Komentarze
2013.03.27 07:48

W świecie wielkiej schizmy

Podczas uroczystej mszy św. inaugurującej pontyfikat papież Franciszek wymienił uściski na znak pokoju z patriarchą Konstantynopola Bartłomiejem I oraz katolikosem Ormiańskiego Kościoła Apostolskiego Gareginem II. A jednak nie wywołało to głosów entuzjazmu nawet wśród zawodowych ekumenistów. Wiadomo, ostatecznie nie chodzi o to, by było pięknie, choć to ważne, ale by była prawda i jedność. Papież i patriarchowie „zbadali” kolejną granicę jedności i niezgody, zrobili krok ku wzajemnej przyjaźni i szacunkowi. Trudno jednak o większe emocje, skoro dobrze znamy nieprzekraczalny kres w drodze do pojednania chrześcijańskiego Zachodu i Wschodu. Oczywiście to nie jest precyzyjny opis katolicyzmu i prawosławia, ponieważ w jedności z Rzymem jest też część Kościołów wschodnich; Rzym wciąż sam w sobie pozostaje też znakiem jedności Ciała Chrystusowego. A jednak czujemy, że jest to też po prostu sprawa między Wschodem i Zachodem.

W książce „Światłość świata” Benedykt XVI, na pytanie Petera Seewalda o ekumenizm, odpowiedział: „Katolicy i prawosławni mają tę samą starożytną podstawową kościelną strukturę; dlatego było zrozumiałe, że szczególnie zależy mi na tym spotkaniu. Stopniowo powstały prawdziwe przyjaźnie. Jestem bardzo wdzięczny za serdeczność, z którą odnosi się do mnie ekumeniczny patriarcha Bartolomeusz [Bartłomiej], nie ograniczając się do konwencjonalnego ekumenizmu. Między nami jest prawdziwa przyjaźń, braterstwo. Jestem także wdzięczny za przyjaźń i wielką serdeczność okazywaną mi przez patriarchę Cyryla” (s. 99). Co zatem stoi na przeszkodzie, by katolicy i prawosławni mogli wspólnie przystąpić do Eucharystii?

Trudności papieża z papiestwem

Teologiczną kością niezgody jest „jurysdykcyjny prymat” papieża, który oznacza faktyczny, także prawny, prymat biskupa Rzymu nad wszystkimi Kościołami partykularnymi, czyli lokalnymi. Z katolickiej perspektywy zalicza się do nich również Moskwa czy Konstantynopol. Opisuje ten prymat formuła Soboru Watykańskiego I iurisdictio in omnes ecclesias. Dla kogoś nieobeznanego z problematyką teologiczną może wydać się oburzające, że papież uzurpuje sobie władzę nad innymi Kościołami, które przecież mają własne tradycje i są, przynajmniej na pierwszy rzut oka, odrębnymi organizmami. A jednak sprawa nie jest tak oczywista.

Kiedy w 1965 r. Paweł VI i patriarcha Atenagoras cofnęli anatemy z roku 1054 rzucone wzajemnie przez Wschód i Zachód, Atenagoras przytoczył słowa pochodzące z epoki Ojców Kościoła określające papieża, następcę św. Piotra, jako „pierwszego w czci” i „przewodzącego w miłości”. Te mocne określenia z perspektywy Kościoła katolickiego są w ustach prawosławnych jedynie frazesami, za którymi nie idą zasadnicze czyny. Kardynał Ratzinger pisał o tym w taki sposób: „Myślę, że z pomocą tych słów [wypowiedzianych przez Atenagorasa] dałoby się wypracować odpowiednią definicję »jurysdykcji nad całym Kościołem«. (…) Papież nie jest monarchą absolutnym, którego wola stanowi prawo; przeciwnie, on zawsze musi się przeciwstawiać samowoli, a Kościół poddawać regule posłuszeństwa i dlatego sam ma być pierwszym wśród posłusznych”. W innym miejscu Ratzinger przytacza słowa Pawła VI: „Prymat stanowi w pewnym sensie »główną przeszkodę« na drodze przywracania pełnej wspólnoty. Ale jest on też głównym czynnikiem ją umożliwiającym, ponieważ bez niego Kościół już dawno rozpadłby się na Kościoły narodowe i obrzędowe, które stałyby się nieprzejrzanym wprost terenem ekumenicznym; także ponieważ umożliwia dokonywanie wiążących kroków prowadzących ku jedności”. Przyszły papież pisał to wszystko, pamiętając o wypowiedzi Jana Pawła II z encykliki Ut unum sint, zachęcającej do nowego przemyślenia zasady funkcjonowania urzędu papieskiego w służbie większej jedności Kościoła powszechnego.

Niestety, te silne argumenty odnoszące się do wspólnych tradycji Ojców Kościoła czy cenionych przez Wschód wypowiedzi współczesnych papieży i teologów nie doprowadziły do przełomu. Problemy pomiędzy Wschodem a Zachodem tkwią bowiem w kwestiach historycznych, paraliżujących decyzje teologiczne i praktyczne.

Historia kością niezgody

Powraca wciąż wątek krzywd wyrządzonych przez chrześcijaństwo zachodnie prawosławiu. Krzywdy te mają tworzyć nieprzekraczalny, także w teologii, próg porozumienia. Sprowadzają się one do pytania, w jaki sposób prawosławie może podlegać krzywdzicielowi i uznać jego jurysdykcję. Rezygnując z polemicznego tonu wobec tej obolałej pamięci, warto ze wzajemną pokorą spojrzeć na relacje głównego w pierwszych dziesięciu czy nawet dwunastu wiekach patriarchatu Wschodu i papiestwa.

Sens roli papieża jako sługi wiary w wymiarze całego Kościoła możemy historycznie obejrzeć w co najmniej trzech przypadkach. Chodzi o momenty, kiedy papież stawał w opozycji do znacznej części Wschodu, także wobec cesarza Bizancjum reprezentującego niemal boski autorytet w całym postarożytnym świecie. Steven Runciman, wybitny znawca bizantyjskiego Wschodu, opisując w swojej książce „Teokracja bizantyjska” spór teologiczny Kościoła z monofizytami (doktryna mówiąca o tym, że Chrystus posiadał tylko jedną naturę, a nie dwie, jak wyznaje prawowierna wiara katolicka i prawosławna) przytacza przykłady dwóch papieży porwanych i więzionych, a także torturowanych przez cesarza, przy wsparciu patriarchy Konstantynopola popierającego herezję. Chodzi o papieży z VI w., Sylweriusza i Wigiliusza. Tych dwóch biskupów ratowało swoją postawą prawowierność Wschodu, rozrywanego przez spory doktrynalne uwikłane w zmagania o władzę w Cesarstwie. Podobny los spotkał świętego papieża Marcina, który tym razem przeciwstawił się monoteletyzmowi (odmiana monofizytyzmu – zamiast jednej natury postulowano uznanie jednej woli w Chrystusie), jaki ogarnął Wschód. Ratować próbował go patriarcha Paweł, wstrząśnięty okrucieństwem cesarza. Nie przeszkadzało mu to jednak popierać herezji.

Przez całe pierwsze tysiąclecie prawosławne Cesarstwo Bizantyjskie prowadziło ekspansywną politykę, niejednokrotnie zagrażającą stabilności wiary Kościoła. Poza przytoczonymi jest też wiele innych przypadków, w których to głos papieża stawał w opozycji do większości biskupów Wschodu, ratując ich przed błędnymi twierdzeniami. Wszystko to działo się w czasach, gdy przewodnictwo papieża nie podlegało zasadniczej dyskusji, choć z pewnością samo papiestwo funkcjonowało nieco inaczej niż dziś. Była to jednak różnica dotycząca nie zasady, lecz skuteczności. Do zerwania z faktycznym przewodnictwem Rzymu doszło dopiero podczas Wielkiej Schizmy w roku 1054. Czy jednak jej podstawy były w pełni teologiczne? To pytanie jeszcze bardziej każe powątpiewać w istnienie silnych teologicznych problemów pozwalających kwestionować prymat papieski – uznawany przecież wcześniej i nieraz traktowany przez prawosławnych z powagą jako głos rozstrzygający.

O co ta schizma?

Jedną z przyczyn, dla których doszło ostatecznie do schizmy, było lekceważenie, z jakim wciąż potężny Wschód pod wodzą cesarza darzył w XI wieku Kościół na Zachodzie. Postawę tę w pewnej mierze można zrozumieć, jednak nie ma ona wartości teologicznej. Bizancjum na początku drugiego tysiąclecia wciąż było Cesarstwem Rzymskim, tyle że nad Bosforem. Jednak swoją kulturą, sztuką, obyczajami, ciągłością instytucjonalną stało wyżej niż Zachód, który dopiero odbudowywał się po upadku dawnych form. Trzeba pamiętać, że wysoka kultura nie gwarantuje słuszności perspektywy i potrafi zaciemnić właściwy obraz spraw. Niewątpliwie „szlachetniejsza” kultura amerykańskiego Południa nie miała racji w sporze z „nieokrzesaną”, ale abolicjonistyczną Północą. Runciman pisze: „Przeciętny Bizantyjczyk uważał Rzym za małe miasto prowincjonalne, z wielką przeszłością, ale mało znaczącą teraźniejszością, a Kościół rzymski za wielką niegdyś instytucję, która obecnie znalazła się pod władzą barbarzyńców”. Z tego też powodu, jak dalej pisze brytyjski historyk, „wystąpienie przeciw pretensjom Rzymu byłoby w Konstantynopolu mile widziane”. Do jedności pchały cesarza jego interesy polityczne, ponieważ relacje braterskie z Rzymem zastąpiła już pycha. Trudno było mówić o „czci” czy „miłości” – pojęciach zawartych w przywołanej  w obecności Pawła VI starożytnej formule.

W krytycznym momencie patriarcha Cerulariusz, obawiając się rosnącego wpływu Rzymu i jego przymierza z cesarzem na Wschodzie, nakazał zamknięcie wszystkich łacińskich kościołów w swoim patriarchacie – decyzja ta została podjęta jedynie na mocy woli patriarchy, bez uzyskania zgody cesarza. Dalszym zamiarem było zamknięcie kościołów katolickich także na ziemiach Italii. Pamiętajmy, że południe dzisiejszych Włoch należało do Cesarstwa. Cesarz Konstantyn IX zamierzał sytuację szybko załagodzić, jednak na drodze do tego celu stanęło uwięzienie papieża przez Normanów. Papież pertraktujący swoje uwolnienie nie mógł bezpośrednio reagować na wydarzenia. Z misją pojednawczą do Konstantynopola pojechał niechętny Wschodowi kardynał Humbert. Gdy spotkał się z otwartą wrogością zarówno patriarchatu, jak i ludności Konstantynopola, który – zupełnie w duchu dzisiejszych niesnasek – przedstawiał misję papieską jako „podjętą przez nieokrzesanych cudzoziemców próbę wydawania rozkazów Bizantyjczykom w sprawach ich wiary i liturgii”, obłożył Cerulariusza klątwą. Ten zaś odwdzięczył się tym samym. I tak prawosławie odłączyło się od Kościoła katolickiego i rzymskiego.

Kiedyś razem?

Zdaniem kardynała Ratzingera, pomiędzy katolikami i prawosławnymi nie ma problemów teologicznych, których nie można by rozwiązać. Nawet prymat jurysdykcyjny, który z pewnością wymagałby odważnych decyzji szczególnie od Wschodu, mógłby znaleźć swoją właściwą formułę. Natomiast bardzo potrzebne jest uleczenie pamięci. Pamięć o prawdziwych, wyolbrzymionych czy wyobrażonych krzywdach, urażona duma patriarchów, złość za utraconą potęgą, także polityczną, Drugiego, ale i Trzeciego Rzymu – to wszystko przeszkadza uznać Stary Rzym – w historii wykoślawiany przez nie zawsze świętych papieży – za znak jedności Chrystusa i Kościoła, którym jest od czasów apostolskich.

Tomasz Rowiński


Tomasz Rowiński

(1981), redaktor "Christianitas", redaktor portalu Afirmacja.info, publicysta poralu Aleteia.org, senior research fellow w projekcie Ordo Iuris: Cywilizacja Instytutu Ordo Iuris, historyk idei, publicysta, autor książek; wydał m. in "Bękarty Dantego. Szkice o zanikaniu i odradzaniu się widzialnego chrześcijaństwa", "Królestwo nie z tego świata. O zasadach Polski katolickiej na podstawie wydarzeń nowszych i dawniejszych", "Turbopapiestwo. O dynamice pewnego kryzysu", "Anachroniczna nowoczesność. Eseje o cywilizacji przemocy". Mieszka w Książenicach koło Grodziska Mazowieckiego.