Komentarze
2011.08.31 12:30

Katolik i rebeliant

Po krótkim tekście krążącym wokół doświadczenia religijnego brytyjskich katolików, których losy wypełniają karty powieści „Znowu w Brideshead” – znowu – trafiłem na podobny wątek, choć w zupełnie innym „tekście kultury”. A właściwie nie tekście, ale filmie. W dodatku tym razem było to niespodziewane.

Obejrzałem wreszcie, z kilkuletnim opóźnieniem „Rebelianta”, przebój hinduskiego kina, skrojony na europejską miarę, z dużym budżetem, przeznaczony dla odbiorcy zachodniego. O nie, to zdecydowanie nie jest produkcja niszowa dla studyjnych kin – po prostu kino bollywoodzkie z rozmachem. Tym co różni ten film od większości produkcji z bollywood, jakie pojawiły się w Polsce jest eksploracja wątków nie obyczajowo-rozrywkowych, ale polityczno-historycznych. Nie dziwi to tak bardzo jeśli spojrzeć jakie filmy w swoim dorobku ma Aamir Khan, odtwórca w głównej roli „Rebelianta”. Możemy znać do z takich „politycznych” bollywoodów jak „Unicestwienie” („Fanaa”), czy „Kolor szafranu” („Rang de basanti”).

„Rebeliant” opowiada losy Mangala Pandeya – żołnierza wojsk Kompanii Wschodnioindyjskiej, który sprowokował w latach 50. XIX wieku wybuch powstania sipajów – pierwszej dużej wyzwoleńczej wojny Hindusów przeciwko Brytyjczykom. A bardziej jeszcze, niż przeciwko Brytyjczykom to właśnie przeciw Kompanii – olbrzymiemu przedsiębiorstwu będącemu jedynym koncesjonowanym zarządcą subkontynentu indyjskiego. A aż do powstania sipajów Indie przypominały największy w historii folwark oddany w dzierżawę korporacji. W jednym z dialogów Mangal Pandey zadaje pytanie swojemu przyjacielowi pochodzącemu z Glasgow, czym właściwie jest Kompania, na to kapitan Gordon odpowiada mitologicznie – w „Ramajanie” pojawia się postać dziesięciogłowego demona Rawana – Kompania jest jak Rawan. Rozmycie odpowiedzialności, rozległość struktur, wszechwładza oparta o zasadę zysku – ty była Kompania Wschodnioindyjska.

Właśnie razem z kapitanem Gordonem pojawia się „wątek katolicki” – zaskakujący dlatego, że zwykle twórcy kina bollywoodzkiego pozwalają swoim bohaterom swobodnie i równocześnie odwiedzać różnorakie kościoły chrześcijańskie, świątynie hinduistyczne i meczety. Można to zrozumieć z perspektywy pedagogicznej – w kraju, który wciąż żyje w zagrożeniu konfliktów religijnych, szczególnie hinduistyczno-islamskiego z określoną domieszką niechęci obydwu tych grup do chrześcijan, trudno w popularnym i rozrywkowym kinie o inną wykładnię przyjacielskich stosunków pomiędzy religiami. Zwykle trudności na tym polu pokazują te bollywoodzkie obrazy, które porzucają czysto rozrywkowy charakter – należą do nich choćby wspomniane filmy Aamira Khana, czy takie obrazy jak już nie bollywoodzki, a tamilski film „Bombay” – w całości poświęcony nienawiści religijnej pomiędzy muzułmanami a hinduistami. Nigdy jednak, nawet w najbardziej wyrafinowanych scenariuszach nie pojawia wątek różnicowania chrześcijan, nie mówiąc o nadawaniu temu jakiegoś szczególnego znaczenia.

Katolicyzm kapitana Wiliama Gordona zostaje ujawniony w scenie, gdy objaśnia on pewnej nieświadomej damie, w obecności zebranej elity Kompanii, nieprawość funkcjonowania korporacji. Rzecz dotyczyła uprawy maku, z którego jak wiadomo produkuje się opium. Opowieść Gordona zostaje przerywana drwiną i próbą religijnej demaskacji.

- Kapitanie Gordon, miałeś też śpiewać...

- Obawiam się, że nie znam tej pieśni.

- Kim ty jesteś, jakimś poganinem? Nie uczą was tego w szkołach?

- Nie, sir.

- A powinni. Do której szkoły pan uczęszczał? Niech zgadnę, to nie było Marlborough ani Rugby?

- Nie sir, pochodzę z katolickiej rodziny. Z Glasgow. Uczęszczałem do szkoły parafialnej.

- Papista! Myśląc o tej materii, nie widziałem pana w kościele. Zapewne był pan ze swoimi słynnymi kurtyzanami.

Gordon jednak niezrażony kontynuuje opowieść doprowadzając uczestników spotkania do konsternacji. Film nie ma jednak jednoznacznej wymowy antyeuropejskiej. Z jednej strony widzimy brutalność Anglików, ich przekonanie o cywilizacyjnej misji, które często nie znajduje potwierdzenia w metodach działania. Równocześnie Hindusi wciąż tkwią w systemie kastowym, palą wdowy razem ze zwłokami ich mężów, kolaborują na potęgę z zarówno z Kompanią jak i przemytnikami, którzy jeszcze bardziej nękają rolnicze społeczeństwo. Oczywiście nie ma prostych rozwiązań – wysłana z Królestwa inspekcja mająca ukrócić korupcje w Kompanii owszem uderza w nieprawidłowości korporacji, ale równocześnie w nie do końca świadomych swojej sytuacji hinduskich chłopów. Na tym tle kapitan Gordon jest jedyną prawą postacią – nie jest on jednak w żadnym wypadku nadczłowiekiem, raczej realistą, który wie, że funkcjonuje w upadłym świecie i bierze w nim udział tylko w takim stopniu w jakim musi. Do tego, będąc oficerem przyjaźni się Mangalem – czarnym sipajem, zwykłym żołnierzem (granym przez Aamira Khana). Charakterystyczne, że podczas próby linczu na Mangalu, któremu zapobiega Gordon, jeden z angielskich oprawców rzuca mu na pożegnanie – „Ty nawet nie jesteś biały”. Być może to tylko aluzja do przyjaźni z Pandeyem, ale bardzo wypowiedź ta pasuje do katolicyzmu Gordona, który jest przez to „dzieckiem gorszego Boga”. Pogarda otaczająca katolików w anglikańskim Królestwie i Dominium czyni prawdopodobną taką motywację obelgi.

Postawa buntu u Pandeya ewoluuje znów od sprzeciwu czysto religijnego, do postawy patriotycznej. Kiedy postrzelony leży w szpitalu mówi do kapitana Gordona o sytuacji Indii: „Teraz wszyscy jesteśmy nietykalni” porównując wszystkich Hindusów do najniższej z kast.

Zatem mamy dwóch bohaterów stojących poza nawiasem społecznym - dwóch nieczystych. Wśród filmowych perypetii kapitan Gordon naraża się także społeczności lokalnej ratując niczym Phileas Fogg piękną wdowę z płomieni śmiertelnego stosu jej męża. Jak wspomniałem nie jest człowiekiem bez skazy – i bardzo w tym przypomina bohaterów „Znowu w Brideshead”. Pomiędzy nim a uratowaną dziewczyną zawiązuje się romans. Jednak nawet „życie w grzechu” (używając prostolinijnego wyrażenia lorda Brideshead) nie przekreśla zasadniczej odmienności, która jest jego piętnem i jarzmem zrozumiałym od chwili rozerwania przesłony otaczającej jego religijność. Gdy Pandey zostaje ujęty i postawiony przed sądem jako prowodyr buntu kapitan Gordon próbuje go bronić, choć wiadomo, że nie ma to szansy powodzenia. Rzecz kończy się dla niego pozbawieniem dowództwa. Fantazja scenarzysty na koniec przypisuje mu decyzję o przyłączeniu się do powstania. Jeśli tak miałoby być to znając losy sipajów trzeba być pewnym, że była to decyzja o dobrowolnym przyjęciu śmierci (dezercja, zdrada).

Czy odmienność Gordona wynikała z jego katolicyzmu? Być może. Być może także katolicyzm oddzielał go od rozkoszy konformizmu jakie musiały powstawać ze zjednoczenia interesów, władzy i odniesień religijnych, które były doświadczeniem angielskim. Wszystko zamykało się w jednym kręgu wspólnoty etnicznej, narodowej i religijnej, która to jedność nigdy nie może stać się udziałem trzeźwego katolika, zawsze mającego swoje „poza”, wskazujące na porządek wyższy, często odmienny od doczesnego niedoskonałego ładu . Różnie to „poza” może się realizować – może być to odniesienie do papiestwa, do uniwersalimu, ale także do marginalności i pogardzania katolickiej egzystencji w sferach, w których się porusza. Łaska różne znajduje kanały. Jeszcze jedna ważna, być może "bridesheadowska" uwaga, kapitan Wiliam Gordon na pierwszy rzut oka niczym się nie różnił od innych oficerów, od innych Brytyjczyków.

Zastanawiające jest jednak skąd pojawił się ten wątek katolicki – być może to tylko zbieg okoliczności w wyobraźni scenarzystów, a być może to owszem wyobraźnia, ale symboliczna, czy historyczna trwająca w Indiach, naleciałość długiego czasu brytyjskiej dominacji. Oznaczałoby, że Indie zauważyły i zapisały w swojej pamięci tę katolicką, już może minioną, odmienność tak przejmująco opisaną przez Evelyna Waugh w „Znowu w Brideshead”. Nawet jeśli przypisuję twórcom „Rebelianta” coś czego nie brali pod uwagę lub coś co jest moją własną projekcją warto było przytoczyć ten wątek ponieważ jest w nim niewątpliwie – przywołując angielskiego konwertytę – promień „niewidzialnego światła”.

Tomasz Rowiński


Tomasz Rowiński

(1981), redaktor "Christianitas", redaktor portalu Afirmacja.info, publicysta poralu Aleteia.org, senior research fellow w projekcie Ordo Iuris: Cywilizacja Instytutu Ordo Iuris, historyk idei, publicysta, autor książek; wydał m. in "Bękarty Dantego. Szkice o zanikaniu i odradzaniu się widzialnego chrześcijaństwa", "Królestwo nie z tego świata. O zasadach Polski katolickiej na podstawie wydarzeń nowszych i dawniejszych", "Turbopapiestwo. O dynamice pewnego kryzysu", "Anachroniczna nowoczesność. Eseje o cywilizacji przemocy". Mieszka w Książenicach koło Grodziska Mazowieckiego.