Komentarze
2010.11.03 12:47

Nadprzyrodzony, nie idealny!

W nocy z 31 października na 1 listopada zostałem zaproszony przez Mikołaja Foksa do udziału w audycji "Nocne czaty" IV Programu Polskiego Radia. Tematem był "idealny" Kościół, czy inaczej Kościół moich marzeń. Pretekstem do tego radiowego spotkania stało się przypadające na 31.10 święto Reformacji. W studio było nas trzech gości - protestant (Dariusz Bruncz - ekumenizm.pl), prawosławny (Tomasz Sulima - cerkiew.pl) i katolik (w mojej osobie). I było to pewną słaba stroną całej tej dyskusji, ponieważ używaliśmy wspólnie tych samych słów - ksiądz, biskup, liturgia, ale jednak prawdziwe różnice pozostały zakryte przed słuchaczami. I to różnice zasadnicze. 'Wyszły" one dopiero poza eterem, w rozmowach, które się toczy, gdy słuchacze mają w uszach piosenki czy inną alternatywną muzykę puszczaną nocna porą. Szybko okazuje się, gdy się przechodzi od słowa do słowa, że "niema żadnego kapłaństwa", no chyba że "kapłaństwo powszechne", ale wtedy "ksiądz" to po prostu pastor, świecki obdarzony osobistą charyzmą lub tylko urzędnik, desygnowany przez wspólnotę, od którego "wymaga" się jak od urzędnika, w perspektywie relacji praw i obowiązków pracowniczych. Oczywiście taka interpretacja to "stare przesądy" (dobrze, że powiedziane to zostało z uśmiechem). Jednak, gdy spojrzymy co pisał o teologii kapłaństwa Joseph Ratzinger, będziemy wiedzieli, że tym co mu grozi w perspektywie ześwietczenia jest właśnie to zamknięcie w kręgu urzędu. Jest jednak różnica zasadnicza - Kościół katolicki nie ma bezpośredniego wpływu na swoje powołania - one przychodzą z zewnątrz, od Pana i wpisują się w nieprzerwaną sukcesje apostolską, a równocześnie w Ofiarę Mszy Świętej - jeśli Pan nie da powołań to ich nie będzie. Nie ma możliwości wygenerować ich na podobieństwo funkcjonalnego ogniwa. Jeśli nie ma prawdziwej służby ołtarza, służebnego oddania się Królestwu w celibacie - nie ma też prawdziwego powołania zabezpieczonego w pewien sposób przed braniem "wszystkiego" (kapłaństwa i małżeństwa na przykład), zamiast porzucenia "wszystkiego".

W kwestii prymatu papieskiego oczywiście zarówno protestant, jak i prawosławny,  prezentowali  oczywiście, co zrozumiałe jakoś, stanowisko "odrębne" od katolickiego. Wszystko jednak ginęło w retorycznych sformułowaniach protestanta, że przecież też jesteśmy katolikami "tylko nie rzymskimi". Swoją drogą zawsze zadaję sobie pytanie jak realizuje się teologia prymatu papieskiego w prawosławiu - bo przecież ona jest. Prymat można w niej określić mianem prymatu przewodnictwa w miłości i zgodzie z innymi biskupami. Jakie i czy w ogóle ma to przełożenie praktyczne, a mieć chyba powinno skoro miłość jest tym co przenika ducha ewangelicznej wspólnoty.

Od początku dość dziwne wydało mi się wybranie święta Reformacji jako "święta patronackiego' dla tej audycji. Proste wnioskowanie podpowiadało mi, że przecież w dobie ekumenizmu fetowanie dnia rozpoczynającego wiele podziałów - trwających aż do dziś dnia i rodzącego ciągle nowe, wśród niezliczonych denominacji protestanckich, nie zgadzających się między sobą w coraz to kolejnych elementach doktryn, jest nie do końca sensowne. Słowo Boże, które nie jest czytane w Kościele zanurzonym w tradycji apostolskiej i tradycji Kościoła zrodzonego z boku Jezusa, ale we wspólnocie zrodzonej z trosk Marcina Lutra, owocuje rozłamem i nie kończącym się rozpadem wszystkich kolejnych części. Oczywistym było, że rozdźwięk w zasadniczych słowach pomiędzy katolikiem a prawosławnym będzie znacznie mniejszy. Bo cóż, luteranin mógł się pochwalić, że "u siebie odprawiają nabożeństwa orientowane", ale nie mógł się pochwalić, że Pan jest obecny nie tylko w eterycznym Słowie, które nie służy "do prywatnego wyjaśniania", bo wtedy staje się drogą na manowce, ale przychodzi, a na ołtarzu "coś więcej" niż Słowo Boże, przychodzi ten który jest Słowem w Ciele Chleba.

Tę garść refleksji, chciałbym jednak spuentować krótkim rozważeniem przedmiotu naszej rozmowy, czyli "idealnego" Kościoła. Oczywiście nie było możliwe właściwie rozwinąć tego wątku - po pierwsze ze względu na konwencję audycji radiowej, a dwa, zapewne na skład osobowy rozmówców. Każdy z nas oczywiście zarzekał się, że nie chodzi o żaden idealny Kościół, że to nie jest dobre pojęcie. Oczywiście dziś łatwo to mówić, ale jednak narodziny pewnych form idealizmu wiążą się z duchem reformacyjnym. Był to ten specyficzny moment kiedy to co realnie istniejące ustępowało przed subiektywnie kształtowanym ideałem. Pojawiło się przekonanie, że to co rozumne i uniwersalne wiąże się z władzą polityczną - stąd przełomowość Makiawela i rozwój myśli absolutystycznej, a religijność to idealizacja odrywająca się od tego co zastane - stąd "sola gratia", "sola scriptura". Były to pierwsze kroki postchrześcijaństwa. Chciano bronić chrześcijaństwa wyrywając je ze szponów "tego świata" - potępiając naturę i odrzucając filozofię, popchnięto je, już intelektualnie zfragmentyzowane i zpoganizowane na podobieństwo lokalnych kultów w ramiona coraz bardziej nagiej władzy kształtującej się w ideologiach renesansu.

Ale czym jest ideał? Nie taki platoński, przebywający w wiecznym niebie filozofów, ale taki nowożytny. Jest zestawieniem ludzkich pragnień, marzeń i wyobrażeń. A jednak rzeczywistość Kościoła Chrystusowego to rzeczywistość natury i łaski, a łaska jest darmo dana człowiekowi, nie ma na nią wpływu żadne nasze chcenie. Można powiedzieć, że ludzkie pragnienie nie jest żądaniem łaski i być nie może, chociaż czasem zdaje nam się inaczej. Marcin Luter uczynił ze swojego ideału, swojego pragnienia żądanie i znalazł się poza Kościołem ze swoim "ideałem Kościoła", który okazał się subiektywnym fantazmatem. Zaczęło wtedy wydawać się, że to co wyobrażone, idealne może być równie realne jak to co istniejące, choć to człowiek był źródłem tego ideału, nie mającego żadnej trwałej i ciągłej ziemskiej genealogii, mogącej potwierdzić jego Boskie zakorzenienie. Inna jeszcze sprawa, czy byłby dr Luter zadowolony ze swych dzisiejszych synów duchowych odrzucających wiele elementów wiary, uznawanych przez niego za prawdziwe? Z czasem okazało się, że "sola fides", "sola scriptura", etc. to tylko ramy formalne, a nie trwałe zasady wiary - można je wypełnić dowolną treścią. Takie są konsekwencje subiektywizmu i idealizmu. Reformacja występując przeciwko Tradycji, sama poczynając od błędu porzucenia dotychczasowych zasad wiary, stworzyła w nieunikniony sposób własną tradycję zbudowaną jednak na innych zasadach niż Kościół apostołów trwający do dziś w Kościele papieży, podważaną nieustannie przez kolejnych "jeszcze prawdziwszych" słuchaczy Pisma Świętego. Dlatego też katolicka odpowiedź na pytanie o idealny Kościół powinna brzmieć: nie idealny, a nadprzyrodzony!

Tomasz Rowiński


Tomasz Rowiński

(1981), senior research fellow w projekcie Ordo Iuris: Cywilizacja Instytutu Ordo Iuris, redaktor "Christianitas", redaktor portalu Afirmacja.info, historyk idei, publicysta, autor książek; wydał m. in "Bękarty Dantego. Szkice o zanikaniu i odradzaniu się widzialnego chrześcijaństwa", "Królestwo nie z tego świata. O zasadach Polski katolickiej na podstawie wydarzeń nowszych i dawniejszych", "Turbopapiestwo. O dynamice pewnego kryzysu", "Anachroniczna nowoczesność. Eseje o cywilizacji przemocy". Mieszka w Książenicach koło Grodziska Mazowieckiego.