Pan Jezus był poddawany kuszeniu, a kończące opis zmagania się Pana z szatanem na pustyni (Łk 4: 1-13) – Gdy diabeł dokończył całego kuszenia, odstąpił od Niego aż do czasu – wyraźnie sugeruje, że trzy kuszenia nie były w Jego ziemskim życiu jedynym tego typu doświadczeniem. Szatan to mistrz manipulacji i wykorzystywania przeróżnych naszych skłonności jak i sytuacji, w jakich skłonności te się nasilają. Skłonność oznacza pewną kondycję, czy raczej inklinację, „nagięcie” zaburzające proces podejmowania rozumnej decyzji, podważające kompetencje rozumu jako władzy stojącej ponad „władzami niższymi” – emocji, pożądań, a nawet fizjologicznych potrzeb. U Jezusa skłonność pojawia się w efekcie długotrwałego postu - z jednej strony głód, a z drugiej świadomość, że post tak czy owak zbliża się już do końca. I w tym momencie pojawia się szatan ze swoimi pokusami - w momencie wystąpienia największego osłabienia, nasilającej się skłonności do zaspokojenia głodu.
Pan Jezus wie jak niebezpieczne są pokusy i dlatego radzi: Czuwajcie i módlcie się, abyście nie ulegli pokusie; duch wprawdzie ochoczy, ale ciało słabe. (Mt 26: 41). Stary Chińczyk Lee, bohater „Na wschód od Edenu” J. Steinbecka, wyjeżdża do San Francisco, by, studiując starożytny język hebrajski, zrozumieć co Bóg powiedział Kainowi zanim ten dopuścił się bratobójstwa. Przecież gdybyś postępował dobrze, miałbyś twarz pogodną; jeżeli zaś nie będziesz dobrze postępował, grzech leży u wrót i czyha na ciebie, a przecież ty masz nad nim panować (Rdz 4: 7). Mądry Lee odkrywa, że ostatnią część wypowiedzi Pana należy rozumieć jako wskazanie właściwej postawy życiowej (masz nad nim panować), zależącej wszakże od suwerennej decyzji człowieka: „jeśli chcesz”. Człowiek posiada wystarczający potencjał, by zapanować nad swoją pożądliwością. Jednak przestroga i zalecenie Jezusa wskazują na konieczność nieustannej pracy nad tym, by potencjał ten umacniać, pomnażać. O tym, jak poważnie zalecenie to traktowali dawniej chrześcijanie, najlepiej świadczy centralne miejsce myśli ascetycznej w dziełach Ojców, Doktorów i znanych pisarzy Kościoła. Formowanie, ćwiczenie charakteru, ducha, było istotą klasycznie pojmowanego procesu wychowawczego, czego najbardziej rozpoznawalną w dwudziestym wieku emanacją był ruch skautowy - harcerski. Czy istnieje inna droga dorastania do człowieczeństwa, od zaprawiania rozumnej woli do panowania nad instynktami?
Na moment, w którym pojawia się grzech wyraźnie wskazują przytoczone wyżej słowa Stwórcy: wtedy, gdy nie chcemy chcieć, albo gdy „jakoś chcemy”, ale nie „na poważnie”, bez wysiłku. Potwierdza to dalsza, tragiczna historia Kaina, nie podejmującego walki z opanowującą go zawiścią. Przelanie braterskiej krwi jest już tylko dopełnieniem grzechu popełnionego wcześniej – grzechu abdykacji rozumu i podporządkowanej mu woli. Trudno o dobitniejsze przynaglenie do pracy nad porządkowaniem swoich skłonności od Jezusowych słów Jeśli twoje oko jest dla ciebie powodem grzechu, wyłup je (Mk 9: 47a). Nie pozostawia nam najmniejszych złudzeń: wobec pokus przekroczenia Bożych przykazań jedyną obowiązującą opcją jest „opcja zerowa”. Słyszeliście, że powiedziano: Nie cudzołóż! Ja wam powiadam: Każdy, kto pożądliwie patrzy na kobietę, już się w swoim sercu dopuścił z nią cudzołóstwa (Mt 5: 27-28). W sferze płciowości „opcja zerowa” oznacza czystość. „Opcja zerowa” nie odnosi się jedynie do indywidualnych starań o życie wieczne. W równym stopniu stanowi ona zasadę odpowiedzialności za środowisko rozwoju innych ludzi, szczególnie tych najbardziej wrażliwych i podatnych: Kto by się stał powodem grzechu dla jednego z tych małych, którzy wierzą, temu byłoby lepiej uwiązać kamień młyński u szyi i wrzucić go w morze (Mk 9: 42).
Nieprzestrzeganie „higieny” swojego myślenia prowadzi do grzechu, a ten do zniewolenia, które różne może mieć „tożsamości”. Czyż nie wiecie, że niesprawiedliwi nie posiądą królestwa Bożego? Nie łudźcie się! Ani rozpustnicy, ani bałwochwalcy, ani cudzołożnicy, ani rozwięźli, ani mężczyźni współżyjący z sobą, ani złodzieje, ani chciwi, ani pijacy, ani oszczercy, ani zdziercy nie odziedziczą królestwa Bożego (1Kor 6: 9-10).
Co z tego wynika? Po pierwsze to, że każdy ochrzczony musi najpierw zabiegać o uporządkowanie i podporządkowanie swoich skłonności oświeconemu wiarą rozumowi – aby nie ulec pokusie. Po drugie to, że naszym wspólnotowym obowiązkiem jest troska o środowisko wolne od zgorszenia. Promocja ideologii LGBT+ jest bardzo groźnym zjawiskiem, ale na pewno nie jedynym (może nawet nie najskuteczniejszym) źródłem zgorszenia. Utożsamianie prowokacyjnych wystąpień spod znaku tęczy z zepsuciem współczesnego świata odwraca uwagę od zjawisk o jeszcze większym polu rażenia, które znacznie wcześniej, na dobre zagościły się w naszej przestrzeni publicznej, przyczyniając się do moralnego spustoszenia współczesnych społeczeństw. Czym karmi, niekoniecznie sympatyzującą z ruchem LGBT młodzież, całkiem „mainstreamowa” pop-kultura – także za sprawą specyficznie pojmowanej „misji” telewizji publicznej? Czy „hetero-normatywne” wyuzdane zachowanie „zwykłych ludzi”, powszechnie obecne w przestrzeni publicznej, jest mniej toksyczne od budzących niesmak kolorowych parad? A masowe, wspierane reklamą, nieoszczędzające najmłodszych rozpicie? A plugawy język, którym posługuje się tak wielu Polaków? Czy jawna bądź zawoalowana rozwiązłość w reklamie – od środków czystości do samochodów – znika bez śladu po minięciu bilbordu, wyłączeniu radia, telewizora, po opuszczeniu sieci czy odłożeniu prasy? Czy reklamowane anty-kacowe „lekarstwo” rozwiązuje problem alkoholizmu?
Dlatego troska o przestrzeń publiczną wolną od zgorszenia jest dziś tak trudna i niepopularna. Czy to jednak oznacza, że mniejsza jest nasza odpowiedzialność, a radykalizm Ewangelii to śmieszny anachronizm? I jeszcze jedno. Czy przejmowanie legalistycznego pojęcia „poszanowania przekonań” jako kryterium, w imię którego katolik sprzeciwia się demoralizacji, nie deprecjonuje samego Źródła moralnego porządku, niezbędnego dla zachowania prawdziwej godności wolnej osoby ludzkiej? Zostaliśmy wyzwoleni za cenę życia Syna Bożego i dlatego jesteśmy powołani do życia w wolności. Oczywisty dla katolika fakt, że, bez wsparcia łaski Bożej, czysto ludzkie staranie o zachowanie ewangelicznych wymogów musiałoby być skazane na porażkę, nie oznacza komfortu możliwości odwrócenia się tyłem od zepsutego świata. Wszak łaska Boża „buduje na naturze”. Odnosząc to powiedzenie do przypowieści o siewcy i ziarnie, jakie miałoby dobre ziarno łaski szanse wydania plonów, gdybyśmy pozwolili obrócić całą żyzną ziemię w skalisty lub zarośnięty cierniem nieużytek? Dlatego walka o przestrzeń publiczną wolną od zgorszenia jest walką o wolność w jej najbardziej podstawowym znaczeniu, wolności potencjału „żyznej gleby” do rodzenia dobrego plonu. Bo tam, gdzie pojawia się promocja „cierni” pokusy, zgorszenia - tam ogranicza się wolność wszystkich i zaczyna zniewolenie wielu. To zaś, co uczynimy ze swoją wolnością w przestrzeni „działki prywatności” pozostanie kwestią osobistego wyboru i jego konsekwencji. Wszak Bóg każdemu z nas mówi: Patrz! Kładę dziś przed tobą życie i szczęście, śmierć i nieszczęście (Pwt 30:15).
Andrzej Bobiec
-----
Drogi Czytelniku, skoro jesteśmy już razem tutaj, na końcu tekstu prosimy jeszcze o chwilę uwagi. Udostępniamy ten i inne nasze teksty za darmo. Dzieje się tak dzięki wsparciu naszych czytelników. Jest ono konieczne jeśli nadal mamy to robić.
Zamów "Christianitas" (pojedynczy numer lub prenumeratę)
-----