Na przełomie lutego i marca razem z rodziną i grupą przyjaciół związanych duchowo ze Wspólnotą Błogosławieństw odwiedziliśmy jeden z jej domów. Te kilka dni, kiedy relacje z ludźmi nie były zmediatyzowane przez pocztę internetową, czat, skype'a, czy facebooka, ale faktycznie uwspólnotowione, zamieniły pierwotnie radosny powrót do codziennych obowiązków - związanych z stałym komunikowaniem się ze światem za pomocą wirtualnych narzędzi, w doświadczenie zmęczenia. Powrót ten faktycznie nie był miły - trochę podobny do ponownego wpasowywania się w tryby maszyny, której częścią przez moment przestało się być. Podzieliłem się tym doświadczeniem, już za pomocą facebooka, z innymi uczestnikami wirtualnej machiny i zaraz otrzymałem odpowiedź, że może powinienem zostać ascetą słupnikiem, skoro rzeczywistość mi nie odpowiada. Pomyślałem, że to naprawdę paradoksalne. Komentarz ten, bowiem zawierał prostą sugestię, że realne jest to, co nazywamy wirtualnym, a ten niewielki obszar świata, gdzie miałem szansę na relacje niezapośredniczone, zanurzone w nieco głębszym kontekście, są de facto - ucieczką od rzeczywistości, czyli wirtualnością. Drogą takiego myślenia wirtualne staje się to, co naturalne, niezapośredniczone, to, co duchowe czy religijne. Wreszcie to, co nadprzyrodzone, a realne, życiowe to, co z zasady jest otoczone elementem iluzyjności, czyli obraz z monitora etc.. Odparłem na to, że daleki jestem od "pogardy świata", ale też sam się zadziwiłem nieokreślonością własnego sformułowania, ponieważ trudno już było mi określić, co jest właściwie owym światem, którym miałbym pogardzać lub nie. Czy bowiem faktycznie jak słupnik uciekłem od rzeczywistości do Wspólnoty i wykazałem swoją niedojrzałość w akceptowaniu świata, czy raczej odczuwalne zmęczenie duchowe i psychiczne po powrocie z podróży jest wynikiem jakiegoś ruchu obronnego wobec przymusowej ucieczki od prawdziwego Bożego świata, który funduje nam technika?
Odpowiedź musi być w pewnej mierze pośrednia. Zawsze istnieje możliwość stłumienia w sobie obronnych odruchów przeciw wciągnięciu w wirtualne tryby i wejścia w wykreowany awatar rzeczywistości jak w quasi wieczność, gdzie czujemy się lepiej niż wśród nużących, męczących i wymagających wysiłku ludzkich relacji. Można też zapomnieć o świecie naszych odpowiedzialności uchodząc na nieprawdziwy słup odcinający nas od realnych struktur życia, wśród których zostaliśmy postawieni - nie ma to wiele wspólnego z rzeczywistym słupnictwem - Szymon Słupnik był wpływową postacią swoich czasów, żywo obecną w kościelnych i politycznych sporach swoich czasów.
Chciałoby się to wszystko spuentować łatwo, przez powiedzenie, że lepiej stać na ziemi, ponieważ wtedy prościej odróżnić, co jest realne a co wirtualne. Taka perspektywa sprawia, że realne wtedy staje się to, co niezapośredniczone, a wiec przy zachowaniu ostrożności - bardziej słupnictwo niż surfowanie w wirtualu. Kłopot w tym, że słupnik także nie stoi na ziemi. Wtedy okazuje się, że bez powiązania tego, co rzeczywiste bardziej z łaską niż ziemią, nie dokonamy żadnego rozeznania.
Tomasz Rowiński
(1981), redaktor "Christianitas", redaktor portalu Afirmacja.info, publicysta poralu Aleteia.org, senior research fellow w projekcie Ordo Iuris: Cywilizacja Instytutu Ordo Iuris, historyk idei, publicysta, autor książek; wydał m. in "Bękarty Dantego. Szkice o zanikaniu i odradzaniu się widzialnego chrześcijaństwa", "Królestwo nie z tego świata. O zasadach Polski katolickiej na podstawie wydarzeń nowszych i dawniejszych", "Turbopapiestwo. O dynamice pewnego kryzysu", "Anachroniczna nowoczesność. Eseje o cywilizacji przemocy". Mieszka w Książenicach koło Grodziska Mazowieckiego.
Komentarze