Na bardziej szczegółowe analizy przyjdzie jeszcze czas razem z rozwojem politycznej sytuacji, która ujawni nam faktyczne zamiary ekipy rządzącej, posiadającej teraz pełna możliwość kontrolowania rządów w Polsce. Nie zamierzam rozdzierać szat, szczególnie, że w pierwszej turze, razem ze środowiskiem Christianitas, wsparliśmy Marka Jurka, który najbardziej zdecydowanie reprezentuje opinię katolicką i nosi w sobie wolę budowania w Polsce polityki zasad. Jednak ten wybór, jaki oglądamy, sprawia, że mi żal naszego państwa.
Jarosław Kaczyński, jak pisałem kilkukrotnie w różnych analizach, był dla mnie kandydatem tylko mniej odległym niż Bronisław Komorowski, a nie bardziej bliskim. Życzyłbym sobie, żeby był bardziej bliskim. Niestety strategiczne szarże, takie jak bratanie się z neokomunizmem (vel postkomunizmem) zupełnie uprzykrzyły mi jego opcję. Już nie będę wracał do kwestii ochrony życia, czy w ogóle sprawy odbudowy państwa chrześcijańskiego, które rozpoznaje Boga, a nie tylko toleruje ich wierzących obywateli. Podkreślam to odbudowywanie, wiele się u nas dziś buduje, a warto by było niektóre rzeczy po prostu odbudować, nawet zwyczajnie przeglądając, dawne, niepodległościowe, konstytucje.
Szczególnie, niewiarygodne w postawie Jarosława Kaczyńskiego było wykorzystanie owej mistycznej chmury jaka uniosła się nad śmiercią Lecha Kaczyńskiego, i która przesłoniła wiele spraw w życiu państwa zasadniczych dając poczucie prawicowej jedności, bez faktycznej jedności. To poczucie, szybko, minie ponieważ opiera się na emocjach, które przesłoniły faktyczne różnice, a także na lęku przed tym drugim... Siła prezesa PiS może zadziwiająco dynamicznie prysnąć. Zresztą, być może, wielu odpowiada ten emocjonalno-lękowy stan. Sam, z chęcią, przywitałbym inicjatywę odbudowy PiS jako partii republikańskiej, gromadzącej wielość nurtów prawicy - niestety zbyt wiele się wydarzyło od 2005 roku by takie marzenia były realne. Dziedzictwo “rewolucji moralnej” i “IV RP” zostało pogrzebane ostatecznie w nazywaniu Józefa Oleksego “politykiem lewicy”, a Edwarda Gierka “patriotą” - by zasłużyć na to określenie nie wystarczy “chcieć dobrze”. Dość, jednak, o tym - głosowałem przecież ostatecznie w drugiej turze na Jarosława Kaczyńskiego...
Co z Bronisławem Komorowskim? Co z nim jest nie tak? Jego “posoborowy katolicyzm” jest jedynie, na poziomie politycznym, PR-owy patchworkiem, bricollage’em. Do znudzenia, będę powtarzał jego słynne słowa, że “zawsze był za życiem i dlatego popiera in vitro.” Koncepcja polityki, jaką zaprezentował nad grobami ofiar katastrofy smoleńskiej - i która sprowadza się do przekonania, że państwo należy do tych, którzy przejmują władzę, ma swój rodowód w postkomunistycznym koszmarze. Słysząc te słowa poczułem się jak gdyby nigdy nie wydarzyła się afera Rywina, którą traktowałem jako wydarzenie pokoleniowe. Co jeszcze? WSI i ta kompletnie kompromitująca wypowiedź Małgorzaty Kidawy-Błońskiej, że jej nie interesuje brak poparcia kandydata na prezydenta, jako jedynego w klubie parlamentarny, dla rozwiązania mafijnej struktury w państwie polskim. Janusz Palikot. To właściwie nie wymaga komentarza - pytanie pozostaje - jak długo ten człowiek będzie kreował polska politykę, i czy teraz nie będzie kreował jej w stopniu jeszcze większym. Smoleńsk. Bardziej nawet od nieudolności w sprawie śledztwa pamiętać trzeba o szybkim obsadzaniu wakujących stanowisk i podpisaniu nowelizacji w sprawie IPNu - to wiele mówi o stylu i prawdziwych intencjach. Oprócz tego kompromitujece lapsusy, ignorancja, nieustanne “zmiany barw” podczas kampanii (co było zresztą charakterystyczne dla tej kampanii)
Na pytanie, dlaczego poparłem Jarosława Kaczyńskiego - odpowiadałem bez wahania - ze względu na zapowiedzi asertywnej polityki międzynarodowej. Nie asertywnej i skutecznej, po prostu asertywnej - miarą jej skuteczności okazała się niestety katastrofa w Smoleńsku - nie prowadzi się skutecznej polityki państwem na poły upadłym, niedowładnym. Komorowski zapowiada się na drugiego Aleksandra Kwaśniewskiego, pałacowe oblicze jego prezydentury zobaczyliśmy poniewczasie. Tu przesłanki są dobrze widoczne. Jeśli neokomunizm (vel postkomunizm) zdefiniujemy jako sprzyjanie partykularnym interesom i dobre osadzenie w dawnych strukturach - to właśnie z takim przypadkiem mamy do czynienia.
Czy Jarosław Kaczyński zbuduje trwałą formację polityczną? Musi mieć do tego coś więcej niż emocje spod Pałacu Prezydenckiego i lęk przed PO. Może ta ostatnia mu dopomoże swoją nieudolnością w doraźnym sukcesie politycznym - wydaje się to prawdopodobne. Jeśli tak się stanie będzie to jednak oznaczało klęskę Polski - zamiast odbudowywania ładu czeka nas zarządzanie masą upadłościową, bez wysiłku pozytywnej propozycji.
To co na razie proponuje prezes PiS-u to hasło - “Polska jest najważniejsza, a Polska to ja”. To nie jest prawda. Czekamy na projekt, który wygna pokomunistycznego bakcyla zawartego w powyższym zdaniu.
Tomasz Rowiński
(1981), redaktor "Christianitas", redaktor portalu Afirmacja.info, publicysta poralu Aleteia.org, senior research fellow w projekcie Ordo Iuris: Cywilizacja Instytutu Ordo Iuris, historyk idei, publicysta, autor książek; wydał m. in "Bękarty Dantego. Szkice o zanikaniu i odradzaniu się widzialnego chrześcijaństwa", "Królestwo nie z tego świata. O zasadach Polski katolickiej na podstawie wydarzeń nowszych i dawniejszych", "Turbopapiestwo. O dynamice pewnego kryzysu", "Anachroniczna nowoczesność. Eseje o cywilizacji przemocy". Mieszka w Książenicach koło Grodziska Mazowieckiego.
Komentarze