Niedawno na łamach „Gazety Polskiej Codziennie” Paweł Rojek, redaktor naczelny pisma „Pressje” zastanawiał się nad tym jaki jest ideał polskiej polityczności. Według Rojka polską specyfiką jest to, że wszyscy zostaliśmy wezwani do życia politycznego. Dokonało się to poprzez rozszerzanie w XIX i XX wieku wspólnoty szlacheckiej, a dokładniej poprzez zaangażowanie kolejnych stanów w odpowiedzialność za sprawę polską. To włączanie dokonywało się szczególnie w wyniku kolejnych powstań niepodległościowych i oporu wobec okupantów. Kulminacją polskiej polityczności miał być według redaktora „Pressji” ruch „Solidarności” ustanawiający w praktyce ideał powszechnego zaangażowania.
„Solidarność” jako idol
Jednak już ta konstatacja wydaje się bardzo wątpliwa. Do „Solidarności” jak wiemy przynależało około dziesięciu milionów Polaków, istniało także znaczne grono ludzi silnie sympatyzujących ze związkiem zawodowym. Nie możemy mimo tego powiedzieć, że mieliśmy wtedy do czynienia z politycznością powszechną. Co więcej postulowane przez Pawła Rojka potraktowanie Solidarności jako ideału politycznego niesie za sobą podstawowy błąd. Rojek traktuje Solidarność jako coś czym nigdy zatem nie była.
Jako pewnego rodzaju idol. Otóż polityka będąc przestrzenią działania praktycznego musi ustanawiać swoje ideały w tym co realne - historyczne lub/i nadprzyrodzone.
Ideałem politycznym bowiem jest pewnego rodzaju modus vivendi, życiowa racja wspólnoty, a nie utopia (bądź wyobrażenie „złotego wieku”), od której dopiero będzie można zacząć polityczne myślenie i działanie. Zresztą to co zostało nazwane przez Pawła Rojka „poszerzaniem się politycznej wspólnoty szlacheckiej” jest tylko innym sposobem opisania tego jak kształtował się europejski ruch narodowy i tego co w efekcie nazywamy nowoczesnymi narodami.
Prawdziwej Polski nie było?
Idea narodu pozwoliła na zbudowanie nowej tożsamości tworzącej nowy typ nowożytnej społeczności, ale poniosła klęskę w zakresie powszechnego zaangażowania w politykę. Idea „geometrycznej” powszechności, czyli udziału w życiu politycznym każdego bez wyjątku, swój punkt założycielski znajduje raczej w myśli oświeceniowej i dramatycznych wydarzeniach rewolucji francuskiej niż demokracji znanej z Aten. Nie jest to też pomysł szczególnie polski. W późniejszych czasach „geometryczna polityczność” realizowała się w znacznej mierze w ideale polityczności bolszewickiej czy nazistowskiej. Powyższe uwagi wskazują, że to nie powszechność jest czymś istotnym dla życia Rzeczpospolitej. Ostatecznie, czy Polski Chrobrego i Jagiełły nie możemy nazywać Polską w pełnym tego słowa znaczeniu? Czy I Rzeczpospolita była ułomnym Państwem Polskim ponieważ nie realizowała ideału powszechności? Co z II RP, która usilnie dążyła do wytworzenia politycznych elit mających być silnym spoiwem pomiędzy narodem i państwem? Mogłoby się więc wydawać, że Polska nigdy nie była tym czym powinna być. Kto zatem może mówić nam czym być powinna?
Kłopot z państwem
Mamy też inną trudność. Ideał polityczności oparty na powstaniach, walce partyzanckiej, czy nawet „Solidarności” jest ideałem narodu nieposiadającego własnego państwa. Tęskne odwoływanie się do „Solidarności” prowadzi nas dziś na manowce. Wiemy, że „Solidarność” nie była w stanie przejąć samodzielnie władzy politycznej w żadnym okresie swojego istnienia. Powody bywały różne. Jeden z nich było to, że w roku 1980 Solidarność nie stała się jeszcze ruchem stricte politycznym, ale rodzajem przedpolitycznego poruszenia, które dopiero mogło stać się siłą polityczną. Siłą taką stało się w gruncie rzeczy dopiero wtedy, gdy pozwoliły jej na to władze satelickiej wobec sowietów dyktatury PRL. Wtedy okazało się po raz drugi, że Solidarność nie jest w stanie przejąć władzy politycznej w Polsce i przywrócić Polakom ich państwa, choćby w takim wymiarze jak to miało miejsce w II Rzeczpospolitej. Bez wątpienia formą polityczną naszego świata jest zespolenie narodu i państwa. Skąd wyniknęła nieudolność „Solidarności”? Bez wątpienia istniał jakiś istotny element polskości przeszkadzający tym, którzy okazali się decydentami (elitą) w niemal powszechnym ruchu społecznym o skłonnościach do uzyskania świadomości politycznej.
W przedpolitycznej „Solidarności” zawarte było „to coś” z polskości co wykruszyło się, gdy stała się ona siłą polityczną w 1989 roku i przekształciła się w dominujące partie polityczne współpracujące z ludźmi dawnego ustroju.
Istota polskości
Czym było „to coś”? Było samą istotą polskości, a jest nią zanurzenie w chrzcie Mieszka, które stoi u początków naszych dziejów. To w tej wodzie, w sakramentalnym i widzialnym znaku niewidzialnej łaski polskość została wszczepiona w tego rodzaju duch Bożego republikanizmu, który przestaje być utopią. Łaska urabia człowieka, ale także natury polityczne – państwa i narody. Dzięki niej istnieje łączność pomiędzy czasem minionym, a dzisiejszym. Chrzest i Kościół jako jedyne spajają całe nasze dzieje. Dawni Polacy byli przekonani, że podstawą życia polskiego jest jego nadprzyrodzony charakter. Choć pozwoliliśmy przyćmić to światło, domyślamy się tego także i dziś. Na potrzeby tych krótkich rozważań możemy istotę polskiej polityczności zawrzeć w dwóch formułach – jednej starożytnej i jednej współczesnej. Starożytna, autorstwa św. Augustyn sprawia, że nie potrafimy zgodzić się na kształt naszej narodowej reprezentacji, czyli państwa w którym przyszło nam żyć: „Czymże są wyzute ze sprawiedliwości państwa, jeśli nie wielkimi bandami rozbójników?” Druga nowożytna za to daje nam nasz modus vivendi chrześcijańskiego narodu i państwa: „Trzeba iść po śladach tego czym – a raczej kim – na przestrzeni pokoleń był Chrystus dla synów i córek tej ziemi. I to nie tylko dla tych, którzy jawnie weń wierzyli, którzy go wyznawali wiarą Kościoła. Ale także i dla tych pozornie stojących opodal, poza Kościołem. Dla tych wątpiących, dla tych sprzeciwiających się.” Nikt nie zaprzeczy, że słowa Jana Pawła II na pl. Zwycięstwa w Warszawie wygłoszone podczas pierwszej pielgrzymki do Ojczyzny stanowią jeden z najważniejszych tekstów patriotycznych jakie zawiera naszedziedzictwo.
Sakrament narodu
Praca, którą mamy do wykonania znajduje się w instytucjach naszego państwa, w konkretnych ustawach, praktykach, którym powinniśmy przywracać nakierowanie na sprawiedliwość zamiast realizacji partykularnych interesów władzy, w dbałości o Całość narodu bez wyłączania tych, którzy są naszymi politycznymi przeciwnikami. Dzięki rzeczywistości chrztu nie mówimy teraz o antycznej czy nowożytnej utopi republikanizmu.
Dzięki rzeczywistości chrztu możemy uniknąć pożądania czczej potęgi opartej na przemocy politycznej zasłanianej niejednokrotnie pięknym słowem „podmiotowość”, gdy ważniejsze bywa ściganie się na mocarstwowość z Niemcami czy Francją od życia konkretnych ludzi w Polsce. Możemy też dzięki chrztowi uniknąć porzucenia wszelkich form – patriotycznych, religijnych, które oznaczałoby utratę człowieczeństwa. Takie odrzucenie form, często nazywa się wolnością. Tylko dzięki rzeczywistości chrztu naszym narodowym modus vivendi wciąż jest dążność do sprawiedliwości w świetle łaski. Bez tego polskie życie nie ma znaczenia, ani sensu. I wszyscy w tej rzeczywistości żyjemy – wierzący i nie wierzący. Razem możemy to dobro zachować lub razem je utracić.
Tomasz Rowiński
(1981), redaktor "Christianitas", redaktor portalu Afirmacja.info, publicysta poralu Aleteia.org, senior research fellow w projekcie Ordo Iuris: Cywilizacja Instytutu Ordo Iuris, historyk idei, publicysta, autor książek; wydał m. in "Bękarty Dantego. Szkice o zanikaniu i odradzaniu się widzialnego chrześcijaństwa", "Królestwo nie z tego świata. O zasadach Polski katolickiej na podstawie wydarzeń nowszych i dawniejszych", "Turbopapiestwo. O dynamice pewnego kryzysu", "Anachroniczna nowoczesność. Eseje o cywilizacji przemocy". Mieszka w Książenicach koło Grodziska Mazowieckiego.