólnota nie była bardzo liczna. Raczej chyba (tak to wtedy widziałem) przetrzebiona trzódka ocalała z czasów pokoju liturgicznego za Benedykta XVI. Na ile wolno mi to oceniać, sama liturgia była raczej z tych ubogich, bez śpiewu, odprawiana w warunkach niedoboru.
Wyszedłem z tej mszy świętej przygnębiony. Nie mogłem pozbyć się myśli, że te teksańskie okoliczności tylko jaskrawiej ukazały przyszłość całego Kościoła jako „wspólnoty tradycji”. Pokazały mi zaawansowane stadium choroby autoimmunologicznej żywego organizmu wiary; autoagresję Kościoła, w której to, co stanowi zasadę – źródło i szczyt – życia katolickiego, zostało zaatakowane i wyniszczone przez strażników tradycji. Źródło nie bijące w centrum, nie zasilające wszystkiego swoim stale odnawiającym się strumieniem. Raczej źródło zarośnięte, sączące się przez położone na nim przeszkody. Tradycja katolicka zamknięta w rezerwacie, gdzieś na odludziu, odarta z właściwej jej stabilności i piękna, niepewna i niepodobająca się. Pozostawiona tam w nadziei, że umrze; najwyraźniej jeszcze zbyt silna – tak jak silne potrafią być pasożyty – by dorżnąć ją od razu razem z ograniczeniem niegdyś swobodnych celebracji.
W kościele parafii św. Tomasza z Akwinu w miejscowości Bryan, gdzie zamieszkaliśmy na te kilka miesięcy w Teksasie, trwają jeszcze ślady Benedyktowej wiosny. Od dawna, kilka razy do roku – zwykle na większe święta – odprawia się tu „traditional latin mass”. Najbliższa w Zwiastowanie. Na „nowej” mszy niedzielnej krzyż na ołtarzu, komplet świec i okadzenie, bez ekscesów, a na pewno bez perwersji liturgicznych i doktrynalnych. Jedyne co razi to świeccy szafarze podający kielich do komunii pod dwiema postaciami. Kościół pełny. Niektóre rodziny umundurowane w typowo tradsowski sposób: stroje zmierzające do tego niedoścignionego ideału klasy średniej z lat 1930-1950, mantylki. Zwykle mam do tej tradsowskiej mody stosunek sympatyczno-ironiczny, ale w tym kontekście dodatkowo myślę sobie: „nasi tu byli”, a nawet: „nasi tu są”. Zresztą głębszych, nie tylko powierzchownych objawów katolickiego życia jest tu więcej. Choćby długie kolejki do konfesjonałów w tym uniwersyteckim miasteczku.
Nie można rzecz jasna tego wszystkiego wytłumaczyć wyłącznie darowanym nam okresem odrodzenia od Summorum pontificum do Traditionis custodes. Jednakże z pewnością nie można też tego wytłumaczyć nie biorąc tych okoliczności pod uwagę. Co więcej, wydają się one decydujące. To Summorum pontificum stworzyło sytuację, w której nieskrępowane i swobodne sięganie po tradycyjną katolicką formę kultu – a wraz z nią po prostu po katolicką formę życia – stało się powszechnie dostępną opcją. Wraz z powszechną dostępnością nastąpiła normalizacja. W parafii św. Tomasza ewidentnie działają ludzie, którzy tej normalizacji doświadczyli i dalej, możliwymi sposobami, starają się ją kontynuować. Takich przypadków w USA widziałem więcej. Na przykład u dominikanów na Manhattanie, którzy w rocznicę śmierci Benedykta XVI odprawiali mszę świętą za jego duszę w rycie swojego zakonu.
Szukając w Internecie informacji o celebracjach w starszej formie natrafiam na ślady wiosny tradycji w Austin, stolicy stanu. W tamtejszej katedrze jeszcze rok temu sprawowane były dwie msze święte w formie nadzwyczajnej w każdą niedzielę. Dwie msze, w katedrze, w stolicy stanu większego niż Francja. Ponieważ katedra w Austin jest zarazem parafią, od czasu Traditionis custodes wymagało to dodatkowej zgody z Watykanu. Rok temu została ona cofnięta. I tak 19 marca 2024, na św. Józefa, odprawiono ostatnią mszę świętą w starszej formie w katedrze w Austin. W liście biskupa Joe D. Vasqueza, który wystosował on do swoich diecezjan, aby poinformować ich o tej sytuacji, nie było śladu satysfakcji czy ulgi. Po tej, zdaje się wymuszonej przez Rzym zmianie, biskup zrobił w swojej katedrze tyle ile mógł: pozostawił dwie msze niedzielne sprawowane ad orientem, po łacinie, na głównym ołtarzu, z użyciem chorału, ale według nowego mszału. Zgadzam się, to ledwie surogat. Nietrudno się jednak domyślić, że w Austin jest wielu ludzi, w tym miejscowy biskup, którzy posmakowali stanu katolickiej normalności. Tego doświadczenie nie da się łatwo wymazać z pamięci, a wszelkie próby w rodzaju tych podejmowanych przez Watykan tylko tę pamięć wzmacniają.
Po kilku tygodniach od naszej wizyty w Pax Christi Retreat Center spędziliśmy weekend na zachód od Austin, w Hill Country – rozległym obszarze pełnym, zgodnie z nazwą, wzgórz. Ciągnie się on od Austin aż do granicy z Meksykiem. W niedzielę na mszę świętą udaliśmy się do kościoła w miejscowości Dripping Springs. Na wielkim zbiorniku na wodę przy wjeździe czytamy “Dripping Springs – Gateway to Hill Country”.
Tutaj, po raz pierwszy od przyjazdu do Teksasu poczułem się jak w domu. Kościół, czy właściwie wielka sala centrum św. Dymfny przy właściwym kościele, w której sprawowana była msza św., wciąż przypominał trochę stodołę. Jednakże nie było problemu z włączeniem się w spokojny nurt modlitwy Kościoła – takiej samej jak kiedyś, takiej samej jak w tylu innych miejscach w Polsce i na świecie gdzie byłem. To nie był rezerwat, bardziej może miejsce postoju dla części „środowiska tradycji” z Austin. Tak, była gdzieś pod spodem lekka niepewność typowa dla pionierów na niepewnym obszarze – uczucie tak typowe dla Ameryki. Niepewność, co decyzje w dalekim Watykanie i zmęczenie samego środowiska tradycji mogą przynieść. Ale w ten jasny dzień wydawało się to bardziej przeszkodą, którą trzeba ominąć, niż końcem drogi. Nie czułem tego ciężaru ostatecznej decyzji papieża Franciszka, która zapadła jak ciężka płyta nad grobem tradycji po kilkunastu latach Benedyktowego karnawału.
Wychodząc z kościoła pomyślałem, że skoro nie uda mi się spędzić Wielkiej Nocy w opactwie w Clear Creek w Oklahomie (wszystkie miejsca w domach gości zarezerwowane od dawna!), to może udałoby się w Dripping Springs. Spytałem człowieka rozdającego gazetkę parafialną, czy Triduum też jest sprawowane w starszej formie. „Oczywiście”, odpowiedział spokojnie.
Paweł Grad
Ten artykuł, tak jak wszystkie teksty na christianitas.org publikowany jest w wolnym dostępie. Aby pismo i portal mogły trwać i się rozwijać potrzebne jest Państwa wsparcie, także finansowe. Można je przekazywać poprzez serwis Patronite.pl. Z góry dziękujemy.
(1991), członek redakcji „Christianitas”, dr filozofii. Autor książki O pojęciu tradycji. Studium krytyczne kultury pamięci (Warszawa 2017). Żonaty, mieszka w Warszawie. Strona autorska: pawelgrad.net