Komentarze
2019.04.09 10:56

Różne rodzaje upokorzenia

Około dwóch tygodni temu katolicki internet obiegło krótkie nagranie z wizyty Papieża Franciszka w Loreto. Na nagraniu tym do Papieża podchodzą kolejni wierni i – zgodnie ze zwyczajem – nachylają się lub przyklękają, aby ucałować pierścień Rybaka. W ten sposób katolik wita się z Papieżem i jednocześnie wyraża szacunek wobec jego urzędu. Tymczasem na wspomnianym nagraniu Papież energicznie cofa rękę i nie pozwala kolejnym osobom na wykonanie tego gestu. Gesty i słowa obecnego Papieża, od momentu pierwszych słów wypowiedzianych na tym urzędzie („buona sera”), budzą kontrowersje. Nie inaczej było w tym przypadku. Jedni oburzali się, że Papież nie pozwala katolikom oddać czci należnej jego urzędowi, że deprecjonuje i umniejsza swoją godność. Inni cieszyli się z kolejnego – ich zdaniem – gestu otwartości i „normalności” Papieża Franciszka. Rzecznik prasowy Watykanu Alessandro Gisotti powiedział natomiast, że zachowanie Papieża wynikało z powodów higienicznych: Papież chciał uniknąć rozprzestrzeniania się zarazków drogą kropelkową. Inni wreszcie, również chcący przestawić dyskusję na inne tory, przypominali sytuacje za pontyfikatów Jana Pawła II i Benedykta XVI, kiedy to Papieże ci także unikali tego gestu przywitania.

Nie wiem, jak było naprawdę. Wystarczy mi jednak, że wiele osób sądziło, że ten sposób okazywania czci jest w jakiś sposób upokarzający i przeszkadza w budowaniu prawdziwej więzi z Papieżem. Tak uważał na przykład biograf Papieża Franciszka Austen Ivereigh, który jeszcze przed dementi Gisottiego powiedział, że Franciszkowi „zależy na tym, by ludzie nawiązali z nim kontakt, a nie traktowali go jak relikwię. Jest Wikariuszem Chrystusa, nie rzymskim imperatorem”. Dalsza część tego tekstu odnosi się do takich poglądów, a nie do samych intencji Papieża Franciszka.

Otóż wydaje mi się, że są bardzo różne rodzaje upokorzenia. Upokorzyć można nie tylko przez wykorzystanie istniejącego zwyczaju, ale też przez jego zignorowanie. Z pewnością Papież, jak każdy inny władca sprawujący urząd, może użyć swojej pozycji i związanych z nią zwyczajów do wymuszania niesprawiedliwej podległości. Nie oznacza to, że te zwyczaje są niesprawiedliwe: szacunek wobec Papieża, wobec biskupów, ale też wobec rodziców może przejawiać się w geście przyklęknięcia i ucałowania dłoni. Jest to przede wszystkim szacunek wobec urzędu i tego, co on reprezentuje, niekoniecznie zaś wobec osoby. Dlatego właśnie ten gest może być sprawiedliwy – gdyby jego sprawiedliwość zależała wyłącznie od tego, czy osoba  go przyjmująca jest go godna, najczczęściej nie byłoby to możliwe. Nie ma też jakichś zasadniczych przeszkód, aby taki szacunek i takie gesty wykluczały „osobisty kontakt” i „osobistą relację”. To samo zresztą, i to w największym stopniu, dotyczy „relacji” z Bogiem, która może osiągnąć intymność nieosiągalną dla żadnej ludzkiej relacji; i to właśnie nie wbrew, ale dzięki temu, że człowiek odda Mu cześć – tym razem Jemu samemu, a nie Jego sługom.

Jest jednak inny rodzaj upokorzenia. Wyobraźmy sobie bowiem, że Papież naprawdę odmawia przyjęcia pocałunku w pierścień dlatego, że chce – w swoim mniemaniu – uchronić wiernego przed „upokorzeniem” wynikającym z wykonania takiego gestu. Tymczasem ten gest jest ustalony, jest normalnym sposobem, w jaki ten wierny wyraża swoje słuszne oddanie i cześć – nieraz są to również bardzo osobiste, mocne uczucia. Co się wtedy dzieje? Wierny, który odsłonił się w pokornym geście, zamiera w jego połowie bez odpowiedzi. Zostaje sam, upokorzony. Źle skierował swoje uczucia. Inny podobny przykład: kapłan, który odmawia wydania komunii klęczącemu wiernemu lub kwituje jego postawę, stojąc nad nim, grymasem zniecierpliwienia. Takie upokorzenia są równie dotkliwe jak te wynikające z przymuszania do pewnych gestów. Paradoksem jest jednak, że ten rodzaj upokorzeń wynika z – ogólnej, niepopartej właściwym zrozumieniem natury relacji w Kościele – chęci uchronienia wiernych przed upokorzeniem.

Wniosek ten jest ilustracją pewnej ogólniejszej prawidłowości. Postępowa i humanitarna kultura, która chce uchronić człowieka przed ograniczeniami „skostniałych” form i instytucji, generuje nieprzewidywalne sytuacje, które jeszcze bardziej ograniczają ludzkie działania. Zwyczajowe działania wyrażające ludzkie pragnienia i zobowiązania napotykają na nieprzezwyciężalne ograniczenie: nie są uznawane przez tych, do których są skierowane. Ludzie zamierają na klęczkach przed ludźmi, którzy nie chcą ich oddania. Wszystko to wynika z podstawowego błędu: przeniesienia zła nadużyć sprawiedliwych instytucji i zwyczajów na same te sprawiedliwe instytucje i zwyczaje.

Paweł Grad

 

----- 

Drogi Czytelniku, skoro jesteśmy już razem tutaj, na końcu tekstu prosimy jeszcze o chwilę uwagi. Udostępniamy ten i inne nasze teksty za darmo. Dzieje się tak dzięki wsparciu naszych czytelników. Jest ono konieczne jeśli nadal mamy to robić.

Zamów "Christianitas" (pojedynczy numer lub prenumeratę)

Wesprzyj "Christianitas

-----

 


Paweł Grad

(1991), członek redakcji „Christianitas”, dr filozofii, adiunkt na Wydziale Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Autor książki O pojęciu tradycji. Studium krytyczne kultury pamięci (Warszawa 2017). Żonaty, mieszka w Warszawie.