Komentarze
2010.10.18 12:53

W obronie Prymasa Belgii

Fragment wydanej w Belgii książki tamtejszego Prymasa arcybiskupa Andre Leonarda wzbudził wielkie emocje wśród komentatorów, szczególnie liberalnych także w Polsce. Warto ten fakt medialny opatrzeć kilkoma uwagami. Oto przytaczany najważniejszy moment tej wypowiedzi:

Widziałbym w tej epidemii rodzaj immanentnej sprawiedliwości, nie zaś kary. Trochę tak, jak w ekologii: jeśli źle się traktuje środowisko, to ono w końcu źle obejdzie się z nami. Kiedy poniewieramy ludzką miłość, to być może ostatecznie i ona się na nas zemści, bez potrzeby jakiejś transcendentnej interwencji. (...) Poniewieranie fizycznej natury (człowieka) doprowadzi do tego, że i ona źle nas potraktuje; poniewieranie głębokiej natury ludzkiej miłości zawsze kończy się katastrofą pod każdym względem

Co jest niedopuszczalnego w tym cytacie? Skandalizującego i szokującego? Przede wszystkim przekonanie, że czyny ze sfery moralnej mogą mieć konsekwencje - nie tylko na poziomie społecznym, ale także, nazwijmy to: "przyrodniczym". Szczególnie oburzające okazało się, że arcybiskup nie odwołał się do żadnej z kategorii - sensu stricte religijnej - nie powiedział o grzechu i karze, a nawet wprost odsunął je nieco na bok by ukazać niekonfesyjny charakter swojej wypowiedzi. Na pierwszy rzut oka może się to wydać dziwne, że właśnie zaniechanie języka religijnego stanowiło punkt zapalny komentarzy jednak ostatecznie, po namyśle, sądzę, że tak nie jest. Ponieważ miałem okazję przeprowadzić na ten temat szerszą dyskusję - pozwolę sobie zanotować kilka wniosków.

Stopień wyparcia moralności we sfery tego co w człowieku naturalne przekroczył w tej dyskusji moje wyobrażenia o skali zjawiska. Wszelkie argumentowanie z zastosowaniem analogii, choćby pomiędzy złym traktowaniem przyrody i późniejszymi tego konsekwencjami - dotyczącymi przecież nie tylko tych, którzy się takich czynów dopuszczali, okazało się zupełnie nieskuteczne. A przecież jeśli w Afryce przez całe wieki rękami białych prowadzono rabunkową gospodarkę rolną i ludzką - to dzisiejszą konsekwencją tych działań jest głód milionów mieszkańców Czarnego Lądu. Tak trzeba rozumieć sformułowanie "immanentna sprawiedliwość, a nie kara". Oczywistym się wydaje, że postępowanie człowieka, europejskich kolonistów, możemy ocenić z perspektywy moralnej, także oczywiste jest to, że ta perspektywa znajduje odpowiednie przełożenie na dzisiejszą kondycję głodujących Afrykanów. I to pomimo niezaprzeczalnego faktu, że oni sami nie są winni swojej sytuacji - zwykle utracili swoje naturalne otoczenie, ale także w wyniku kolonialnej "polityki ludzkiej" zanikły wśród nich umiejętności i wiedza, która chroniła ich przez głodem w czasach przedkolonialnych. W podobny sposób sponiewieranie natury ludzkiej przez środowiska wśród których pojawiło się HIV/AIDS ma swoje konsekwencje w dzisiejszych cierpieniach, tych którzy dalej tę naturę poniewierają, ale przecież nie tylko - ma to konsekwencje szersze.A jednak tu argument rozbija się o przedziwny mur i oskarżenia o stosowanie "moralności konwencjonalnej", "moralizatorstwa", ale także zupełnie dla mnie niepojęty zarzut, jakoby Prymasowi chodziło o dobre samopoczucie Zachodu, którego ceną ma być śmierć milionów Afrykańczyków. A przecież nie było wcale mowy o "wymierzaniu sprawiedliwości" czy "kary", a tym bardziej nie w kluczu jakiegoś europejskiego postkolonialnego patriarchalizmu... To raczej świat zachodni, kontemplujący swoją nieprawość i swoją nieprawością zachwycony był celem uwagi Arcybiskupa. Skąd wziął się AIDS w Afryce, przecież nie sam z siebie. Oczywiście to tylko część prawdy - Afrykańczycy jako ludzie nie są pozbawieni swojej nieraz bezpośredniej odpowiedzialności za kolejne zarażenia. Tego jednak nie usłyszymy u oponentów Prymasa, ponieważ wciąż podświadomie traktują ludy afrykańskie jako niezbyt rozwiniętych "dzikusów", a jako jedynych godnych odpowiedzialności za swoje czyny widzą - "białych". Zresztą zauważają to afrykańscy biskupi katoliccy obserwując konsekwencje kolejnych narzucanych Afryce "doskonałych" metod ochronnych wobec rozprzestrzeniania się wirusa, problemów z głodem, budową instytucji.Nagle zdroworozsądkowa wypowiedź Andre Leonarda okazuje się być "skandalem" i "szokiem", choć konsekwencje konkretnego ludzkiego postępowania są widoczne gołym okiem i zostały opisane w sposób nieagresywny. Okazuje się bowiem, że myślenie moralne tych, którzy czynią arcybiskupowi zarzut "konwencjonalizmu" jest właśnie konwencjonalne. Jak to inaczej określić skoro nie dostrzegają prostej analogii dwóch przypadków i zależności, które pojawiają się pomiędzy czynem, a jego konsekwencjami. Oznacza to, że posługują się jakąś konwencją, lub jakąś inna miarą niż rozumowe i empiryczne rozpatrywanie zasad moralnych w całokształcie ludzkiego doświadczenia. Na czym polega ten konwencjonalizm? Przede wszystkim na traktowaniu moralności, jako "utopii moralnej" - czyli zespołu kulturowych przekonań o ludzkim zachowaniu pozostających jednak poza sferą konsekwencji, które oddziaływałyby szerzej niż tylko społecznie (opresywnie lub wzmacniająco). Oczywiście konwencjonalność "konwencjonalizmu" i "utopizmu" przejawia się w miejscu oczywistej niekonsekwencji - czyli w odrzuceniu możliwości istnienia analogicznych zależności - w dwóch powyżej podanych przykładach (głodu w Afryce i AIDS). Ponieważ w określonej konwencji pomyślenie, że homoseksualizm, swoboda obyczajowa w sferze seksualnej, etc mogą mieć związek z cierpieniami Afrykańczyków są czymś "obiektywnie" niewyobrażalnym, sumienie krytyków arcybiskupa dopiero wtedy ochłonie z "szoku" po "skandalu", gdy na horyznocie pojawi się w dyskusji uzasadnienie religijne takiej zależności - wtedy z lekkością można będzie machnąć ręką i powiedzieć, że "z tą nadbudową wszystko jest zrozumiałe".Owszem, może i zrozumiałe, ale także nieistotne i zapoznane - takie jest przecież miejsce religii w dzisiejszej nowożytnej kulturze - widzimy to nawet wśród polityków, którzy są "prywatnie" katolikami, ale publicznie nie kiwną palcem w sprawach katolickich, ponieważ w gruncie rzeczy uważają religię, za nic więcej jak tylko za "moralną utopię", zespół przesądów - mających owszem swoją logikę, ale tylko wewnętrzną, przynależną pewnej grupie - na podobieństwo ideologii, lub na podobieństwo emocjonalnego sprzężenia różnych elementów kultury. Ponieważ pełni sensu tych "znaków" już nie rozumieją, więc traktują je jako nieracjonalne - nie mające żadnego związku ze światem "obiektywnych praw", np. naukowych. Nawet prawdziwy sąd, rozpoznany jako religijny staje się tylko partykularną konwencją - jego prawda zaciera się. Tą drogą konwencja zagradza nam drogę do prawdziwych rozpoznań rzeczywistości. "Obiektywnym prawem" jest dziś przekonanie, że natura poradzi sobie z człowiekiem, kiedy ten niszczy ekologię Afryki, ale przekonanie to traci swoją obiektywność, w momencie kiedy człowiek niszczy siebie - ponieważ dzieje się to w ramach konwencji - nie ma zniszczenia, ewentualnie kolejna kulturowa "konwersja". Jak człowiek może niszczyć siebie, skoro jest samą konwencjonalnością? Takie przypadki jak epidemia AIDS pokazują, że jednak może.Schemat jest więc prosty - religię posądza się o utopizm moralny, który starano się zdemaskować, podczas gdy samemu się go intelektualnie praktykuje (jest wynalazkiem nowożytnym). Ponieważ liberalną wulgatą jest przekonanie o konwencjonalności katolicyzmu w ogóle, jakiekowiek jego roszczenia do rozumowego objaśnienia świata (w pojęciach niereligijnych) w przeciwieństwie do przyjętej ideologii powodują reakcję wściekłości - lub faktycznego niezrozumienia. Gdy jednak tylko dyskurs katolicki zostanie zdemaskowany jako religijny - natychmiast można go zaszufladkować jako skonwencjonalizowany, traci swój niebezpieczny charakter "uzurpacji" prawdy. Oczywiście to także jest konwencją, której podstawą pozostaje radykalne oddzielenie kultury od natury - szczególnie w aspekcie etyki międzyludzkiej.

Tomasz Rowiński


Tomasz Rowiński

(1981), redaktor "Christianitas", redaktor portalu Afirmacja.info, publicysta poralu Aleteia.org, senior research fellow w projekcie Ordo Iuris: Cywilizacja Instytutu Ordo Iuris, historyk idei, publicysta, autor książek; wydał m. in "Bękarty Dantego. Szkice o zanikaniu i odradzaniu się widzialnego chrześcijaństwa", "Królestwo nie z tego świata. O zasadach Polski katolickiej na podstawie wydarzeń nowszych i dawniejszych", "Turbopapiestwo. O dynamice pewnego kryzysu", "Anachroniczna nowoczesność. Eseje o cywilizacji przemocy". Mieszka w Książenicach koło Grodziska Mazowieckiego.